1up

1up ostatnie wypowiedzi na forum i w komentarzach

16.07.2025 20:08
1up
odpowiedz
1up
158

Spróbuj The Mortuary Assistant.

23.01.2025 20:10
1up
📄
odpowiedz
1up
158
6.0

Back 4 Blood to chaotyczna siekanka. Plusy... Tytuł znakomicie nadaje się do coopa ze znajomymi. Soczysty gunplay i przyjemne ćwiartowanie zombie dają sporą satysfakcję. Robaczywi oraz ich przeróżne iteracje to ciekawe zagrożenie. Zresztą, przeżycie w tym świecie stanowi nie lada wyzwanie. Rozgrywka jest emocjonująca, a dodatkowo posiada fajny vibe – taki lekki, z przymrużeniem oka. Technicznie jest w porządku. Warstwa graficzna, choć bywa nierówna, trzyma przyzwoity poziom. Dobrze wyglądają efekty wybuchów, ogień i inne takie. Dźwięk oraz muzyka współgrają z gameplayem. Momentami te bardziej energiczne kawałki dają kopa. Stanę trochę w obronie dialogów, bo uważam, że do konwencji gry całkiem nieźle pasują te cringe'owe kwestie mówione. Cut-sceny zaś są według mnie świetnie wyreżyserowane. Moją uwagę przykuły natomiast interesujące, bardzo różnorodne, często nieoczywiste lokacje. Fajnie, że z etapu na etap twórcy wprowadzają coś nowego. Mam na myśli pewne rozwiązania czy pułapki, które z początku zaskakują gracza. Słowem, zadania różnią się celami, są angażujące i nie wydają się rozwleczone. Również uzbrojenie okazuje się urozmaicone i posiada sporo dodatków. Moim must-have pozostaje oczywiście pipe-bomba. Minusy... Bardzo łatwo o przypadkowe spadnięcie i zgon. W sumie to głupie, że bohater ginie nawet od wpadnięcia do wody. Średnio prezentuje się animacja potworów, a i sterowanie nie jest bez wad. Ogólnie nie jestem zwolennikiem systemu kart. Niby wprowadza on różnorodność, ale i niepotrzebny zamęt. Nie przekonują mnie również takie sobie zdolności bohaterów czy zawartość zdecydowanej większości kart, które to dają boost o zaledwie kilka procent. Do tego jakieś skórki pierdółki i inne śmieci. Jest jeszcze kilka innych rzeczy, które uważam za denerwujące, ale to już szczegół. Mimo pewnych wad, w B4B grało się równie przyjemnie jak w Left 4 Dead. Moja ocena – 6.0/10

16.01.2025 23:57
1up
😢
odpowiedz
1up
158

Rok 2022 niepodziewanie zabrał nam Julee Cruise i Angelo Badalamentiego, co już wtedy wywołało we mnie pustkę. Teraz przyszła pora na Davida Lyncha. Chociaż wiedziałem, że to nastąpi... tak cholernie mi smutno. Wspaniały człowiek, nietuzinkowy artysta i mój ulubiony reżyser. Znam chyba wszystkie jego dzieła, każde na swój sposób magiczne. I'm so sorry...

29.12.2024 17:17
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

For the King to bajerancki mariaż turówki, planszówki, rogalika i rpg-a ze sporą dozą losowości. Doprawdy, interesujące połączenie. Plusy... Przemyślana mechanika zabawy. Bardzo dobrze wykonano tryb coop, w którym pozostali uczestnicy przygody mają podgląd na wydarzenia i czekając na swoją turę, mogą robić coś w międzyczasie,. Wspólne walki są nader satysfakcjonujące. O dziwo tytuł dostarcza sporo emocji, a to najpewniej za sprawą sporej przewrotności losu. Znakomicie prezentuje się uzbrojenie ze wszystkimi swoimi statystykami, zaś oręż ma przeważnie kilka wersji ataku. Są też różne itemy, które mają dość ciekawe zastosowanie. Sami przeciwnicy w grze są godnymi rywalami. Zarówno nazwy, jak i wygląd potworów jest komiczny. Klasy postaci z kolei też zacne. Rozwój bohatera jest prosty i w zasadzie odbywa się samoistnie. Jest tu kilka nietypowych statystyk czy przydatnych umiejętności. Raz na jakiś czas przydarza się zmiana konwencji, jak na przykład pojedynki w tunelach. Na ogół areny są ładne, a mapy barwne, zaś każdy scenariusz różni się kolorystyką i zawartością. Interfejs odbieram jako czytelny, a sam styl graficzny jest ciekawy. Miłe dla oka okazują się efekty fizyczne, jak chociażby dopracowany ragdoll ciał przeciwników. Poza tym wszelkie potwory są całkiem sympatycznie animowane. Rozbawił mnie najbardziej szkielet robiący wślizg na kolanach i wykonujący jednocześnie gitarowy riff. No ubaw po pachy! Swojska ścieżka dźwiękowa relaksuje, dając rozgrywce lekki i przyjemny nastrój. Pochwalić muszę niezwykle fajne, charakterystyczne udźwiękowienie. Grywalność póki co stoi na wysokim poziomie. Słowem, chce się grać. Minusy... Nie wiem jak wygląda sytuacja na dłuższą metę, ale po rozegraniu kilku scenariuszy, wydaje mi się, że później może wkraść się monotonia. Trzeba powiedzieć, że zadania opracowano bez polotu. Ot, głównie zanieś przedmiot A do miejsca B. Brakowało mi trochę rozwinięcia historyjek i dialogów, bo miały potencjał. Teoretycznie można ponarzekać również na zbyt dużą losowość. Z początku nie pomagały niejasne zasady oraz długi czas wyczytywania. Szkoda też, że rozgrywkę wieloosobową ograniczono do trzech uczestników. Tak czy inaczej, gierka okazała się miłym zaskoczeniem. Moja ocena – 7.0/10

30.11.2024 22:07
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Titan Quest: Anniversary Edition to niezwykle relaksujący hack’n’slash. Plusy... Przede wszystkim tytuł przyciąga tematyką oraz związanym z nią klimatem, który pozwala zatopić się w ten mitologiczny świat bez reszty. W dodatku ma taki relax vibe, że można się zapomnieć. Nie muszę chyba nadmieniać, że dzięki temu grywalność jest przednia. Gierka w miejsce wyszukanych emocji, oferuje raczej odprężenie, co odbieram bardzo pozytywnie. Duża w tym zasługa ścieżki dźwiękowej. A ta z kolei bardzo przypadła mi do gustu, bo jest to kojąca zmysły muzyka w stylu ambient. Oprawa graficzna ma swój urok i jest przyjemna w odbiorze. Szczególne słowa uznania należą się projektantom poziomów. Najbardziej urzekły mnie te wspaniałe, nieraz monumentalne, dopracowane w najmniejszych detalach oraz niezwykle klimatyczne scenerie antycznych miast z budowlami charakterystycznymi dla danego regionu. Dla takiego miłośnika historii, sztuki czy mitologii - miód na serce. Miło jest również spotkać persony, o których kiedyś się czytało lub uczyło w szkole. Swoją drogą, można usłyszeć czasem trochę przegadane, jednak ogólnie dość ciekawe anegdotki npc-ów. Ponadto, jestem pod sporym wrażeniem wyglądu i różnorodności mitycznych stworów do ubicia. Tutaj animacja wraz z fizyką dobrze współgrają. Czuć to zwłaszcza przy mocnym uderzeniu odpychającym. Wirtualny świat też sprawia wrażenie, jakby żył. Generalnie gierka jest tak urozmaicona, że nie pozwala się nudzić ani na chwilę. Do tego przez całą eskapadę program doskonale balansuje poziomem trudności. A kampania w Titan Quest to prawdziwa odyseja na dobrych kilkadziesiąt godzin. Doceniam bezproblemową rozgrywkę w kooperacji. W ogóle pod wieloma względami to bardzo przemyślana produkcja. Od wygodnego sterowania, portali do szybkiej podróży między krainami, cyklu dnia i nocy, aż po same mięcho dla fanów gatunku RPG. System rozwoju jest bowiem dość oryginalny. Występuje tu ogromna różnorodność klas postaci i buildów, ciekawe drzewka umiejętności oraz mistrzostwa. Każdy zatem znajdzie coś dla siebie. Zaimplementowano kompleksowy system statystyk, a nawet różne rodzaje obrażeń. Dodając do tego przepotężną ilość wszelkiej maści oręża, mamy po prostu nieprzebrane możliwości dostosowywania. No i w końcu czuć progres naszego śmiałka. Jak to mówią - od zera do bohatera. Minusy... Trochę żal tych wszystkich zbieranych reliktów, z których ciężko było skompletować coś sensownego. Ponarzekać też muszę na tony nieprzydatnego loot'u. Zadania zrobiono na jeden kopyt, przez co wkrada się schematyczność. Czasami po wczytaniu dziwi respawn przeciwników. Zdarzają się z rzadka sporadyczne zacięcia bohatera oraz przysłaniający go widok kamery. Oddzielna sprawa to dodatek Immortal Throne, w którym chyba przesadzono z siłą potworów, przez co robi się nieprzyjemnie z uwagi na częste zgony. I nie bardzo można coś z tym zrobić, bo wrogowie doskakują w sekundę, stunnują gracza i wysysają zdrowie w mgnieniu oka. Co by jednak się nie działo, w odpowiednim czasie uzbroję się i z miłą chęcią wrócę do kolejnych wyzwań Tytana. Moja ocena – 8.0/10

21.10.2024 20:18
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

The Mortuary Assistant to naprawdę złowieszcza produkcja. Plusy... Scenka rozmowy telefonicznej otwierająca samą rozgrywkę jest tak bezpośrednia, iż od razu wiedziałem, że zapowiada się grubo. Historia jest interesująca oraz niepozorna, jednak angażując się bardziej i schodząc głębiej (np. do piwnicy), staje się według mnie arcyciekawa. Osobiście doświadczyłem różnych wariantów zakończenia, bowiem regrywalność tytułu jest zaskakująca. Program wręcz zachęca do odbycia jeszcze jednej nocnej zmiany i eksperymentowania. Nasze zadanie na papierze jest proste, jednak w praniu wychodzi różnie. Przyznać trzeba, że przed graczem stoi nie lada wyzwanie. Bardzo podoba mi się schemat rozgrywki, gdzie wykonujemy czynności i odhaczamy zadania z harmonogramu sekcji zwłok. Niby ciągle robi się to samo, jednak za każdym podejściem wszelkie utensylia rozlokowane są gdzie indziej. Podobnież wygląd czy tożsamość nieboszczyków są losowe. Sam proces przeprowadzania autopsji wydaje się dopracowany. Uwagę przykuwają niecodzienne przedmioty i zjawiska. Zresztą, już samo miejsce – kostnica, wprowadza nastrój niepewności, zaś dodatkowe scenerie tylko podbijają to uczucie. Ścieżka dźwiękowa spisuje się tu zacnie. Jest przy tym wyjątkowo ciężka. Również niepokojące udźwiękowienie robi fenomenalną robotę. W pamięci utkwił mi także świetny voive-acting. Zaprawdę, atmosfera bywa tak złowroga, że aż ciarki przechodzą. Doceniam genialnie budowane napięcie. Motywy straszenia są wysublimowane, aczkolwiek bywają też nad wyraz bezpośrednie, wręcz bezpruderyjne. Mimo tak skąpych środków, dzieło wydaje się mieć w rękawie wiele sposobów na zaskoczenie gracza. Mam wrażenie, że skrypty zostały bardzo sprytnie zaprogramowane, bo autorzy co rusz stosują inne techniki napędzania stracha. I to takie, których byśmy się nie spodziewali. Zastosowano tu bardzo skuteczny trik, w którym pojedyncza sesja jest doświadczeniem unikalnym i niepowtarzalnym. Generalnie jest to zdecydowanie najbardziej nieprzewidywalny horror, jaki znam i to chyba imponuje mi najbardziej. Dorzuciwszy do tego okazjonalne eventy, robi się naprawdę srogo. W rozgrywkę wpleciono całkiem fajne łamigłówki ze znakami i głosami, które pomóc nam mają w zidentyfikowaniu opętanego ciała. Zapisywanie wskazówek i szkicowanie symboli w zeszycie tylko wzmaga zaangażowanie gracza. Jeśli chodzi o inkarnacje demonów, to są one niezwykle przerażające. Ukazują się subtelnie, dosłownie na sekundkę, jednak cały czas mamy poczucie, że licho nie śpi. Fascynujące wrażenia! Minusy... Rozgrywka z początku może wydawać się dość skomplikowana. Później jednak, gdy formuła zabawy przestaje być obca, czynności stają się siłą rzeczy powtarzalne. Szkoda jedynie, że gierka należy do tych krótkich. Ludziom o mocnych nerwach gorąco polecam. Tym bojaźliwym, z całą życzliwością odradzam. Myślę, że jeśli kiedyś powrócę do gry, tytuł na pewno jeszcze mnie czymś zaskoczy. Moja ocena – 8.5/10

30.09.2024 10:34
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Doki Doki Literature Club to bezprecedensowe growe doświadczenie, które na długo zapada w pamięć. Życzyłbym sobie, aby inni twórcy brali z tego tytułu przykład w kwestii kreatywności i podejścia. Plusy... Starannie wykonana, przyjemna dla oka mangowa stylistyka. Muzyczka jest urocza, aczkolwiek jej zmiana przy akompaniamencie pewnych dźwięków bywa naprawdę niepokojąca. Fajnie sprawdza się menu, okna i foldery rodem z systemu operacyjnego Windows. Tematyka poezji pozytywnie mnie zaskoczyła. Członkinie klubu literackiego, a raczej ich odmienne charaktery są oki-doki. Historia okazuje się zaskakująca, tym bardziej, gdy zacznie się zgłębiać temat i odkrywać drugie dno. Z początku cukierkowa atmosfera nieoczekiwanie robi się dziwna. Naprawdę dziwna. Najbardziej jednak w produkcji ubóstwiam łamanie czwartej ściany, droczenie się z graczem i wszelkie inne zabiegi, które odróżniają dzieło od mainstreamu oraz sprawiają, iż jest to twór jedyny w swoim rodzaju. Dołożyć do tego można sekretne pliki oraz interesująco zapowiadające się inne ścieżki rozwoju wydarzeń. W wersji z plusem dochodzą uzupełniające historyjki poboczne, galeria zdjęć i odtwarzacz utworów muzycznych. Zapisywanie postępu jest, hmm... nieoczywiste. Docenić trzeba moralizatorskie monologi Moniki i zawarte w nich przesłanie. Na koniec słowa uznania za spolszczenie. Minusy... Głównym zarzutem jest fakt, że gameplay nie oferuje w zasadzie nic oprócz tekstu. Występuje tylko kilka statycznych kadrów na krzyż i podobnież mało animacji. Przez sporą część historii dialogi wydają się infantylne, rozmowy przegadane, a sporo tekstu jest o dupie Maryni. Nie powiem, trochę mnie to miejscami nużyło. Jeśli jednak przetrwa się ten przydługi wstęp, to w połowie gry coś się zmienia. „Ten” moment zapamiętam na długo. Moja ocena – 7.0/10

30.09.2024 10:34
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Doki Doki Literature Club to bezprecedensowe growe doświadczenie, które na długo zapada w pamięć. Życzyłbym sobie, aby inni twórcy brali z tego tytułu przykład w kwestii kreatywności i podejścia. Plusy... Starannie wykonana, przyjemna dla oka mangowa stylistyka. Muzyczka jest urocza, aczkolwiek jej zmiana przy akompaniamencie pewnych dźwięków bywa naprawdę niepokojąca. Fajnie sprawdza się menu, okna i foldery rodem z systemu operacyjnego Windows. Tematyka poezji pozytywnie mnie zaskoczyła. Członkinie klubu literackiego, a raczej ich odmienne charaktery są oki-doki. Historia okazuje się zaskakująca, tym bardziej, gdy zacznie się zgłębiać temat i odkrywać drugie dno. Z początku cukierkowa atmosfera nieoczekiwanie robi się dziwna. Naprawdę dziwna. Najbardziej jednak w produkcji ubóstwiam łamanie czwartej ściany, droczenie się z graczem i wszelkie inne zabiegi, które odróżniają dzieło od mainstreamu oraz sprawiają, iż jest to twór jedyny w swoim rodzaju. Dołożyć do tego można sekretne pliki oraz interesująco zapowiadające się inne ścieżki rozwoju wydarzeń. W wersji z plusem dochodzą uzupełniające historyjki poboczne, galeria zdjęć i odtwarzacz utworów muzycznych. Zapisywanie postępu jest, hmm... nieoczywiste. Docenić trzeba moralizatorskie monologi Moniki i zawarte w nich przesłanie. Na koniec słowa uznania za spolszczenie. Minusy... Głównym zarzutem jest fakt, że gameplay nie oferuje w zasadzie nic oprócz tekstu. Występuje tylko kilka statycznych kadrów na krzyż i podobnież mało animacji. Przez sporą część historii dialogi wydają się infantylne, rozmowy przegadane, a sporo tekstu jest o dupie Maryni. Nie powiem, trochę mnie to miejscami nużyło. Jeśli jednak przetrwa się ten przydługi wstęp, to w połowie gry coś się zmienia. „Ten” moment zapamiętam na długo. Moja ocena – 7.0/10

