Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Halo Infinite Recenzja gry

Recenzja gry 6 grudnia 2021, 09:01

Recenzja gry Halo Infinite - oldskul jest cool

Nowa strzelanka Microsoftu „dowozi”. Jest co prawda bardzo oldskulowa, ale mnie to akurat odpowiada. Halo Infinite nie zrewolucjonizuje gatunku, jednak nie tylko przełomowe dzieła potrafią dostarczać rozrywki.

Recenzja powstała na bazie wersji XSX.

PLUSY:
  1. wspaniała muzyka;
  2. nadal sprawiający frajdę oldskulowy styl strzelania;
  3. kilka widowiskowych scen przyprawiających o gęsią skórkę;
  4. surowy, ale efektowny projekt zamkniętych lokacji;
  5. niepsujący gry otwarty świat;
  6. trochę dodatkowej zawartości w otwartym świecie;
  7. to gra przede wszystkim dla fanów serii i oni dostaną to, czego oczekują.
MINUSY:
  1. to gra przede wszystkim dla fanów serii, więc nowi mogą poczuć się trochę zagubieni;
  2. zaskakująco nieatrakcyjnie prezentująca się grafika w trybie wydajności;
  3. trochę zagmatwana historia;
  4. wkurzające sterowanie pojazdami kołowymi (warthog [*]).

Znacznie łatwiej krytykować, niż chwalić – wie to każdy, kto spędził choćby chwilę na jakimś forum albo po prostu ma konto na Fejsie czy Twitterze. To także problem, z którym zmierzył się każdy recenzent gier. W fabularnym Halo Infinite jest wiele pierdółek, które mnie denerwowały. Grafika nie powala na kolana (szczególnie w trybie wydajności), pojazdami kołowymi kieruje się beznadziejnie, więc notorycznie wywracają się na przeszkodach, a elementy otwartego świata, które dodano do gry, wprawdzie jej nie popsuły, ale też wiele do niej nie wniosły.

To wszystko prawda, ale ostatecznie zapamiętam głównie epicką przygodę z mrukliwym Master Chiefem, monumentalną ścieżkę dźwiękową i oldskulowy, a przez to paradoksalnie świeży model rozgrywki. W ciągu tych ponad 10 czy ciut więcej godzin bawiłem się świetnie, dość często ginąłem na „normalu” i nierzadko miałem wrażenie, że gram w „jedynkę” czy „dwójkę”, tyle że na sterydach i mądrze uwspółcześnioną. Halo Infinite zachwyci przede wszystkich fanów serii, bo to list miłosny skierowany właśnie do nich. A nowym graczom polecam zacząć przygodę z tym cyklem od początku – wtedy Infinite ma szansę zdecydowanie bardziej się spodobać.

To jest recenzja singlowego komponentu dostępnego w Halo Infinite. Poza nim gra zawiera również tryb multi, który od połowy listopada dostępny jest dla wszystkich za darmo, co oznacza, że posiada mikropłatności (mimo że dotyczące wyłącznie tzw. kosmetyki, to jednak kontrowersyjne, bo bez płacenia grindu jest tutaj tyle, ile w koreańskich MMO).

W przyszłości Microsoft zapewne zrobi z Halo Infinite swoisty hub, który będzie domem zarówno dla stale rozwijanego multi, jak i kolejnych odsłon singlowych opowieści.

Space opera Doom

Halo zawsze cechował wyjątkowy styl. Swego czasu spopularyzowało FPS-y na konsolach, pokazując, że nie potrzeba myszki i klawiatury, żeby świetnie bawić się w strzelance. Jak na oldskulowy shooter przystało, nie mieliśmy w pierwszych jego odsłonach w zasadzie celowania, a każdy przeciwnik wymagał troszkę innego podejścia – jedni zasłaniali się tarczami, a inni posiadali konkretne słabe punkty – co było istotne na wyższych poziomach trudności.

Halo wyróżniał też ciekawy pomysł zmuszający do ciągłej rotacji broni (amunicji jest tu mało, więc co chwilę trzeba podnosić z ziemi nową pukawkę), a także do szybkiego poruszania się po polu bitwy, bo inaczej wrogowie błyskawicznie nas rozwalają. Nie ma tu również miejsca na krycie się za osłonami – robimy tak tylko na sekundę, gdy już prawie zginęliśmy, by chwilę później – wraz z charakterystycznym dźwiękiem odnowienia się pancerza – na nowo rzucać się w taniec śmierci.

DRUGA OPINIA

Recenzja gry Halo Infinite - oldskul jest cool - ilustracja #1

Jeśli ktoś nie jest jeszcze fanem Halo, to Infinite raczej go do tego cyklu nie przekona, zwłaszcza że fabuła wymaga dobrej znajomości całego uniwersum. Najnowsza część tej serii to Halo takie jak kiedyś, tylko z ostrzejszymi teksturami.

Nie wiem, czy ilość archaicznych rozwiązań to celowe zagranie, by nie podpaść najwierniejszym fanom, czy pójście na łatwiznę.

W każdym razie nie zachwyciła mnie nudna i powtarzalna struktura misji, ciągnące się w nieskończoność, pozbawione jakichkolwiek detali korytarze (niczym w FPS-ach z lat 90.), sterowanie pojazdami wyłącznie gałkami i zbyt częste ekrany ładowania. Nowość w serii, czyli półotwarty świat z opcjonalnymi aktywnościami wyjętymi wprost z Far Crya, również dużo do gry nie wnosi.

