Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 12 sierpnia 2011, 10:39

autor: Maciej Kozłowski

Krótki przegląd niezależnych gier RPG, część I

Niezależne gry RPG to zjawisko na tyle ciekawe, że postanowiliśmy poświęcić mu aż dwa artykuły: w pierwszym opisujemy pokrótce najciekawsze tytuły, które ukazały się na przestrzeni ostatnich dwóch lat.

Spis treści

Cthulhu Saves the World

Howard Philips Lovecraft, twórca mitologii Cthulhu, był człowiekiem obdarzonym sporym poczuciem humoru (wysłał do kilku wydawnictw sprzeczne ze sobą informacje na temat tego, jak wymawiać słowo „Cthulhu”) – nawet on nie mógł się jednak spodziewać, że jego pupil zostanie kiedyś obrońcą świata.

Właśnie tak wyglądało RPG 20 lat temu.

W produkcji stylizowanej na dawne japońskie RPG Przedwieczny musi stanąć w szranki z całą masą różnorodnych potworów – powodem jego misji jest chęć zaimponowania ludzkiej kobiecie, utrata boskich mocy oraz... swego rodzaju zakład z twórcami samej gry. Jak widać i tutaj mamy do czynienia z dość zabawną pozycją.

Model rozgrywki przypomina najstarsze odsłony cyklu Final Fantasy – gracz ma więc pełną swobodę w eksploracji świata i prowadzeniu dialogów, gdy jednak dochodzi do walki, całość starcia odbywa się w formie prostej, turowej gry strategicznej.

Cthulhu Saves the World również odniosło komercyjny sukces – grę można kupić na platformie Steam za 1,99 euro. Wydano ją także na Xboksa 360, wśród użytkowników którego cieszy się niemałą popularność.

Aphelion

Nie wszystkie niezależne erpegi wychodzą na PC – część z nich od początku była projektowana z myślą o konsolach. Tego typu dziełem jest właśnie Aphelion, który doczekał się już dwóch epizodów, oferowanych w cenie 240 punktów Microsoftu każdy.

Mass Effect w wersji anime?

W odróżnieniu od dotychczas wspomnianych gier Aphelion jest produkcją dość poważną, osadzoną w wyraźnie cyberpunkowej konwencji. Widać tu inspiracje japońską kulturą i anime – w szczególności futurystycznym Ghost in the Shell. Mamy więc wszechpotężne korporacje, zaawansowaną technikę, miecze laserowe i cyborgi. Całość oparto na mechanice podobnej odrobinę do tej z Mass Effecta – podczas rozgrywki kierujemy małym oddziałem, którego członkowie posiadają wiele możliwych do rozwinięcia umiejętności.

Walka została przedstawiona w sposób kojarzący się z cyklem Final Fantasy – jest zarówno efektowna, jak i taktyczna. Nie ona jednak stanowi sedno rozgrywki, a ciekawa fabuła i wciągający, futurystyczny klimat produkcji. Jest to zdecydowanie dobra propozycja dla wszystkich fanów japońskiego science fiction – zwłaszcza gdy nie stronią od anime osadzonego w dalekiej przyszłości.

Breath of Death VII

Znacznie mniej poważną ofertą dla posiadaczy Xboksa jest Breath of Death VII – erpeg o nieumarłych. Tym razem gracz nie wciela się w szlachetnego paladyna, rzezającego kolejne hordy potworów. Role uległy odwróceniu: to my mamy poczuć na własnej skórze, jak to jest być po drugiej stronie barykady. W rezultacie otrzymujemy produkcję, w której naszą rolą jest poprowadzenie oddziału truposzy przeciwko jeszcze większemu złu niż sama śmierć.

True story, bro.

Gra w formie bardzo przypomina Cthulhu Saves the World (obydwie produkcje są dziełem tego samego studia) – możemy więc swobodnie eksplorować szesnastobitowy, rozpikselowany świat, od czasu do czasu biorąc udział w taktycznych walkach z wieloma wrogami. Całość wydaje się być dość prymitywna (skojarzenia z Tibią nie są wcale aż tak chybione), w rzeczywistości jednak opiera się na solidnych, erpegowych podstawach – mamy więc rozwój postaci, rzuty kostkami, statystyki i wiele innych elementów, które nieodłącznie kojarzą się z grami fabularnymi.