28.08.2024 20:43
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.5

Sons of the Forest to absorbująca produkcja. Plusy... Pochwalić muszę inteligentne działania plemion. Co ciekawe, postacie niezależne w pewien sposób adaptują się do poczynań gracza. Doprawdy, interesujący mają wachlarz zachowań. Świetnym pomysłem było wprowadzenia do gry Kelvina - naszego wiernego pomagiera, który odwala za nas brudną robotę. Działa to naprawdę dobrze. Nasz bohater też nie w ciemię bity, bo oprócz wycinki drzew potrafi wspinać się nawet po bardzo stromych zboczach, co sprawia, iż sterowanie nie jest ułomne, a wdzięczne. Poruszanie się, walka, korzystanie z urządzeń, budowanie czy wytwarzanie przedmiotów wydają się intuicyjne. Dostęp do broni czy gadżetów z ekwipunku też w miarę wygodny. Animacje, choć umowne, prezentują się ładnie. Dość dobrze wypada również fizyka otoczenia. Pozytywnym zaskoczeniem były dla mnie zmieniające się warunki pogodowe, które to mają wpływ na środowisko i naszego protagonistę. Przykładowo, gdy woda w jeziorze zamarza, umożliwia to przedostanie się na drugą stronę po lodzie. Mróz zaś wychładza organizm bohatera. Ogólnie mechaniki przetrwania uważam za przemyślane i dopracowane. Cieszy dość różnorodne uzbrojenie: broń biała, dystansowa, a nawet palna. Odgłosy przyrody w grze brzmią naturalnie. Nienaturalne wręcz są zaś okrzyki tubylców, które potrafią zjeżyć włos na głowie. Wrażenie robi zwłaszcza wygląd kanibali i mutantów. Gierka jest zajmująca, szczególnie gdy chce się trochę poeksplorować teren czy rozbudować bazę. Duża wyspa pokryta lasem, przerażające jaskinie oraz tajemnicze schrony tworzą spójny świat. Zaimplementowano tu różne inne smaczki, jak chociażby hasające tu i ówdzie zwierzątka, zaparkowane wózki golfowe tudzież lotnia do szybszego podróżowania, a nawet zakopane trumny z ukrytymi skarbami. Całkiem nieźle wykonano cut-sceny, w głównej mierze intro i outro. Dobre słowo mogę jeszcze rzec o oprawie wizualnej, gdyż przepiękne naturalne scenerie potrafią zachwycić. Minusy... Pamiętam, że początki były irytujące za sprawą nagminnego padania na glebę od ciosów przeciwników. Co tylko się postać odrodzi, znów dostaje w łeb, a nie ma okazji by się uleczyć. Walka w zwarciu bywa trochę nieresponsywna. Denerwujące było to, że wrogowie niszczą nasze długo przygotowywane konstrukcje. Jest też parę innych pomniejszych głupotek. Tym razem niekoniecznie podeszła mi historia przemycana między wierszami, bo pozostawia wiele spekulacji. Osobiście uważam, że mapa jest zbyt duża oraz zawiera sporo pustych obszarów. Jeśli chodzi o przedmioty napotkane w świecie gry, to skwitowałbym to tak: spory chaos w plecaku i tona niepotrzebnych śmieci. Grając w kooperacji, wielokrotnie napotykałem na problemy z dołączeniem do serwera gry, a sporadycznie wyrzucało też do pulpitu. Warto więc często zapisywać postęp, synowie lasu. Moja ocena – 7.5/10

24.07.2024 17:27
1up
📄
odpowiedz
1up
158
5.0

Amnesia: The Bunker to rozczarowująca pozycja. Będzie dość krótko, bo szkoda się rozpisywać. Plusy... Udźwiękowienie to nadal klasa światowa, słowem: robi robotę. O muzyce dość powiedzieć, że jest spokojna i nastrojowa. Interesująco został zrealizowany interfejs, gdzie ilość pocisków sprawdzimy otwierając bębenek rewolweru, a poziom zdrowia umownie wyznacza zakrwawiona dłoń bohatera. Podoba mi się uzbrojenie i wyposażenie z okresu I wojny, zwłaszcza latarka na dynamo. Przy okazji animacje różnych czynności wykonano starannie. Minusy... Jeśli chodzi o lokacje, tytułowy bunkier nie oferuje nic ciekawego. Nic, co by przerażało, szokowało lub na czym można zawiesić oko. Save room w jednym miejscu to nie jest dobry pomysł. Zwłaszcza, że można nieświadomie utworzyć zapis z monstrum w pobliżu i głowić się jak wybrnąć z kuriozalnej sytuacji. Sam potwór jest nie tyle przerażający, co drażniący. Emocje jakieś tam są, ale nie jest to poziom nawiązujący do poprzednich gier studia. Paradoksalnie nieustanne zagrożenie bardziej nudzi i irytuje, niźli utrzymuje napięcie. Ogólnie atmosfera jest duszna, ale brakuje tego czegoś. Strona wizualna też należy raczej do przeciętnych. Fizyka otoczenia niby w porządku, choć jest tu trochę niekonsekwencji. Mimo że dużo w grze biegania tam i z powrotem, przygoda okazała się niedostatecznie długa. Zawiedziony jestem fabułą, a raczej jej brakiem. Produkcja oferuje w zamian sporo nijakich notatek. Generalnie mechanika zabawy poszła w stronę, która niekoniecznie mi odpowiada. Jako wieloletni fan dzieł ze stajni Frictional Games czuję regres i spadek formy twórców. Widać, że eksperymentują z formułą, jednak tym razem nie wszystko zagrało. Niestety, mój całościowy obiór gry jest raczej negatywny. Tytuł sprawia wrażenie robionego w pośpiechu i bez polotu. Tak średnio bym powiedział, tak średnio. Moja ocena – 5.0/10

07.06.2024 09:00
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Doom 3 to siarczysty shooter. Plusy... Kurczę, naprawdę podobał mi się ten klasyczny model rozgrywki z naparzaniem we wszystko, co się rusza. Bardzo mocnym punktem programu są potwory, bo jak nie patrzeć, to ich eksterminacja stanowi sedno rozgrywki. Maszkary z piekła rodem są zmyślnie zaprojektowane i bardzo różnorodne. Nie inaczej jest ze śmiercionośnymi zabawkami. Design broni jest świetny, zaś ich użytek przynosi dużo frajdy. Do SI nie mam zastrzeżeń. Wrogowie robią swoje i sprawnie odnajdują ścieżki do gracza. Poruszanie się bohatera i obsługa broni nie sprawiała problemów. Animacja, choć może troszkę jej brakuje, i tak jest soczysta. Fajnie wypada futurystyczne menu oraz HUD. Co ciekawe, niektóre karabiny mają wbudowany licznik naboi, co wygląda super. Nieoceniona okazuje się pełna polska lokalizacja obejmująca interfejs, teksty, dialogi, a nawet elementy otoczenia. Pozwala to jeszcze lepiej chłonąć świat gry. Fabuła nie jest może specjalnie rozbudowana, jednak docenić należy całą otoczkę wykreowaną przez autorów. Chodzi mi o te wszystkie wpisy, emaile, klipy wideo czy audiologi, które uchylają rąbka tajemnicy incydentu na Marsie. Swoją drogą, ich treść potrafi być naprawdę ciekawa. Poza tym wiadomości i nagrania często zawierają cenne informacje, jak na przykład kody do szafek. Trzeba podkreślić, że mimo rodowodu i oldskulowej formuły, Doom 3 nie jest tylko bezmyślną strzelanką. Zadania potrafią być interesujące i urozmaicone, a czasem trzeba nawet ruszyć głową. Produkcja jest też stosunkowo długa, bowiem zapewniła mi około dwadzieścia godzin wartkiej akcji i odpowiednią dozę adrenaliny, cały czas trzymając w napięciu. Duszna atmosfera i pewne momenty powodują, że nieraz można podskoczyć na krześle. Sporą zasługę ma w tym mocarne udźwiękowienie. Ścieżka dźwiękowa również bardzo pozytywnie zaskakuje. Doceniam zwłaszcza klimatyczny dark ambient. Ogromne wrażenie robi oprawa wizualna, a zwłaszcza genialne oświetlenie. Muszę przyznać, że mimo jednorodnego środowiska, lokacje nie nudzą się i zawsze czymś zaskakują, wyglądając przy tym zjawiskowo. Ponadto konstrukcja poziomów jest przemyślana, pełna różnych przejść i zakamarków, zaś otoczenia obfite są w detale. Słowem, rewelacyjny level-design. Twórcom udało się zachować przy tym zdrowy balans i słuszne tempo rozgrywki. Dzięki temu grywalność stoi na najwyższym poziomie. Minusy... Jak na FPS'a, środowisko jest trochę zbyt statyczne i w niewielkim stopniu reaguje na poczynania gracza. Ragdoll ciał przeciwników praktycznie nie istnieje, a tak potężne spluwy mają znikomy odrzut. Wprowadza to lekki dysonans w feelingu i immersji. W oczy rzucają się także dość słabe, nieciekawe wręcz cut-sceny. Jeśli chodzi o postacie, nie ma tu nic godnego zapamiętania. Autosave odbywa się tylko pomiędzy rozdziałami, tak więc o zapisywaniu postępu trzeba pamiętać samemu. Demony nagminnie pojawiają się za plecami gracza. Dzieje się tak na tyle często, że zdążyłem już wyrobić w sobie nawyk odwracania się po każdej ubitej kreaturze. Jeśli nie zna się sposobu, pojedynki z bossami mogą trwać wiecznie. Poza tym, sama gra wydała mi się łatwa. Niemniej, było soczyście, krwiście i przyjemnie. Moja ocena – 8.0/10

27.05.2024 17:00
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
9.0

Half-Life 2 to zasłużona dla branży pozycja. Plusy... Genialne połączenie silnika Source i Havok, co daje jedną z najbardziej interaktywnych gier w swoim czasie. Niezmiernie podoba mi się formuła zabawy fizyką i oparte na niej zagadki, reagujące na nasze poczynania środowisko oraz przynoszące frajdę strzelanie. Dodając do tego kreatywne zastosowanie gravity-guna, mamy satysfakcję gwarantowaną. Dzieło Valve wciąga bez reszty, oferując ponadprzeciętną grywalność. Duża w tym zasługa atmosfery, która jest niesamowita. Lokacje wewnątrz budynków są niezwykle miodne, zaułki City 17 mają swój urok, zaś scenerie o półotwartej konstrukcji robią wrażenie rozmachem i nieraz zapierają dech w piersi. W pewnym sensie tytuł wyznaczał graficzne standardy. Do tego świetna animacja i kapitalne udźwiękowienie. Moim cichym bohaterem produkcji jest jednak fenomenalny soundtrack, który ma w sobie coś magicznego, co wprowadza nas w ten przedziwny nastrój. To, co trzeba oddać autorom scenariusza, to specyficzna narracja z unoszącą się w powietrzu tajemnicą oraz konsekwencja w opowiadaniu historii bez użycia przerywników filmowych. Co więcej, twórcy umiejętnie dawkują akcję i odpowiednio nadają tempo rozgrywce. Gra jest przy tym dość urozmaicona i ani na moment nie pozwala się nudzić. Nader dobrze wspominam pomysłowe i różnorodne misje. Zachowano przy tym sprawiedliwy poziom trudności, zaś sama długość przygody wydaje się rozsądna. System zapisywania sprawdza się doskonale. Interfejs taki, jak lubię: prosty, klasyczny, czytelny. Arsenał pukawek jest dość oryginalny z uwagi na obecność działa grawitacyjnego, kuszy, przynęty czy chociażby poczciwego łoma. Bardzo ciekawie przedstawia się gama kreatur z majestatycznymi Striderami na czele. No i sztuczna inteligencja przeciwników odznacza się wysokim poziomem. Minusy... Czego nie mogę powiedzieć o naszych kompanach. Otóż, nasi towarzysze są ułomni, bo nie słuchają polecenia stop, pchając się pod lufę oraz blokując przy tym przejście. Zresztą, bywa że zacięcia protagonisty potrafią pozbawić go życia. W tym miejscu trochę ponarzekać muszę na sterowność postaci, ponieważ bohater ma problem ze wspięciem się na skrzynię bądź ślizga się po skoku, co jest najczęstszą przyczyną zgonu. Wszelkie akrobacje na krawędzi są nie tyle wymagające, co irytują swą nieporadnością. Jak łatwo się domyślić, etapy zręcznościowe nie wypadają najkorzystniej z racji na wspomniane już niepewne manewrowanie. Z rytmu mogą wybić także małe elementy, które trudno dostrzec, a okazują się kluczem do pchnięcia akcji dalej. Cóż powiedzieć na koniec? Zmierzyłem się z legendą i jak najbardziej rozumiem zachwyty, zwłaszcza w owym czasie. Choć nie skradła mojego serca jak pierwszy Far Cry, to muszę przyznać, że wciąż jestem pod wrażeniem rozwiązań, jakie produkcja wniosła w świat gier wideo. I to na wielu płaszczyznach. Po prostu nie sposób tego nie docenić. Moja ocena - 9.0/10

14.04.2024 14:30
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

Portal 2 to kolejna radosna twórczość magików z Valve. Plusy... Błyskotliwe dialogi szybko okazują się zaprawione wyszukanym humorem. Moją sympatię zyskał zwłaszcza Stephen Merchant w roli Wheatley'a - wybitny voice-acting. Wszelkie cut-scenki to prawdziwa uczta dla oczu, bowiem zaprezentowana w nich animacja godna jest dzieł Pixara. Jeśli chodzi o mechanikę, to już pierwowzór udowodnił, jaki potencjał drzemie w autorskim silniku fizycznym. Tutaj zostało to rozwinięte m.in. o żele, co daje nowe możliwości przemieszczania się i zabawy konwencją. Levele są dużo bardziej rozbudowane niż w części pierwszej. Jest ich też po prostu więcej, dzięki czemu przygoda nie kończy się tak szybko. Czas gry jest w sam dwa. W moim przypadku 12h rozgrywka solo oraz 9h coop. Autozapis działa wzorowo, a interfejs jest prosty i czytelny. Bardzo dobra, ostra jak brzytwa grafika została okraszona znakomitymi teksturami. W oczy rzucają się zróżnicowane, a zarazem dopracowane otoczenia. Otwarte industrialne przestrzenie robią wrażenie, zaś same poziomy zaprojektowane fantastycznie. Dźwięki wyraziste i soczyste, natomiast muzyka dość różnorodna. Trochę elektroniki, odrobina ambientu oraz inne, miłe dla ucha kawałki. Gameplay niemal nieustannie zmusza do wysilania szarych komórek. Zwykle zagadki są dość proste i przyjemne. Niektóre rebusy zaś bywają naprawdę wymagające, co podwyższa poziom trudności na plus. Rozwiązywanie testów daje za to megasatysfakcję. Zaprawdę, nietęgie umysły pracowały nad przygotowaniem łamigłówek. Ponadto, kreatywność twórców objawia się w niemal każdym aspekcie, m.in. w samej narracji. Miłym akcentem okazują się filmowe dodatki dostępne z poziomu menu głównego. Na bardziej zaangażowanych fanów czeka także edytor pomieszczeń testowych. Na koniec zostawiłem sobie kooperację, którą uważam za wprost fenomenalną. Teraz parę słów o trybie współpracy... Przede wszystkim to zupełnie nowa kampania. Etapy są niesamowicie pomysłowe, często obszerne i kompleksowe. Genialne w swej prostocie sterowanie z jakże pomocnymi krótkimi poleceniami oraz podglądem na towarzysza. A wisienką na torcie jest zbijanie piąteczek i przytulaski po udanej próbie. W tym aspekcie gierka znów jawi się jako naprawdę dowcipna i sympatyczna. Wspólna zabawa z przyjacielem jest przednia – pełna radości, śmiechu i satysfakcji. Esencja gier wideo, można powiedzieć. Minusy... Estetykę wizualiów zaburza tylko słabe wykonanie niektórych wnętrz, np. biurowych, a więc potraktowanie ich po macoszemu. Gierka momentami troszkę przegadana. No i sporo loadingów przez tę całą eskapadę. Z tego wszystkiego wynika, że Portal 2 jest tytułem, którego nie sposób nie lubić. Ja wszakże zostałem oczarowany. Moja ocena – 9.0/10

29.03.2024 10:00
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.5

Portal to urocza logiczna gierka. Plusy... Sam pomysł na rozgrywkę zasługuje na uznanie. Formuła z wykorzystaniem portali pozwala na mnóstwo kreatywnych działań. Poziomy są ciekawie zaprojektowane. Bardzo przypadły mi do gustu sterylne, przemysłowe wnętrza kompleksu. W połączeniu ze skromnymi odgłosami otoczenia oraz spokojnym ambientem w tle, tworzy się naprawdę mistyczna atmosfera. W kontraście do tego stoją robotyczne polecenia wydawane przez GLaDOS oraz przesympatyczna piosenka Still Alive. Same łamigłówki są przyjemne. Doceniam fakt, że program automatycznie zapisuje najdrobniejsze postępy. Bardzo dobrze wygląda warstwa techniczna produkcji – świetny silnik fizyczny, estetyczna oprawa graficzna, zgrabna animacja, wzorowe sterowanie i klasyczne menu w stylu Half-Life. Nie uświadczyłem też żadnych błędów. Ponadto cieszą przeróżne nawiązania. Minusy... Czuć niedosyt, bowiem gra jest króciusieńka i dość łatwa. No i może troszkę za mało urozmaicona. To tyle. Moja ocena – 7.5/10