Ale Halo Infinite to także kilkanaście godzin całkiem wymagającego strzelania przy dźwiękach genialnego soundtracku. Wiele starć i pojedynków z bossami stanowi spore wyzwanie, które testuje nasz refleks oraz umiejętność korzystania ze wszystkich zdolności Master Chiefa. Przy innych tegorocznych premierach Halo Infinite wypada trochę blado, ale na tle grudniowych – nawet błyszczy.

MOJA OCENA: 7,5

Dariusz „DM” Matusiak

Halo Infinite nie zmieniło wiele w tej sprawdzonej formule – owszem, teraz każda broń ma tryb celowania (zresztą było tak już w poprzedniej odsłonie cyklu), ale i tak szybko złapiecie się na tym, że po prostu nie potrzebujecie z niego korzystać. Największą bodaj nowinką na polu bitwy jest linka, która pozwala błyskawicznie przemieszczać się w trakcie walki – można za jej pomocą doskoczyć do wroga (i zasadzić mu przy okazji solidnego gonga w twarz), uciec przez ciosem opancerzonego „miśka” (czyli kultowych łowców) czy przyciągnąć do siebie potrzebną broń.

Walka w Halo Infinite jest szybka, dynamiczna i zaskakująco trudna. Może jedno starcie z bossem zaliczyłem z marszu – oczywiście, nie jest to Dark Souls, nie zatniecie się tutaj na wiele godzin, ale już na poziomie normalnym gra potrafi zmusić do wysiłku czy też (po piątym pod rząd zgonie na arenie ze zwykłymi wrogami) do przemyślenia naszego podejścia i taktyki.

Najbliżej chyba tej rozgrywce do tego, co znamy z nowych Doomów – z naciskiem na fakt, że pozycje te różnią się klimatem. Doom jest mroczny i okultystyczny, a Halo to widowiskowa i pełna patosu space opera. Obie te serie szanują swoje korzenie, poprawiając tylko to, co konieczne. Oczywiście produkcje id Software są po prostu lepszymi strzelankami, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ale za to Halo nadrabia bogatym uniwersum, galerią ciekawych postaci czy epicką opowieścią. No i ostatecznie to też jest dynamiczny shooter, w którym szalejemy na polu bitwy, rozwalamy hordy paskudnych wrogów i możemy poczuć się jak bóg zniszczenia, który poradzi sobie z każdym wyzwaniem. Dla mnie Infinite to po prostu najlepsza strzelanka tego roku.

Więcej to lepiej?

Infinite to pierwsza odsłona serii, w której pojawił się otwarty świat – a przynajmniej jego zalążek, bo mapa nie jest zbyt wielka. Fani Halo od dawna zastanawiali się, czy otwarty świat pasuje do tego cyklu. Wyobrażacie go sobie np. w kampanii w Call of Duty? No właśnie... I faktycznie ten dość prosty sandbox nie okazał się ogromną zmianą na plus, ale też nie jest poważnym mankamentem gry. Najkrócej rzecz ujmując, otwarty świat w Halo Infinite... po prostu jest. Można go dość skutecznie ignorować, skupiając się na fabule – albo wręcz przeciwnie, wyczyścić całą mapę, wydłużając w ten sposób czas spędzony z grą. Wasz wybór.

Jak wygląda ten otwarty świat? Po kilku wstępnych misjach lądujemy na kosmicznym pierścieniu i możemy sami zdecydować, gdzie się udamy. To może być kolejna misja fabularna albo też najbliższy obóz Wygnanych, stacja propagandowa wrogów czy jeden z silniejszych minibossów do pokonania – słowem, sandboksowa sztampa. Po oczyszczeniu bazy wrogów dostajemy trochę punktów, które odblokowują nowe rodzaje broni czy też jej kosmetyczne warianty w trybie multi; z kolei za pomocą porzuconych spartańskich pancerzy możemy wzmocnić nasze gadżety (np. linka porazi wroga albo zwiększy się jej zasięg). No i oczywiście na mapie czeka cała masa fabularnych znajdziek – gratka szczególnie dla fanów lore’u tej serii.

W praktyce te sandboksowe atrakcje nie są do niczego potrzebne. Wrogowie nie mają poziomów, a bazowe warianty gadżetów czy broni w zupełności wystarczają. Otwarty świat, przypominający trochę mocno zubożonego Far Crya, jest po prostu opcjonalnym dodatkiem na góra kilkanaście godzin. Sam nie czułem szczególnej potrzeby, żeby czyścić mapę ze znaczników; liznąłem tego trochę w trakcie kampanii i po jej zakończeniu – i tyle mi wystarczyło. Jeśli jednak gra Was zachwyci, a wiele osób pewnie tak, dodatkową zawartość uznacie za zmianę na plus. To coś na zasadzie oczyszczania mapy w nowych Spider-Manach – miły, choć trochę monotonny dodatek dla największych fanów. Doceniam przede wszystkim fakt, że sandbox nie dominuje, więc nie psuje w żaden sposób epickiej kampanii fabularnej – łatwiej będzie go docenić, jak już pojawi się opcja coop w kampanii fabularnej. Na premierę go niestety brakuje.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Obecnie szefuje działowi wideo i prowadzi podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Grasz po sieci w Halo?

Pewnie, że tak!
20,8%
Nie i nie czuję potrzeby.
68%
Dam temu szansę.
11,2%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.