Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 1 maja 2017, 11:30

Kultowy RPG, który przetarł szlaki Skyrimowi – 15. urodziny gry The Elder Scrolls III: Morrowind

Dokładnie 15 lat temu na świat przyszła gra The Elder Scrolls III: Morrowind – wielkie RPG, w którym swego czasu niejeden z nas zatracił się na niezliczone godziny. Z tej okazji sięgamy pamięcią do przodka Skyrima i wspominamy cuda wyspy Vvardenfell.

Spis treści

UWAGA! Zanim zaczniesz czytać, załóż słuchawki i odpal ten soundtrack. Gwarantowana sentymentalna podróż w czasie!

Powieźli cię z więzienia Cesarskiego Miasta – najpierw lądem, teraz morzem – na wschód, do Morrowind. Nie obawiaj się, bo ja czuwam. Jesteś wybrańcem.

Dokładnie 15 lat temu gracze po raz pierwszy włożyli płytki z Morrowindem do napędów swoich komputerów i uruchomiwszy grę, usłyszeli powyższe słowa – wypowiadane przez Azurę, daedryczną boginię świtu i zmierzchu. Dokładnie 15 lat temu firma Bethesda Softworks zabrała nas w podróż do krainy Morrowind, „nieświadomych roli, jaką odegramy w dziejach tej krainy”.

Oczywiście „nas” to pewne nadużycie, bo wśród tej pierwszej fali zesłańców na wyspę Vvardenfell nie było Polaków. Mieszkańcom naszego kraju przyszło poczekać aż siedem miesięcy na swoje wydanie gry, przygotowywane w pocie czoła przez CD Projekt. Jednak wydawca miał do przetłumaczenia ponad 5 tysięcy stron maszynopisu (zadanie to określał wówczas jako „największą lokalizację w historii polskiego rynku gier komputerowych”), a nie mógł zacząć pracy przed ukończeniem produkcji – jak to się robi obecnie. Trudno się więc dziwić takiemu opóźnieniu.

Ale dziś nie ma to większego znaczenia. The Elder Scrolls III: Morrowind towarzyszy światu od 15 lat – było wielką grą w czasie swojej premiery, pozostaje wielką grą również dziś, żywą w pamięci milionów graczy na całej kuli ziemskiej. Z okazji urodzin tego wspaniałego RPG zabieram Was w nostalgiczną podróż po Vvardenfell.

Seyda Neen – w tym miasteczku wszystko się zaczęło... - 2017-05-01
Seyda Neen – w tym miasteczku wszystko się zaczęło...

Obudź się! Dlaczego drżysz?

Na przestrzeni lat cechą rozpoznawczą serii The Elder Scrolls stały się sprytnie zaprojektowane początkowe sekwencje każdej gry, przeplatające kolejne etapy samouczka z rozbitym na części kreatorem postaci. Morrowind miał istotny udział w rozpowszechnieniu takiego wizerunku marki.

Począwszy od pytania o nasze imię, zadanego przez współwięźnia Jiuba na statku, przez ustalanie rasy i wyglądu postaci przy schodzeniu na ląd, po dostosowywanie zdolności w Biurze Spisów i Opodatkowania – stopniowe wprowadzanie gracza w mechanikę jak najbardziej miało sens, bo możliwości kreacji bohatera było multum. 10 ras do wyboru, 8 atrybutów, 13 znaków zodiaku i 27 umiejętności, spośród których trzeba było wyłonić tylko 10 używanych do „wbijania” kolejnych poziomów – zdecydowanie mieliśmy nad czym główkować. Zwłaszcza że w The Elder Scrolls III nie obowiązywał sztuczny podział na klasy (kolejna cecha rozpoznawcza cyklu).

