Recenzja The Last of Us 2 – gry, która podpali świat
Na The Last of Us: Part II czekaliśmy jak na zbawienie. I wiecie co? To murowany kandydat do tytułu gry roku 2020 – i nawet Cyberpunkowi 2077 będzie ciężko przebić nowe dzieło Naughty Dog.
Recenzja powstała na bazie wersji PS4.
- długa, godna poprzedniej części historia z wieloma zwrotami akcji;
- emocje, przez które chce się wyć i przemyśleć własne życie;
- ciekawe, po mistrzowsku zagrane postacie;
- reżyseria cutscenek to majstersztyk;
- grafika i scenografia również;
- podkreślająca charakter gry, choć inna od tej z oryginału, muzyka;
- emocjonujący przeciwnicy – zarażeni i dwie frakcje ludzi;
- odwaga w prezentowaniu wielu ważnych i aktualnych tematów społecznych;
- wspaniałe projekty lokacji i level design;
- znacznie dłuższa, poszerzona, pogłębiona i po prostu większa produkcja!
- na upartego – gra zbyt często i w zbyt oczywisty sposób informuje, że jesteśmy bezpieczni lub zagrożeni.
Wyobraźcie sobie nasz świat jako starą stodołę. Zalegające w niej wysuszone siano to my, ludzie. Porozlewany to tu, to tam smar i kałuże łatwopalnego oleju to wszystkie nasze problemy oraz różnice, przez które kłócimy się (i zabijamy) od tysięcy lat.
The Last of Us: Part II to pochodnia, którą ktoś beztrosko wrzucił do środka. Ogień sięgnie nieba, a łunę widać będzie w okolicznych wsiach przez wiele nocy. Szanowni Państwo, są społeczeństwa na tym świecie – są grupy i tłumy – którym ta gra objawi się jako siejący zło arcydemon. Są ludzie, którzy po jej premierze poświęcą setki godzin, by pokazać światu, jak bardzo zostali wkurzeni. W swoich niezliczonych postach będą udowadniać Wam, że nabraliście się na politykę, że kupiła Was ideologia oraz jak bardzo boli ich fakt, że w ogóle powstało coś takiego.
A reszta? A reszta nie będzie mieć czasu reagować na te pierdoły, bo będzie siedzieć w domach, grając prawdopodobnie w jedną z najlepszych gier, jakie powstały w historii tego smutnego i łatwopalnego świata. Grę nieidealną, z wieloma momentami, o które możemy się pokłócić, ale właśnie tym bardziej interesującą i skłaniającą do myślenia. Mój Boże, Naughty Dog – za tydzień podpalicie świat i każdy, kto posiada odrobinę więcej empatii od psychopaty, w trakcie gry przynajmniej kilka razy złapie się za serce.
BEZ ŻADNYCH SPOILERÓW
Nie mam zamiaru spoilerować. W recenzji zarysuję jedynie początek fabuły, nie ujawniając żadnego istotnego wydarzenia. Nie zdradzę nawet wszystkich gameplayowych rozwiązań. W zasadzie nic więcej Wam nie powiem. Po prostu idźcie do sklepu po grę.
DYCHA!

Dobrze widzicie, przyznaliśmy The Last of Us: Part II najwyższą możliwą ocenę w serwisie GRYOnline.pl. Czy to znaczy, że jest to gra pozbawiona wad? Albo że spodoba się wszystkim? Oczywiście, że nie. Uważamy jednak, że drugie TLoU to dzieło wybitne, które zasługuje na najwyższą notę.
Zgodnie z naszą tradycją nad oceną 10/10 debatowaliśmy w kilka osób, które ukończyły grę – i wszystkie uznały, że The Last of Us: Part II zasługuje na takie wyróżnienie. Zdążyliśmy na spokojnie przejść całość i odpocząć od tej pozycji kilka dni – nie oceniamy jej więc pod wpływem hajpu czy ekscytacji.
Druga część TLoU wdarła się w nasze życie szturmem i szybko nas nie opuści. Ciągle gadamy w redakcji – na tyle, na ile internetowa komunikacja w czasach pracy z domu pozwala – o kluczowych momentach tej gry. Kłócimy się o postacie i ich intencje. Spieramy o poszczególne sceny. Ale właśnie takie mają być dzieła sztuki – nie mają nas tylko bawić. Nie muszą mieć wyłącznie sympatycznych bohaterów, których wszyscy kochają. Powinny za to zmuszać nas do myślenia. Wkurzać. Być niejednoznaczne. I takie właśnie jest The Last of Us: Part II. Gra wybitna.
