Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 sierpnia 2005, 13:12

autor: Piotr Deja

The Bard's Tale: Opowieści Barda - recenzja gry

Jak seria Naga broń wyśmiewa filmy akcji, tak Opowieści Barda parodiują gry cRPG, a szczególnie powtarzające się w nich nielogiczności. Do tego zapewniaja sporo zabawy w dobrym, cRPG-owym stylu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Branża gier komputerowych coraz bardziej przypomina branżę filmową. Różnic jest coraz mniej, a jedną z nich – która powoli zmienia się w podobieństwo – jest fakt istnienia gier i filmów celowo naśladujące inne, w całości lub powielając pewne elementy i przestawiając je w krzywym zwierciadle. Słowem – parodie. Gier-parodii jest bardzo mało, ale The Bard’s Tale powiększa to wąskie grono i robi to w jak najlepszym stylu. Jak seria Naga broń wyśmiewa filmy akcji, tak The Bard’s Tale parodiuje gry cRPG, a szczególnie wciąż powtarzające się w nich nielogiczności. Do tego zapewnia sporo zabawy w dobrym, action-RPG-owym stylu. Jeśli interesuje Was jak dokładniej wygląda najnowsze dzieło Briana Fargo, producenta starego The Bard’s Tale sprzed ery pecetów, współtwórcy m.in. Fallouta i Neuromancera – to zapraszam do recenzji.

Jak już wspomniałem, jedną z podstawowych i ogromnych jednocześnie zalet gry jest humor. Nie chamski i prostacki, ale iście w monty-pythonowskim stylu. Jeśli kiedykolwiek wkurzaliście się na coś, co było w cRPG-ach bezsensowne, to prawie na pewno spotkacie taki motyw w grze. Standardowy quest ze szczurem, wypadające ze zwierząt przedmioty, księżniczki uwięzione na wysokich wieżach (czemu nie budują parterowych wież?), niewidzialne ściany ograniczające ruch, „wybrańcy” ratujący świat, kradzież rzeczy z cudzych skrzyń... Przykłady można by mnożyć i mnożyć. Całości dopełniają dwie osoby – pierwsza to tytułowy bard. Sarkastyczny i sprytny koleś, który nie ukrywa że tak naprawdę interesują go tylko kobiety i pieniądze, i z tych też powodów postanawia zabrać się za proponowane mu zadanie. Druga osoba to... narrator. Jest równie cyniczny co bohater główny, a do tego korzysta ze swojej roli obserwatora i śmieje się z poczynań barda. Jeśli ten ostatni zginie, to narrator komentuje np. stwierdzając, że jest to jego najszczęśliwszy dzień w życiu. A już przekomiczne są rozmowy bohatera i narratora, szczególnie jeśli inne postacie uczestniczą w rozmowie. Istny absurd. Jego miłośnicy powinni koniecznie zagrać w The Bard’s Tale.

Trowi Triplet nie raz uraczy nas wspaniałą pieśnią.

Sam humor mógłby nie wystarczyć do tego, by przyciągnąć uwagę graczy, tym bardziej jeśli gra kończyłaby się zbyt szybko i nie byłaby interesująca. O to jednak nie musimy się martwić. Co prawda nie mamy zbyt wiele do powiedzenia w kwestii wyboru postaci – będzie nią zawsze bard – jednak możemy go potem rozwijać tak, jak chcemy. Barda opisuje sześć współczynników, do tego dochodzą umiejętności, które możemy wybierać co kilka poziomów doświadczenia. Umiejętności jest sporo – np. walka mieczem i sztyletem jednocześnie, potrójny strzał z łuku, krytyczne uderzenie i tym podobne. Magia oczywiście występuje, ale w dość nietypowej postaci. Nie rzucamy czarów w stylu ognistych kul czy piorunów. Mamy magiczne instrumenty – flety, lutnie, a nawet specjalny topór, na którym można grać jak na gitarze elektrycznej. Grą i śpiewem przyzywamy towarzyszy – jest tu szesnaście rodzajów istot, a każda ma dwie wersje – zwykłą i ulepszoną. Począwszy od elektrycznych pająków paraliżujących przeciwników, żywiołaków ciskających ogniste kule, poprzez olbrzymów miotających głazami i skąpo ubrane zabójczynie, aż do leczących barda i jego przyjaciół staruch, czy odzianych w zbroję rycerzy. Drugim przejawem magii są cztery artefakty, a każdy z nich posiada trzy moce. Pierwszy zdobędziemy na samym początku, pozostałe – w trakcie gry. Moce są różne, jedne leczą, drugie otaczają barda ostrymi jak brzytwa toporami, inne sprowadzają huragany i deszcze ognia, a jeszcze inne trują i unieruchamiają przeciwników.

