Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 6 maja 2004, 13:08

autor: Krzysztof Marcinkiewicz

Starsky i Hutch - recenzja filmu

Starsky i Hutch to remake znanego serialu z lat 70-tych. W nowej wersji zaszlo wiele zmnie - przede wszystkim film jest nastawiony na humor znany z "Ostrej Jazdy" czy "Zoolandera".

Reżyser Todd Phillips znalazł swoją drogę w branży filmowej. Pojawił się w 2000 roku ze swoją młodzieżową komedią „Ostra Jazda”, w której oprócz młodego pokolenia (wówczas nieznanych aktorów) zagrał kontrowersyjny prezenter MTV Tom Green. Film szybko zrobił furorę wśród młodzieży, a jego popularność przyrównuje się do cyklu American Pie. O ile na temat wartości merytorycznej owych komedii dyskutować nie będziemy, o tyle ich sukcesu komercyjnego nie da się zignorować. A to właśnie dzięki zarobionym pieniądzom Phillips mógł realizować swoje kolejne projekty. „Old School” to kolejny tytuł Todda, który tym razem starał się połączyć młodzieżową komedię z poważnym tematem, jakim jest okres przemijania dla młodego mężczyzny. Sukces „Ostrej Jazdy” sprawił, że tym razem w obrazie Phillipsa wystąpił cały szereg znanych aktorów – zaczęło się od brata Owena Wilsona (partnera komediowego Bena Stillera) – Luke’a Wilsona, który wcielił się w główną postać. Wspierali go Vince Vaughn (znany chociażby z roli w „Psychopacie”, remake’u „Psychozy” lub z „Celi”, w którym partnerował Jennifer Lopez), oraz Will Ferrel – zasłużony komik Saturday Night Live (chyba wszyscy pamiętamy go z roli Alexa Trebeka z parodii amerykańskiego „Va Banque” - „Celebrity Jeopardy”). „Old School” nie zarobił może dużo pieniędzy, ale zyskał uznanie widzów.

Współpraca z Ferrelem i Lukiem Wilsonem zaowocowała znajomością z duetem Ben Stiller i Owen Wilson (wspólnie wystąpili już w 6 filmach, w tym między innymi w „Poznaj Mojego Tatę”, czy kultowym w niektórych kręgach „Zoolanderze”). To właśnie podczas jednego z ich wspólnych spotkań narodził się pomysł nakręcenia kolejnej komedii, w której duet Stiller & Wilson będzie grał główne role. Pomysł był prosty – po sukcesie „Zoolandera”, w którym aktorzy grali głupich modeli, z początku śmiertelnych wrogów dogryzających sobie przy każdej sposobności, a później najlepszych kumpli – mieli zagrać nienawidzących się gliniarzy, których połączy wspólne zadanie. Chwilę później wiedzieli, że najlepszym tematem będzie współczesna wersja Starsky’ego & Hutcha.

Phillips nie próżnował – sam stworzył pierwszą wersję scenariusza i zaproponował ją wytwórni filmowej. Pomysł chwycił, ale wymagał poprawek. Kiedy prace nad fabuła posuwały się do przodu Todd najmował kolejne gwiazdy do swojego projektu – zaczął od aktorów z którymi już pracował i z których był zadowolony: Vince Vaughn, Juliette Lewis i Will Ferrel zgodzili się od razu. Snoop Dogg, Fred Williamson (gwiazdor tandetnego kina akcji lat osiemdziesiątych) oraz Chris Penn, Carmen Electra i Amy Smart (pracował z nią przy „Ostrej Jeździe”) też szybko zgodzili się wystąpić u boku Stillera i Wilsona. Prace ruszyły, a film od kilku dni wyświetlany jest w kinach na całym świecie. Po tym długim wprowadzeniu opowiem Wam dlaczego „Starsky & Hutch” w wykonaniu Stillera i Wilsona nie zawiódł swoich fanów, oraz dlaczego niekoniecznie może się podobać zagorzałym fanom oryginalnego serialu z lat siedemdziesiątych, bądź zgorzkniałym impotentom intelektualnym, pożeraczom macdonaldowej łatwizny ;)

Ben Stiller i Owen Wilson to specyficzny duet. Reprezentują swój własny humor, który nie każdemu może przypaść do gustu. Mają swojego określonego odbiorcę, podobnie jak niegdyś Chevy Chase, Benny Hill, czy Latający Cyrk Monthy Pythona. Nie do każdego dotrze ich humor. Jeśli więc nie byliście zadowoleni z takich obrazów jak „Poznaj Mojego Tatę”, „Sposób Na Blondynkę”, „Zoolander”, czy (to już bardzo ambitna komedia, nominowana za swój scenariusz (Owen Wilson) do Oscara) „Genialny Klan” to z całą pewnością będziecie mieć problem ze „Starsky & Hutch”. Nawet dotychczasowi miłośnicy komedii Todda Phillipsa będą zaskoczeni – film reprezentuje znacznie odmienny poziom niż „Ostra Jazda”, czy „Old School”. Czego więc należy się spodziewać po tym obrazie? Zchillowanej gorączki policyjnej mocy z lat siedemdziesiątych w stylu Stillera i Wilsona. Po prostu.

Wracamy do lat siedemdziesiątych, do amerykańskiego Bay City, w którym sprawiedliwość prędzej czy później dopadnie każdego zbrodniarza. W policji pracuje między innymi dwóch gliniarzy – Ken Hutchinson (Wilson) i David Starsky (Stiller). Są jak ogień woda. Hutch jest wyluzowanym policjantem, niekoniecznie przestrzegającym prawo i naginającym je według własnych potrzeb. Ma kontakty w światku przestępczym, sam bierze udział w napadach na bukmacherów pod przykrywką przenikania do gangu rabusiów. Starsky natomiast to spięty służbista. Wychowany w cieniu matki policjantki – legendarnego gliny w Bay City – musi radzić sobie z problemami życia codziennego. Obaj sprawiają problemy swojemu kapitanowi i gdy nadarza się okazja, ten postanawia zrobić ich partnerami. Z początku aby nadepnąć im na odcisk i zrewanżować się za ciągłe wpadki. Z czasem okazuje się jednak, że dwaj najbardziej odosobnieni gliniarze, z którymi jak dotąd żaden partner nie mógł wytrzymać świetnie się dogadują i tworzą zgrany zespół. W czasie gdy Starsky i Hutch poznają się i próbują wspólnymi siłami łapać przestępców, w Bay City pojawiają się nowi gracze na scenie handlu kokainą. Przewodniczy im niejaki Reese Feldman (Vince Vaughn), który wraz ze swoim partnerem zmodyfikował kokainę sprawiając, że staje się ona niewyczuwalna dla psów śledczych. Niestety podczas transportu narkotyków jeden samolot rozbija się, a pilot cudem uchodzi z życiem. Feldman nie jest jednak tolerancyjny. Zabija pilota i wyrzuca go do oceanu. Kilka dni później ciało odnajdują Starsky i Hutch. Nie cierpiący topielców Hutch najchętniej odepchnąłby kijem ciało, aby podryfowało sobie do innej dzielnicy... jednak uwagę Starsky’ego przykuwa rana postrzałowa denata. Rozpoczynają śledztwo, które nieuchronnie prowadzi ich do Feldmana. Jeszcze wtedy nie wiedzą, że wspólnie osiągną największy sukces w policyjnej walce z narkobiznesem w Bay City. Nim to się jednak stanie nasi bohaterowie zaliczą masę wpadek, które doprowadzą ich kapitana do wściekłości.

W czasie śledztwa w sprawie morderstwa detektywi trafią do kumpla Hutcha – niejakiego Przytulasa (w tej roli rewelacyjny popis gry aktorskiej dał Snoop Dogg), który rządzi kilkoma dzielnicami Bay City. Przytulas to postać bardzo ciekawa, z jednej strony jest królem dzielnicy, a z drugiej informuje Hutcha o tym, jakie przestępstwa są na jego terenie planowane. Na zaznaczenie zasługuje tu użycie słowa „informuje”, gdyż Przytulas powiadamia, a nie „kabluje” – co jest dla niego znaczącą różnicą. Im detektywi są bliżej odkrycia mordercy topielca, tym fabuła nabiera większego tempa. Feldman zgrabnie wymyka się z pułapki zastawionej przez Starsky’ego i Hutcha i ośmiesza w ten sposób detektywów. Ci jednak się nie poddają i pomimo zdania odznak walczą o oczyszczenie się z zarzutów i złapanie Feldmana na gorącym uczynku. W osiągnięciu tego celu nieoceniony jest Will Ferrel, który wcielił się w odsiadującego wyrok bandziora i pomocnika Feldmana. Mający manię na punkcie smoków Ferrel rozbawi każdego swoimi dewiacjami. I może nie jest aż tak zabawny jak jego Mugatu w „Zoolanderze”, ale bardzo zgrabnie uprzyjemni nam czas w którym pojawia się w filmie. To właśnie on dostarcza detektywom próbkę niewykrywalnej kokainy i naprowadza ich na trop Feldmana. Prowadzi to zresztą do wielu zabawnych scen, w której Ben Stiller da popis swojego aktorskiego „haju”. Czym byłaby komedia sensacyjna, gdyby nie pojawiałyby się w niej piękne kobiety? I tak w roli dziewczyny Feldmana zobaczymy Juliette Lewis, z którą Phillips współpracował już przy „Old School”. Zaś w rolach dziewczyn, które podrywają Starsky i Hutch zobaczymy Carmen Electrę i Amy Smart („Ostra Jazda”). Każda z dziewczyn odgrywa istotną dla scenariusza rolę i dostarczy widzom wielu powodów do śmiechu.