21.03.2024 09:40
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.5

Carmageddon: Max Damage to kumulacja wszystkich dobrych rzeczy, które dawały radochę przed laty. Podobnie jest i teraz. Plusy... Odjechane, dobrze znane fury. Modele aut są naprawdę dopracowane, gdyż oprócz karoserii, nierzadko widać szczegółowe elementy zawieszenia i inne detale konstrukcyjne. Choć może trochę uboga, zawsze cieszy customizacja pojazdów. Bardzo spodobał mi się nieco industrialny styl interfejsu. Co do sterowania, to uważam, że zostało rozwiązane bardzo dobrze. Specyficzny model jazdy, który potrafi diametralnie różnić się w zależności od klasy pojazdu, jego stanu technicznego czy ilości obecnych kół (bo dziwnie prowadzi się brykę bez tylnej osi), a już na pewno po zażyciu wspomagaczy. Tutaj to dopiero twórcy dali pole do popisu. Power-upy to esencja tego typu wyścigów. Dodając do tego fenomenalny system zniszczeń, mamy autentycznie satysfakcjonującą rywalizację. Pod koniec robi się naprawdę grubo. Mimo to, rozgrywka jest niezobowiązująca i regrywalna. Bardzo lubię tę frywolność i swobodę jazdy, bo działa to na mnie odprężająco. Zresztą, autorzy niejako zachęcają to zwiedzania zakamarków miast, rozsiewając tu i ówdzie różnego rodzaju nagrody. Mapy są rozbudowane, wymyślne, pełne detali i nawiązań do poprzednich odsłon. To taki plac zabaw, na którym możemy robić róże dziwne akrobacje. Na tym polu najbardziej czuć klimat starej dobrej Carmy. Niezwykle cieszyło zdobywanie wozów rywali poprzez ich rozwalanie. A powiedzieć muszę, że komputerowi przeciwnicy nader dobrze sobie radzą. Ciekawe okazują się tryby rozgrywki. W samej grze zaimplementowano też kapitalny system powtórek. Poza tym, to chyba jedyna znana mi ścigałka, w której można oszukać i wystartować przed zapaleniem się zielonego światła. Minusy... Oprawa wizualna odstaje od standardów. Osobiście czuję lekki niedosyt, jeśli chodzi o mapy. Brakowało mi też jakichś specjalnych misji, toteż na dłuższą metę gra robi się zbyt powtarzalna. Program niejednokrotnie wywalało do pulpitu, a same menu chwilę się wczytuje. Dawała się we znaki również upierdliwość rywali. Bolid Vlada – tym to się po prostu nie da jeździć. Sporo dźwięków dosłownie zapożyczono z poprzednich odsłon, zaś sam soundtrack w ogóle mi się nie podobał. Kariera wydała mi się przydługa. W sumie spędziłem tam blisko pięćdziesiąt godzin. No i widać, że twórcy żerują na sentymencie graczy. Mi jednak na szczęście to nie przeszkadzało. Moja ocena – 7.5/10

27.02.2024 22:00
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.5

Dying Light jest po prostu cool. Plusy... To taki Dead Island, tyle że z widowiskowym pokonywaniem przeszkód. Parkour został tu zrealizowany niezwykle wdzięcznie, co ubarwia poruszanie się po świecie gry. Przyznać trzeba, że ruchy bohatera animowane są z dużą płynnością i gracją. Nawet nieźle prezentuje się fizyka, gdyż czuć ciężar dzierżonego oręża, bezwładność ciał przeciwników czy siłę wybuchu. Na dodatek sprawnie można wykorzystać elementy otoczenia w walce jak np. kolce, ogrodzenia, wybuchające beczki czy inne pułapki. Broni do walki wręcz oraz opcji ich modyfikacji jest co nie miara. Im dalej w las, tym są bardziej wyszukane. Jeszcze jedna rzecz – kotwiczka – no i micha się cieszy. Dość sympatycznie przebiega rozwój bohatera, a zastosowane ulepszenia dają wymierne korzyści w trudnej sztuce przetrwania. A propos, zabawa jest często wymagająca. Grałem w kooperacji na trudnym poziomie i nie powiem, jest srogo. Pozytywnie zaskakiwała mnie sztuczna inteligencja antagonistów. Postaci jest sporo, ale te ważniejsze zrobiono z jajem. Od strony audio mamy przyzwoity dźwięk, niekiepskie dialogi, zabawne pogaduszki npc i ogólnie spoko dubbing. No i nie mogę z tych bliźniaków. Muzyka, czasami z nutką melancholii, wydała mi się interesująca. Tworzy fajny, dość nieoczywisty klimat z domieszką powagi i smutku. W takich wolniejszych momentach niezwykle przyjemna bywa eksploracja otoczenia. Duży podziw budzi otwarte miasto. Na pewno ogrom pracy włożono w jego przygotowanie, zwłaszcza, że mnóstwo tu detali i smaczków. Sporo tu i ówdzie przeróżnego szpeju, znajdziek i ukrytych przedmiotów. Docenić należy także przeciwników, bo mamy tu przemyślane rodzaje potworów. Gadziny okazują się nieustępliwe i trudne do ubicia, zwłaszcza po zmierzchu. A kiedy już mówimy o porze dnia, nie sposób nie wspomnieć o urokach nocnej eskapady i emocjach związanych z pościgiem przez przemieńców. Zaprawdę, sytuacje takie dostarczają adrenaliny. Choć na początku nie mogłem się odnaleźć, z czasem mój odbiór produkcji stał się naprawdę pozytywny. Gierka niezaprzeczalnie wciąga. Często łapałem się na tym, że ulegałem żądzy krwi w lokalnej bójce, prosząc się o kłopoty. No bo przecież nie mogłem sobie odmówić soczystego rozwalania łbów zarażonym, prawda? Kolejnym miłym zaskoczeniem były dla mnie zróżnicowane typy zadań: zarówno misje fabularne, jak i questy poboczne czy spontaniczne interwencje. O dziwo jakoś nie przeszkadzała mi ich schematyczność. Choć odrobinę sztampowa, to i tak całkiem spoko fabuła z różnymi intrygami. Tytuł zapewnił mi ponad 30 godzin zabawy. Minusy... Jak dla mnie zbyt chaotyczna. Sam interfejs wydawał mi się nieprzyjazny. Do tego zbyt szybko psująca się broń. Aspektem, na który muszę najbardziej ponarzekać jest sterowanie, bowiem to ono najczęściej mnie zabijało. Wspinanie się na wieżę tudzież zeskakiwanie z wysokich platform to jakaś katorga. Sporadyczne zacięcia albo inne niedoskonałości też nie pomagały. Apogeum frustracji staje się końcowy etap pościgu, gdzie jeden błąd to powtarzanie całej sekwencji od nowa. Z kwestii technicznych też parę rzeczy by się znalazło, jak choćby wariujące zwłoki czy dość powszechny problem z dołączeniem do rozgrywki we współpracy. Mimo wszystko, granie w coopie z przyjacielem dawało dużo frajdy. Moja ocena – 7.5/10

29.10.2023 16:20
1up
odpowiedz
2 odpowiedzi
1up
158

Mocarny rok, aczkolwiek osobiście za najbardziej przełomowe uważam lata 1997 oraz 2007.

27.09.2023 22:56
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

Oddworld: Soulstorm to dla mnie ostatnimi czasy chyba największe pozytywne zaskoczenie. Plusy... Formuła rozgrywki znana z poprzednich odsłon została rozbudowana o wiele ciekawych rozwiązań, a jednocześnie nie przytłacza. W zasadzie każda wcześniejsza mechanika została usprawniona. Wydawanie rozkazów możemy lepiej kontrolować. Kierunkowe opętywanie stwarza zupełnie nowe możliwości. Do tego używanie środków wybuchowych, chowanie się w szafkach, podwójny skok, wytwarzanie przedmiotów, zabawa z ogniem, dzielenie się ekwipunkiem, sporo fantów do zbierania oraz znajdźki. Jeśli chodzi o gameplay, to Soulstorm ma wszystko, co winna mieć porządna platformówka. A nawet więcej. Podoba mi się to, że oponenta można zneutralizować na kilka sposobów, m.in. humanitarnie ogłuszyć i związać. Ale bezpośrednia eksterminacja daje chyba najwięcej frajdy. Przeróżne wrogo nastawione kreatury, zagrożenie w postaci płomieni ognia tudzież mini-bossowie stanowią ciekawe urozmaicenie. Jedyne czego mi brakowało, to obecność Scrabów i Paramite'ów. Wtedy byłby sztos. Jeśli chodzi o bohaterów, to nie sposób ich nie uwielbiać. Historia Abe'a i jego towarzyszy jest heroiczna, a oprócz humoru bywa też poważna i smutna. Ogólnie kawał dobrej opowieści. I to niemały kawał, bo tułaczka Mudokonów zajęła mi grubo ponad dwadzieścia godzin. Muszę przyznać, że jest to jedna z bardziej emocjonujących zręcznościówek, jakie znam. Dostarczyła mi przy tym naprawdę sporo satysfakcji. A trzeba nadmienić, że fragmenty na zwinność są faktycznie wymagające, zwłaszcza misje eskortowe. I tu kolejny raz w serii Oddworld pochwalić muszę ciekawe i wymagające etapy zręcznościowe oraz ogólnie bardzo pomysłowe poziomy. Otoczenia robią ogromne wrażenie swym rozmachem i dopracowaniem. Oprócz monumentalnych otwartych scenerii, chyba najbardziej urzekły mnie ciemne, ciasne i niezwykle klimatyczne tunele, w których drogę trzeba sobie rozświetlać latarką bądź flarą. Oświetlenie i wszelkie efekty fizyczne typu wybuchy, bez wątpienia cieszą oko. Płynność animacji, zmienna perspektywa i ruch kamery w trójwymiarowym środowisku zasługują na uznanie. Przy tym wszystkim nawet sterowanie na padzie okazało się dla mnie bardzo wygodne. Super sprawą jest wskaźnik uratowanych Mudokonów, bo daje pewność, że nikogo nie pominęliśmy. Wybór przedmiotów jest świetny, bo w zasadzie wszystko się przydaje – nawet puste butelki, które można sprzedać. Szata graficzna jest piękna i pełna detali, zaś wprowadzenia filmowe ogląda się jak dobre kino animowane. Jako wisienkę na torcie zostawię wszelkie sekrety i całe ukryte poziomy. Minusy... Niespecjalnie podeszła mi oprawa muzyczna. Czasami może trochę schematyczne sekwencje. Dziwna przypadłość, w której różnie wczytywały się skrypty z przeciwnikami. Błędy techniczne z zapadniami oraz respawnem strażników, którzy to sporadycznie się zglitchują. Koledzy też nie zawsze załapią o co kaman i przez swą niesubordynację tudzież błędy w zachowaniu giną w popłochu. No i z tymi checkpointami to na dwoje babka wróżyła, bo mają dwa oblicza. Z jednej strony to świetne zabezpieczenie przed nagminnym powtarzaniem dłuższych odcinków, co pochwalam za poszanowanie czasu gracza. Z drugiej zaś wpakowanie się na znak zapisu uniemożliwia powrót do poprzedniego savepointu, co przy pewnych okolicznościach jest wybitnie niekorzystne. Dwa czy trzy razy musiałem przez to restartować cały rozdział, czyli np. godzina postępów w plecy. Zdarzyła się również sytuacja, w której sekundę po wczytywaniu się zapisu, jeden z naszych ginął. I nic z tym nie możesz zrobić. Mimo wszystko nasi pobratymcy zwykle posłusznie wykonują polecenia, a Sligi, jak się okazuje, to całkiem inteligentne bestie. Fakt, może gdzieś w tym wszystkim uleciał odrobinę klimat pierwowzoru, jednak nie na tyle, aby produkcja straciła swą tożsamość. Ilość momentów „wow!” podczas całej przygody mi to rekompensuje. Moja ocena – 8.5/10

28.06.2023 22:50
1up
📄
odpowiedz
1up
158
10

Oddworld: Abe’s Exoddus to fenomenalna kontynuacja jednej z najlepszych platformówek w historii. Plusy... Cóż, w zasadzie wszystkie aspekty, zupełnie jak u poprzedniczki, są doskonałe. Wspaniała, prawie niestarzejąca się grafika. Fizyka, która nadal bawi i wygląda pięknie. Animacja – rewelacja. Scenki przerywnikowe to kawał dobrej, pełnej humoru opowiastki. W ogóle mam wrażenie, że większy nacisk postawiono na fabułę oraz jeszcze dalej idący humor, co oczywiście cieszy. Muzyka w świecie Oddworld jest megaklimatyczna, trochę industrialna, nieco mityczna. Podobnie dźwięki – tytuł posiada znakomite, bardzo charakterystyczne odgłosy. Interfejs słynie z jedynego w swoim rodzaju menu głównego. Cała eskapada jest naprawdę długa, zaś poziom trudności idealnie wyważony. Zapis gry i quicksave w dowolnym momencie to strzał w dziesiątkę. Zwłaszcza, że twórcy często rzucają wyzwanie naszej zręczności, gdzie wymaga się bezbłędnej egzekucji. Niektóre poziomy stawiają naprawdę wysokie wymagania względem gracza i zmuszają do pomyślunku, co bardzo mi się podoba. Tutaj świetnie wypadają proste łamigłówki zaimplementowane w rozgrywkę. Generalnie druga część przygód Abe’a jest dużo bardziej urozmaicona. Znacznie rozwinięta została inkantacja, a co za tym idzie różnorodność jej zastosowań. Śmiem twierdzić, iż opętywanie stworków daje nawet więcej frajdy niż poprzednio. Super, że mamy jeszcze więcej rodzajów przeciwników, których możemy przechytrzyć. Poza tym wydaje mi się, iż oponenci jakby nabrali inteligencji i charakteru. W tym miejscu słowa uznania za kreatywność w tworzeniu scrabów, sligów czy innych oryginalnych kreatur. Sporym udogodnieniem jest usprawnione wydawanie poleceń. Rozszerzono opcje dialogowe nie tylko o naszego bohatera, ale i o pozostałe rasy, w które możemy się wcielić. Ciekawym rozwinięciem mechaniki jest odmienne podejście do pobratymców w zależności od ich stanu i nastroju. A emocji nie brakuje, bo na każdym kroku musimy mierzyć się z nowymi sytuacjami. Świetna rzecz na pobudzenie szarych komórek. Projekty lokacji są wybitne. Może nie tak charakterystyczne jak w pierwowzorze, jednak nadal robią niesamowite wrażenie swym pięknem i głębią. Ponadto konstrukcja etapów jest zacnie przemyślana. Poszczególne poziomy zręcznie zachowują balans, jeśli chodzi o tempo akcji. Cieszy również spora ilość ukrytych obszarów z kolejnymi Mudokonami do uratowania. Minusy... Naprawdę ciężko do czegokolwiek się przyczepić. Wspomnieć mógłbym jedynie o sytuacjach, w których coś idzie źle nie do końca z naszej winy - albo to za sprawą niedokładności sterowania, albo losowości tego, jak się zachowa nasz towarzysz. Jednak nawet kilkunastokrotne powtarzanie sekwencji nie powodowało irytacji czy znudzenia – gierka jest po prostu nieprzyzwoicie grywalna. Uwielbiam to uniwersum i kocham obie odsłony, przy czym pierwsza była rewolucyjna, druga zaś to więcej i lepiej. Stąd też zasłużona dycha. Moja ocena – 10/10

25.05.2023 14:43
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Call of Cthulhu to apoteoza twórczości H.P. Lovecrafta i przy okazji ukłon w stronę fanów Mrocznych Zakątków Świata. Plusy... Stęchła atmosfera Darkwater sprawia, że aż czuć ten rybi odór w powietrzu. Do tego świetnie przemycony nastrój grozy. Zaprawdę, pod względem klimatu, twórcy odrobili lekcje z nawiązką. Chciałbym nadmienić, iż autentycznie spodobała mi się estetyka produkcji, która robi wrażenie zwłaszcza od strony artystycznej. Wielka w tym zasługa miodnych projektów lokacji, które zachwycają finezją oraz przywiązaniem do detali. Docenić należy również warstwę muzyczną oraz zacne, drobiazgowe udźwiękowienie. Pochwalić muszę jeszcze naprawdę ładnie zrealizowane cut-scenki. Od strony gameplayowej tytuł okazał się dość ciekawą mieszanką spacerniaka, skradanki i przygodówki. Do tego dochodzą zagadki, atmosfera grozy i elementy rpg. A propos tego ostatniego, to szanuję zgrabnie przemycony, nienachalny i prosty schemat rozwoju umiejętności naszego detektywa, który ma rzeczywisty wpływ na dostępne opcje dialogowe. Sam system rozmów w miarę przemyślany, pogaduszki npc wypadają nieźle, zaś głosy postaci podłożono wzorowo. Jeśli chodzi o postacie, to mamy tu plejadę frapujących, owianych mgłą tajemnicy i często mających swoje za uszami charakterów. Dobrze poprowadzona, ciekawa fabuła pełna tajemnic odkrywa się stopniowo i daje różne możliwości poprowadzenia wątków, oferując kilka zakończeń. Większość misji jest angażująca, zapewniając zarówno spokojną eksplorację otoczenia, jak i emocjonujące etapy skradankowe tudzież pełne adrenaliny pojedynki z Tułaczem. Co więcej, często jest kilka sposobów na osiągnięcie celu. Do tego gra zawiera raczej proste, acz satysfakcjonujące łamigłówki, jak ta z sejfem. Za sprawą swojej konstrukcji wydaje się też dość urozmaicona. Potwierdzeniem tego jest chociażby ciekawy patent z odtwarzaniem scen zbrodni oraz wcielaniem się w umysł innej osoby. Czas potrzebny na przejście również uznaję za satysfakcjonujący. Minusy... W oko rzucają się dość sztywne animacje rodem sprzed dekady albo i dwóch. Co do saveowania, powiem tak: system zapisu mógłby zostać rozwiązany inaczej. Na minus kilka mniej fajnych, może odrobinę nużących etapów. Czasami niezrozumiałe opcje wyboru oraz odczucie, że w gruncie rzeczy mogą nie mieć znaczenia lub realnego wpływu na dalsze losy. Zawiodła mnie sekwencja na plaży, gdzie postanowiłem nie pociągać za spust, jednakże obszar jest tak ciasny, iż mimo usilnych prób niemożliwością jest bez oddania strzału ominąć opętanych, którzy chwytają bohatera i koniec. Odniosłem wrażenie, iż na początku przygody nasi rozmówcy zbyt łatwo ulegają detektywowi i zgadzają się na jego propozycje, co wydaje się trochę infantylne. Zaznaczyć jeszcze trzeba nierówny poziom graficzny i drobne błędy. Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn. Moja ocena – 7.0/10