To wszystko razem sprawia, że w walce (a tej jest dużo) mamy wiele opcji i możliwości do wyboru. Jeśli wolisz walczyć bezpośrednio, to przywołaj towarzyszy walczących na zasięg oraz moc, która otoczy cię toporami. Możesz również stać za plecami przyjaciół i z łuku szyć do wrogów. Przez to wszystko The Bard’s Tale lekko odbiega od standardów, jednak nie wykracza poza cRPG-i. To jednak nie koniec zmian. Ciekawym aspektem gry jest podejście do znajdywanych przedmiotów. Większość od razu zamienia się w srebro (bo srebro jest tu głównym środkiem płatniczym, nie złoto), a jeśli np. znajdziemy miecz lepszy od tego, który aktualnie posiadamy, to poprzedni również automatycznie zamieni się w srebro. Trzeba przyznać, że jest to praktyczne i zapobiega sztucznemu wydłużaniu gry poprzez ciągłe kursy do sklepów, by sprzedać wszystko, co zdobyliśmy, choć na początku podchodziłem do tego dość sceptycznie. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma żadnych kupców – są, i warto ich odwiedzić, ponieważ oferują zazwyczaj lepszą broń i zbroję niż ta, którą aktualnie posiadamy. Do tego można kupić nowe, pozwalające przyzywać więcej istot instrumenty, oraz mapy skarbów, dzięki którym na mapie głównej uzyskamy dostęp do nowych lokacji. Osobne miejsce w plecaku barda przeznaczone jest na specjalne amulety, podnoszące współczynniki – jest ich razem dwadzieścia pięć. Szkoda tylko, że w jednej grze nie ma możliwości uzbierania wszystkich. Leczymy się w kościołach u kapłanów, po uprzednim rzuceniu paru srebrników na tacę. Co ciekawe, odpowiednie sumy odblokowują dostęp do pieśni, artworków i animacji. Z kolei trunki w barach podnoszą i/lub obniżają na pewien czas różne statystyki.

W pewnej karczmie możemy dać przedstawienie. Co ciekawe, przywołani towarzysze tańczą razem z nami!

Dobry cRPG nie może się obyć bez ciekawych questów. Tego też nie zabraknie w The Bard’s Tale. Znaczna większość zadań odbiega od typowych schematów lub specjalnie je powiela, jednocześnie kpiąc sobie z nich. A to szczur w karczmie okazuje się być nie małym futerkowym stworzeniem lecz potężną bestią ziejącą ogniem, a to bard zostaje rozpoznany przez jego niby dawną miłość, można też przez przypadek zniszczyć parę wiosek zamiast je uratować. Gra okraszona jest świetnymi piosenkami – o piwie, o wybrańcach, o bestiach siejących zniszczenie – z czego jedną (bestię, nie pieśń) sprowadza bard, a śpiewając z innymi bywalcami karczmy o pewnym idiocie zdaje sobie sprawę że śpiewa... o sobie. Niestety, im dłużej gramy, tym pobocznych zadań jest mniej, a siekaniny więcej. Właściwie od jakiejś połowy gry czekają na nas tylko zadania główne. Sytuację ratuje to, że prawie wszędzie możemy wrócić, a niektóre lokacje się zmieniają, tj. tętniące życiem w pierwszym rozdziale Houton, gdzie zaczynamy grę, zostaje potem opanowane przez hordy umarlaków. Gra podzielona jest na czternaście rozdziałów, z czego kilka to rozdziały nieobowiązkowe, choć jak zwykle – lepiej je odwiedzić, wykonać zadania, zebrać doświadczenie i przedmioty. Wszystko zespala spójna, ciekawa i dość oryginalna fabuła, z trzema różnymi zakończeniami, z czego jedno to po prostu wycofanie się.

