Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 9 stycznia 2015, 15:15

autor: Damian Pawlikowski

TVP kontra gry wideo - jak przedstawia się graczy w publicznej telewizji?

Telewizja publiczna ma ponoć misję do wypełnienia. Z perspektywy reportaży TVP o grach można wywnioskować, że celem misji jest sianie paniki wśród widzów. Brutalność, skłonność do uzależnień, gollumowatość - w ich oczach jesteśmy realnym problemem.

"W tej grze nasz przyjemniaczek, jak to nasze dzieci mówią, ma misję do spełnienia - jak w wielu grach. Na przykład idzie po mleko i wystarczy, że ktoś go bez powodu potrąci na ulicy, on odpala różnego rodzaju argumentami. […] W tej grze możemy zbezcześcić grób naszych rodziców, oddając mocz na ten grób."

Postal - jak nic idealny reprezentant ultrabrutalnych gier wideo, którymi odpowiedzialni rodzicie karmią swoje nieletnie pociechy. Furby, Action Man, czy zestawy klocków LEGO już dawno odeszły w niepamięć, zastąpione na listach do Świętego Mikołaja wirtualnymi produkcjami pokroju Manhunt czy Call of Duty, gdzie krew leje się strumieniami, wszystko eksploduje i nikt nikomu nie podaje ręki (jak wyśmiewał swego czasu Hed). Zamiast uczciwie wąchać klej, dzieci preferują przelewać agresję na bogu ducha winnych pikselowych żołnierzy bądź prostytutki, na przekór bezradnym rodzicom, którzy za nic nie mogą przekonać swoich latorośli do wyłączenia komputera lub konsoli. Media zdają się dostrzegać ten problem, a ponieważ ich zadaniem jest obiektywne przedstawianie nurtujących społeczeństwo kwestii, gry wideo szybko stały się głównym bohaterem wielu jakże edukujących reportaży, a nawet seriali opowiadających o wszelkiego rodzaju „trudnych sprawach”. Dobrze, że w telewizji nie boją się mówić o tym głośno i wyraźnie, inaczej polski ciemnogród nigdy nie zostałby rozświetlony przez promienie światłych i prawdomównych mediów. Bo przecież telewizja nie kłamie, prawda?

Spokojnie, ten pan montuje tylko koledze antenę, żeby mógł bez zakłóceń oglądać TVP. - 2015-01-09
Spokojnie, ten pan montuje tylko koledze antenę, żeby mógł bez zakłóceń oglądać TVP.

Złośliwość jest tu jak najbardziej zamierzona. No bo jak inaczej potraktować zjawisko nagonki na gry wideo, które wraz z nadejściem XXI wieku zostały permanentnie upchnięte na jednej półce, tuż obok alkoholu, używek, przedmałżeńskiego seksu, metalu, tatuaży, piercingu i biegania z nożyczkami. A przynajmniej tak to wygląda w Polsce, gdzie konserwatywna mentalność jest równie potężna, co powszechna ignorancja w kwestii szkodliwości kultury na młode, niewinne umysły. Sławetne programy z TVP1, pokroju "No Life - masz wybór", "Gry kontrolne", czy reportaż z festiwalu Digital Dragons 2012, to stosunkowo świeże (acz staroświeckie) spojrzenie na temat, który bezkompromisowo szkalowano już lata temu, m.in. w stworzonym dla - a jakże - Telewizji Polskiej programie "Ring". Nazwa skądinąd znajoma, a i sama treść materiału straszy nie mniej, niż kultowy japoński horror, z tym że jej bohaterami zostali m.in. pani psycholog Lucyna Kirwil, czy Adrian Chmielarz, znany wówczas powszechnie z wyprodukowania shootera Painkiller. Program zaczął się od występu koncertu zespołu metalowego Mech, który stworzył ścieżkę dźwiękową do gry studia People Can Fly. Sami przyznacie, start z grubej rury. Drugim daniem był materiał filmowy o szkodliwości gier – powszechnej przemocy wśród graczy i przypadkach śmierci przed monitorem z wyczerpania. Czego spodziewać się po programie, w którym pada pytanie: "dlaczego w samym środku wakacji, w piękny słoneczny dzień, osiedlowe boiska i place zabaw świecą pustkami?". Może wszyscy są nad jeziorem?

