Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 października 2003, 16:45

autor: Jacek Hałas

Runaway: A Road Adventure - recenzja gry

Runaway to typowy przedstawiciel gier przygodowych w starym dobrym stylu. Sposobem wykonania przypomina niezapomnianą serię - Monkey Island – posiada bardzo ładną dwuwymiarową grafikę wykonaną w komiksowym stylu, nowoczesny interfejs i ciekawą fabułę...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Nie sądziłem, że do tegorocznej Gwiazdki przyjdzie mi jeszcze pograć w jakiś naprawdę dobry tytuł. Gier przewija mi się przez ręce mnóstwo. Rzadko kiedy jakaś potrafi mnie na tyle do siebie przyciągnąć, żebym nie wstał od niej aż do momentu ujrzenia napisów końcowych. A tak właśnie się stało. Po części wynika to zapewne z mojego ogromnego sentymentu do klasycznych przygodówek. Śmiało mogę chyba powiedzieć, że od czasu wydania sławetnej „Syberii” nie ukazał się żaden dobry tytuł, reprezentujący ten gatunek. Jedyną nadzieję pokładałem więc w sequelu gry Microids. Na szczęście ukazał się „Runaway”, który spodobał mi się jeszcze bardziej. To tak, jakbym przeniósł się do alternatywnej rzeczywistości, w której nie zaprzestano tworzenia przygodówek. Gdyby istniały one do dzisiaj, to właśnie tak wyobrażałbym sobie wszystkie wydawane tytuły. Miałyby piękną, ręcznie rysowaną grafikę, zachowując przy tym wszystkie te elementy klasycznych adventure’ów, dzięki którym wiele osób nie ma zamiaru o nich zapominać. Radujmy się więc tym tytułem, bo nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle będzie szansa, żeby tę ucztę powtórzyć. Nie byłbym jednak sobą, gdybym do kilku szczegółów się nie przyczepił, chociaż i tak jest o wiele lepiej niż początkowo się spodziewałem. „Runaway” rysował mi się w głowie jako podróbka „Broken Sworda”. Okazało się jednak, że jest od niego zdecydowanie bardziej dojrzały.

Autorzy recenzowanej przygodówki dużo czasu spędzili nad obmyślaniem fabuły. I nie jest to ani przedruk marketingowych haseł widniejących na pudełku, ani przejaw impulsu przekazanego na papier po otrzymaniu „darowizny” od oficjalnego dystrybutora. Fabuła w „Runaway”, w moim przekonaniu, łączy najlepszy elementy komedii i filmu sensacyjnego. Są momenty, kiedy można się lekko uśmiechnąć pod nosem, wyczuwając płynący z ekranu monitora sarkazm. Są momenty, w których, podobnie zresztą jak główny bohater, jest się faktycznie przygnębionym. Są wreszcie momenty, kiedy czuje się, że taka historia mogłaby się przydarzyć niemal każdemu i to fajnie, że można w niej brać udział. Nastroje gracza i postaci z gry, zmieniają się jak w kalejdoskopie (i, co ważniejsze, jednocześnie). Rzadko kiedy udaje mi się tak bardzo zżyć z bohaterem. Wiele razy zdarzało się, że wypowiadał on pytanie, które sam chciałbym zadać. Fakt, gra jest liniowa i w wielu miejscach można to boleśnie odczuć. Miłośnicy przygodówek, szczególnie tych nowszych, powinni być już jednak do tego przyzwyczajeni. Na palcach jednej ręki policzyłbym dobre, nieliniowe tytuły. Po prostu o wiele ciężej jest wtedy o sukces, bo łatwo można się pomylić. No dobrze, ja tu nawijam o zżywaniu się z głównym bohaterem, a wy nic jeszcze o nim nie wiecie. To Brian Basco, typowy amerykański student, którego jedynym celem w życiu, przynajmniej w chwili, gdy go poznajemy, jest nauka. Wyrusza właśnie do Californii, aby uczyć się na jednym z tamtejszych uniwersytetów (chodzi o słynny Berkeley). Słowa, które wypowiada w intrze, idealnie ilustrują całą fabułę gry. Kto mógłby się domyślić, że jedno, pozornie nieistotne zdarzenie może odmienić całe życie człowieka? W tym przypadku mowa o dziewczynie, która wpada wprost pod koła jego samochodu. To Gina, jedna z piosenkarek (tak przynajmniej mówi naszemu bohaterowi) w klubie Iguana. Jako że Brian nie zalicza się do tych osób, które pozostawiają potrąconych przechodniów na pastwę losu, pomaga Ginie, podwożąc ją do najbliższego szpitala. Nie myślcie jednak, że tak szybko się od niej uwolni. Dziewczyna prosi go o pomoc. Opowiada mu o wydarzeniach, które miały miejsce w klubie. Nie chcąc ujawniać zbyt wielu szczegółów, powiem tylko tyle, że mają one związek z lokalną mafią oraz tajemniczym krucyfiksem, który trafił w ręce Giny, a jest wysoce pożądany przez panów o tępych spojrzeniach. I jak tu można nie pomóc tak pięknej, a na dodatek bezbronnej osóbce? Pierwszym zadaniem stojącym przed Brianem jest oczywiście uchronienie Giny przed bandziorami. Nie muszę chyba dodawać, że jest to tylko początek istnej krucjaty czekającej na dwójkę naszych bohaterów.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.