Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 stycznia 2005, 11:16

autor: Paweł Jankowski

Nexus: The Jupiter Incident - recenzja gry

„Nexus” z nawiązką spełnia to, co obiecują autorzy na okładce gry. Jest przyzwoitym kawałkiem kosmicznego symulatora, oferującym ciekawą przygodę, mnóstwo walk, różnorodne sytuacje taktyczne, od misji wywiadowczych i badawczych po starcia olbrzymich flot.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Star Trek, Star Wars, Battlestar Galactica, Kosmos 1999, Babylon 5, Żołnierze Kosmosu... oraz kilkanaście innych filmów i kilkadziesiąt ton literatury SF z gatunku space opera powstało tylko po to, aby przygotować was na nadejście nowego symulatora kosmicznego: Nexus: The Jupiter Incident.

No dobra – przesadziłem. Tym niemniej dla fanów SF zanurzenie się w świat Nexusa będzie jak spotkanie ze starym znajomym, gdyż gra bazuje na wielu, wielu pomysłach eksploatowanych w literaturze i filmie. Warto o tym wspomnieć, gdyż gra nie skupia się na „komiksowo” przedstawianych walkach kosmicznych, w których reakcje gracza muszą odbywać się z prędkością światła, a palec wskazujący najlepiej przycementować do spustu – Nexus stara się pokazać spójną wizję eksploracji kosmosu przy zachowaniu pewnego realizmu. Statki o długości pół kilometra mają swoją bezwładność, a ograniczenia wytrzymałości konstrukcji uniemożliwiają gwałtowne zwroty.

Symulator kosmiczny?

Zwykle każdy opis zaczyna się od zaklasyfikowania gry do jakiegoś gatunku, by korzystając z tego punktu odniesienia zrecenzować silne i słabe jej punkty. Jednak czasami powstają gry, przy których autor recenzji ma solidny dylemat, do jakiego gatunku dany produkt zaliczyć. Tak jest właśnie z grą Nexus. Przedstawiano mi ją jako strategię, po pierwszym spojrzeniu jawiła się ona jako kosmiczny symulator, po dłuższej rozgrywce okazuje się, że jej najważniejsza część to fabuła prowadzona liniowo jak w przygodówce. W zależności od gustów można więc ją traktować jako należącą mniej lub bardziej do każdego z tych gatunków.

Patrząc na ekran misji widzimy jak na dłoni, że mamy do czynienia z symulatorem kosmicznym, jednak system walki nie zakładający wcale małpiej zręczności, a także sposób nawigacji od punktu do punktu (istnieje też możliwość quasi-swobodnego lotu – jest to jednak mało przydatne) oraz rola pauzy, podczas której wydawać można rozkazy, wskazują na „strategiczne” podejście autorów. Najluźniejsze skojarzenie występuje z grami przygodowymi. Powodem jednak tego skojarzenia są pokazywane na ekranie rozmowy naszego bohatera z innymi postaciami, które to rozmowy (a nie nasze walki) pchają fabułę do przodu. Co więcej, w samych walkach, mimo iż w każdej strategii powinno być możliwe wykonanie misji na wiele sposobów, to zwykle okazuje się, że misja wymaga wpadnięcia na ten jeden jedyny (co typowe dla przygodówek) sposób jej wykonania, który zmienia zdawałoby się prawdziwą „mission impossible” w kaszkę z mleczkiem.

Gra składa się z ponad trzydziestu misji podzielonych na pięć rozdziałów opowiadanej w Nexus historii. Misje mają wzrastający stopień trudności, a pierwsze z nich służą też jako tutorial, wprowadzając gracza w tajniki pilotażu i użycia dostępnej broni i innych systemów statku. Zwykle w każdej misji autorzy ukryli jakiś „haczyk”, który należy odkryć, by rozpoznać właściwą kolejność czynności. Na pokładzie twojego okrętu jest wielu specjalistów, którzy będą ci podpowiadać, co należy robić, ale nie zawsze należy polegać na ich podpowiedziach.

