Ekranizacje gier tak złe, że Uwe Boll byłby dumny
Hollywood brało się za bary z hitami elektronicznej rozrywki od początku lat dziewięćdziesiątych. Już wtedy wychodziło to zazwyczaj słabo, a przecież Uwe Boll rozwinął swe skrzydła trochę później. Przed Wami ranking najgorszych ekranizacji gier.
Spis treści
- Ekranizacje gier tak złe, że Uwe Boll byłby dumny
- Super Mario Bros
- Dungeon Siege: W imię króla
- Assassin’s Creed
- Doom: Annihilation
- Alone in the Dark: Wyspa cienia
- BloodRayne
- Street Fighter
- Silent Hill: Apokalipsa
- Double Dragon
Dungeon Siege: W imię króla
- Co to: To wie tylko Uwe Boll
- Gdzie obejrzeć (na własną odpowiedzialność): Cineman
Pamiętacie tego klimatycznego hack’n’slasha z 2002 roku? Gra zebrała całkiem dobre oceny wśród ekspertów i do dziś ma spore grono wiernych fanów. Kilka lat później powstała też jej kontynuacja. I film wyreżyserowany przez ulubieńca graczy. Czy muszę dodawać, że chodzi o Uwe Bolla?
Przy niebagatelnym budżecie rzędu 60 milionów dolarów film zarobił na świecie tylko 13. Pod względem finansowym była to więc porażka na całej linii. Trudno powiedzieć, na co zostały wydane pieniądze zainwestowane w produkcję. Kosztowna była na pewno obsada – pojawiły się w niej takie gwiazdy, jak: Jason Statham, Ray Liotta, Burt Reynolds, John Rhys-Davies, Ron Perlman, Matthew Lillard czy Kristianna Loken. Jeżeli jednak kogolwiek można pochwalić za udział w filmie, to będą to jedynie aktorzy drugoplanowi. Gwiazdy chyba zdawały sobie sprawę, w czym biorą udział, odklepując formułki wkładane im w usta przez scenarzystów mechanicznie i snując się po ekranie bez większego celu.
Zostało jeszcze 51% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie