Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 16 lipca 2010, 11:27

autor: Maciej Śliwiński

Mistrzostwa w cieniu skandalu

Srebrny medal i dwa czwarte miejsca przywieźli polscy gracze z Mistrzostw Świata Electronic Sports Word Cup. Jeszcze na kilka godzin przed rozpoczęciem turnieju wiele wskazywało, że polskiej reprezentacji w stolicy Francji nie zobaczymy.

Na przestrzeni lat Electronic Sports World Cup stał się dla profesjonalnych graczy jednym z najważniejszych turniejów. Rosnąca systematycznie od 2003 roku ranga imprezy sprawiła, że celem i marzeniem najlepszych esportówców był występ na rozgrywanych w Paryżu światowych finałach. Na ESWC rodziły się gwiazdy i legendy światowego grania, a zawody zawsze śledziła rzesza fanów, zarówno na miejscu, jak i poprzez relacje internetowe. Co więcej, ESWC od kilku lat było również „polskim” turniejem. W 2007 reprezentacja Polski z Paryża przywiozła dwa złote medale, co do tej pory jest jednym z największych sukcesów rodzimych graczy.

Niestety, o tegorocznej edycji turnieju zawodnicy z Polski będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. I to nie z powodów słabych wyników – przeciwnie, znów potwierdziliśmy, że należymy do ścisłej światowej czołówki, a z powodów logistyczno-organizacyjnych, które niemal doprowadziły do odwołania wyjazdu reprezentacji Polski w ostatniej chwili. Takiej sytuacji w historii imprez esportowych nad Wisłą jeszcze nie było, a przypomnijmy, że co roku Polska organizuje co najmniej dwie imprezy będące kwalifikacjami do dużych i prestiżowych międzynarodowych turniejów. Owszem, organizatorzy tych eventów zaliczali w przeszłości potknięcia, ale nigdy przy okazji imprezy tej rangi co ESWC. Kilka miesięcy temu ekipa Rafała Błachowskiego zrezygnowała z prowadzenia tegorocznych kwalifikacji, a licencję na lokalne rozgrywki ESWC zakupił Beholder, firma znana z takich projektów jak All Games League czy w przeszłości KODE5 i World Cyber Games.

Zwycięzcy najbardziej prestiżowego turnieju, zawodówCounter Strike 1.6 – drużyna Natus Vincere.

Już sam przebieg eliminacji do turnieju i odwołane prawie w ostatniej chwili krajowe finały na LAN-ie sprawiły, że spora część osób zaczęła wątpić, czy prowadzona przez Emilię Łączyńską firma będzie w stanie sprostać wszystkim wyzwaniom organizacyjnym przy tak dużym przedsięwzięciu. Przypomnijmy, na dziesięć dni przed planowanym finałem polskich eliminacji, Beholder ogłosił, że sponsor wycofał się z finansowania imprezy z powodu start poniesionych podczas powodzi. Zorganizowano wyłącznie mały, niemający wiele wspólnego z przeprowadzonymi ze sporym rozmachem poprzednimi kwalifikacjami, turniej w dobrze znanym graczom warszawskim klubie Lucid, wyłącznie dla zawodników gier konsolowych. Właścicielka Beholdera twierdzi jednak, że to nie kwestie organizacyjne stanowiły problem: Ciężko tu tak to oceniać, wszystko było od strony organizacyjnej przygotowane zarówno w przypadku finału lanowego, jak i wyjazdu, zabrakło niestety finansowania i to był ten element, który zawiódł. Wszystko, co można było zrobić do momentu dużych wpłat, zostało przez nas załatwione i nie mam podstaw sądzić, że w przypadku posiadania odpowiedniego budżetu nie dalibyśmy rady. Myślę, że gdyby to nas przerastało od strony organizacyjnej, nie bylibyśmy w stanie w kilka dni zorganizować lana na mniejszą skalę i w pół dnia wyjazdu dla tak dużej grupy graczy w okresie wakacyjnym, na dodatek z ograniczonym budżetem.