Redakcja
Jedna z najlepszych gier smutnego, łatwopalnego świata
Nie lubię pisać o grach, które dużo dla mnie znaczą. Czuję się wtedy, jakbym próbował bronić własnej wyobraźni, o którą przecież wcale walczyć nie muszę. Jakbym próbował przekonać innych do swojego świata, choć w gruncie rzeczy zupełnie ich w tym świecie nie chcę. Dlatego pisanie tego tekstu było dla mnie drogą przez mękę. Choć przecież – jakby się tak na spokojnie zastanowić – zadanie jest nader proste: bo druga część The Last of Us to gra, która zdołała przeskoczyć wysoko ustawioną poprzeczkę. Wszystko – od fabuły i emocji, przez grafikę i animacje, a na gameplayu kończąc, zostało tu podrasowane i w mniejszym lub większym stopniu pogłębione. Nie ma tu żadnej rewolucji – ta, jeśli w ogóle jest, następuje na zgoła innym polu.
Nim przejdę do rozwinięcia przewidywalnych elementów każdej recenzji, niech dane mi będzie podsumować piorunujące wrażenie, jakie zrobiła na mnie ta gra. The Last of Us: Part II przeszło przez moje życie jak fala uderzeniowa po wybuchu superwulkanu. Nie został kamień na kamieniu i choć „dwójkę” skończyłem już jakiś czas temu, do teraz nie jestem w stanie w pełni cieszyć się żadnym innym tytułem. Wszystko wydaje mi się miałkie i pozbawione emocji – nieprzemyślane, niewyreżyserowane, zrobione bez polotu i tanie. Przejdźcie drugie TLoU, a potem uruchomcie Assassin’s Creed Odyssey, a poczujecie, o jakiej przepaści myślę, gdy piszę te słowa. To wręcz estetyczny zgrzyt, nad którym nie mogę przejść do porządku dziennego i który uniemożliwia mi rozrywkę. Kosmiczne lata – tyle dzieli game design Naughty Dog od reszty świata. Ostatni raz miałem tak po zagraniu w Red Dead Redemption II.
Ale rewolucji jednak nie ma, bo po prawdzie raczej być jej nie mogło. Obrany gatunek i forma pierwowzoru trochę ograniczały twórców i to chyba bodaj moje jedyne poważniejsze zastrzeżenie – znacie ten gameplay na wylot i jeśli przed premierą „dwójki” postanowiliście przejść „jedynkę”, to w zasadzie możecie się czasami głowić, czy to nie jest ta sama gra. Jasne, coś tu usprawniono, a wszystko ładniej działa i wygląda. Ale pod względem mechaniki to wciąż raczej prosta skradanka, w której można zrobić sieczkę.
Największą gameplayową nowością jest stworzony na wzór Uncharted 4 półotwarty etap, który eksplorujemy przez dłuższą chwilę konno. Pojawia się tu sporo aktywności pobocznych, dodatkowych dialogów i ukrytych znajdziek, ale to tylko jedna taka „prawie sandboksowa” mapa na całą grę. Reszta przypomina pierwowzór – poziomy są jedynie zdecydowanie obszerniejsze, szersze, a niejednokrotnie również powiększone wertykalnie. Jest co eksplorować, nawet jeśli to nadal „korytarzówka”.
DRUGA OPINIA

Trudno rozpływać się nad grą, o której nie możemy Wam napisać zbyt wiele ze względu na bardzo surowe obostrzenia dotyczące spoilerów. Musi Wam więc wystarczyć suche potwierdzenie słów deweloperów, którzy niedawno stwierdzili, że w The Last of Us: Part II będziecie kwestionować czyny bohaterów, których kochacie, i polubicie postacie, których nienawidziliście. Ta pozycja to prawdziwa huśtawka emocji, a studio Naughty Dog bardzo umiejętnie nimi manipuluje praktycznie na każdym kroku.
Drugie The Last of Us jest produktem świetnym pod każdym względem, również gameplayowym. Autorom udało się stworzyć dwie różnorodne frakcje ludzi, podrasować zainfekowanych oponentów, a wszystko to wzbogacić garścią nowych rozwiązań, nadających walkom zdecydowanie więcej głębi niż w pierwowzorze. Trudno też nie docenić perfekcyjnie dopracowanych sekwencji skradankowych, które w takiej formie z chęcią zobaczyłbym np. w serii Assassin’s Creed.
Najnowsze dzieło studia Naughty Dog ujęło mnie również ogromem detali, od cutscenek począwszy, przez liczne animacje postaci, a na reakcjach naszych przeciwników skończywszy. To pozycja obowiązkowa dla każdego posiadacza PlayStation 4 i koronny dowód na to, że przy odpowiednich umiejętnościach z tej konsoli da się wycisnąć dużo więcej, niż się wydaje.
OCENA: 10/10
Krystian „UV” Smoszna