Na szczęście Bethesda pomyślała też o mniej doświadczonych graczach – to jeszcze jeden kultowy aspekt Morrowinda. Jak pewnie pamiętacie, jeśli ktoś nie chciał wybierać lub wręcz tworzyć od podstaw własnej profesji, mógł zdać się na kwestionariusz cesarskiego urzędnika, Socuciusa Ergalli. Wtedy klasa była generowana w oparciu o to, jak ustosunkowaliśmy się do szeregu przedstawionych sytuacji. Szkoda, że w kolejnych odsłonach serii zrezygnowano z tego jakże klimatycznego sposobu kreacji bohatera.

Może i pytania nie miały wiele wspólnego z realnymi wyzwaniami, jakie czekały nas w Morrowindzie, ale potrafiły skutecznie rozbudzić wyobraźnię. - 2017-05-01
Może i pytania nie miały wiele wspólnego z realnymi wyzwaniami, jakie czekały nas w Morrowindzie, ale potrafiły skutecznie rozbudzić wyobraźnię.

Vvardenfell, ojczyzno moja!

Wplecenie kreatora postaci we właściwą rozgrywkę miało również inną zaletę – pozwalało już od pierwszych chwil chłonąć to, co w Morrowindzie najlepsze, czyli klimat. Właściwie jego budowanie zaczynało się jeszcze w menu głównym. W końcu już tam towarzyszyła nam fantastyczna muzyka Jeremy’ego Soule’a – i to nie byle jaka, tylko niezapomniany motyw przewodni gry. Niby to tylko kilkanaście zapętlających się utworów, ale mógłbym ich słuchać w nieskończoność. Ba, zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że Morrowind bez swojej muzyki to byłoby tylko pół... no dobra, trzy czwarte Morrowinda. Zresztą o potędze tej ścieżki dźwiękowej świadczy fakt, że Bethesda zapożyczyła z niej co nieco do Skyrima (jeden utwór został nawet żywcem skopiowany).

A reszta klimatu? Widoki! Architektura! Krajobrazy! Pamiętacie, jakie wrażenie robił łazik górujący nad wioską Seyda Neen? A wbudowane w gigantyczne grzyby miasto Sadrith Mora? Upiorna Bariera powstrzymująca potwory schodzące ze stoków Czerwonej Góry? Rozsiane po wyspie dwemerowe ruiny pełne tajemniczej, ciągle pracującej parowej maszynerii? Popielne burze smagające pustkowia na zachodzie wyspy? Wiszący nad miastem Vivek wielki meteoryt – Dekanat Prawdy? Jeszcze długo można by wymieniać tutejsze cuda natury (i nie tylko). Oczywiście większe wrażenie robiły one w 2002 roku, gdy jakość grafiki olśniewała. Dziś już tak to nie zachwyca... choć szczerze mówiąc, dla mnie żadne późniejsze The Elder Scrolls nie miało wody wykonanej równie ładnie jak Morrowind (i wiele dzisiejszych gier nie umywa się do niego pod tym względem).

Pod względem bestiariusza Morrowind też wyróżniał się na tle innych gier RPG. - 2017-05-01
Pod względem bestiariusza Morrowind też wyróżniał się na tle innych gier RPG.

Co najważniejsze, za tymi wszystkimi widokami stało konkretne, że się tak brzydko wyrażę, „lore”. Bogate, szczegółowo opisane uniwersum z wieloma oryginalnymi cechami, którego poznawanie i badanie – przez rozmowy z NPC, a zwłaszcza czytanie książek – samo w sobie stanowiło fascynujące zajęcie podczas gry. Po dziś dzień pluję sobie w brodę, że nigdy nie zdobyłem się na to, by doprowadzić zadanie od arcymaga Treboniusa Artoriusa do końca i wyjaśnić zagadkę zniknięcia krasnoludów...

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Nie tylko Skyrim - mniej znane gry z serii The Elder Scrolls
Nie tylko Skyrim - mniej znane gry z serii The Elder Scrolls

Seria The Elder Scrolls jest kojarzona przede wszystkim z sandboksowymi grami cRPG, jednak w ciągu 20-letniej historii cyklu jego twórcom, firmie Bethesda, zdarzały się też kroki w bok i romanse z innymi gatunkami.