Na dialogi również mamy pewien wpływ. Choć w większości przypadków są to tylko kwestie wypowiadane na przemian przez bohatera i postać, z którą gadamy, możemy czasami być mili lub nie. I nie można tego mylić z byciem złym lub dobrym, bo nie zawsze bycie miłym owocuje. Ostre słowa mogą np. zrobić wrażenie na karczmarce, którą uwolniliśmy od problemu wspominanego już gigantycznego szczura. Udostępni nam ona swoje łoże, co wcale nie oznacza że sama znajdzie sobie inne. Jeśli bylibyśmy mili, to nocowalibyśmy w stajni. Bycie miłym lub nie ma czasami wpływ na to, co lub kogo spotkamy w dalszej części gry. Jeśli byliśmy mili dla małego pieska w Houton i pozwoliliśmy mu się przyłączyć, to później w paru momentach gra potoczy się inaczej.

Plusem gry jest różnorodność lokacji i przeciwników. Spokojne lub zniszczone wioski, farmy, gęste lasy, wzgórza, równiny, ośnieżone górskie szczyty, brudne miasta, zatopione jaskinie, podziemne rzeki, lochy wikingów, ruiny – to wszystko odwiedzimy wędrując naszym bardem. Powalczymy m.in. z wilkami, dzikami, Trowami (taka odmiana goblinów), rzucającymi zaklęcia druidami, chodzącymi roślinkami, rycerzami z brązu i żelaza... Do tego dochodzą zombie, szkielety, przypominające salamandry finfolki, wikingowie (w wersji żywej i martwej) i wiele innych. Prócz zwykłych przeciwników często będziemy spotykać najróżniejszych bossów, od zwykłych, niemagicznych acz narowistych koników, poprzez dowódców Trowów aż do istot piekielnych. Każdy boss atakuje w inny sposób i wymaga odrobinę innej taktyki, co jest dodatkową zaletą.

A oto Haggis. Potwór utworzony z ożywionych mięsnych odpadków. Prawda że uroczy?

Grafika jest prześliczna, krajobrazy piękne, a postacie doskonale dopracowane. Postacie ruszają ustami, wymieniają spojrzenia, widać mimikę twarzy. Otoczenie żyje, ptaki latają wokół, trawa porusza się na wietrze, zboże ugina pod stopami, a woda cudownie faluje. A już niesamowicie wygląda przejażdżka na krze lodowej po zimnej rzece – jeśli bard i jego towarzysze staną na jednej ze stron, to „środek transportu” lekko się zatapia. Podobnie nie mam żadnych zastrzeżeń do głosów postaci, dźwięków otoczenia, walki, muzyki – wszystko stoi na najwyższym poziomie i jest dobrane (szczególnie głos narratora i barda) mistrzowsko.

Nie obyło się jednak bez wad. Najgorsza rzecz to sterowanie kamerą, a raczej jego brak. Możemy ją obracać, leciutko przybliżyć lub oddalić, lecz nie ma możliwości zmiany jej kąta nachylenia. A to bardzo ważne, bo wszystko widać z góry i bardzo łatwo może to zdenerwować. Nie da rady grać bez włączonej mapy na ekranie – wtedy szansa że zabłądzimy znacznie się zmniejsza. Problem tylko w tym, że mapa zasłania część ekranu i zamiast podziwiać soczystą grafikę, patrzymy na białe kontury mapki. Oczywiście, jak do wszystkiego, i do tego można się przyzwyczaić, lecz trzeba jasno powiedzieć – jest to niewygodne i przeszkadza.

