Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 22 września 2011, 13:24

autor: Maciej Śliwiński

Google'a atak na Facebooka

Społecznościowa odpowiedź Google na hegemonię Facebooka wystartowała. Czy Google+ ma szanse powtórzyć sukces internetowego imperium Zuckerberga?

Imperium kontratakuje. Tak w skrócie można podsumować ofensywę Google’a w kierunku serwisów społecznościowych. Gigant internetowej branży z Mountain View jeszcze do niedawna za pośrednictwem najwyżej postawionych osób w firmie przyznawał, że przespał moment wielkiego boomu na tego rodzaju usługi i nie do końca poradził sobie z fenomenem Web 2.0.

Google+ ma to zmienić, choć będzie mu niezwykle ciężko. 750 milionów użytkowników Facebooka jest już dość mocno przyzwyczajonych do korzystania z tego serwisu i zmiana tego stanu prostym zadaniem raczej nie będzie, nawet dla Larry’ego Page’a. Plus ma jednak szanse, jak pokazują pierwsze tygodnie funkcjonowania nowego serwisu społecznościowego – całkiem duże szanse.

Tym, co w zamyśle ekipy Google’a ma wyróżniać Plusa na tle konkurencji (w domyśle Facebooka) jest przede wszystkim pełna kontrola nad treściami udostępnianymi przez nas na łamach witryny. Koncern podszedł do sprawy w sposób bardzo prosty – atutem swojej nowej społecznościówki uczyniło to, za co Mark Zuckerberg był regularnie krytykowany. Całość serwisu opiera się na Kręgach, do których możemy dodawać konkretne kontakty. Domyślnie jest ich 5 (Znajomi, Dalsi Znajomi, Rodzina, Praca, Obserwowani), jednak to użytkownik ma niczym nieskrępowane możliwości tworzenia tylu Kręgów, ile tylko potrzebuje. Definiowanie do kogo dotrą publikowane przez nas treści jest przy tym bajecznie proste – pod postem ustawiamy widoczność dla określonych grup.

Układ wpisu nie różni się specjalnie od facebookowego.

Teoretycznie podobne możliwości dawał oczywiście Facebook, grupowanie znajomych w listy jest tam dostępne od dawna, jednak zupełnie nie eksponowano tego elementu, traktując go po macoszemu. Zmieniło się to dopiero kilka dni temu, a korekty w kontroli udostępnianych treści nieprzypadkowo zbiegły się ze startem otwartej bety Google+. Tymczasem wśród użytkowników serwisów społecznościowych i specjalistów od social mediów coraz powszechniejsze staje się przekonanie, że jednym z najważniejszych elementów życia w sieci jest pełna kontrola nad tym, co w niej zamieszczamy. Produkt Google’a idzie tu o krok dalej – jeśli chcemy, daną treść możemy udostępnić nawet konkretnej osobie, wystarczy zamiast Kręgu wpisać jej adres mailowy i nie musi być ona przy tym wcale czynnym użytkownikiem Plusa. Zresztą, w ten właśnie sposób internauci zapraszali się do serwisu podczas wstępnego etapu beta-testów.

Google pomne przykrych doświadczeń z produktami, które – delikatnie mówiąc – nie sprawdziły się w internetowej batalii o użytkownika (Buzz, Wave), postawiło tym razem na schemat znany z początków funkcjonowania poczty Gmail. Początkowo Plus dostępny był wyłącznie za pośrednictwem zaproszeń – co automatycznie w świadomości przeciętnego człowieka powodowało skojarzenia z elitarnością i wyjątkowością produktu. A tym samym większą chęć wypróbowania go. Jeśli wierzyć statystykom udostępnianym przez szefostwo Google’a – udało się. I choć do Facebooka jest jeszcze bardzo daleko, to Plus zaliczył całkiem zadowalający start. Nawet mimo faktu, że przez pierwsze dwa tygodnie na serwisie urzędowali niemal wyłącznie ludzie związani z Internetem raczej zawodowo. Najważniejszy test dla usługi zaczyna się dopiero teraz. To pierwsze tygodnie funkcjonowania serwisu z otwartą rejestracją pokażą, czy stanie się on realnym graczem na rynku społeczności internetowych.

Exodus użytkowników z Facebooka i ich masową przeprowadzkę na platformę Google’a może spowodować pełna synchronizacja między wszystkimi produktami amerykańskiego potentata, a samym Plusem. Próbowaliście się kiedyś zastanowić, z ilu usług Google’a korzystacie? Wyszukiwarka, Gmail, Talk, kontakty, do tego dokumenty lub Picasa? Odświeżony interfejs konta Google (tak, ten nowy ciemny pasek na górze) sprawia, że za każdym razem, gdy wykorzystujemy którąś z tych funkcjonalności, pośrednio jesteśmy na serwisie społecznościowym. Zresztą niektóre z dotychczasowych usług już sprzężono bezpośrednio z PlusemBuzz jest teraz jedną z zakładek naszego profilu, Talk to nic innego jak znany z Facebooka czat, a zakładając konto, zostaniemy zapytani, czy chcemy, by nasze albumy zdjęć z Picasy były również dostępne na naszym profilu. Biorąc pod uwagę popularność niektórych usług Google’a, pełna synchronizacja może być dużym krokiem w stronę sukcesu.

Google Sparks zapewnia błyskawiczny dostęp do interesujących nas treści.