Program Ring o grach komputerowych nagrano w 2006 roku. Pastwienie się nad brutalnymi grami w wykonaniu Ziemkiewicza samo w sobie jest dość dziwne. W końcu 3 lata wcześniej napisał scenariusz do produkcji Gorky Zero, w której krwawe podrzynanie gardeł przeciwnikom było na porządku dziennym.

Nadeszła wreszcie pora na dyskusję pomiędzy prowadzącym program Rafałem Ziemkiewiczem, wspomnianą panią psycholog oraz znanym polskim twórcą gier. Dwóch na jednego? Trzeba w końcu się przygotować w razie gdyby rozmówca okazał się być rozgarnięty. Naturalnie zanim dopuszczono do głosu Chmielarza, trzeba było wybadać grunt u naukowego autorytetu, który poparł sugestie prowadzącego, jakoby gry miały szkodzić i wzmagać agresję u graczy. Atak pytaniem wymierzonym w dewelopera sugerował, że nie będzie to pokojowa rozmowa: "Macie panowie świadomość, że hodujecie agresywnych ludzi?". Trzymając nerwy na wodzy, Adrian bardzo logicznie odpowiedział: "Nie... To są bzdury kompletne. Podobnie tak jak w tym felietonie. Gdzieś tam w Chinach jakaś pani umarła, bo ktoś tam jej zabił postać z gry. Wystarczyłoby zamienić na Polskę lat 60 - ktoś zbierał znaczki, mama mu klaser wyrzuciła, w takim razie wyszedł z karabinem na miasto.". Po lekko nerwowej wymianie opinii dodał jeszcze: "Nie ma znaczenia czy to jest gra. Po meczu koszykówki tez można wyjść nabuzowanym i podekscytowanym. Gry nie są odpowiedzialne za całe zło świata. Istnieje coś takiego, zwłaszcza u dzieci, że nie odróżniają życia realnego od wirtualnego. Ludzie 16-letni wiedzą, że nie jest to takie banalne. Dlatego gry są od 18 roku życia.".

Jak się okazuje, przemoc istniała na długo przed wynalezieniem gier wideo. - 2015-01-09
Jak się okazuje, przemoc istniała na długo przed wynalezieniem gier wideo.

Ma sens? Nie dla każdego. Co ciekawe, pani Lucyna Kirwil zaznaczyła, że "Zrobiono badania na grupie młodocianych agresywnych przestępców w wieku 13-19 lat. Ci, którzy byli bardziej agresywni, więcej grali w gry jako dzieci.". Przyznam z ciężkim sumieniem, że mi również zdarzyło się grać w niegrzeczne tytuły pokroju Metal Slug czy GTA jeszcze mając mleko pod nosem. Mając jednak w pamięci ostatnią comiesięczną lekturę mojej kartoteki policyjnej, nie mam na koncie żadnych zabójstw (albo po prostu wiem jak skutecznie pozbywać się zwłok, dzięki edukacyjnym serialom pokroju The Sopranos bądź Breaking Bad). Partyjka w Wormsy albo deathmatch w Battlefield na pewno nie wpłynie na nikogo bardziej destrukcyjnie, niż seans filmu akcji z Chuckiem Norrisem czy Stevenem Seagalem (do których to produkcji spora część gier aspiruje), a przecież jakoś ciężko zauważyć powszechną nagonkę na kino klasy B.

Sztuka sztuką, ale docelowy target to docelowy target. Ludzie preferują zwalać winę na innych, niż brać odpowiedzialność za własne niedbalstwo - udostępnianie gier 18+ dzieciom ze szkół podstawowych. A stacje takie jak TVP tylko pielęgnują to niesprawiedliwe podejście do tematu. Sześć lat po "Ringu" prawdziwym hitem Internetu stał się reportaż z TVP Kraków, dotyczący przebiegu festiwalu Europejskiego Festiwalu Gier, Digital Dragons 2012. Dla osób zaznajomionych z tematem jest to prawdziwa gratka, by poznać od kuchni system tworzenia interaktywnych produkcji, porozmawiać o biznesie, kreatywności, znaleźć potencjalnych pracodawców, etc. Z kolei krakowski oddział TVP wykorzystał okazję, by zaspokoić głód sensacji widzów, którzy o grach wideo wiedzą tyle, co kotojeleń o konstrukcji głowicy nuklearnej. Przeciętny gracz to nic ciekawego, dlatego przedstawiono nas jako kierowanych wyłącznie pierwotnymi instynktami społecznych odrzutków, kreując jednocześnie fałszywy obraz społeczeństwa graczy.

O tym, że powinniśmy wykazywać się anielską cierpliwością, wiemy bardzo dobrze, ale na pewno nie ułatwiają nam tego programy, gdzie manipuluje się informacją na temat środowiska, z którym (o zgrozo) wszyscy możemy się utożsamić. Patrzy się na nas z góry jak na wyalienowanych socjopatów, którzy zgodnie z materiałem z Digital Dragons 2012, za nic mają sobie rodzinę, obowiązki, postrzegają rzeczywistość w jakże wypaczony sposób, a ponadto cierpią na zaparcia, problemy z kręgosłupem i zwichnięte nadgarstki, od ciągłego mordowania czy to na ekranie komputera, czy za pomocą specjalnych aplikacji na telefonach. Uzależnieni, cybernetyczni zwyrodnialcy, których miejsce jest na odwyku lub w więzieniach o zaostrzonym rygorze - jak nic wszyscy mamy na potylicach znamiona z trzema szóstkami, albo wytatuowane kody kreskowe.

Żeby zabić kolegę wystarczy w tych czasach najzwyklejszy smartfon. Broń palna to już przeżytek. Źródło ilustracji: TVP.pl - 2015-01-09
Żeby zabić kolegę wystarczy w tych czasach najzwyklejszy smartfon. Broń palna to już przeżytek? Źródło ilustracji: TVP.pl

Przykre, że jedyną jasną stroną grania w gry wideo według niniejszego materiału wideo jest pomoc w leczeniu Alzheimera... aczkolwiek aż chciałoby się go dostać, żeby zapomnieć o tych wszystkich zmanipulowanych w montażowni wywiadach oraz bredniach, których nasłuchaliśmy się w państwowej telewizji. Zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji z 1992 roku, "Publiczna radiofonia i telewizja realizuje misję publiczną, oferując, na zasadach określonych w ustawie, całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom, zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu.". Ciężko w to jednak uwierzyć, jeśli na trzeźwo przyjrzymy się kontrowersyjnym materiałom emitowanym przecież w godzinach największej oglądalności. "Profesjonalizmu" materiałowi dodaje fakt, że nie pokuszono się nawet o wspomnienie o różnych gatunkach gier, wśród których nie znajdują się wyłącznie tytuły o mordowaniu na wszelkie możliwe sposoby. Dla TVP - oraz jego biernych odbiorców - gry to czysta pornografia, a każdy gatunek różni się od siebie wyłącznie pozycją dźganej ofiary. To może chociaż znajdą się jakieś zalety, pokroju integracji społecznej, czy rozwijania kreatywności oraz szarych komórek w aktywnym uczestniczeniu w grze, co wpływa nie tylko na inteligencję, ale również na koordynację ręka-oko, niejednokrotnie przydającą się w codziennych obowiązkach, pracy bądź na drodze? Nic z tego. A podejmujące niełatwe tematy produkcje drugiego sortu pokroju This War of Mine, Gone Home czy Papo & Yo? A gdzie tam. Jak mówił o całej sytuacji Krzysztof Gonciarz - "W czwartek i piątek odbyło się najciekawsze wydarzenie w branży gier w jakim brałem udział w Polsce - było o biznesie, rozwoju branży, kreatywności i networkingu. TVP zrobiło materiał o alkoholikach, zapaleniach układu moczowego i strzelaniu do kolegi, przedstawiając wydarzenie jak festiwal dilerów heroiny."

Tyle tej przemocy w dzisiejszych grach. Dużo lepiej poczytać książkę. Chociażby „Nawałnicę mieczy” Martina. - 2015-01-09
Tyle tej przemocy w dzisiejszych grach. Dużo lepiej poczytać książkę. Chociażby „Nawałnicę mieczy” Martina.

Oberwało się nawet samemu Wiedźminowi, którego rozgrywkę okrojono wyłącznie do soczystych sekwencji walki i podkreślono, że w pełnej wersji jest tego więcej. Dobrze, że w pierwowzorze Sapkowskiego znajdziemy wyłącznie informacje o pielęgnacji sierści naszego wierzchowca oraz przepisy na bezglutenowe eliksiry z warzyw, owoców i wody święconej. Dziennikarz prowadzący tę niezamierzenie satyryczną szopkę podkreślił na końcu, że zdecydowanie lepiej przerzucić się na książki. W końcu pięcioksiąg oraz opowiadania Wiedźmina same się nie przeczytają.

Gry potrafią uzależnić? Hola, to przed telewizorem statystyczny Polak spędza średnio prawie 4 godzinny dziennie (!). - 2015-01-09
Gry potrafią uzależnić? Hola, to przed telewizorem statystyczny Polak spędza średnio prawie 4 godzinny dziennie (!).

Wielu ludzi związanych z branżą zarówno zawodowo, jak i hobbystycznie, zmobilizowało się do wysłania stosownych pism do TVP z wyrazami oburzenia. Największą uwagę przykuwa odpowiedź TVP na list Anny Ficek-Madej z serwisu Na Temat. Wynika z niej, że autorzy transmisji są dumni ze swojej "misji" i za nic mają sobie zarzuty urażonych graczy. Ba, przedstawiciel telewizji zaznaczył nawet, że "dwa dni po emisji materiału w Finlandii młody człowiek zabił kilka osób, bo 'grał'". Ach, no tak, kolejny typowy gracz, który z pewnością prowadził wcześniej seminaria z dekapitacji podczas Digital Dragons.

W przekonaniu, że ludzie odpowiedzialni za produkcję tego typu materiałów to zgraja słowiańskich Jacków Thompsonów, dodatkowo utwierdził nas program "No Life - Masz wybór" wyemitowany w TVP Łódź ledwie pięć miesięcy po premierze chwalebnego dokumentu z Krakowa. Generalizowanie marginalnych przypadków patologii wśród graczy, tym razem kontynuowano, poprzez pokazywanie zgromadzonym w hali rodzicom największych perełek interaktywnej branży. Intro w postaci kompilacji brutalnych mordów Hitmana, zmontowanych w rytm ciężkich brzmień autorstwa najpewniej nie dbających o higienę muzyków z łupieżem i przetłuszczonymi włosami do pasa, odpowiednio zbudowało klimat, który dodatkowo wzmagały miny zszokowanych pełnoletnich widzów. Kiedy Koleś z drugiego Postala podlał benzyną dziewczynę i cisnął w nią zapałką, na sali odezwały się jęki zdruzgotanych rodzicieli. Mam wrażenie, że żaden z nich nie złożył pre-orderu na Hatred. Szczególnie bawi fakt, że gry potrafią przyciągnąć czymś więcej, niż wyłącznie obrazoburczymi treściami – fabułą, mechaniką, rywalizacją, długo by wymieniać. W tym czasie telewizja desperacko stawia na opery mydlane, kabarety (ugh) i tanią sensację.

Piłka nożna to dopiero zło. Złamane nogi, poobijane łydki, bójki na trybunach. - 2015-01-09
Piłka nożna to dopiero zło. Złamane nogi, poobijane łydki, bójki na trybunach.

I tu też jest pies pogrzebany. Owe programy made in TVP rzekomo mają na celu uświadamianie nieobeznanych z tematem odbiorców o potencjalnym zagrożeniu, a koniec końców sieją jedynie panikę i żerują na ludzkiej naiwności. Ziarno pada też na podatny grunt, w końcu statystyczny Polak w roku 2012 spędzał przed telewizorem 3 godziny 42 minuty dziennie. Dla wielu ludzi to jedyne źródło informacji.

W kolejnej perełce rodem z TVP, Celownik z 2010 roku, poznajemy smutną historię chłopaka, który potrafił spędzić dwadzieścia godzin w grze bez jedzenia i niemal całkowicie wykluczył ze swojego życia kontakt z innymi ludźmi, co koniec końców doprowadziło go do depresji. Co prawda przyznał się też do nieograniczonego zażywania alkoholu oraz brania amfetaminy (nowy lepszy energetyk), a także hazardu i kradzieży, kiedy już zdarzyło mu się opuścić melinę gracza, jednak wyraźny przekaz programu sugerował, że to gry takie jak Diablo czynią z niewinnej duszyczki chorego nałogowca i społecznego odrzutka. Montaż również zrobił swoje, spajając sceny wściekłego katowania strzałek na klawiaturze i myszki ze zbliżeniami na niewyraźną twarz uzależnionego odbiorcy, nienaturalnie wykrzywionymi fragmentami rozgrywki oraz dźwiękami z gier, które rzekomo miały zjeżyć widzowi włosy na pośladkach. Ofiara XXI wieku, osamotniona, acz zdobywająca respekt w świecie wirtualnym i przechodząca całe gry na "jednym życiu" (zalatuje farmazonem…). I żeby była jasność - to jest realny problem, ale paradoksalnie, przerysowane i sensacyjnie zmontowane „reportaże” tylko utrudniają jakąkolwiek dyskusję. TVP nie interesuje tak naprawdę zdanie drugiej strony, bo to dla konkretnego odbiorcy tworzy się chociażby odcinki obyczajowych seriali, w których osoba grająca na komputerze zawsze przedstawiona jest jako kompletnie oderwany od rzeczywistości wariat.

W 149 odcinku Ojca Mateusza nastolatek ginie po trzynastogodzinnej sesji w odmóżdżającą grę - podczas "zabawy" jest agresywny, nadpobudliwy, z otumanionym wzrokiem, w tle na ekranie komputera widać psychodeliczną grafikę symbolizującą stan jego umysłu, zaś zamiast Doritos i Mountain Dew w jego "ekwipunku żołnierza" znajdują się prażynki oraz napoje energetyczne. Na dobrą sprawę mogła zabić go sama dieta, ale kto by się tym przejmował. Innym urywającym beret przykładem jest epizod Na dobre i na złe sprzed czterech lat, w którym zdrowo pomylony dzieciak dźgnął nożem babcię, bo przecież i tak zostało jej jeszcze "siedem żyć", więc spokojnie wyliże się ze stanu katatonii. Litości, scenarzyści mogli chociaż zaktualizować słownictwo – o ile lepiej brzmiałoby, że babcia się „zrespawnuje”! Naturalnie rozwydrzony bachor traktuje każdy element życia niczym część wirtualnego świata, a jedyną osobą, która potrafi się z nim porozumieć, jest mówiący "slangiem gracza" szczwany doktor, dla którego wizyty w "dystryktach najwyższego niebezpieczeństwa" i "rozdawanie talentów" to chleb powszedni.

Wręcz nieswojo jest oglądać fragmenty Na dobre i na złe, gdzie absurdalnie podchodzi się do problemu uzależnienia od gier w młodym wieku (i jeszcze ten cały "doktor-mentor-czarnoksiężnik", sypiący z rękawa żenującymi frazesami). Wiadomo, że z grami wideo wiążą się zarówno mnogie zalety, jak i mnogie wady… I tak, w nadmiarze wszystko jest niezdrowe, to żadna nowość. Czy na to całe propagandowe szaleństwo jest jakaś rada? Na dłuższą metę, i owszem. Musimy najzwyczajniej w świecie przeczekać obecną generację władz, której uprzedzeń do świeżego medium nie wypleniłoby nawet hurraoptymistyczne kazanie papieża Franciszka o pozytywnych skutkach siekania Szatana w Diablo III. Kilkanaście lat i nagonka na naszą interaktywną pasję stanie się pieśnią przeszłości.