31.03.2023 20:25
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

Green Hell to survival pełną gębą. Plusy... Niezwykle realistyczne jak na grę mechaniki. W zasadzie nie kojarzę drugiej tak mocno nastawionej na przetrwanie produkcji. Chce Cię tu zabić prawie wszystko. Oczywiście najgroźniejsze jest to, co niewidoczne. Sporo rzeczy zjada nas od środka: pasożyty, zatrucie pokarmowe czy gorączka. Poza tym możemy dostać zakażenia od nieopatrzonych ran lub zwyczajnie zostać ukąszonym przez jadowite węże tudzież pająki. Świat gry szybko weryfikuje nieostrożne zapędy oraz brak doświadczenia podróżnika, zatem największą potęgą w obchodzeniu się z naturą jest wiedza. To dzięki niej jesteśmy w stanie zapobiec chorobie i się uleczyć. Klimat Amazonii w pewien sposób mnie urzekł. Środowisko jest stworzone w sposób rzetelny. Zestawiając to z obrazkami z prawdziwego świata, scenerie w grze wydają się naprawdę wiarygodne. Fauna i flora stworzona na potrzeby produkcji jest godna pochwały. Naprawdę sporo jest tu prawdziwych drzew, krzewów, kwiatów, grzybów i pozostałych roślin, ale także innych żyjątek, owadów, ptaków, gadów, płazów czy drapieżników. Słowem, twórcy odrobili lekcje z przyrody. Co więcej, gra wręcz zachęciła mnie do uzupełnienia wiadomości o egzotycznych zwierzątkach. Fajnie pomyślano surowce i pożywienie, gdzie widoczna jest ich różnorodność. Dla przykładu możemy budować ze zwykłych drewnianych kłód i patyków, ale równie dobrze można wykorzystać do tego celu łodygi bambusa. Podobnie z mięsem zwierząt czy owocami, które różnią się od siebie zawartością potrzebnych składników odżywczych. Równie ciekawie prezentuje się uzbrojenie, które można tworzyć na różne sposoby, w zależności od posiadanych materiałów. System craftingu spisuje się znakomicie. Jest prosty i przejrzysty, jednocześnie nie prowadząc gracza za rączkę. Uważam, że pomysł na ekwipunek jest wprost genialny. Nie dość, że świetny wizualnie, to jeszcze dość realistyczny. Sam interfejs w postaci pasków i symboli też w miarę przejrzysty. Smartwatch również uznaję za niezwykle trafny sposób na przedstawienie potrzeb i orientację w terenie. Poruszanie się, korzystanie z broni, budowanie czy łączenie przedmiotów odbywa się intuicyjnie. Słusznie stwierdzono, że zbyt obciążony plecak będzie spowalniać bohatera. Zmusza to do mądrego gospodarowania surowcami. Dość inteligentnie odbywa się zachowanie drapieżników, gdzie dla przykładu jaguar czy puma nie zaatakuje, jeśli gracz nie będzie robił gwałtownych ruchów, ale za to zranione zwierzę rzuci się do ucieczki. Zaimponowała mi fizyka świata i wpływ na różne aspekty. Pochodnię możemy zapalić od ogniska, a potem zgasić ją w wodzie. Niby logiczne, ale ile gier tak robi? Małe zagłębienia w ziemi wypełniają się deszczówką po obfitych opadach, z której w razie konieczności możemy skorzystać. Tak samo można gromadzić wodę w łupinach kokosa. Ciekawe jest np. to, że pozostawiona na ziemi broń niszczeje od rdzy. Takich smaczków jest więcej. Bardzo ciekawie przedstawia się system zdrowia, gdzie osobiście musimy dokonywać oględzin ran, wyjmować pluskwy czy opatrywać skaleczenia odpowiednimi bandażami. Naprawdę duży nacisk położono na utrzymanie dobrej kondycji w tak niesprzyjających warunkach. W kryzysowych sytuacjach alternatywą jest jednak wypicie brudnej wody czy przekimanie się na glebie, co w lasach tropikalnych nie jest najlepszym pomysłem. Ale można. Tytuł ma wysoki próg wejścia, co uznaję za zaletę, bo właśnie wtedy jest najbardziej intrygująco, a gracza dopada dreszczyk ekscytacji. Super, że dużo rzeczy pozostaje do odkrycia samemu. Nasza podróż obfituje w wiele sytuacji emocjonalnych, zarówno gameplayowo, jak i pod kątem scenariusza. Powiem szczerze, że rozwój fabuły pozytywnie mnie zaskoczył. Fantastycznie wyreżyserowane cut-sceny pięknie przeplatają się z rozgrywką. Zwłaszcza etapy na haju robią piorunujące wrażenie, dostarczając wizualnych wodotrysków. Rewelacyjnie wypadają dialogi i voice-acting. Zwłaszcza, że główny bohater to gość z poczuciem humoru. Naprawdę miło wspominam te sympatyczne rozmowy przez krótkofalówkę naszego śmiałka z żoną. Jeśli chodzi o dźwięk, to wrażenia słuchowe jak najbardziej pozytywne. Muzyka w swym klimacie dotrzymuje kroku. Ponadto tytuł okraszony został bardzo dobrą szatą graficzną i naprawdę ładnymi widokami. Mimo że długość gry jest w porządku, to czułem lekki niedosyt. W tym miejscu duży plus za dodatkowy tryb - Spirits of Amazonia, który przedłuża rozgrywkę o dobrych kilka godzin. Minusy... Trochę uciążliwe może wydawać się to, że dosłownie co chwilę musimy uzupełniać płyny lub makroelementy, co odciąga naszą uwagę od prawdziwego celu. Produkcja może zniechęcać na początku tym, że ginie się często. Sporadycznie, ale zdarzały się małe błędy, jak chociażby zgon tuż po wczytaniu rozgrywki w kooperacji. Poza tymi drobiazgami nie uświadczyłem większych bolączek. Myślę, że ten niepozorny polski survival śmiało może pretendować do miana króla gier w tym gatunku. Moja ocena – 8.5/10

26.02.2023 11:11
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

The Evil Within pokazuje się jako mocne IP w gatunku survival horrorów. Plusy... Mocarny, niesamowicie miodny początek i mega klimatyczne lokacje. Muszę pochwalić etapy, bo są interesujące, zróżnicowane pod względem konstrukcji, długości i tempa. Dzięki temu rozgrywka jest wciągająca i nad wyraz przyjemna. Ba, sekwencje skradankowe okazują się dobrze wykonane. Zagadki środowiskowe są różnorodne, bardzo ciekawe i przede wszystkim fajnie wplecione w rozgrywkę. Rozwiązanie zawsze dawało mi satysfakcję i podziw dobrze opracowanej łamigłówki. Nawet zbieranie amunicji czy innych łakoci cieszy. Znakomicie wypada uzbrojenie. Spluwy mają odpowiednią moc, a samo strzelanie daje masę frajdy. Ulepszenia naprawdę sporo dają, dzięki czemu czuć progres. Mechanika zabawy bardzo mi podpasowała, a przypomina największe tuzy tego gatunku oraz przywodzi na myśl miłe wspomnienia z takich serii jak Resident Evil czy Dead Space. Projekty potworów uważam natomiast za wybitne. Za niektóre z nich czapki (albo raczej sejfy) z głów. Widać tutaj silną inspirację uniwersum Silent Hill. Plus za to, że tutaj nawet zwykłe mięso armatnie potrafi być groźne, nawet gdy leży. Świetny balans zachowano w poziomie trudności. Momentami jest ciężko, przyjemnie ciężko, ale też bez przesady. Wymagające mogą okazać się walki z bossami. Muszę jednak przyznać, że poza nielicznymi wpadkami, spotkałem tutaj raczej niezłe, czasami nawet błyskotliwe zachowania AI. Krótko mówiąc, przeciwnicy nie patyczkują się. Główny bohater też nie w kij dmuchał. Seba wporzo koleś. Reszta kreacji równie frapująca, do tego świetnie wykonane modele postaci. Dialogi nie denerwują, są na przyzwoitym poziomie. W iście filmowy sposób wyreżyserowano przerywniki filmowe. Największe wrażenie robiły jednak scenki śmierci - niezwykle brutalne i sugestywne. Ten mroczny, surrealistyczny i lekko psychodeliczny klimat idealnie trafia w moje gusta. Historia jest nieoczywista i głęboka, zawiera drugie dno oraz jest smutna. Od teraz inaczej patrzę na utwór „Clair de Lune” Debussy''ego, który został użyty jako tzw. save theme. W estetykę gry dobrze wpisuje się również interfejs. Chytrze rozwiązano ekwipunek, który nie pauzuje rozgrywki, lecz tylko ją spowalnia. Często przyjdzie nam odwiedzać lobby zapisu i korzystać z ulepszeń oraz sejfów z nagrodami, które swoją drogą są naturalną motywacją do szukania kluczy. Z technicznych aspektów podobała mi się fizyka, animacje potworów oraz ogólnie styl graficzny. Dużym atutem jest również długość rozgrywki. Minusy... Spore zastrzeżenia mam do checkpointów, które są źle rozmieszczone, co wymusza powtarzanie długich odcinków. Nie podobają mi się też zagrywki z zamykającymi się drzwiami, które uniemożliwiają powrót i choćby zebranie amunicji. Ponarzekać mogę także na różne losowe sytuacje, które irytują. Na koniec wymienię jeszcze niewykorzystany potencjał pułapek, czego rozwinięciem mogłoby być na przykład przygotowywanie zmyślnych zasadzek na wrogów. Tak czy inaczej, i tak jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak tytuł potrafi trzymać przed monitorem i nie opuszczać z emocji. Moja ocena – 9.0/10

28.01.2023 17:32
1up
1up
158

Opis pasuje do gry Zax: The Alien Hunter.

22.01.2023 20:40
1up
📄
odpowiedz
1up
158
4.0

Agony, jak sam tytuł wskazuje, to jedna wielka męczarnia. Plusy... Wizja piekła i pomysł na nietuzinkowe lokacje grają tu pierwsze skrzypce. Pochwalić muszę projekt podziemnego świata, bo naprawdę włożono tu dużo pracy i kreatywności. Miło, że gra miejscami wymaga trochę pomyślunku oraz że zachowuje przyzwoity poziom trudności. Wydaje się też, iż sztuczna inteligencja demonów całkiem sprawnie reaguje na nasze działania. W ogóle dość ciekawie wymyślono złowrogie kreatury. Również sterowanie istotami nie sprawiało większych problemów. Nie mogę także przyczepić się do klimatu Agony, który to dzięki super oprawie audio oraz wymyślnym sceneriom posiada dość duszną atmosferę. Dźwięk jest bowiem soczysty, a muzyka dobrze dopasowana do nastroju. Minusy... Graficznie jest nierówno. Z jednej strony bywają ładne widoki, jednak często gęsto tekstury nie powalają, a obraz nierzadko pływa sobie rozmazany. Ponadto męczy wszechobecna ciemność oraz te jaskrawe barwy - ogień, lawa czy kolorowe światła wyglądają tu brzydko. Brakuje jakby wizualnej subtelności. Ogółem tak średnio bym powiedział, tak średnio. Filmiki nie odbiegają jakością od standardu, jednak jest tu za dużo niepotrzebnych cut-scenek, jak np. animacja opętania, która kradnie kilka-kilkanaście sekund za każdym z kilkudziesięciu powtórzeń. Linie dialogowe są raczej nudne i jakieś takie pompatyczne, zaś fabuła sprawia wrażenie nijakiej. Początek, owszem, może wydawać się intrygujący, jednak im dalej w las, tym gorzej. Produkcja jak najbardziej dostarcza emocji, tyle że w większości negatywnych. Etapy są męczące, przez co gameplay jest mozolny, nużący, a momentami nawet frustrujący. Rzadko to piszę, ale gierka dłużyła mi się. Przypuszczam, że gdyby nie mankamenty, o których zaraz, można by skończyć tytuł w czasie dwukrotnie krótszym. Pomijając problem z odpaleniem gry, sam program wykrzaczył się kilka razy w ciągu rozgrywki. Jest też mnóstwo błędów technicznych, na które szkoda strzępić język. Największe zastrzeżenia mam jednak do systemu zapisu. Idiotycznie zaimplementowane checkpointy to czysta zniewaga wobec szanującego swój czas użytkownika. Wymagają od gracza przejścia kilku dłuższych sekwencji za jednym podejściem bez popełnienia błędu, bo inaczej musi rozgrywać cały fragment od nowa. Zwłaszcza, że błąd nie zawsze wynika z winy czy braku umiejętności gracza, bo np. nasz śmiałek postanowi zakleszczyć się w ścianie czy podłodze. A propos zacinania się, to myślę, że z tuzin razy bohater utknął tak, że nie można było nic zrobić. No i co? Wczytywanko. Podobnie sytuacja ze skokiem, który już za pierwszym razem musi być idealnie precyzyjny, bo w przeciwnym razie znów czeka nas powtarzanie przydługiej sekwencji. Jakby tego było mało, nieraz biegasz wkoło szukając rozwiązania, bo nie zauważy się jakiegoś słabo widocznego przejścia. Zresztą, przez większość gry jest tak ciemno, że nie wiadomo gdzie iść. I to jest właśnie problem kiepskiego level designu. I nie chodzi tu o projekt lokacji, a o niejasność tego, co gracz ma robić dalej. Bardzo dużo trzeba się domyślać, co twórcy mieli na myśli, a i tak często okazuje się, że rozwiązanie jest absurdalne. Takich głupotek jest na pęczki. Do tego dochodzi niekonsekwencja w mechanice: raz przedmiot podnosimy literką E, następnym razem podobny item trzeba klikać myszką, a jeszcze innym razem domyśl się, aby ten klawisz przytrzymać. Pomijam już bezsensowne znajdźki, przy których twórcy ewidentnie poszli w ilość, a nie jakość tudzież trywialne zagadki. W wielu innych aspektach autorzy korzystają z rozwiązań na jedno kopyto. A tak poza tym, gdzie ta cała brutalność, szokujące sceny i kontrowersja? Nawet bez cenzury, jest po prostu słabo. Moja ocena – 4.0/10

29.12.2022 21:30
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

The Forest uważam za naprawdę przemyślany kawałek kodu. Plusy... Zacznę może od fabuły, która różni się od typowych gier o przetrwaniu. Ta ukryta jest między wierszami i zgłębiwszy pełną historię, niezależnie od zakończenia, daje do myślenia i okazuje się smutna. Scenki filmowe otwierające i kończące opowieść wyglądają w porządku, jednak najbardziej intrygujące są nagrania z odnalezionej kamery. Ponadto gra oferuje naprawdę interesujące przedmioty do zebrania oraz ciekawe opcje rzemiosła. Bardzo pomysłowo wykonany został ekwipunek oraz podręcznik przetrwania, czyli swojego rodzaju baza do craftingu. Sama mechanika survivalu jest przyjemna. Największą satysfakcję sprawia jednak zbudowanie jakiejś imponującej konstrukcji i przejazd na tyrolce czy też wykorzystanie jej do transportu drewna. A tego musimy w grze pozyskać naprawdę wiele. Ogromnie cieszy zatem odkrywanie nowych możliwości w świecie gry i chyba właśnie to trzyma przed monitorem najbardziej. Motywacją do parcia naprzód jest więc nie tylko główny cel fabularny, ale i zapuszczanie się w niezbadane tereny, aktualizowanie mapy, rozbudowa bazy czy ulepszanie uzbrojenia. Słowem, jest co robić. Jednak The Forest nie byłby tak ekscytujący, gdyby nie obecność tubylców. Spotkania z nimi to zawsze ryzyko, bo są w stanie szybko pogrążyć bohatera. Dzięki temu tytuł jest wymagający i skutecznie podnosi adrenalinę, zwłaszcza nocą. Tutaj odpowiednie odgłosy natury oraz przerażające okrzyki mutantów robią znakomitą robotę. Jeśli chodzi o AI, to muszę pochwalić inteligentne, ale i nieprzewidywalne zachowanie kanibali, gdyż potrafią stosować różne taktyki, okrążać gracza czy też się przegrupować. Poruszanie się i korzystanie z prowizorycznych broni jest dość intuicyjne, zaś sam oręż prezentuje się naprawdę zacnie. Graficznie produkcja radzi sobie nieźle i ma swoje przebłyski, zwłaszcza jeśli chodzi o oświetlenie. Co do czasu zabawy, to Las pochłonął mnie na ponad trzydzieści godzin. Minusy... Jak dla mnie, miejscami zbyt uproszczone wykonywanie czynności jak na survival. Troszkę upośledzone budowanie, które niekiedy sprawia spore problemy. Błędy techniczne typu: wtapianie się obiektów w podłoże (utopione najmniej trzy pary sań) czy blokujące się stwory. No i walka w zwarciu była dla mnie chaotyczna i niedokładna, toteż korzystałem głównie z łuku. Muzyka umiarkowanie mi się podobała i w sumie żaden utwór oprócz motywu z menu głównego nie zapadł w pamięć. Podsumowując, gierka idealnie nadaje się do kooperacji, gdzie zejścia do jaskiń czy nocne eskapady z przyjacielem dostarczały naprawdę ciekawych przygód i niezapomnianych wrażeń. Moja ocena – 8.0/10

28.11.2022 22:56
1up
📄
odpowiedz
1up
158
6.0

Layers of Fear 2 to dla mnie gra niezrozumiała z kilku powodów. Plusy... To, co nie musi mieć sensu, ale jest godne pochwały za oryginalność, to świetne abstrakcyjne motywy i bijący z dzieła artyzm. Nie sposób nie zauważyć kreatywności twórców i pewnych interesujących aspektów, np. niektórych zagadek czy intrygujących cut-scenek. Gra posiada ciekawy, stylizowany interfejs. Sterowanie sprawdza się bardzo dobrze. Na uznanie zasługuje wykwintna szata graficzna. Klimatu dodają tu ładne, ale też zmyślnie zaaranżowane otoczenia. Oko cieszą również dopracowane przedmioty, które podziwiamy przez całą grę. Ciekawie przedstawiają się enigmatyczne złowrogie byty. Cała atmosfera jest mroczna i dziwna zarazem. Schemat rozgrywki, mimo że prosty, zaskakuje pomysłowością niektórych rozwiązań. Nieobce są tu zabawy perspektywą, kolorem, światłocieniem czy dźwiękiem. Strona audio jest poprawna, ale tym razem bez zachwytu. Choć same linie dialogowe mnie nie porwały, tak na uznanie zasługuje świetny voice-acting. Docenić należy również zgrabnie wplecione poetyckie frazy. Minusy... Złośliwi mogliby uznać tytuł za symulator otwierania drzwi, tyle tego jest. Pewne etapy rozgrywane są w niemal identyczny sposób, co może być odrobinę męczące. Osobiście największe zarzuty mam do tego, iż lwia część działań nie miała uzasadnienia, a sporo rzeczy nie posiadało zastosowania albo w ogóle sensu. Podobnie ma się sytuacja z fabułą, która jest dla mnie niezrozumiała. Wiem jaki był zamysł, aczkolwiek sposób przekazania historii wydał mi się zbyt chaotyczny. Dodatkowo nie potrafiłem utożsamić się z postacią, tak jak udało się to w poprzedniczce. Sama produkcja zajmuje raptem kilka godzin, okazuje się bardzo łatwa i praktycznie w ogóle nie straszy. Co by nie mówić, gierka nietuzinkowa i intrygująca, jednak bliższa memu sercu była pierwsza odsłona. Moja ocena – 6.0/10

28.09.2022 07:51
1up
odpowiedz
1up
158

To prawda, inicjatywa świetna. Od lat śledzę Heroes Orchestra. Super, że z koncertów pojawiają się aranżacje na fortepian, z których można sobie wydrukować nuty i pograć na klawiszach.