Dodatkowym elementem urozmaicającym grę jest możliwość przebudowywania naszego statku. Po każdej misji dowództwo przydziela nam kilka punktów, za które możemy zamontować na kadłubie potężniejsze uzbrojenie, lepsze silniki lub sensory.

Grafika

W przestrzeni kosmicznej nikt nie usłyszy twojego krzyku... z zachwytu nad grafiką. A szkoda. Pomijając techniczne szczegóły, jakieś polygony i inne trójkąty, to, co liczy się dla gracza, to przede wszystkim wrażenie. A pod tym względem grafika zdziera po prostu skarpetki przez głowę. Słowem-kluczem jest tu „majestatyczność” – olbrzymie, przytłaczające swym ogromem planety, groźne, zawieszone w przestrzeni planetoidy, potężne statki zagubione niczym małe kamyczki w nieskończonej przestrzeni. A wszystko to podlane słabym światłem odległej gwiazdy.

Jedyne do czego można się przyczepić, to będzie to właśnie owo słabe światło. W niektórych misjach niestety niewiele widać na ekranie, gdyż ciemne sylwetki okrętów skutecznie stapiają się z czernią kosmosu. Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, iż kosmos rzeczywiście jest czarny? Można więc wybaczyć ziejący z ekranu mrok, oraz docenić w pełni piękno scenerii podczas misji odbywanych w pobliżu Słońca czy innych gwiazd.

Muzyka

Muzyki nie słychać. To nie znaczy oczywiście, że jej w grze nie ma. Dobrana jest jednak tak, że nie przeszkadza, nie drażni, nie wkurza i nie doprowadza grającego do białej gorączki powtarzanymi w kółko motywami. Z tego powodu, należy uznać ją za dzieło geniuszu. Od czasu do czasu jakiś motyw przybiera na sile i przedziera się do świadomości gracza skutecznie podkreślając narastające napięcie w trakcie misji. I to właśnie jest cechą charakterystyczną podkładu muzycznego, że jego cel główny to nie dźwiękowa ilustracja walk, ale właśnie budowanie nastroju grozy i niepewności.

Fabuła

Gra wprowadza nas w świat eksploracji kosmosu w XX wieku. Kosmos, po kilku wojnach i zawieruchach politycznych między Ziemią a kosmicznymi koloniami, został podzielony między rywalizujące korporacje, zazdrośnie strzegące swoich baz i tajemnic. Gracz wciela się w postać Marcusa Cromwella syna legendarnego pioniera kosmicznej kolonizacji, który przepadł bez wieści w głębinach kosmosu.

Przyznam, że nieco razi fakt, iż rozpoczynamy grę jako ktoś już sławny i rozpoznawany, o bogatej przeszłości. Z początku gracz jest po prostu przeładowany informacjami wprowadzającymi o biografii bohatera, które zdawałoby się niczemu w samej grze nie służą. Tego rodzaju wprowadzenie miało zapewne dotrzeć do gracza jak prawy prosty – bezpośrednio i bez zbędnej zwłoki wprowadzając go w świat gry. Efektem jest jednak narastanie zniecierpliwienia. Gracze bardziej wysublimowani lub oczytani w literaturze SF pewnie będą się krzywić na sztampowość historii i mało wysublimowany sposób jej przedstawienia.

Im dalej, tym opowieść staje się składniejsza i ciekawiej poprowadzona, chociaż nadal złożona z elementów do bólu tradycyjnych w świecie science-fiction. Obcy artefakt – jest, obdarzona świadomością AI – jest, tunele prowadzące do innych światów – są... Tym niemniej w miarę poznawania co raz to nowych postaci, świat gry zaczyna robić się coraz ciekawszy i na swój sposób – swojski. Szczególnie rozbawia postawa admirała-nieudacznika, który wszystko potrafi wytłumaczyć na swoją korzyść i przy tym nieodmiennie patrzy na nas z góry – to jakbyśmy znali z naszej telewizji.