Co wspólnego mają partnerzy-gliniarze z „Policjantów z Miami”, „Zabójczej Broni”, czy chociażby „Bad Boys”? Wszyscy oni wzorowani byli właśnie na Starsky’m i Hutchu. To właśnie na Starskym wzorowana była postać Mike’a z „Bad Boys” (Will Smith) i jego przesadna dbałość o swój samochód. Starsky mający hopla na punkcie swojego Forda Gran Turino jest protoplastą manii Mike’a na punkcie jego Porsche 911 (w Bad Boys 2 jest to już Ferrari Maranello). Hutch, który nie dba o samochód i traktuje go jak drugi dom, w którym by jadł, pił i spał. Tym samym przypomina on Marcusa, partnera Mike’a. Początkowa niechęć, która przeobraża się w wielką i szczerą przyjaźń została później rozbudowana w „Zabójczej Broni”. Starsky udający złego i szalonego glinę podczas przesłuchania zabójcy na zlecenie mógłby być idealnym wzorem dla nadpobudliwego i nieokrzesanego Martina Riggsa. Stiller w tej scenie jest równie narwany, co i zabawny.

W nowym Starsky’m i Hutchu wiele rzeczy początkowo zdaje się nam jasnych i klarownych, czy wręcz przewidywalnych, a w efekcie okazuje się, że nagle sprawy wymykają się spod kontroli i przybierają zabawny obrót, niekoniecznie szczęśliwy dla detektywów. Gdyby jednak nie perypetie, na jakie natrafiają bohaterowie (często z ich własnej głupoty) to nie śmialibyśmy się tak często podczas oglądania filmu. Ważną rolę pełnią też dialogi, które (podobnie jak wiele gagów) Stiller i Wilson sami doszlifowali podczas prac nad scenariuszem. Ponieważ jest to już ich szóste wspólne wystąpienie wiedzą jakich rozmów i potyczek słownych spodziewają się po nich widzowie. Fani utarczek Dereka Zoolandera z Hanselem będą zadowoleni.

„Starsky i Hutch” to przede wszystkim sensacja z elementami komediowymi. Nie jest to film, który można porównać do „Zabójczej Broni”, czy „Bad Boys” gdyż pod względem klimatu, narracji fabuły czy swoich nawiązań do serialu, bardzo odbiega od dzisiejszych schematów kina akcji. Znajdziemy w nim zabawne żarty słowne i sytuacyjne, będzie dużo strzelanin i pościgów, będą zwroty w akcji i dużo policyjnej roboty. A wszystko to w specyficznym sosie Bena Stillera i Owena Wilsona. Właściwie ich nazwiska są najlepszą rekomendacją tego filmu, gdyż każdy wie czego się spodziewać i czy takiej dawki humoru potrzebuje w danej chwili. Już teraz można też mówić o sukcesie tej produkcji. Film zarobił sporo pieniędzy od marcowej premiery i Phillips już otrzymał propozycję nakręcenia kontynuacji. Być może z niej skorzysta – póki co dogadał się z Jimem Careyem na remake innego serialu z dawnych lat – Six Million Dollar Man. Nam pozostaje oczekiwanie na film i sporo dobrej zabawy na seansie „Starsky & Hutch”. Ci, którzy pamiętają „Zoolandera” widząc na ekranie Ferrela wspominać będą słynne słowa: „Hansel, he’s so hot right now” – zresztą coś z tej fascynacji Mugatu do Hansela zostało przeniesione na postać Ferrela i Wilsona.

Can you dig it? Do it! Do it!

Krzysztof „Kokosz” Marcinkiewicz

Starsky and Hutch

Starsky and Hutch