06.08.2022 17:05
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Stranded Deep to surowy survival, który opisałbym dwoma słowami: Robinson Cruzoe. Zawsze fascynowało mnie przeżycie w trudnych sytuacjach, do tego w takim wydaniu! Plusy... W produkcji Beam Team zaimplementowano bardzo fajne mechaniki przetrwania. Mam tu na myśli zbieranie surowców i pożywienia, które z czasem się psuje, troszczenie się o podstawowe potrzeby jak pragnienie czy głód, konieczność dbania o zdrowie, chowanie się od słońca w cień, tworzenie prowizorycznych narzędzi, wycinkę drzew, budowanie schronienia czy unikanie niebezpiecznej fauny i flory. Słowem, survival pełną gębą. Nadmienić warto, że rozwój bohatera odbywa się w międzyczasie, przy okazji wykonywania czynności związanych z przetrwaniem. Crafting zaś obfituje w ciekawe i całkiem logiczne połączenia przedmiotów. Pasuje tu improwizowany oręż, który użytkuje się dość intuicyjnie. Podobnie sprawa ma się z innymi konstrukcjami, jak chociażby tratwa. Tytuł dobitnie pokazuje, że wrogiem gracza, poza oczywistym, tj. zwierzętami i potworami morskimi, jest tu lekkomyślność i nieuważność samego zainteresowanego. Podoba mi się bezkompromisowość twórców, która wpływa na trudność przeżycia. Przyznam, że gra wielokrotnie mnie sponiewierała. Niby człowiek uczy się na błędach, ale za każdym razem następowało coś nieprzewidzianego, a dla mnie nowego. Wiem już na przykład, że pazerność nie popłaca. Co złego mi się przytrafiło? Utrata pontonu. Wywrócenie się tratwy. Śmierć od rekina. Zgon od zatrucia. Nieopatrzenie w porę ran. Utopienie się. Niedopilnowanie krwawienia. I inne. Niedoświadczony śmiałek będzie miał co robić. Niby taka niepozorna gierka, a dostarczyła mi tylu emocji. Od zaciekawienia, przez frustrację, strach, adrenalinę, aż po satysfakcję, zadumę i nostalgię. I to uczucie, gdy po wielu, wielu dniach wróci się na wyspę startową – bezcenne. Wspominam z rozrzewnieniem. Fabuła nie jest może odkryciem Ameryki, jednak ja wychodzę z założenia, że historie w tej grze piszą się same. Uważam, iż w tym przypadku nie jest istotny cel, a droga do niego. A ta, przynajmniej u mnie, okazała się wyboista i pełna niesamowitych przeżyć. To właśnie moje osobiste doświadczenia są tym, o czym chciałbym opowiadać. Produkcja do tego stopnia mnie wciągnęła, że zacząłem szkicować prowizoryczną mapę w notesie oraz robić notatki z poradami na przyszłość. Niezwykle ciekawe jest samodzielne odkrywanie kolejnych etapów tego, co twórcy wymyślili. Lądując na wyspie nie sądziłem, jakie fantastyczne odkrycia mnie czekają. Niech wymienię tylko niektóre z nich: nader satysfakcjonujące plądrowanie wraków statków, emocjonujące walki z legendarnymi bossami czy choćby nietuzinkowe nawiązania do filmów. Animacja postaci może troszkę sztywna, jednak podwodny świat czaruje swym pięknem. Genialnie prezentuje się także system pogodowy, który wyjątkowo sugestywnie się zmienia. W ogóle bardzo ciekawie została rozwiązana fizyka świata gry. Z jednej strony mamy sporą swobodę w działaniu i odpowiednie reakcje obiektów. Z drugiej zaś czuć ciężar przedmiotów i wpływ grawitacji. Pogoda ma realne odzwierciedlenie w wielu aspektach rozgrywki. Swoje oblicze pokazuje też ocean, zwłaszcza podczas sztormów. Pomijając błędy, naprawdę rewelacyjnie się to spisuje. Wizualnie tytuł prezentuje się bardzo dobrze. Przede wszystkim zapadły mi w pamięć zniewalające widoki wschodu i zachodu słońca tudzież górowania księżyca oraz pięknie wykonany ocean z rafą koralową. Naprawdę ślicznie to wygląda. Do tego od samego początku bardzo przypadła mi do gustu prosta, ładna i kojąca zmysły muzyka. I co najważniejsze, przez tyle godzin zabawy nie nudziła się. A to duża zasługa. No i genialny temat, który wybrzmiewa wraz z pojawieniem się zagrożenia w postaci rekina. Sam dźwięk zrealizowany jest poprawnie i brzmi przekonująco. Ogólnie, z pewnym przymrużeniem oka, gra wydaje się dość realistyczna i daje olbrzymią satysfakcję z osiągania postępów. Tropikalny klimat zawsze nastraja mnie pozytywnie. Na wyspowaniu spędziłem nieco ponad setkę tutejszych dni, co przełożyło się u mnie na kilkadziesiąt godzin zabawy. Minusy... Żeby nie było tak kolorowo, dzieło posiada też sporo mankamentów. Od pomniejszych niuansów technicznych jak doczytywanie tekstur czy glitche graficzne, po naprawdę poważne błędy w fizyce obiektów, które aż ciężko opisać, a które to nieraz niosą za sobą negatywne konsekwencje. Nadnaturalny ragdoll kłody ściętego drzewa, przypadkowe wywrócenie się dużej tratwy, ogromne problemy w zachowaniu dzików, które w skrajnych przypadkach lewitują, czy wreszcie znikające itemy. Poza tym, raz na jakiś czas obraz z poziomu menu się nie załaduje lub, niezależnie od mocy sprzętu, sporadycznie potrafi przyciąć na parę sekund podczas rozgrywki. Kwestia techniczna zdecydowanie do poprawy. Ponarzekać trochę muszę na nieprecyzyjne sterowanie, gdyż utrudnia ono wykonywanie podstawowych czynności. Nie pomaga w tym niedoskonały interfejs. Zwłaszcza, że na początku nie do końca wiadomo jak działają pewne akcje tudzież jak łączą się ze sobą przedmioty. Puryści mogą też krytykować pewne rażące uproszczenia. Co by nie mówić, program swoje ograniczenia ma i jest w pewnym stopniu powtarzalny. Archipelag z początku prezentuje się interesująco, jednak z czasem podobne do siebie wyspy nie robią już takiego wrażenia. Na pewno ciekawym urozmaiceniem są podwodne wraki statków. No i chyba ostatnia kwestia. Zapisywanie gry odbywa się tylko w określonych warunkach. Czy to dobrze czy źle, każdy musi ocenić sam. U mnie brak awaryjnego save'a powodował to, że gdy zajdzie taka ewentualność, to cały nasz progres może strzelić w łeb. Czasami pływa się kilka godzin, zwiedza wyspy, zbiera fanty itd. tylko po to, by po tak długiej eskapadzie przypadkowo zginąć. Mimo wszystko nie czułem rozgoryczenia, a jedynie żal mi było mojego postępu. No ale za to jakże cenna to nauczka. Jak widać, grze wiele wybaczyłem, doceniając jej unikalność i swego rodzaju piękno. Moja ocena – 8.0/10

27.07.2022 09:25
1up
odpowiedz
1up
158

Nie siedzę w grach pudełkowych już od przeszło dekady, jednak co nieco pamiętam.

Zasadniczo chodzi o cenę w dniu premiery i tak najdroższa zawsze była Złota Kolekcja za powiedzmy 100 zł. Później przechodziła do Platynowej Kolekcji za 60 zł. Następnie pojawiało się białe wydanie TopSeller za 40 zł, z ciekawym patentem na premierową okładkę po odwróceniu broszury. Po dłuższym czasie, gdy cena znów spadła, mogła się znaleźć w najtańszej serii Ekstra Klasyka za około 20 zł. W niej natomiast były wyodrębnione kolorowe paski mówiące o tym czy jest to sama podstawka, dodatek czy połączenie obu pod szyldem Złota Edycja (pakiet). Kiedyś, na początkach Extra Klasyka miała bazę w odcieniu błękitnym, później ewoluowała w biały.

Oddzielny segment, bo innego wydawcy, stanowi Kolekcja Klasyki za 25 zł. Jest to odpowiednik Ekstra Klasyki CD Projektu, tyle że wydawany przez firmę Cenega. Pomarańczowa Kolekcja Klasyki jest natomiast odświeżeniem i kontynuacją wypuszczanej przez lata szarej edycji, jednak ze zmienionym formatem pudełka pod standardy konsolowe. Cenega miała także swoje inne serie, jak biało-szarą Superseller i droższą serię Premium Games w kolorze czarnym za bodaj 70 zł.

Oczywiście wydawców i serii przez lata świetności edycji pudełkowych było więcej. To tylko te najpopularniejsze w ówczesnych realiach. Swoją drogą, ciekawe to były czasy. (:

26.06.2022 19:38
1up
odpowiedz
1up
158

Ach, piękne czasy się przypominają. A Dungeon Keeper na zawsze pozostanie w mym serduszku. Gra była i jest przegenialna. Jeśli chodzi o klimat, do tej pory nie ma sobie równych. Zgadzam się z autorem, że tytuł uzyskał jedną z najlepszych polonizacji w historii, a intro uważam za wybitne, ociekające miodnością. Nie da się opisać fascynajcji, z jaką za dzieciaka odkrywało się niezbadany teren, spowity mgłą tajemniczości. Dźwięki z tej gry są tak oryginalne, że towarzyszą mi w głowie do dziś. Ech, dużo by opowiadać...

Artykuł ciekawy, dowiedziałem się kilku anegdot z tamtych lat. Nie ujmując dwójce, to właśnie pierwszy Dungeon Keeper jest dla mnie takim symbolem, wręcz hołdem kreatywności.

30.04.2022 21:34
1up
odpowiedz
2 odpowiedzi
1up
158

Jako wielki fan Diuny, oprócz nowego filmu, czekałem na następcę gier z tego uniwersum ponad 20 lat. A grałem we wszystkie gry poczciwego Westwood Studios z Dune w tytule: Dune II, Dune 2000 i Emperor: Battle for Dune. Pytanie tylko: czy dla osoby wychowanej na klasycznych rts-ach, ale niemającej dużego doświadczenia z grami 4X, nie będzie za skomplikowana? No cóż, z uwagi na Duniverse, chyba dam sobie szansę...

28.03.2022 14:00
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
6.5

Outlast 2 to dość siermiężny kawałek horroru. Plusy... Mechanika zabawy, tak jak w przypadku pierwszej odsłony, przypadła mi do gustu. Efektownie prezentują się szalone ucieczki z omijaniem przeszkód, prześlizgiwanie się i chowanie przed wrogami. Poruszanie się wypada tutaj bez zarzutu. Ciekawie rozwiązano kwestię ekwipunku, który można podejrzeć, spoglądając na pasek u spodni. Korzystanie z kamery jest intuicyjne, zaś czytanie notatek odbywa się w wygodny sposób. Autosave działa dobrze i nie miałem sytuacji, w której musiałbym powtarzać cały etap. Moje uznanie dla konstruktorów poziomów, którzy tak skrzętnie przygotowali lokacje pod ucieczkę. Spore wrażenie zrobiła na mnie szata graficzna, miejscami bardzo realistyczna. Zwłaszcza, że tamatyka jest kontrowersyjna i zawiera sporo szokujących scen. Na brak emocji narzekać więc nie można. Gra wygląda w ruchu świetnie, a to za sprawą płynnej animacji i cut-scenek widzianych z oczu bohatera. Tytuł może poszczycić się również intrygującymi wrogami. Lepiej niż przyzwoicie wypada natomiast oprawa audio. Dialogi brzmią przekonująco, zaś odgłosy środowiska, niepokojący ambient i motywy zaaranżowane do pościgów robią naprawdę dobrą robotę. Minusy... Problem z grą jest taki, że trochę brakuje jej subtelności. Fabuła nabiera rozpędu od pierwszych minut, nie dając czasu na zastanowienie się czy zbudowanie napięcia. Traci na tym klimat i mam wrażenie, brakuje mu wyrafinowania. Rozgrywka okazuje się mocno oskryptowana i dość schematyczna. Za dużo tu uciekania, non stop coś nas goni i nie ma chwili na eksplorację. Zresztą, puste pod względem przedmiotów do zebrania pomieszczenia nie zachęcają, a notatki szybko stają się nużące. Oprócz tego można wymienić pewne nieścisłości, na które trzeba przymknąć oko, kwestię baterii do kamery i nagrywania wydarzeń, niekonsekwencję oraz brak logiki w prowadzeniu działań czy momentami nadludzką siłę bohatera. Dodając do tego głupie, często niesprawiedliwe zachowania sztucznej inteligencji, tworzy się pewien wyczuwalny dysonans. Nocna eskapada szybko się jednak kończy. W gruncie rzeczy to mam chyba podobne spostrzeżenia i zarzuty, jak do pierwowzoru. Pod tym względem niewiele się zmieniło, a wręcz pewne aspekty uległy nieznacznemu pogorszeniu. Moja ocena - 6.5/10

05.02.2022 12:12
1up
📄
odpowiedz
1up
158
3.5

Cry of Fear to dla mnie jeden wielki niewypał. Plusy... W zasadzie największą siłą produkcji są potwory i ich różnorodność. Nie wiem skąd twórcy czerpali inspiracje, ale nieźle ich poniosło. A bossowie to już w ogóle hit. Co jak co, ale poziom adrenaliny w tej grze bywa niezwykle wysoki. A i śmiechu jest co nie miara. Za atut można uznać ten dziwny, pokręcony i przygnębiający nastrój produkcji. Muszę przyznać, że podobał mi się dark ambient w tle. Grywalność jest w porządku, a poziom trudności całkiem nieźle wyważony. Momentami było naprawdę ciężko, zwłaszcza kiedy trzeba było sobie radzić bez ammo. Niespodzianką są cztery zakończenia historii Simona.

Neutralne... Fabuła. Dość ambitna, tyle że nieodpowiednio wprowadzona, co stwarza dysonans między poważną historią a pełną parodii rozgrywką. Niestety, ale przy takim akompaniamencie nie mogę traktować produkcji serio. Mimo wszystko doceniam próbę podjęcia tematu. Sądzę jednak, iż nie tędy droga. Zagadki zazwyczaj są okej, choć bywają i głupie. Urozmaicenie gry polega głównie na ilości przeciwników i stopniowym odkrywaniu kolejnych pukawek. Poza tym gameplay jest raczej schematyczny i korytarzowy. Ogólnie nie ma tragedii.

Minusy... Sterowanie jest toporne, wskoczenie gdzieś uciążliwe, zmiana broni ociężała, a korzystanie z obu naraz upośledzone. Na domiar złego dochodzi inwentarz, który mieści tylko trzy itemy. Rodzi to chore sytuacje, gdzie aby podnieść np. klucz, musimy pozbyć się oręża. Menu, ekwipunek i opcje wyboru są zrobione niedbale. Kasety z zapisem stanu gry są często w idiotycznych miejscach, co zmusza gracza do powtarzania długich etapów. No i tylko pięć slotów na save. Zadania stawiane przed graczem są bez polotu, dużo człapania w jedną i drugą, aby odszukać klucz czy bezpiecznik. Zwłaszcza bezsensowne, a wręcz męczące wydały mi się końcowe etapy. Szczerze powiedziawszy, kampania dłużyła się, bo trwała u mnie kilkanaście godzin. Zdarzały się sytuacje przestoju, w których nie można pchnąć rozgrywki dalej, bo czegoś nie zauważyliśmy. A w takim otoczeniu nietrudno coś przeoczyć, gdyż sporo elementów otoczenia jest słabo widocznych. Tu i ówdzie pojawiają się błędy, tekstury blokujące przejście, a nawet wywalanie do pulpitu. Przechodzenie przez ściany czy klinowanie się wrogów są tu na porządku dziennym. Trochę denerwująca okazuje się mechanika poruszania się i strzelania. Nie działa to sprawnie, co przy kiwających się na boki i okrutnie szybkich przeciwnikach dostarcza sporej dawki frustracji. Poza tym gra w zdecydowanej większości bazuje na tanich jump scare'ach. Brakuje tu wyrafinowania. O sztucznej inteligencji może lepiej nic nie powiem. Nadmienię tylko, że walka z grupą zbirów polega m.in. na tym, aby biegać w kółko i patrzeć jak koledzy sami siebie wykańczają. A pojedynki z bossami to w ogóle jakaś parodia. W całej grze natrafiałem na różne dziwne decyzje projektowe, gdzie kuriozum goni kuriozum. Główny bohater wygląda jak aspołeczny dres, a w rzeczywistości to wyszkolony zabójca, który zręcznie włada nożem i potrafi celnie strzelać jak komandos, i to obiema rękami. Pozory mylą, he? Niezbyt miło witają nas amatorsko przygotowane wstawki filmowe oraz drętwe linie dialogowe. Odgłosy w grze są przeciętne i raczej płytkie, zaś bezszelestne pojawianie się wrogów to zagrywka nie fair. Fizyka w tej produkcji praktycznie nie istnieje. Dezorientować może fakt, że gdy gracz już przyzwyczai się do niezniszczalnego otoczenia, naraz okazuje się, że pewne obiekty jednak da się ruszyć. Pokraczna animacja wygląda źle, naprawdę źle. Grafika jest paskudna, tekstury ohydne, a wszelkie modele zrobione na odwal. Lokacje odebrałem jako nieciekawe i źle zaprojektowane. Chamsko umieszczone stwory czekają tuż za rogiem lub w innych przewidywalnych miejscach. Sporym problemem jest też to, że program nie tłumaczy, o co chodzi w danym etapie lub co gracz powinien uczynić.