Czy strzelać nam kazano?

Uzbrojenie naszych okrętów nie wychodzi specjalnie poza znany już z dziesiątek gier i filmów SF standard. Mamy oto niezwykle silne torpedy i inne pociski, które mogą zniszczyć potężną eksplozją nawet kilka pechowych okrętów przeciwnika – niestety możemy je zabrać w bardzo ograniczonej ilości. Co więcej, są one najbardziej przydatne przeciw ziemskiej technice, natomiast nie przebijają tarcz (pól siłowych) obcych. Do niszczenia tarcz przeznaczone są specjalne odmiany pocisków, ale one z kolei nie wyrządzają krzywdy kadłubom. Drugie co do siły są rozmaite działa plazmowe, których zadaniem jest niszczenie kadłubów przeciwnika. Dla nich również pola siłowe są nie do przebicia. Trzecią bronią, dającą duże możliwości, są silne punktowe lasery, przeznaczone do niszczenia poszczególnych urządzeń jakie zamontowane są na pokładzie okrętu. Przebijają się one przy tym przez tarcze – dzięki czemu nawet jeśli nie możemy pokonać tarczy przeciwnika możemy zniszczyć mu generator służący do jej podtrzymywania! Ostatnią z broni pokładowych są słabe lasery obrony przeciwrakietowej – nie zadają one obrażeń statkom za to służą do niszczenia torped oraz myśliwców przeciwnika.

Jak widać w walce zawsze mamy do wyboru wiele różnych możliwości – możemy atakować samą brutalną siłą, by zniszczyć kadłuby, lub też najpierw obrać przeciwnika z uzbrojenia przy pomocy precyzyjnych laserów. Ważne zadanie mają także myśliwce, które mogą atakować laserami urządzenia przeciwnika, mogą także wzmocnić naszą obronę przeciwrakietową próbując zestrzelić atakujące nas pociski. Obezwładnione cele mogą być obiektem ataku oddziału komandosów, których wozimy na pokładzie – ich prom jest jednak nieuzbrojony, więc najpierw należy zadbać o oczyszczenie okolicznej próżni z wrażych myśliwców.

Walka

Rozgrywka nie ma w sobie wielkiej dynamiki, ale rekompensuje to innymi elementami. Zamiast szybkiej akcji mamy w Nexusie hitchcockowskie wręcz napięcie, jakie towarzyszy nam nieustannie w misjach. Wykryją nas czy nie? Prom z desantem doleci czy zostanie zestrzelony w ostatnim momencie? Oto są dylematy, jakie nieustannie towarzyszą nam w misjach i nie pozwalają znudzić się grą. Wrażenie pewnej powolności, majestatycznego posuwania się okrętów ma w sobie duży ładunek realizmu i pozwala na lepsze złapanie kontaktu ze światem przedstawionym w grze. Okręty to nie laleczki na sprężynce – to tysiące i setki tysięcy ton masy spoczynkowej, którą nie tak łatwo wprowadzić w ruch.

Swoją drogą, realizm w grze przyjmuję z lekkim przymrużeniem oka. Okręty po osiągnięciu celu wyłączają silniki i... zatrzymują się, zamiast lecieć dalej siłą bezwładu. Autorzy co prawda usiłują zasymulować, że niby jest to efektem działania silników hamujących, ale porównanie potężnego ciągu silników głównych i słabo widocznych ogni wylotowych silników hamujących jest nieco humorystyczne.