Kłopot w tym, że gracze o „braku finansowania” wyjazdu na światowy finał zostali poinformowani w dniu wylotu do Paryża, gdy część z nich była już w drodze do stolicy, inni czekali na lotnisku. Wiele do życzenia pozostawia również forma, w jakiej przekazano reprezentacji wiadomości o odwołaniu podróży. Jak wynika z relacji menadżerów kilku zespołów, gracze w godzinach porannych otrzymali SMS-y z informacją o tym, że inwestor nie wpłacił kwoty licencyjnej i wyjazd nie dojdzie do skutku. Nadawcą wiadomości była Emilia Łączyńska, która krótko po tym wyłączyła swój telefon. Według relacji graczy podany im numer kontaktowy, należący do jednego ze współpracowników Beholdera, również długo nie odpowiadał. Jak tłumaczy Łączyńska, swój telefon wyłączyła, by spokojnie móc kontaktować się z francuskim organizatorem finałów. Ci o problemach polskiej kadry dowiedzieli się jednak od osób odpowiedzialnych za funkcjonowanie jednego z zespołów, który wysyłał swoich graczy zagranicę. Francuzi zmienili też swoje stanowisko – wcześniej utrzymywali, że bez opłacenia licencji Polacy nad Sekwaną nie zagrają. Po telefonie przedstawicieli zespołów okazało się, że jest jednak taka możliwość. W tym momencie pracownicy Beholdera zaczęli organizować alternatywny wyjazd. Do rozpoczęcia finałów pozostało kilkanaście godzin.

Skąd całe zamieszanie? ESWC wymaga opłacenia licencji. Przedstawiciele Beholdera zapewniają, że pierwsza rata została przelana, drugą miał wpłacić tajemniczy inwestor. Z ramienia firmy sprawami finansowymi zajmował się Harry Kasperski, znany producent filmowy, który do końca utrzymywał, że inwestor wpłaty dokonał. Kwestią płatności za licencję zaniepokoiliśmy się na dobre, gdy strona francuska poinformowała nas, że wpłaty nie ma na ich koncie. Inwestor zapewniał nas jednak, aż do dnia wylotu, że przelew został dokonany. 30 czerwca, gdy gracze zmierzali na Okęcie, okazało się, iż żaden przelew nie został zrobiony. Rano w dniu wylotu otrzymaliśmy informację, że osoba odpowiedzialna za wykonanie przelewu go nie zrobiła, w związku z tym samolot również został odwołany .” – relacjonuje Emila Łączyńska. Jak się później okazało, odwołanie specjalnego, opłaconego już wcześniej samolotu było największą przeszkodą. Po decyzji francuskich organizatorów o możliwości udziału w imprezie Beholder w kilka godzin musiał zorganizować transport dla blisko trzydziestu osób: „Gdy otrzymaliśmy wiadomość o braku wpłaty za licencję oraz o odwołaniu samolotu, w zasadzie sprawa wydawała się przesądzona. Pierwszą i podstawową kwestią był brak wpłaty za licencję. Znaliśmy stanowisko Francuzów sprzed 30 czerwca, kiedy w rozmowach o wpłacie wyraźnie dali nam odczuć, iż jest ona podstawą całego wyjazdu. Również w umowie było jasno napisane, że w przypadku braku drugiej płatności pierwsza rata bezzwrotnie przepadnie. Stąd też nie spodziewaliśmy się zmian w ich podejściu. Dodatkowo odwołanie samolotu było jak wyrok, ze względów zarówno finansowych, jak i organizacyjnych.”

Maciek „av3k” Krzykowski z czekiem za drugie miejsce.Do złota brakło bardzo mało.