Według mnie CoF tak naprawdę CoFnęło się w rozwoju. Gdyby nie fakt, że tytuł jest darmowy, pewnie nie zwróciłbym nawet na niego uwagi. Niestety, produkcja mnie nie przekonała. Moja ocena – 3.5/10

29.01.2022 08:55
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
8.0

Spec Ops: The Line to bezpardonowa strzelanka, która nie boi się pokazać drugiego dna wojny. Plusy... Bardzo ładna, specyficzna szata graficzna z niespotykanym oświetleniem i efektami, gwarantująca zapierające dech w piersi widoki. Scenografia i architektura Dubaju wprost zachwyca. Brutalny, pełen brudu i chaosu teatr wojny tworzy zaś niepowtarzalny klimat. Tutaj nie mogę nie wspomnieć o fenomenalnych cut-scenach na silniku gry. Wrażenia z rozgrywki dodatkowo potęgują zapadające w pamięć sceny, bowiem oprócz wartkiej akcji, prawdziwe emocje wzbudza scenariusz i związane z nim niełatwe decyzje. Uznanie budzi psychodeliczna fabuła, bogata w moralne dylematy i posiadająca cztery zakończenia. Z poważną historią odpowiednio kontrastuje lekki i przyjemny gameplay. Niezwykle wdzięczny system wymiany ognia sprawia, że czuć ten zajebisty feeling strzelanin. Wiernie odwzorowane współczesne uzbrojenie cieszy nie tylko wizualnym wykonaniem, ale również użytkowaniem. Miłym dodatkiem jest opcjonalny gadżet i tryb ognia broni. Podobają mi się konkretne, twarde i wulgarne dialogi. W pewnym momencie zachodzi ciekawa przemiana naszego protagonisty - jest zdesperowany, wyjątkowo brutalny i klnie jak szewc. Wiarygodni bohaterowie ze swoimi problemami nie są tylko tłem, lecz odgrywają kluczową rolę w opowieści. Niemniej ciekawi okazują się przeciwnicy, których a propos napędza sprawna sztuczna inteligencja. Dosyć urozmaicona rozgrywka oferuje więc zarówno dynamiczne starcia, jak i momenty refleksji. Jeśli chodzi o animacje, to w ruchu gra prezentuje się super. Szczególne wrażenie robią widowiskowe egzekucje w zwarciu. Fizyka zniszczeń na wysokim poziomie. Interfejs prosty, nieprzekombinowany. Przestrzenny dźwięk, wiarygodne odgłosy pola walki i towarzyszące im okrzyki oraz indywidualny soundtrack tworzą wspólnie świetną warstwę audio. Minusy... Sterowanie sprawia niestety duże problemy. Zwłaszcza, że system osłon nie zawsze współpracuje. Wydawanie rozkazów zbyt ubogie i działa tak sobie. Czasami brakuje trochę wolności, a to przez ograniczony teren. Okazjonalnie zdarzają się małe bugi. No i sama gra krótka. Słowem: warto! Moja ocena – 8.0/10

30.12.2021 21:51
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Disney's Tarzan: Action Game to niczego sobie zręcznościówka na licencji jednej z moich ulubionych bajek. W dzieciństwie grałem zarówno w konsolową, jak i komputerową wersję tej gry. Po wielu latach zachciałem przypomnieć sobie przygody dzielnego Tarzana. Jak wypada? Plusy... Atmosfera filmu animowanego uchwycona została perfekcyjnie. Dźwięki dżungli są charakterystyczne, a zwłaszcza zabawnie brzmią okrzyki w trakcie podskoków oraz milusińskie odgłosy zwierzątek. Ścieżka dźwiękowa z gry jest przyzwoita. Nawiązuje do pięknych melodii pierwowzoru. Wstawki fabularne rodem z filmu animowanego świetnie uzupełniają gameplay. Ten zaś pozytywnie zaskakuje. Podoba mi się formuła zabawy, w której oprócz monet, zbieramy literki imienia oraz fragmenty mapy. Za odszukany komplet czeka nas bonus. Dość zmyślna, przestrzenna konstrukcja poziomów odróżnia ją od typowych dwuwymiarowych platformówek. Tytuł muszę pochwalić za bardzo ciekawie zaaranżowane i różnorodne etapy. Na ambitniejszych czekają też całkiem przyjemne levele bonusowe. Ich urozmaicenie nie pozwala się nudzić za sprawą naprzemiennej zmiany perspektywy. Choć nieco stonowana, szata graficzna jest ładna i kolorowa. Do tego naprawdę ładna animacja i fajne, reagujące na nasze działania środowisko. Zgrabnie przygotowano wszelkiego rodzaju faunę i florę. Podobnie jak kilka znanych postaci z uniwersum. Minusy... Co do mieszkańców dżungli, to mam jednak wrażenie, że wszystko chce nas zjeść, zabić, zepchnąć. Jest to o tyle uciążliwe, że często nie możemy tego ominąć bądź czegoś z tym zrobić. Niby wyposażeni jesteśmy w kilka rodzajów owoców do rzucania oraz nóż, ale czasami to nie wystarcza. Najbardziej znienawidzone przeze mnie jest tu ptactwo. Nic tak nie wkurza jak to latające cholerstwo, którego nie można ubić. Równie irytujące okazują się etapy zza pleców, gdzie zaburzona jest ocena odległości. Dodam, że skakanie w grze jest dość ułomne za sprawą źle działających hitpointów. Gdzieniegdzie dokucza niezbyt trafna praca kamery. Z kolei zabawa w surfowanie po drzewach wymaga nauczenia się na pamięć prawo-lewo, inaczej nie ma szans na zebranie kompletu nagród. Wszystko to sprawia, że najczęstszą przyczyną niepowodzenia jest nieprecyzyjne i nieresponsywne sterowanie. Zręcznościówki spod szyldu Disneya nie wybaczają błędów. Na szczęście checkpointy umieszczone są dość często, także nie ma z tym problemu. Szkoda, że oprócz poziomów do rozegrania nie poświęcono więcej uwagi historii, która w oryginale jest bardzo ładna. Gierka dostarcza raptem kilka godzin zabawy. Moja ocena – 7.0/10

30.11.2021 22:18
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Armies of Exigo to, potocznie mówiąc, morowa strategia. Plusy... Kapitalna muzyka Jeremy'ego Soule'a, która ma w sobie ducha patosu. A utwór w menu głównym to dla mnie jeden z piękniejszych tematów muzycznych w grach. Dobre wrażenie sprawia także udźwiękowienie. Odgłosy walki, gdzie szczęk stali miesza się ze świstem strzał wypuszczanych z łuków, przy akompaniamencie machin oblężniczych, przełamane swojskimi dźwiękami rozbudowy miasta - naprawdę fajnie to wszystko brzmi. Podobał mi się voice-acting, choć szybko we znaki daje się mała ilość komend głosowych. Znakomite intro oraz całkiem niezłe cut-sceny dodają grze odrobinę filmowości. Zacnie prezentuje się też interfejs, którego ozdobą są niewątpliwie portrety podwładnych. Szata graficzna jest szczegółowa, przyjemna dla oka. Cieszą detale, takie jak ślady na ziemi lub wodzie czy plamy krwi. Miłym akcentem okazuje się interaktywne otoczenie. Te zaś często bywa zrobione świetnie, zwłaszcza podziemia i bagna. Dwupoziomowe mapy sprawdzają się tu doskonale. Kampanie zawierają dużo ciekawych misji i zadań pobocznych oraz są dość długie, co przekłada się na kilkadziesiąt godzin zabawy. Jasne, można narzekać, że rozgrywka to przeważnie jedna powtarzająca się cyklicznie sieczka. I sporo w tym prawdy. Jest jednak na tyle wciągająca, że trzeba to grze wybaczyć. Klimat fantasy naprawdę może się podobać. Niekwestionowaną zaletą dla strategów jest różnorodność ras i spore urozmaicenie jednostek. Te zaś z kolei przygotowane są pieczołowicie, a do tego porządnie animowane. Budowlom też poświęcono sporo uwagi, gdyż prezentują się okazale. Poszczególne rasy różni nie tylko wojsko, ale sposób działania, rozbudowy i charakter walki. Tu w praniu wychodzi przemyślane dowodzenie armią, które bardzo się przydaje. Z tego co pamiętam, poziom trudności był dość wyśrubowany, co się chwali. Minusy... Może trochę nieodpowiednio rozłożone proporcje, przez co np. zbyt szybko zdobywa się surowce. Bywa, że jednostki sporadycznie gubią się na polu walki. Tytuł nie ustrzegł się również paru głupotek. Dla przykładu, mała grupka kapłanów sprawia, że armia jest praktycznie niezniszczalna. Albo niewidzialny jeździec, którego bez obecności feniksa nie da się ubić. Czy też stwory zadające obrażenia, mimo iż ich oręż nie dosięga nieprzyjaciela. To są jednak kropelki w morzu zalet Armie Exigo. Ogólnie mówiąc, produkcja praktycznie nie ma słabych stron. Nie jest może wybitna, ale niemal wszystko robi poprawnie, a nawet bardzo dobrze. Moja ocena – 8.0/10

04.10.2021 20:36
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

Bionic Commando Rearmed to kawał pomysłowej platformówki. Jako że uwielbiam ten gatunek, powrót do staroszkolnej konwencji w 2D wydał mi się czymś bardzo atrakcyjnym. I nie myliłem się! Gierka jest świetna pod niemal każdym względem. Plusy... Chciałbym na wstępie pochwalić mechanikę zabawy, bo ta jest przednia. Możliwości, jakie daje bioniczne ramię przekłada się na sporą swobodę działania i kreatywne podejście do zagadek czy likwidacji wrogów. Pod tym względem gierka wyróżnia z tłumu. Kreatywności tej sprzyja dużo błyskotliwych patentów zaimplementowanych w rozgrywce, dzięki czemu jest ona mocno urozmaicona. Interesujące są przerywniki w postaci minigry logicznej bądź króciutkiego etapu z lotu ptaka. Pozwalają one na chwilę oderwać się od widoku z boku. Osobnym tematem są opcjonalne wyzwania na medal. Zaprawdę powiadam wam, pokoje wyzwań to prawdziwy hardkor. Dla masochistów pozostają jeszcze osiągnięcia i sekretne miejscówki. Ponadto twórcy zaprezentowali ciekawe koncepcje na przeróżne droidy i inne zagrożenia. Z każdym kolejnym levelem byłem mile zaskoczony oryginalnością przeciwników. A już najcieplej wspominam niezwykle przyjemne, pobudzające wyobraźnię walki z bossami. Piękna sprawa. Szacunek należy się również za barwne postacie z temperamentem. Uroku grze dodają humorystyczne tekstowe wypowiedzi, zaś nutkę powagi wprowadzają przemyślenia i historyjki sojuszniczych żołnierzy. Przerywniki w postaci komunikatów radiowych oraz dialogi z czarnymi charakterami zrobiono z jajem. Tutaj autorzy pokazują pazur i to mi się podoba! W ogóle fabuła bardzo mi podeszła. Prosta, zrozumiała, satysfakcjonująca. Dozbrojony ma naprawdę zacny, taki militarno-futurystyczny charakter przeplatany z luźną atmosferą otoczki. Bardzo podobały mi się wszelkie opisy oraz ciekawe i przydatne informacje w menu bazy danych. Zacnie prezentuje się także rynsztunek. Porządne pukawki i sprytne ulepszenia to to, co komandosi lubią najbardziej. Sam ekran ekwipunku i menusy są zaprojektowane z klasą. Cyfrowe dźwięki rodem z automatów tworzą taki oldskulowy klimacik, a stylizowana muzyka pasuje jak ulał. Grafika jest estetyczna i przyjemna dla oka. Efekty i wybuchy - super. Zgrabna animacja sprawia, że w ruchu gra wygląda wyśmienicie. Do tego te przepiękne trójwymiarowe otoczenia, niezwykle klimatyczne scenerie, każda z interesującym rysopisem i przemyślaną konstrukcją poziomów. Z produkcji bije niesamowita wręcz grywalność. Tytuł wciąga poprzez naprawdę fajnie pomyślane zadania. Docenić należy to, że zachowano tu logiczną kolejność działań, zgodnych z historią. Tytuł można ukończyć w kilka godzin, jednak chcąc wymasterować levele, zejdzie nam znacznie dłużej. Dla mnie to słuszne rozwiązanie, bo każdy dopasuje tempo rozgrywki do siebie. Co by nie mówić, giera na każdym etapie stanowi jakieś wyzwanie, co się chwali. Minusy... Na początku trochę niezrozumiałe zależności w podróżowaniu między lokacjami. Na szczęście po jakimś czasie wiadomo już o co chodzi. W zasadzie najpoważniejszym aspektem, do którego muszę się przyczepić jest sterowanie. Co tu dużo mówić, sprawia problemy. Brak możliwości skakania szybko daje się we znaki, przez co etapy zręcznościowe potrafią dać w kość. Z rzadka, jednak tu także występuje powszechny problem wielu tego typu gier, czyli tło zlewające się z podłożem. Skutkiem tego są sytuacje, w których myślisz, że możesz skoczyć na kładkę, a tu bęc - to tylko element tła. I spadasz. Podobnie działa ograniczony widok pod spodem, przez co nie wiadomo czy wylądujemy na ziemi. Mimo swych ograniczeń, Bionic Commando Rearmed przywodzi na myśl najlepsze platformówki z lat 80. i 90., dzięki czemu choć przez chwilę poczułem się tak beztrosko. Dzięki Wam za to. Moja ocena – 8.5/10

28.09.2021 23:09
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Amnesia: Rebirth to frapujący survival horror. Plusy... Na wstępie zaznaczę, że bardzo odpowiadały mi pustynne realia eskapady. Eksploracja katakumb trzyma w napięciu, jednak prawdziwe emocje zapewniają dopiero ucieczki przed złowrogimi bytami. Świetnie zachowują się tu potwory. Wyzwaniem na pewno są duchy, które swoją drogą wyglądają kozacko, niczym dementorzy. Sztuczna inteligencja wrogów jest nieprzewidywalna, co w tym przypadku uważam za atut. Poza odrobiną sprytu i zręczności, gra wymaga od nas trochę główkowania. Odrodzenie może poszczycić się bowiem sporą ilością ciekawych środowiskowych zagadek. Ta część ma jeszcze jedną sporą zaletę, a mianowicie satysfakcjonującą długość. Rozgrywka jest przy tym dość urozmaicona, wciągająca i po prostu miodna. Całkiem fajnie sprawdza się mechanika zabawy z różnymi ciekawymi zabiegami. Interesująco wypada formuła wczytywania zapisu, gdzie drugi raz możemy już nie spotkać tego samego zagrożenia. Pochwalam zacny pomysł z zapałkami jako źródło światła. Dobrze sprawdza się również amulet w roli kompasu. Myślę, że zredukowanie przedmiotów do tych niezbędnych jak oliwa czy zapałki wyszło grze na dobre. Przyzwoicie zrealizowano cut-scenki z oczu bohaterki oraz rysunkowe przypomnienia. Wszelkie zapiski w formie szkiców z gracją wpasowują się w styl produkcji. Zawiła, skomplikowana historia z czasem się rozkręca i przeradza w psychodelę. Wczuć się pomagają bardzo dobrze zagrane dialogi głównej bohaterki. Ogólnie widać progres w ruchu, gdzie opracowano całkiem niezłe animacje protagonistki i stworzeń oraz różne efekty. Nie odbiega od tego warstwa audio. Jak to winno być w horrorach - porządne, mrożące krew w żyłach udźwiękowienie. Muzyka nastrojowa, pasująca do realiów przygody. No i niektóre lokacje budzą podziw wizją artystyczną. Minusy... Niestety, ale grafika mnie nie zachwyciła. Miejscami ma przebłyski, częściej jednak jest brzydka. Zarys fabularny członków eskapady nie do końca pozwala się z nimi zżyć. Ogólnie sporo tu niepotrzebnego bełkotu. Z malutkich niedogodności wymienię choćby kłopotliwe przekręcanie zaworów, męczące uspokajanie płodu oraz okazjonalne błądzenie we mgle. W ogólnym rozrachunku wyszło lepiej, niż się spodziewałem. Moja ocena – 8.0/10

15.08.2021 21:46
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Layers of Fear to surrealistyczna przeprawa przez umysł artysty. Plusy... Nawiązania do malarstwa i sztuki. Sam niejako jestem związany ze sztuką, toteż szanuję twórców za chore, odrealnione wizje i nietuzinkowe pomysły. Doceniam oryginalne zabiegi, które mieszają w głowie oraz świetne patenty na straszenie. Zabawa zmieniającymi się pomieszczeniami wyszła autorom nad wyraz wdzięcznie. Przejścia są tak płynne, że nie sposób dostrzec jakichś skryptów. Muszę przyznać, że sprytnie to zakamuflowali. Same izby wykonano z gracją i dbałością o detale. Wszelkie przedmioty również przygotowano naprawdę starannie. Podobnie obrazy, na których widać nawet spękania farby. Cała oprawa wizualna jest estetyczna. Formuła zabawy odbiega trochę od tego, do czego przyzwyczaiły nas stereotypy. Poza tym gierka zdecydowanie nastawiona jest na eksplorację, przez co brakuje może troszkę akcji. Niemniej, i tak było przyjemnie. Niespiesznemu zwiedzaniu sprzyja spokojna muzyka oraz sugestywne udźwiękowienie. Dziwna atmosfera sprawiła, że kilka razy przeszedł dreszczyk. Pochwalić muszę jeszcze wygodny, intuicyjny interfejs i poruszanie się, które zrobiono jak należy. Na koniec zostawiłem sobie intrygującą fabułę, którą warto zgłębić. Powiem tylko, że niezłe ziółko z tego naszego bohatera. Minusy... Czasami sceneria jest zbyt ciemna, a brak latarki nie pomaga. Łamigłówki banalnie proste, kody zawsze podane są jak na tacy. Poza tym gierka przechodzi się praktycznie sama. No i jest szalenie krótka. Moja ocena – 7.0/10

19.07.2021 17:11
1up
odpowiedz
1up
158

Podbijam wątek. Być może ktoś z GOLasów będzie zainteresowany.