Kopiowanie i rozwijanie sprawdzonych w innych serwisach pomysłów oraz wykorzystywanie udanych rozwiązań samego koncernu z Mountain View to mocne strony Plusa, choć przez wielu mogą być uznane za wtórne. Społecznościówka Google`a ma jednak unikalne rozwiązania, które dotychczasowym użytkownikom naprawdę przypadły do gustu. Pierwszym jest Hangouts – narzędzie umożliwiające proste, niewymagające praktycznie żadnej konfiguracji kilkuosobowe wideokonferencje z równoczesnym wspólnym korzystaniem z niektórych usług związanych z imperium Google’a. W tej chwili możemy z ludźmi z danego Kręgu (wideokonferencja jest widoczna w naszym Strumieniu, odpowiedniku facebookowej ściany tylko dla osób z wybranej wcześniej grupy) oglądać filmy na YouTube. Internetowe plotki głoszą, że niebawem funkcjonalność ta zostanie rozbudowana – możliwość przeglądania w ten sposób dokumentów czy albumów zdjęć wydaje się ciekawym rozwiązaniem. Wraz ze startem otwartej bety wprowadzono pierwsze rozszerzenia: wersję Hangouts na urządzenia mobilne oraz Hangouts on Air, pozwalające na czat wideo bez ograniczonej wcześniej liczby osób.

Drugim istotnym i przede wszystkim unikalnym narzędziem Plusa jest Sparks, pełniące w pewnym sensie funkcję wbudowanego w serwis społecznościowy czytnika RSS. Różnica jest jednak znacząca – to nie użytkownik dodaje interesujące go kanały. Tematy, odnośnie których możemy przeczytać ciekawiące nas informacje, wybierane są automatycznie przez algorytm podobny do Search i opierają się przede wszystkim na naszej aktywności i linkach, które sami udostępniliśmy lub kliknęliśmy +1, przeczesując Internet.

W tej chwili Google+ ma jeszcze bardzo duże braki w ofercie dla użytkownika. Oprócz ciekawych narzędzi, dużej użyteczności i bardzo intuicyjnego interfejsu serwis potrzebuje kolejnych magnesów dla internetowej społeczności. Jedne z ostatnich danych mówią, że w tej chwili użytkownik spędza na stronie około 5 minut, więc od Facebooka Google dzielą jeszcze lata świetlne.

Sytuację poprawiło udostępnienie przez Google Plus gier, jeszcze w trakcie trwania zamkniętej bety. Sieciowe produkcji, które w okresie ekspansji Facebooka w Polsce okazały się jednym z najważniejszych czynników jego sukcesu, w momencie otwarcia strony dla nowych użytkowników mogą stać się jej siłą napędową. Tym bardziej że oferta dostępnych tytułów jest ciekawa, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że miłośnicy tego rodzaju zabawy na Plusie znajdą w tej chwili bardzo atrakcyjne propozycje.

Flagowymi produkcjami są między innymi Angry Birds, gra która po olbrzymim sukcesie na urządzeniach mobilnych próbuje swoich sił w starciu z internetowymi aplikacjami, City of Wonder i Dragons of Atlantis, dość podobne do siebie, ale rozbudowane gry strategiczne, futurystyczny Edgeworld czy równie popularne co Angry Birds Sudoku. Gry Google+ mają jedną wadę, która jednak nie powinna nikogo dziwić – na niektórych przeglądarkach odpalenie ich jest niemożliwe i zamiast radosnego demolowania konstrukcji przy pomocy ptaków, otrzymujemy komunikat o konieczności zainstalowania Chrome’a – firmowego browsera.

Wszystkie zarekomendowane przez nas w Internecie usługi znajdziemy w osobnej zakładce profilu.

Jedną z największych zalet Plusa, przynajmniej dla mnie, jest absolutny brak irytujących reklam. Owszem, mam świadomość, że prędzej czy później adwordsowe okienka trafią między wpisy na moim Strumieniu, jednak do ich widoku jestem już przyzwyczajony. Google+ blokuje również w tym momencie zakładanie stron firmowych i komercyjnych. Zostaną one wprawdzie wprowadzone później, ale sygnał jest jasny – firma nie chce, by ich nowe dziecko stało się kolejnym narzędziem marketingowym dla wszechobecnych w Internecie marek. Boleśnie przekonali się o tym PR-owcy jednej z polskich partii politycznych, których strona fanowska została dość szybko usunięta z serwisu.

O losach nowego produktu Google’a zawyrokują oczywiście internauci, czyli wielka masa o bardzo zróżnicowanym przekroju społecznym i socjologicznym. Pozornie może się wydawać, że Facebook ma w tej chwili pozycję uprzywilejowaną i o miejsce lidera może być spokojny. Nie zmienią tego nawet krążące co jakiś czas w sieci plotki o planowanym na przyszły rok zamknięciu serwisu. Google ma jednak znacznie większe doświadczenie w poruszaniu się po Internecie, potencjał i przede wszystkim nie może już sobie pozwolić na kolejną porażkę w sieci. Praktycznie każdego kolejnego użytkownika Google+ będzie musiało wyszarpnąć konkurencji, oferując coś innowacyjnego. Jeśli prawdą okaże się, że Larry Page i jego pracownicy faktycznie nauczyli się zarządzać internetową społecznością, Marka Zuckerberga czeka ciężka batalia o utrzymanie się na szczycie.

Maciej „guandi” Śliwiński