Łączyńska podkreśla jednak, że na kilka dni przed wylotem do Francji jej firma zaczęła starania o pozyskanie dodatkowych środków w postaci pożyczki, obawiając się, że transfer gotówki faktycznie, mimo zapewnień i podpisanych umów, nie został zrobiony. „ Cały czas miałam jednak nadzieję, że nie będę musiała podejmować tak trudnej decyzji oraz kroku w tym kierunku, a wpłata lub potwierdzenie przelewu dotrze do światowego organizatora na czas. – tłumaczy właścicielka Beholdera. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego o problemach i niejasnościach związanych z wyjazdem nie poinformowani zostali wcześniej najbardziej zainteresowani, czyli gracze? Pozwoliłoby to zespołom zorganizować transport do Paryża we własnym zakresie.

Tymczasem reprezentacja Polski spędziła kilka nerwowych godzin na lotnisku, podczas gdy ważyły się losy wyjazdu. Wersje Beholdera oraz menadżerów zespołów US i Fx są różne. Właścicielka firmy odpowiedzialnej za wyjazd twierdzi, że gdy tylko otrzymała informacje, iż pomimo braku opłaconej licencji gracze mogą wystąpić w Paryżu, rozpoczęła starania o zorganizowanie podróży w inny sposób. Osoby odpowiedzialne za zawodników ze strony ich zespołów utrzymują, że brakowało kontaktu z Beholderem, a pod podany w SMS-ie numer można było dodzwonić się dopiero po kilkudziesięciu minutach. Emilia przyznaje jednak, że szczególnie pomocni byli przedstawiciele Universal Soldiers, dodając jednak, że chodzi tylko o ten zespół: menadżer drużyny Fx, „nie przyczynił się w najmniejszym stopniu do organizacji wyjazdu ”. Ostatecznie wszystkie kwestie związane z transportem w ostatniej chwili załatwili ludzie z Beholdera, przy pomocy samych zespołów. Warto się jednak zastanowić, kto tak naprawdę powinien zorganizować od początku do końca podróż na Mistrzostwa Świata – sami gracze czy firma odpowiedzialna za przeprowadzenie imprezy?

Ostatecznie około godziny 16 na Okęciu pojawił się przedstawiciel Beholdera, witając graczy stwierdzeniem, że dali ciała. Zapadła decyzja, że trzech zawodników do Francji uda się rejsowym samolotem, reszta pociągiem przez Kolonię. Z Dworca Centralnego kadra wyruszyła w sypialnych wagonach po godzinie 18, w Kolonii okazało się, że resztę podróży odbędzie autobusem. Gdyby nie przychylna postawa organizatorów światowych finałów, zawodnicy mogliby przyjechać do Francji na marne. Wszystkie mecze naszych reprezentantów zostały bowiem przesunięte na późne godziny popołudniowe. Można gdybać, jakie wyniki zanotowaliby gracze z Polski, gdyby do swoich spotkań nie przystąpili z marszu i po piętnastu godzinach podróży.

Zawiedziona może czuć się między innymi BENQ DELTAeSPORTS.COM, drużyna Counter-Strike 1.6, która rok temu zajęła piąte miejsce na prestiżowym, międzynarodowym turnieju GameGune w Hiszpanii. Delciaki rozegrały swoje spotkania z marszu, przegrywając dwa pierwsze mecze i żegnając się z turniejem. Podobnie było z kilkoma innymi zawodnikami z naszej kadry. Wiktor „TaZ” Wojtas, kapitan zespołu Fx powiedział później, że jego drużyna przez dwa dni żyła dzięki napojom energetycznym po wyczerpującej podróży.

Na szczęście faworyci z naszego kraju, mimo olbrzymich problemów, zanotowali dobry występ. Maciek „av3k” Krzykowski sięgnął po wicemistrzostwo świata Quake Live, potwierdzając, że jest obecnie jednym z dwóch najlepszych graczy na świecie, a przy okazji kontynuując tradycję świetnych występów na ESWC. Frag eXecutors wraca powoli do formy, którą prezentowało jeszcze pod koniec ubiegłego roku. Czwarte miejsce, teoretycznie najgorsze z możliwych, hańby Polakom nie przynosi, tym bardziej, że w drodze do czołowej czwórki świata pokonali kilka świetnych zespołów. Kto wie, jak potoczyłyby się losy ich występów, gdyby w spokojnych i komfortowych warunkach dolecieli do Paryża dzień przed turniejem, tak jak mieli w planach. Biorąc pod uwagę warunki, w jakich dotarliśmy i w jakich przyszło nam grać każdego dnia, jestem bardzo dumny z naszej drużyny i z tego, jak zagraliśmy. Pokazaliśmy kawał serca dochodząc do półfinałów, potem po prostu zabrakło sił .” – skomentował grę Frag eXecutors Wojtas. Podobnie sytuacja wygląda z Łukaszem Leśniewskim, od kilku dni czwartym kierowcą świata w Need for Speed Shift. Kilka dni po turnieju mówił: Mam żal do Beholdera o wiele spraw, ale nie ma sensu kopać leżącego. Ludzie z tej firmy dostali twardą szkołę, mam nadzieję, że wyciągną z niej wnioski, jeśli jeszcze kiedyś zdarzy im się organizować tego typu event.

Dziewczyny z Univeral Soldiers po powrocie do Polski nie mająwielkich pretensji do Beholdera.

Czy jednak Beholder zajmie się jeszcze prowadzeniem kolejnych imprez? W tej chwili firma liże rany i liczy straty. Podróż pociągiem do Paryża oraz powrót kadry do Polski opłaciła w całości z własnej kieszeni. W finansowaniu ostatecznie nie wsparła nas żadna firma zewnętrzna ani inwestor, a licząc koszty związane z ESWC, wydaliśmy około 100 tysięcy złotych. Mamy jeszcze dodatkowo do uregulowania inne opłaty, w tym przede wszystkim pozostałą cześć licencji. – przyznaje Łączyńska. Zaznacza jednak, że dalej planuje działać na rzecz rozwoju sportów elektronicznych: Gracze są dla nas ważni i polski e-sport również. Stąd też zdecydowaliśmy się na tak wielkie zadłużenie i ryzyko w dniu wyjazdu. Z pewnością nie zamierzamy zaniechać naszych działań, jeśli tylko wyjdziemy z problemów finansowych i będziemy dochodzić swoich praw, walcząc o wyrównanie strat .” – zapowiada.

Wyrok na Beholdera mogą jednak wydać sami gracze. Część z nich nie ma pretensji do firmy, między innymi Natalia Piotrkowska, która reprezentowała nasz kraj w zawodach Counter Strike 1.6 kobiet: Nie mam żalu, ponieważ pomimo wielu problemów na samym początku dowieźli nas na miejsce i odstawili do domów. Spora część społeczności graczy jest jednak oburzona całą sytuacją. Tym bardziej, że podróż powrotna do Polski również nie przebiegła idealnie. Drużyna Frag eXecutors do kraju jechała kolejne 15 godzin. Teoretycznie przedstawiciele Beholdera zarezerwowali zespołowi samolot do domu, jednak okazało się, że leci on najpierw do Dusseldorfu, a do Krakowa odlatuje 12 godzin później. Ostatecznie Fx wróciło do kraju pociągiem, na własny koszt. Na szczęście reszta zawodników z 28 osobowej kadry spokojnie dotarła do celu.

Podsumowując całkiem udany pod względem sportowym wyjazd do Francji, należy na pewno docenić wysiłki Beholdera czynione w ostatniej chwili, by gracze mogli zaprezentować swoje umiejętności na mistrzostwach. Z drugiej jednak strony ranga imprezy w środowisku profesjonalnych graczy, historia poprzednich wyjazdów, realizowanych przez PGA Team, oraz poziom zawodników z Polski powodują, że od organizatora należy wymagać najwyższego profesjonalizmu. Tego, niestety, tym razem zabrakło.

Maciej „guandi” Śliwiński