Drugą sprawą są dłużyzny w dwóch postaciach. Są poboczne zadania, owszem, ale jest też mnóstwo siekaniny. Solidnie się wkurzyłem, kiedy po wybiciu trzech poziomów wieży z przeciwników i pokonaniu jej strażnika okazało się, że wbiegli do niej druidzi i zapełnili piętra, co oznaczało dodatkową mokrą robotę w lokacjach, w których już byłem. To twórcy mogli już sobie darować, zamiast tego pomyśleć chociażby o jakichś zagadkach. Dużo też trzeba się nabiegać,. W pewnym momencie człowiek zamiast walczyć ponownie z tymi samymi przeciwnikami w tych samych miejscach po prostu biegnie przed siebie i wrogów omija. Zdecydowanie za dużo walki i za dużo chodzenia. A na dodatek – gra jest za krótka. Szpony fabuły i humoru siedzą w nas głęboko i nie można się oderwać, i już nawet siekanie potworków nie jest takie złe, bo jesteśmy po prostu ciekawi co dalej... ale grę można skończyć w kilka dni – i to nie grając non-stop.

Dla niektórych wadą może być również to, iż gry nie można zapisać wtedy kiedy się chce, a tylko w określonych punktach. Ich liczba i rozmieszczenie zależne są od poziomu trudności, jaki wybierzemy rozpoczynając grę (standardowo – trzy poziomy). Jednak ginie się rzadko, a punkty te są logicznie rozmieszczone – przed ważniejszymi wydarzeniami (np. walką z jakimś bossem) i zaraz po nich. Jeśli jednak jesteś graczem, który chce zapisywać grę wtedy, kiedy ma na to ochotę, to możesz trochę na The Bard’s Tale się zawieść.

W fantasy też możemy spotkać samoloty.

Natomiast zdecydowanym plusem jest spolszczenie. W roli narratora występuje niezastąpiony od czasów Baldur’s Gate Piotr Fronczewski, natomiast Borys Szyc (Symetria, E=mc2) wcielił się w tytułową postać barda. Ci, oraz inni aktorzy użyczający głosów spisali się na medal. Również do tekstu, pełnego oddanych doskonale w języku polskim gier słownych, razem ze świetnie przetłumaczonymi tekstami piosenek, nie można się przyczepić. Miałem okazję grać w obie wersje i nie czułem większej różnicy w jakości. Z tym że po polsku (z czystego lenistwa) grało się po prostu wygodniej.

Podsumowując, The Bard’s Tale to gra unikalna, ale przez to nie dla każdego. Jeśli ktoś jest fanem strzelanin i gra tylko w nie, to nie zrozumie aluzji do innych cRPG-ów. Jednak tym, którzy zamiast strzelanin preferują cRPG-i, gorąco polecam. Można przeboleć kamerę, można przeboleć siekaninę, bo gra jest warta przejścia ze względu na humor. Kto wie, może autorzy kolejnych gier tego typu wystrzegą się rzeczy, z których The Bard’s Tale się śmieje...? Mam szczerą nadzieję.

Piotr „Ziuziek” Deja

PLUSY:

  • humor, w szczególności narrator i postać barda;
  • ciekawe i oryginalne questy;
  • oprawa audiowizualna.

MINUSY:

  • brak możliwości zmiany kąta nachylenia kamery;
  • dłużyzny hack’n’slashowe i podróżnicze;
  • za krótka.
The Bard's Tale: Opowieści Barda - recenzja gry
The Bard's Tale: Opowieści Barda - recenzja gry

Recenzja gry

Jak seria Naga broń wyśmiewa filmy akcji, tak Opowieści Barda parodiują gry cRPG, a szczególnie powtarzające się w nich nielogiczności. Do tego zapewniaja sporo zabawy w dobrym, cRPG-owym stylu.

Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie
Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie

Recenzja gry

Stellar Blade to dzieło ewidentnie stworzone z pasji, stanowiące ucztę dla oczu i uszu, serwujące niezłą fabułę oraz wyposażone w angażujący system walki, który jednak nie stanie kością w gardle osobom szukającym po prostu dobrej rozrywki.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.