Ekranizacje gier tak złe, że Uwe Boll byłby dumny
Hollywood brało się za bary z hitami elektronicznej rozrywki od początku lat dziewięćdziesiątych. Już wtedy wychodziło to zazwyczaj słabo, a przecież Uwe Boll rozwinął swe skrzydła trochę później. Przed Wami ranking najgorszych ekranizacji gier.
Spis treści
- Ekranizacje gier tak złe, że Uwe Boll byłby dumny
- Super Mario Bros
- Dungeon Siege: W imię króla
- Assassin’s Creed
- Doom: Annihilation
- Alone in the Dark: Wyspa cienia
- BloodRayne
- Street Fighter
- Silent Hill: Apokalipsa
- Double Dragon
Super Mario Bros
- Co to: Komedia, która wcale nie śmieszy
- Gdzie obejrzeć (na własną odpowiedzialność): Amazon Prime
Super Mario Bros to jeden z lepszych beznadziejnych filmów. Obsada naprawdę robi wrażenie – Bob Hoskins, John Leguizamo, Samantha Mathis czy Dennis Hopper to nazwiska rozpoznawalne do dziś. Zastanawiam się, co skłoniło tych aktorów do wzięcia udziału w projekcie, który od początku skazany był na spektakularną porażkę. I tak się zresztą stało – przy budżecie 48 milionów dolarów udało mu się zarobić niecałe 21. Finansowa klapa od razu przekreśliła szanse na sequel. A szkoda, bo ten film jest tak zły, że aż fajny.
Twórcy postawili na komiksową stylistykę. Nie jest to jednak, rzecz jasna, coś, co choćby przypominałoby burtonowskie Batmany. Nie, to komiksowość przaśna i po prostu kiczowata. Połyskliwy strój Koopy nie dodaje mu powagi, a wręcz przeciwnie – sprawia, że ciężko go brać na poważnie, a ze względu na słabo rozpisany scenariusz trudno go też uznać za śmiesznego. Dennis Hopper robi, co może, ale z tej postaci po prostu więcej wyciągnąć się nie dało.
Zostało jeszcze 39% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie