autor: Krzysztof Mielnik
Freedom Force vs the 3rd Reich - recenzja gry
FF okazała się grą jedyną w swoim rodzaju. Połączenie taktyki, elementów cRPG, na wskroś komiksowej oprawy graficznej i niesamowitego klimatu – to wszystko było czymś wcześniej niespotykanym. Co nowego niesie ze sobą jej kontynuacja? Ano sporo.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
McDonald’s, Statua Wolności i trójkolorowa flaga. Wuj Sam, cadillac i komiksy traktujące o superbohaterach ratujących świat przed zagładą – oto symbole Ameryki przewijające się w setkach filmów i czasopism. Symbole Ameryki, na których się wychowaliśmy i które chcąc nie chcąc zna każdy z nas. Gra, którą chciałbym Wam dzisiaj przybliżyć opiera się na ostatnim z powyższych. Freedom Force vs. Third Reich stanowi zarazem kontynuację produkcji, która dała się poznać graczom przed trzema laty, wzbudzając w nich zresztą bardzo pozytywne odczucia.
FF okazała się grą jedyną w swoim rodzaju. Połączenie taktyki, elementów cRPG, na wskroś komiksowej oprawy graficznej i niesamowitego, trudno definiowalnego klimatu – to wszystko było czymś wcześniej niespotykanym i sprawiło, że szczególnie za wielką wodą produkcja sprzedawała się niczym przysłowiowe świeże bułeczki. Co nowego niesie ze sobą jej kontynuacja? Ano sporo, choć nie ukrywajmy, że nie tyle, by posądzać ją o przełom i wytyczanie nowych ścieżek.
Fabryka bohaterów
My mieliśmy Piłsudskiego, Szarika i Wałęsę, nasi amerykańscy bracia mają zaś Minute Mana, Tombstone’a i Tricolour. Co prawda w międzynarodowej świadomości postaci te nigdy nie zdobyły sobie choć cienia popularności Supermana, Batmana czy Człowieka Pająka, niemniej wśród wielbicieli komiksów stanowią ikony nie mniej znaczące.
Liczba bohaterów, z usług których możemy skorzystać w grze jest wielkim plusem. Co istotniejsze, każda z postaci to nie tylko odmienne wdzianko na bezdusznym zlepku pikseli – to przede wszystkim dopracowana osobowość posiadająca własną historię, motywacje, umiejętności, ale i zwykłe ludzkie braki. I tak na przykład Tombstone’em będącym najtragiczniej doświadczonym członkiem drużyny, kieruje chęć zemsty na mordercach żony. Minute Man to wielki patriota – człowiek, który niejednego hamburgera w swym żywocie zjadł i dla którego obrona ojczyzny stanowi największą wartość! Sky Kingowi nie do końca odpowiadała rola aktora filmów klasy „B”. Dzięki cudom najnowszej techniki dzielnie walczy u boku reszty brygady, stanowiąc jej pełnowartościową część.
Gra umożliwia nam zapoznanie się ze szczegółową historią każdej postaci. Doszukując się przy tejże okazji jakichkolwiek uchybień, autorom można zarzucić jedynie, że nie zawsze opisano, czym kierował się dany heros, włączając się do akcji w konkretnym momencie rozgrywki. Mogłoby to być wyraźniej naznaczone, choć pewnie przez wielu graczy sprawa pozostanie niezauważona lub zwyczajnie zbagatelizowana. Może to i zdrowe podejście ;-).