Jak już wspomniałem, nawigacja nie odbywa się w stylu „cała naprzód, ster lewo na burt!”, lecz przypomina ściśle zaplanowane, nie pozwalające na jakiekolwiek odchylenia misje wojskowe. Mamy wyznaczone punkty nawigacyjne i pozycje naszych oraz wrogich okrętów. Nie ma tu miejsca na bezcelowe plątanie się po próżni. Wypada ocenić to rozwiązanie pozytywnie, gdyż oszczędza graczom czasu w dotarciu do konkretnego miejsca i zanadto nie ogranicza możliwości różnych działań. W walce ułatwia niewątpliwie celowanie do konkretnego obiektu – w przypadku swobodnego sterowania w chaosie walki ciężko byłoby namierzyć konkretny cel i trzymać się go – a jest to niezwykle istotne dla przebiegu walki.

Zarzutem pod kątem gry może być długość każdego starcia. W większości wypadków okręty nie chcą ginąć w efektownej eksplozji po kilku sekundach wymiany ognia. Wręcz przeciwnie – szczególnie w przypadku okrętów wyposażonych w tarcze, trzeba skupić na nich ogień kilku innych, by wyeliminować tarczę, a następnie zadać poważne uszkodzenia, zanim tarcza się zregeneruje. W takich wypadkach dobrą alternatywą jest ostrzał precyzyjnymi laserami generatorów tarczy przeciwnika lub jego najgroźniejszych broni. Co ciekawe, strzał strzałowi nierówny, gdyż do pełnej skuteczności potrzebne jest, by przeciwnik obrócony był do nas odpowiednią stroną, umożliwiając dobre wycelowanie w wybrane urządzenie. Dlatego właśnie wszystko to trwa długie minuty i stąd tak ważna jest konsekwencja działań, by nie rezygnować z już „napoczętych” okrętów wroga i nie przerzucać się co chwilę na inny cel. Uszkodzony okręt wroga, pozostawiony sam sobie, może naprawić (każdy okręt ma zespoły remontowe) zepsute urządzenia i wrócić do walki!

Podsumowanie

Nexus z nawiązką spełnia to, co obiecują autorzy na okładce gry. Jest przyzwoitym kawałkiem kosmicznego symulatora, oferującym ciekawą przygodę, mnóstwo walk, różnorodne sytuacje taktyczne od misji wywiadowczych czy badawczych po starcia olbrzymich flot. Gracz będzie miał okazje dowodzić zarówno pojedynczą fregatą jak i dużymi zespołami okrętów. Różnorodne uzbrojenie oraz wyposażenie dodatkowe montowane na okrętach daje przy tym spore pole manewru przy wyborze taktyki walki.

Oprócz podstawowej przygody gra oferuje także możliwość rozgrywania kampanii on-line poprzez sieć LAN lub Internet (do 12 graczy). Podczas konfigurowania gry można ustalić ilość zasobów, maksymalną liczbę statków, ograniczyć liczbę rozkazów a także ustalić sposób porozumiewania się graczy – głosowo lub poprzez tekstowy czat. Gra on-line dopuszcza różne rodzaje starć: deathmatch, grupowy deathmatch, eskortowanie VIP-a, grupową walkę przeciw komputerowi i inne.

Co ciekawe, gra zawiera od razu narzędzia do tworzenia modów i dodatkowych scenariuszy. W przypadku zdobycia powodzenia na rynku żywot gry może okazać się całkiem długi – jeśli tylko odpowiednio wielu fanów zaangażuje się w tworzenie dodatków.

Paweł „Pejotl” Jankowski

PLUSY:

  • grafika;
  • muzyka;
  • nastrój.

MINUSY:

  • czas trwania niektórych walk;
  • zbyt słaba widoczność w niektórych misjach.
Nexus: The Jupiter Incident - recenzja gry
Nexus: The Jupiter Incident - recenzja gry

Recenzja gry

„Nexus” z nawiązką spełnia to, co obiecują autorzy na okładce gry. Jest przyzwoitym kawałkiem kosmicznego symulatora, oferującym ciekawą przygodę, mnóstwo walk, różnorodne sytuacje taktyczne, od misji wywiadowczych i badawczych po starcia olbrzymich flot.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.