Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 czerwca 2006, 13:34

Half-Life 2: Episode One - recenzja gry

Akcja epizodu pierwszego rozpoczyna się tuż po pamiętnych wydarzeniach w Cytadeli, jakie miały miejsce w końcowych scenach Half-Life’a 2. Gordon Freeman zostaje odnaleziony w rumowisku przez pieska, mechanicznego przyjaciela Alyx Vance.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kiedy gra odnosi tak wielki sukces, jak Half-Life 2 (ponad cztery miliony sprzedanych egzemplarzy), powstanie oficjalnego dodatku jest tylko kwestią czasu. Zanim jednak Aftermath – bo tak pierwotnie miało nazywać się rozszerzenie – ujrzało światło dzienne, włodarze firmy Valve zdecydowali się na inny krok. Zmiana tytułu na Episode One nie była wyłącznie kosmetyczna. Autorzy gry dali jasno do zrozumienia, że czeka nas nie jedno, ale kilka rozszerzeń, wydawanych w długich odstępach czasowych. Dziś, po ponad dziewiętnastu miesiącach od momentu debiutu rynkowego Half-Life’a 2, pierwszy dodatek jest już faktem. Sprawdźmy zatem, co też takiego ciekawego przygotowała firma Valve.

Akcja epizodu pierwszego rozpoczyna się tuż po pamiętnych wydarzeniach w Cytadeli, jakie miały miejsce w końcowych scenach Half-Life’a 2. Gordon Freeman zostaje odnaleziony w rumowisku przez pieska, mechanicznego przyjaciela Alyx Vance. Po szybkiej konsultacji z doktorem Kleinerem, nasi bohaterowie postanawiają ulotnić się z City 17, zapobiegając najpierw przedwczesnej eksplozji Cytadeli. Karkołomna ucieczka jest tematem przewodnim rozszerzenia. Niemal przez całą grę czujemy na sobie oddech prześladowców, którzy za wszelką cenę starają się dopaść głównych bohaterów i pogrzebać ich w zrujnowanym mieście.

Pierwszy kontakt z omawianym rozszerzeniem przynosi małe rozczarowanie. Autorzy pokusili się zaledwie o pięć rozdziałów. Biorąc pod uwagę, że od momentu publikacji podstawowej wersji gry minęło ponad półtora roku, taka liczba wzbudziła we mnie śmiech. Oczywiście sprawa przedstawiałaby się zupełnie inaczej, gdyby poszczególne odcinki były porównywalne pod względem rozmiarów do takich poziomów jak Water Hazard czy Anticitizen One. Nie ma jednak tak dobrze. Ku mojemu przerażeniu okazało się, że całość można ukończyć podczas pierwszego posiedzenia w niewiele ponad cztery godziny. Nie jestem zwolennikiem twierdzenia, że koszt gry powinien wpływać na ostateczną ocenę programu, ale w tym wypadku naprawdę warto zastanowić się, czy dobrze jest ponosić spory skądinąd wydatek na tak krótki epizod. Bez względu na to, jak dobre jest to rozszerzenie, na końcu i tak czeka nas rozczarowanie oraz ochota na więcej...

Alyx Vance aktywnie pomaga nam eksterminować wrogów.

Drugą wadą tego dodatku jest brak większych usprawnień w stosunku do pierwowzoru. Jedyną innowacją jest tak naprawdę kolejny zombie – bardzo szybki i niebezpieczny. Nie znajdziemy tu premierowych pukawek, trudno też doszukać się nowatorskich rozwiązań w kwestii zagadek. Na dobrą sprawę każdy weteran Half-Life’a 2 bez kłopotów poradzi sobie z wyzwaniami intelektualnymi, jakie oferuje Episode One. Cały czas odnosiłem wrażenie, że „gdzieś już to widziałem” i odnajdywałem rozwiązanie problemu w mgnieniu oka. Nie oznacza to oczywiście, że jakość zagadek jest słaba – wręcz przeciwnie – ale spodziewałem się czegoś więcej, tym bardziej, że autorzy deklarowali w zapowiedziach rozwinięcie tego aspektu rozgrywki.

Czym więc jest Half-Life 2: Episode One? Przede wszystkim udaną realizacją pomysłów, które zostały wcześniej z powodzeniem wykorzystane w pierwowzorze. Absolutnie nie ma tu mowy o rewolucji. Epizod pierwszy to po prostu pakiet dodatkowych leveli, które równie dobrze mogłyby być zaimplementowane w podstawowej wersji gry. Jeśli odpowiada nam takie podejście do tematu, będziemy bawić się doskonale. Jeśli szukamy istotnych nowości, srodze się zawiedziemy.

Skoro już wiemy, czym jest pierwszy epizod, przyjrzymy mu się trochę bliżej. Jak już zapewne doskonale wiecie, autorzy postawili w tym rozszerzeniu na postać urodziwej Alyx Vance. Dziewczyna chodzi za Gordonem niemal przez całą rozgrywkę i co najważniejsze, pełni w zabawie naprawdę istotną rolę. Nasza towarzyszka nie tylko pomaga otwierać zamknięte przejścia, ale również aktywnie uczestniczy w walce z wrogiem. Ten ostatni aspekt budzi zresztą mój duży podziw. Panna Vance z powodzeniem eksterminuje wrogów z dystansu, jak również świetnie walczy wręcz. Cały czas ma się wrażenie, że jej reakcje są niezwykle naturalne i niezaplanowane. Z pewnością należy to zaliczyć autorom na plus. Bałem się, że ślicznotka będzie wyłącznie kulą u nogi – okazało się, że jest zupełnie odwrotnie. Co prawda nie udało się uniknąć irytujących błędów związanych z blokowaniem przejścia, ale zdarza się to na tyle rzadko, że nie mają one większego wpływu na wrażenia płynące z rozgrywki.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.