autor: Krzysztof Gonciarz
The Elder Scrolls IV: Oblivion - recenzja gry
Najbardziej wyczekiwana gra ostatnich miesięcy ląduje z wielkim hukiem i od razu udowadnia, że śmiało można ją wymieniać obok najlepszych RPG-ów w historii.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wrota otwarte. Czekaliśmy, aż się doczekaliśmy. Od kilku dni śmiało możemy zatapiać zęby i szpony w najnowszym dziecku Bethesda Softworks, rozkoszując się każdą chwilą spędzoną w baśniowym świecie weń zawartym. Mówi się, że idealnym sposobem na to, by nie cierpieć z powodu nie spełnionych oczekiwań jest nie nastawiać się. Tym razem jednak nie dało się. Czy byli jacykolwiek sceptycy? Czy ktoś wątpił? Pewnie tak, ale było to jak wątpienie w zwycięstwo drużyny prowadzącej w lidze z przyszłym spadkowiczem. Wypadki chodzą po ludziach, ale nie tu i nie dziś. Dziś otwieramy szampany i gratulujemy sobie nawzajem fajnego hobby. I tego dnia niech nam zazdroszczą ci, którzy od gier wideo wolą siedzenie przed telewizorem czy malowanie figurek. Patrzcie, jak dobrze się bawimy. Patrzcie i zazdrośćcie.
Zawiązanie głównego wątku fabularnego gry znane było już od dłuższego czasu. Przygodę rozpoczynamy jako więzień o nieokreślonej przeszłości, zamknięty na cztery spusty w lochach Imperial City. Sytuacja nie jest zbyt ciekawa, o czym szyderczo powiadamia nas współtowarzysz niedoli z przeciwległej strony korytarza. Nagle słyszymy kroki nadchodzącego oddziału straży. To gwardia samego cesarza, który ucieka przed atakiem zamachowców. Tajne przejście, którym władca wyprowadzony ma zostać poza miasto, wiedzie właśnie przez twoją celę. Chcąc nie chcąc, ruszasz w drogę wraz z cesarską świtą tylko po to, by wkrótce stać się świadkiem śmierci monarchy. W ostatnich chwilach swego życia zobowiązuje cię on do dostarczenia bezcennego Amuletu Królów przywódcy jego osobistej armii, niejakiemu Jauffre’owi. Uciekasz więc na wolność, trzymając w kieszeni być może najważniejszy przedmiot w całym Tamriel. To, czy posłusznie pospieszysz wypełnić swoją misję, czy też w pierwszej kolejności wykonasz kilkadziesiąt innych, pomniejszych questów, zależy już tylko i wyłącznie od ciebie. Witaj w Cyrodiil, graczu. I żegnaj zarazem, jako że jeśli raz weń wsiąkniesz, nieprędko będziesz w stanie wrócić do rzeczywistości.
Kreacja bohatera dokonuje się w kilku etapach. Na samym początku wybieramy imię, rasę oraz aparycję naszego herosa. W tej ostatniej kategorii do naszej dyspozycji oddano dziesiątki suwaczków, odpowiedzialnych za rozmaite krzywizny twarzy i kolory obtaczających ją tekstur. Choć nie jest łatwo stworzyć tu kogoś naprawdę ładnego, trudno wyobrazić sobie dwie identyczne postacie zaprojektowane w ten sposób niezależnie od siebie. Poczucie indywidualności i wolności towarzyszy nam już od samego początku.