12.07.2021 21:29
1up
odpowiedz
1up
158

Hmm... Nie wiem, co masz na myśli, ale dziękuję.

10.07.2021 12:27
1up
odpowiedz
1up
158

Dziękuję. Zapraszam innych, może ktoś akurat czegoś poszukuje.

08.07.2021 23:08
1up
odpowiedz
1up
158

Czołem forumowicze!

Długo zbierałem się z decyzją, ale w końcu zapadła. Z lekkim bólem serca wyprzedaję swoją kolekcję gier na PC. Wiem, że są wśród Was kolekcjonerzy i to głównie do nich kieruję swą ofertę. Chcę oddać gry w dobre ręce niczym Andy przekazał swoje zabawki Bonnie w Toy Story 3.

Żeby nie było, w czerwcu 2021 skrupulatnie sprawdzałem ceny poszczególnych wydań na aukcjach Allegro i OLX. W prawie każdym przypadku proponuję cenę niższą. Wartość niektórych gier po latach może dziwić, zachęcam więc do sprawdzenia ich samodzielnie. Jeśli ktoś jest zainteresowany, ale dana gra wydaje mu się za droga, możemy ponegocjować.

Nie muszę chyba wspominać, że sporo jest tu perełek, wydań unikatowych, kolekcjonerskich oraz trudno dostępnych w naszym kraju. Niektóre były specjalnie sprowadzane do Polski. Do wielu gier mam bardzo duży sentyment, a więc wartość jest nie tylko kolekcjonerska. (:

W opisie zamieszczam link do portalu olx z moimi aukcjami. Proszę więc o kontakt przez olx lub ew. w tym wątku. Dla bezpieczeństwa zakupy także za pośrednictwem olx.

https://www.olx.pl/oferty/uzytkownik/Y8YAU/

12.06.2021 21:19
1up
📄
odpowiedz
1up
158
3.5

Kholat to nudny spacer po górach. Plusy... Solidne udźwiękowienie oraz bardzo ładna muzyka okraszona delikatnym chóralnym wokalem to według mnie najmocniejsze elementy produkcji. Dobre wrażenie robi także animacja drzew na wietrze. Doceniam podejście, w którym liczy się poleganie na mapie i kompasie. Całe szczęście jest teleport z punktu A do punktu B, co znacznie przyspiesza podróż. Ostatnim wartym uwagi aspektem są notatki. Minusy... Człapanie oraz szukanie współrzędnych i dróg do nich prowadzących było dla mnie męczące. Pominę tu absurdy związane z brakiem możliwości wspięcia się lub podskoku na niską skałkę. No i miejsca, w których można się zaciąć na dobre. Szybko okazuje się bowiem, że zbocza gór są monotonne, sztuczne i bez pomysłu. Ich przemierzanie staje się po prostu uciążliwe. Szczerze, to doświadczyłem więcej znużenia i rozczarowania, niźli zaciekawienia tematem. Rzadko to piszę, ale twór epatuje wszechogarniającą nudą. Eskapada trwała niby tylko kilka godzin, jednak pozostawiła wrażenie, że czas zmagań został sztucznie wydłużony, a jedyną trudność sprawia odnalezienie tej właściwej ścieżki. W ogóle nie przekonał mnie sposób przedstawienia fabuły. Gra nie bardzo wie, czym chce być. Nie posiada też żadnych ciekawych zagadek. A gdyby ktoś pytał czy straszy - nie. Uważam, że zjawy są bez sensu i istnieją chyba tylko po to, by wydłużyć czas gry. Zaczyna to przypominać zabawę w ciuciubabkę. Tutaj ujawnia się niezbyt udany respawn wrogów, np. w miejscu gdzie czytamy notatkę. Program nie tłumaczy o co chodzi z przeciwnikami. Podobnie z pułapkami, które nie mają żadnego uzasadnienia i powodują tylko irytację, że trzeba zacząć od ostatniego checkpointu. A przez brak zapisów w odpowiednich miejscach, gracz zmuszony jest do mozolnego powtarzania etapów. Podczas przemierzania zaśnieżonych szczytów odniosłem wrażenie, że atmosfera z mrocznej i tajemniczej zbacza w kierunku fantasy, co nie przypadło mi do gustu. Dubbing niby poprawny, aczkolwiek zbyt cicho nagrany. No i pojawiają się błędy w tłumaczeniu. Graficznie pozycja jest nierówna. Z początku robi niezłe wrażenie, ale później wygląda to średnio. Naprawdę cieszę się, że niektórym podobało się dzieło imgn.pro, mnie jednak strasznie wymęczyło. Moja ocena – 3.5/10

04.05.2021 22:10
1up
📄
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158
3.0

DreadOut to strasznie męcząca produkcja. Chciałem polubić to coś, ale nie byłem w stanie. Plusy... Sterowanie jest na tyle przystępne, że nie można tutaj wiele zarzucić. Na początku przed właściwą rozgrywką naszym oczom ukazuje się dobrze wytłumaczona, obrazkowa instrukcja poruszania się po świecie gry. Atmosfera dość nietypowa, orientalna i całkiem zręcznie uchwycona. Docenić można zawarty w historii folklor i legendy o duchach. Ba, kilka momentów nawet mogło się podobać. Minusy... Grafika jest okropnie słaba. Nigdy nie byłem wymagający, jeśli chodzi o oprawę wizualną. Nie do wiary jednak, że da się stworzyć taki relikt przeszłości. Animacja jest tak mizerna, że gierki sprzed dwóch dekad potrafiły wyglądać lepiej. Serio. Dziwnie zachowuje się fizyka, mając spore problemy z glitchowaniem się obiektów. Same lokacje są paskudne, nieciekawe, ubogie, puste i niedopracowane. Nieudolny level design sprawia, że często nie wiadomo gdzie iść. Eksploracja ogranicza się do odnalezienia niezbędnych kluczy, w innym wypadku nie warto przeszukiwać pomieszczeń. Interakcja jest znikoma, a część przedmiotów bezużyteczna. Zadania nie są jasno określone, przez co często nie wiemy po co biegamy. Problemem gry jest to, że zwykle nie wiadomo czy to co robimy jest słuszne, błędne, czy tak w gruncie rzeczy miało być. Program nie zawsze wyjaśnia, o co tak naprawdę chodzi. Cele w dzienniku niczemu nie służą. Tekst typu: „drzwi są zamknięte” nic nie mówi. Ot, podpowiedź. Przeskakiwanie przez okna menu nie jest zbyt wygodne. Skopano także system savegame. Bezsensowna okazuje się strefa limbo, która tylko sztucznie wydłuża rozgrywkę. Całe szczęście ten koszmar da się ukończyć za jednym posiedzeniem. Nie zmienia to faktu, że gameplay jest nudny, nużący i męczący. Niemal w kółko robi się to samo. Mdła, nijaka fabuła nie pomaga. Nawet notatkom brakuje kontekstu, by się wczuć. Postacie w ogóle nie zapadają w pamięć. Były mi tak obojętne, jak zeszłoroczny śnieg. Dźwięki w świecie gry jakieś takie bez wyrazu. Nawet soundtrack nie wpisał się w moje gusta. Horror zamiast budzić ciekawość czy niepokój, wprawia w zażenowanie. Strasznie upierdliwa staje się walka ze zjawami. Projekcje wrogich dusz oraz ich SI to w większości przypadków jakiś żart. Zamiast straszyć, wywołują raczej uśmiech politowania. Uważam ponadto, że zagadki są idiotyczne i pozbawione sensu. Podsumowując, jest to jeden z najgorszych tytułów, w jakie ostatnio grałem. Moja ocena – 3.0/10

03.04.2021 21:53
1up
📄
odpowiedz
1up
158
5.0

Barrow Hill: The Dark Path to dość infantylna przygodówka. Plusy... Zaprezentowane w grze prerenderowane scenerie są ładne, ciekawe i pełne szczegółów. Osobiście był to dla mnie całkiem miły powrót do starych, znanych lokacji i postaci. Samo rozwinięcie fabuły naprawdę zacne. Autorom udało się sprawić, że atmosfera znowu jest tajemnicza i lekko niepokojąca. Duża w tym zasługa dźwięku, bowiem nagrane odgłosy budują sugestywne tło. Sama muzyka też całkiem ciekawa. Sporą zaletą produkcji są łamigłówki. Wymagają dedukcji, kojarzenia faktów oraz zapamiętywania. Zbierane przedmioty pasują w miarę logicznie do zadań, choć sporo jest rzeczy, które nic nie robią. Zagadki i obowiązki są dość różnorodne. Na korzyść tych drugich wpływa nieliniowość zadań. Jeszcze jedną zaletą gry jest system zapisu. Rozwiązano go najlepiej jak to tylko możliwe, czyli save w dowolnym momencie. Minusy... Minęło 10 lat, a zmian jak na lekarstwo. Wciąż niska rozdzielczość i brak opcji. Grafika po dekadzie nie robi dobrego wrażenia, ukazując taki trochę nieudolny pastisz. Znam i rozumiem konwencję zabawy z przeskakiwaniem po ekranach, ale tutaj zrobione jest to w taki sposób, że sporo biegamy po tych samych lokacjach, do tego w chaotyczny sposób. Czasami niezrozumiała jest mechanika działania niektórych rzeczy. Na domiar złego występują bugi. Kłopoty pojawiają się, jeśli coś się pominęło. Menu jest ociężałe, a uruchomienie programu chwilę zajmuje. Strzałki systemu point&click są niekonsekwentne i zawierają drobne błędy. Przez to klikanie pozostawia trochę do życzenia. Oprócz wprowadzenia i nielicznych nagrań, które trzymają jakiś tam poziom, animowane twarze czy scenki nagrane telefonem prezentują raczej niską jakość. Wypowiedzi głosowe postaci brzmią sztucznie, dziecinnie i są męczące. Podobnie z niektórymi dźwiękami. Dzwonek telefonu oraz celowe zakłócenia sygnału podczas rozmowy są wręcz irytujące. Niepotrzebnie również pojawia się nachalne audio podczas lektury notatek. Sama historia opowiadana jest w bierny sposób, brakuje jakby toku wydarzeń. Przygoda nie jest specjalnie długa, powinna zająć kilka godzin. Uważam też, że gra jest zbyt łatwa. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż sequel wypada słabiej niż pierwowzór. Pozycja tylko dla fanów Klątwy Kamiennego Kręgu. Moja ocena – 5.0/10

13.03.2021 12:40
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Blair Witch to kusząca propozycja na wypad do puszczy. Plusy... Las. Naprawdę piękny za dnia, nocą zaś przerażający. Graficznie tytuł przedstawia solidny poziom. Muzyka doskonale wkomponowuje się w mroczną scenerię. Dźwiękowcy natomiast dołożyli wszelkich starań, żeby dostarczyć wrażeń słuchowych i to czuć. O dialogach dość powiedzieć, że są po prostu dobre. Bohaterowie tej historii, a zwłaszcza ich relacja są o tyle wyjątkowe, że szybko można się z nimi zżyć. W tym miejscu należą się brawa za pomysł na rozgrywkę. Wydawanie poleceń pupilowi jest niegłupią opcją, dzięki czemu koncepcja z psem przewodnikiem wydaje się naprawdę udana. Podziw budzi realistyczne zachowanie czworonoga. W ogóle sprytnie pomyślano interfejs gry. Cieszą takie smaczki jak stary telefon i zawarte w nim minigierki. W rozgrywkę wpleciono ponadto proste, acz satysfakcjonujące łamigłówki. Osobiście bardzo mi się podobały. Pamiętam, że na początku przygody oko cieszy filmowe przedstawienie akcji. Później bardzo ciekawe okazują się wizje bohatera. Muszę przyznać, że fabuła nieźle namieszała mi w głowie. To naprawdę spory atut produkcji. Nie zdradzając za dużo, powiem tylko, że etapy są naprawdę interesujące. Miło, że nawet taki niepozorny spacerniak wymaga troszkę pomyślunku. Tytuł dostarcza naprawdę mocnych wrażeń. Kilka razy włos zjeżył mi się na głowie. A to zasługa klimatu, który przez cały czas trzyma w napięciu. Należy tu docenić oryginalne podejście do wrogich bytów. Uważam, że atmosfera gry jest wyborna. Nie tylko odzwierciedla nastrój filmów, ale go pogłębia, zahaczając o psychodelię. Nawet jak na swój gatunek, jawi się niczym kawał dobrego horroru i poza nielicznymi momentami, grało mi się przednio. Warto zauważyć, że gierka nie popełnia częstych błędów tego typu produkcji. Ilość przedmiotów czy notatek nie przytłacza, a i pod względem rozmów nie jest przegadana. Słowem, zachowano zdrowy umiar. Doceniam również nie idealną, ale konsekwentną w swym działaniu mechanikę gry. Minusy... Szczerze mówiąc, to nie mam wiele zastrzeżeń do dzieła Bloober Team. Czasami może nie wiadomo co robić tudzież gdzie iść. Niekiedy też trudno utrzymać kundla na widoku, przez co np. walka może się zrobić karkołomna. Z rzadka występują drobne niedoskonałości. No i przejście gry nie zajmuje dużo czasu. Jeden-dwa wieczory i po sprawie. Moja ocena – 8.0/10

28.02.2021 23:57
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Mafia II to dorosła opowieść. Plusy... Zachwyca przede wszystkim miasto – jego piękno, architektura, tętniące życiem ulice, rozmowy i anegdoty przechodniów. Sprawia to naprawdę dobre pierwsze wrażenie. Zdumiony jestem dopracowaniem fizyki otoczenia. Nie można nie wspomnieć tu o realistycznym zachowaniu się aut na śliskich drogach Empire Bay oraz ogólnie o nieprawdopodobnej wręcz dbałości o detale. W dodatku wrażenia wizualne podkręca technologia PhysX, która oferuje świetną fizykę i efekty. Poruszanie się, zarówno pieszo jak i autem, odbywa się sprawnie. Samochody z epoki zawsze cieszą oko, a każdy prowadzi się zgoła inaczej. Podobnie z arsenałem. Dobrze znany, klasyczny zestaw broni palnej robi robotę. Dziwi tylko fakt, ile naraz Vito może mieć przy sobie egzemplarzy. Ogólnie rzecz ujmując, rozgrywka jest bardzo urozmaicona. W tym miejscu pochwalić muszę konstrukcję poziomów. Po pierwsze, misje układają się w naturalną logiczną całość, tworząc spójną historię. Dzięki temu są po prostu angażujące i aż chce się brnąć dalej. Po drugie, znakomicie zachowują balans, dostarczając ogrom przeróżnych emocji. Ucieczki, strzelaniny, etapy skradankowe, pościgi - wszystko to zrealizowano perfekcyjnie. Ponadto zachowano tu odpowiednio zróżnicowane tempo. Po trzecie to te świetne, zapadające w pamięć motywy, jak choćby pełna magii nocna przejażdżka z kumplami i wokal pijanych gangsterów do piosenki w radiu. Tytuł pełen jest takich smaczków. Ucho zadowalają swojskie, pełne siarczystych wulgaryzmów dialogi. Fajnie wpleciono pogaduchy w czasie jazdy autem. A to wszystko wieńczy przebogaty i znakomity oryginalny soundtrack oraz fantastyczne, stylizowane kawałki z lat 40. i 50. W ogóle te czasy to ciekawy okres na pokazanie ówczesnego świata i opowiedzenie historii. Fabuła stoi na bardzo wysokim poziomie, a towarzyszące jej wstawki filmowe to klasa sama dla siebie. Dla niektórych całkiem miłym dodatkiem mogą okazać się plakaty, playboy i pinup. Minusy... Niewygórowany poziom trudności i niezbyt długi scenariusz, sprawiają że przygoda nieoczekiwanie szybko się kończy. Na początku zaznaczę, że interfejs wydał mi się w pewnych kwestiach nieintuicyjny. Podobnie jest z niektórymi punktami zapisu – zrobiono je po prostu źle. Kilka razy musiałem powtarzać cały etap, bo albo bohater przypadkiem zginął albo gra się wykrzaczyła do pulpitu. A propos, w trakcie zabawy program losowo, przynajmniej kilka razy, samoczynnie się wyłączył. Błędy występują też w samej grze, np. zacięcia przechodniów, stanie czy spacerowanie w miejscu. Poza tym gra cierpi na syndrom tych samych twarzy u npc-ów. Widać też niestety, że sztuczna inteligencja radzi sobie nienajlepiej. Dodając do tego liczne graficzne glitche i kulejące animacje, mamy też ciemniejszą stronę aspektu technicznego produktu. Pewnych elementów po prostu mi brakowało, jak chociażby misji pobocznych, odrobiny broni białej czy lepszego potraktowania walki wręcz. Ma się też wrażenie, że produkcja została wykastrowana z wielu pomysłów, część scen wycięto, a fabuła jakby się urywa. Pierwsza Mafia to dzieło kompletne, zaś jej następczyni pozostawia pewien niedosyt. Wszakże, to wciąż bardzo dobra gra akcji. Moja ocena – 8.0/10

17.01.2021 22:04
1up
odpowiedz
1up
158

Białystok. -24 stopni Celsjusza. Śniegu wczoraj napadało na oko z 30 cm. Zimno niemiłosiernie, ale i tak widoki ładne. (:

03.01.2021 12:26
1up
📄
odpowiedz
1up
158
5.0

Amnesia: A Machine for Pigs to regres w stosunku do oryginału niemal pod każdym względem. Plusy... Odważna, sadystyczna fabuła z intrygującymi postaciami. Historia, za sprawą interesujących listów, potrafi zszokować. Złego słowa nie mogę powiedzieć o klimacie, bowiem atmosfera jest mroczna i przywodzi na myśl wiktoriańską Anglię oraz steampunk, czyli jak najbardziej pozytywne skojarzenia. Poprawnie, choć bez fajerwerków, przygotowano udźwiękowienie. Na tym tle wybija się muzyka, w której oprócz ambientu, pojawiają się smyczki, fortepian, a nawet organy. Szacuneczek. No i całkiem miło wspominam kilka fajnych zagadek. W zasadzie to tyle pozytywów. Czas opisać co poszło nie tak. Minusy... Niewykorzystany potencjał silnika fizycznego. Spłycona została mechanika rozgrywki, a interakcja z otoczeniem okazuje się znikoma. Odbiór psują też zbugowane obiekty, jak choćby skaczące szuflady czy ważny przedmiot fabularny, który sobie bezpowrotnie utknął. A i postać potrafi się zaklinować tak, że trzeba wczytywać. W oczy kłuje bardzo nierówna oprawa wizualna. W większości przestarzała i kanciasta grafika, jakbyśmy cofnęli się do lat 90-tych. Nie żartuję, miejscami tekstury wyglądają paskudnie. Sporo elementów jest też po prostu niedopracowanych. Może trochę wbrew sobie, ale skrytykuję lokacje. Po pierwsze uważam, że w wielu przypadkach poziomy są trochę źle zaprojektowane. Po drugie, czegoś im brakuje, jakiegoś dopełnienia. Ponadto szybko objawia się powtarzalność obrazów, mebli, przedmiotów. Trąci tu troszkę amatorszczyzną tudzież pośpiechem. Odbija się to wszystko na rozgrywce i szczerze mówiąc, gameplay trochę mnie wymęczył swoją topornością i powtarzalnością. Zwłaszcza, że ostatnie etapy zdawały się nie mieć końca. Zarzuty mam właśnie do długości gry. Stety niestety, zajmuje ona około czterech godzin. Jakby tego było mało, to finał przygody dłużył się, jakby twórcy nie mieli już na siebie pomysłu i na siłę przeciągali zakończenie. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie. Uważam również, że gra jest zbyt przegadana, przez co dialogi stają się męczące. No i ten patos, mleh. Na dodatek ilość informacji do przeczytania przytłacza, bowiem notatki znajdujemy co chwilę, dosłownie na każdym kroku. O ile historia potrafi wzbudzić jakieś głębsze przemyślenia, o tyle rozgrywka mocno wyprana jest z emocji. Praktycznie nie uświadczymy tu uczucia strachu. Stwierdzam, że tytułowe świnie nie uchodzą za godnych przeciwników, przez co gra wydała mi się za łatwa i nie stanowiła większego wyzwania. Pozostałe aspekty rozgrywki nie wypadają może najgorzej, aczkolwiek nie jest to poziom Mrocznego Obłędu. Fakt, że za produkcję wzięło się inne studio, niestety widać. Moja ocena – 5.0/10

29.12.2020 07:47
1up
📄
odpowiedz
1up
158
6.0

Slender: The Arrival to niepokojący eksploracyjny horror. Plusy... W porównaniu do pierwowzoru, tu rozgrywka jest znacznie rozbudowana. Przygodę słusznie podzielono na krótkie rozdziały. Sama formuła zabawy wypada ciekawie. Poruszanie się jest nieskomplikowane, a brak hud’a korzystnie wpływa na wczucie się. Smaczku dodaje kadr kamery. W ogóle moje pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne, albowiem tytuł naprawdę nie wygląda źle. Graficznie ma swoje przebłyski, zwłaszcza na otwartych przestrzeniach. Bardzo podobał mi się moment, w którym przemierzamy teren za dnia, by po chwili ujrzeć jak zmierzcha, a słoneczne popołudnie płynnie przechodzi w ponurą noc. Całkiem szybko da się odczuć złowrogą, posępną atmosferę. A i emocji grze odmówić nie można. Oprócz mgły tajemnicy, doznać można autentycznego strachu przed nieznanym. Pewne sytuacje niejednokrotnie wywołują szybsze bicie serca. Antagoniści przyprawiają o gęsią skórkę, a więc wzorowo wykonują swoje zadanie. Kapitalną robotę robi udźwiękowienie. Subtelności natomiast dodaje spokojny, klimatyczny dark ambient. Minusy... Produkcja jest potwornie krótka. Nie jest też wymagająca, a o powodzeniu często decyduje szczęście. Zastrzeżenia mam do niektórych czcionek w notatkach, gdyż są mało czytelne. Wnętrza budynków wyglądają na niedorobione, czyli jest surowo, ascetycznie, wręcz paskudnie. Po zapiskach do zebrania widać, że odrobinę wysiłku włożono w historię, jednak niewinna anegdota o sprzedaży domu to zbyt skromne preludium do miejskiej legendy o Slendermanie. Sęk jednak w tym, że resztę gracz musi dopowiedzieć sobie sam. Czy to dobrze czy źle, każdy musi osądzić indywidualnie. Moja ocena – 6.0/10

11.11.2020 11:31
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
6.5

Sniper Elite V2 to gra pełna bólu, ale za to satysfakcjonującego bólu. Jest to zatem tytuł, który można kochać i nienawidzić jednocześnie. Postaram się wytłumaczyć dlaczego...

Plusy... Ogromne wrażenie robią otoczenia. Panoramy miast i zrujnowanych kamienic wyglądają przepięknie, zdemolowane wnętrza budynków mają swój urok, wraki pojazdów nadają autentyczności, a porozrzucane tu i ówdzie cegły świadczą tylko o dbałości twórców o detale. Na pochwałę zasługuje także estetyczna i szczegółowa oprawa graficzna.

O klimacie powiem krótko - rewelacja. Czuć ducha oryginału. Gameplay jest podejrzanie uzależniający. To najpewniej zasługa niesamowicie satysfakcjonującego strzelania, które chyba nigdy mi się nie znudzi. Dość fajnie zachowuje się fizyka oraz wszelkie zjawiska jej towarzyszące. Efekty bullet-time, x-ray i kill-cam to już znak rozpoznawczy serii. Wyzwaniem jest zawsze realny wpływ grawitacji i wiatru na tor lotu pocisku. Przez całą grę musiałem więc polegać na intuicji. Czas przejścia gry może być bardzo różnorodny i w głównej mierze zależy od poziomu trudności oraz stylu gry. Osobiście grałem na najwyższym szczeblu (Snajper), co już samo w sobie stanowiło niezły sprawdzian. Tradycyjnie obrałem raczej spokojny, zaplanowany przebieg służby. I tak na dobrą sprawę to właśnie największe wczucie się miałem podczas niespiesznej obserwacji terenu i skrupulatnego planowania.

Jak na snajpera, mamy tu całkiem pokaźny arsenał, zwłaszcza środków wybuchowych. Sporo frajdy przynosi zastawianie pułapek na nieświadomych Niemców bądź uciekanie się do zmyślnych zasadzek. Cieszy również wybór uzbrojenia przed misją. Dobrze prezentuje się zarys historyczny. Fabuła jest w porządku, trzyma się kupy i zachęca do brnięcia dalej. Wrodzy żołnierze wypadają jak najbardziej ok. Stroje i oręż przygotowane rzetelnie, twarze nie rażą, a i rodzimy ich język nie brzmi najgorzej. Wstawki filmowe zrealizowano poprawnie, zaś scenki zabójstw to już klasa sama dla siebie. Bardzo podobały mi się misje. Zadania są ciekawe i różnorodne. Zręcznie udało się zrealizować fragmenty z eliminowaniem przeciwników w takt wybrzmiewającego dzwonu czy zrzutu bomby. Tutaj ujawnia się porządna, klimatyczna warstwa audio. Odgłosy wystrzałów robią naprawdę dobre wrażenie. Oprócz ciekawego wizualnie głównego menu, gra wita nas niezłą reprodukcją motywu muzycznego znanego z poprzedniej odsłony.

Neutralne... Postacie występujące w grze są dla mnie nijakie. Kwestie mówione w ogólnym rozrachunku wypadają średnio. Nierówny poziom trudności. Ogólnie gra jest łatwa, ale niektóre etapy, jak przeprawa przez aleję snajperów, to prawdziwy hardkor. Lubię wyzwania, ale czy tuzin strzelców wyborowych na jednego śmiałka to nie przesada?

Minusy... Sterowanie pozostawia wiele do życzenia. Zacznijmy od tego, że system osłon jest, delikatnie mówiąc, upośledzony. Chowanie się za elementami otoczenia występuje wszędzie tam, gdzie w ogóle tego nie potrzeba, zaś w miejscach gdzie byłoby to naprawdę użyteczne, możliwości wejścia w interakcję nie przewidziano. Podobnie z murkami - niektórych, nawet niskich, nie da się przeskoczyć, co rodzi dziwne sytuacje. Słowem, działa to słabo i nieintuicyjnie. Szczerze, to więcej z tego kłopotu niż pożytku. Idąc dalej, rzut granatem to jakaś porażka. Odłamkowy rzadko trafia choćby w pobliże wyznaczonego miejsca, o ile w ogóle po drodze nie zaczepi się o jakiś wystający element otoczenia. Wiele było autodestrukcji z mojej strony przez ten źle wykonany aspekt. Prawdziwa zmora. Samo poruszanie się również nie odbywa się bez problemów. Nawiasem mówiąc, to chyba właśnie utrudnione manewrowanie na polu walki było jedną z najczęstszych przyczyn zgonu. Doskwiera również niemożność zastosowania jakiejkolwiek walki wręcz, która pozwoliłaby załatwić strażnika po cichu, bez pociągania za spust w przypadku, gdy ten odwróci się do nas przodem.

Brakowało mi interakcji z otoczeniem. Zwłaszcza, że starannie wykonane wnętrza zachęcają do eksploracji. Obiekty mogłyby skrywać jakie fanty, a drzwi dać się otwierać, ukazując dodatkowe przejścia. Moim zdaniem niewykorzystany potencjał. We znaki dawała się zbytnia liniowość, niedostateczna swoboda i mało alternatywnych dróg. Żal mi też trochę tego, że skradanie na dłuższą metę się nie sprawdza, bo gra jest tak skonstruowana, że w pewnym momencie i tak będziemy zmuszeni otworzyć ogień.

Małe zastrzeżenia mam do pozycjonowania dźwięku, gdyż nagrane kwestie mówione wrogich żołnierzy zostały źle zaimplementowane, przez co ma się wrażenie, że oddalony trep stoi tuż obok i niemal gada ci do ucha. Wprowadza to pewien dysonans i zdezorientowanie. Sytuacji nie poprawiają wszechobecne przenikanie przez ściany, wtapianie się w podłoże i inne glitche. Nadmienię tylko, że już w misji treningowej spotkał mnie śmiertelny bug, zmuszający do rozegrania całego rozdziału od nowa. Realizm psuje fakt, iż czasem nawet kilka strzałów w łeb nie pomaga unicestwić nieprzyjaciela. Są też inne detale, które zaburzają wiarygodność, jak chociażby to, że gracz otrzymuje obrażenia nawet przez gruby mur.

Napisać o sztucznej inteligencji, że jest dziwna, to nic nie napisać. Wrogowie w niewytłumaczalny dla mnie sposób dostrzegają gracza. AI jest wszechwiedząca, odwraca się nagle i od razu nas namierza oraz trafia z bardzo daleka. Często żołdacy znają naszą pozycję, mimo że nie ma ku temu przesłanek. Tak było choćby w sytuacji, gdy nowi członkowie załogi ckm-u spamują się, przybiegają do stanowiska i momentalnie, bez rozeznania doskonale wiedzą gdzie jesteśmy ukryci i zaczynają obsypywać nas gradem kul. Podobnie sprawa ma się z tymi przeklętymi snajperami, co w sekundę orientują się w naszym położeniu. A co powiecie na czołg strzelający do bohatera tyłem, bez uprzedniego skierowania lufy w jego stronę? Absurdalne zachowania dotyczą też zwykłych jednostek patrolujących teren. Wróg nabył dziwne tiki, bo zacznie obracać się w miejscu albo w ostatniej chwili kucnie, zawróci się tudzież schyli. Zupełnie jakby na milisekundę przed naszym celnym strzałem unikał przeznaczenia. Niezbadane są wyroki deweloperów.

Zrozumieć nie mogę idiotycznie zaprogramowanych schematów. Dowód? Musisz podejść i tym samym wystawić się (czyli prawdopodobnie zginąć, a co za tym idzie powtarzać etap po raz n-ty) na ostrzał snajperów, aby aktywował się skrypt odpowiadający za pojawienie się ów strażników, inaczej próżno ich wypatrywać. Innym przykładem niech będzie podniesienie alarmu, po którym w oknach nagle pojawiają się superstrzelcy, których przed zadymą tam nie było, a skwer opanowują dodatkowe siły wroga, które inaczej nie pojawiłyby się. A jak już wspominałem, załatwić tego po cichu praktycznie się nie da, bo zawsze coś nieprzewidzianego stanie nam na drodze. Podobnych sytuacji było więcej.

Nie mogę wybaczyć autorom skopanego systemu sejwowania. Punkty zapisu nie dość, że ustanowiono w nieodpowiednich miejscach, to niejednokrotnie po załadowaniu poziomu dostajemy kulkę na dzień dobry. Jak można tak bezczelnie wrzucić gracza w środek akcji, gdy ten ma ambicje załatwić coś po cichu? Co więcej, raz nawet po dotarciu do celu i potwierdzonej informacji o zapisie, stan gry się nie zachował. Same checkpointy są źle zrobione, bowiem często dochodzi do sytuacji, w której po oczyszczeniu okolicy idziemy spokojnie, by po kilku chwilach zdjął nas przyczajony gdzieś strzelec wyborowy. A przejście przez aleję snajperów to nie lada wyzwanie. Nie rozumiem tylko po co w kółko przemierzać przetarte już szlaki. Nie zrozumcie mnie źle, lubię wyzwania, jednak nie widzę sensu wielokrotnego powtarzania łatwych odcinków. Rozwiązaniem byłby prosty ręczny save. Przydałby się jak cholera.

Nie muszę chyba tłumaczyć jak te wszystkie niedogodności potrafią wkurzyć (zwłaszcza gracza z syndromem perfekcjonisty - tak, wiem... walczę z tym). Mankamentem wynikającym z powyższych schematów i błędów jest dla mnie fakt, że brakuje grze trochę spontaniczności. Mam na myśli taki układ, w którym zamiast uczyć się zapamiętywać pozycje antagonistów i zdejmować ich za pierwszym razem, można by wprowadzić trochę losowości na rzecz wyrobienia w sobie umiejętności przetrwania. Mam jednak świadomość, że to tylko wyreżyserowana kampania solo. Na pocieszenie został jeszcze tryb wyzwania, który traktuję raczej jako niezobowiązujący zabijacz czasu. Ot taki miły dodatek.

Podsumowanie... Co by więcej nie mówić, mimo wad i tak darzę drugiego Snajpera sympatią. Moja ocena – 6.5/10

11.10.2020 11:28
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

ObsCure: The Aftermath to sequel niszowego horroru, który mocno stawia na współpracę. Plusy... Kooperacja jest jeszcze lepsza, co daje więcej funu, a mechanika zabawy jeszcze przyjemniejsza. Dwójka pod tym względem wydaje się dużo bardziej urozmaicona. Wspomnę choćby ciekawe etapy, jak eskortowanie ziomka przy pomocy kamer czy osłanianie kumpla podczas akcji. Zadania są naprawdę fantastycznie przygotowane, zwłaszcza do gry w duecie. Odrobinę podrasowano oręż, toteż jest w czym wybierać. Potwory podobały mi się mniej niż w pierwowzorze, ale i tak jest nieźle. Ogólnie poprawiono sporo aspektów jedynki, włączając w to sterowanie czy ekwipunek. Mimo że bardziej podobał mi się wcześniejszy system zapisu, checkpointy wydają się być równie słusznym rozwiązaniem. Kwestie techniczne utrzymują się na podobnym, przyzwoitym poziomie. Na uznanie zasługuje jednak ścieżka dźwiękowa. Orkiestra, smyczki, dziecięcy chór - muzyka Oliviera Deriviere ponownie zostawiła ciarki na plecach. Atmosfera w ObsCure II już od pierwszych minut jest dość gęsta i mam wrażenie ciut poważniejsza. Z całą pewnością przyczyniają się do tego niezwykle klimatyczne lokacje. Cieszy miejscowa interakcja z otoczeniem - niby śladowa, ale zawsze. Ponadto autorom udało się wpleść naprawdę ciekawe zagadki. Minusy... Gierka podobnej długości do jej poprzedniczki, a więc raczej krótka. Jest też od niej łatwiejsza, co uznaję za wadę, gdyż nie stanowi survivalowego wyzwania. Rozwinięcie historii z oryginału nie wypadło źle, co nie zmienia faktu, że fabuła jest raczej niskich lotów. Podobnie sprawa ma się z dialogami czy scenkami filmowymi – w obu przypadkach nie grzeszą jakością. Twórcy nie ustrzegli się kilku absurdów i błędów. Nadal występują drobne glitche czy zahaczanie postaci o obiekty. Ponarzekać muszę na wciąż nienajlepszą pracę kamery oraz niefortunne kadry. No i umówmy się, poza kilkoma jumpscare'ami, strachu tu tyle, co kot napłakał. Ale klimacik w co-opie przedni. Moja ocena – 7.0/10

02.10.2020 14:30
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
8.5

The Wolf Among Us to nieoczywista opowiastka. Plusy... Wprowadzenia filmowe do odcinków i wszelkie cut-scenki w grze zrealizowano wybitnie. Nawet nie umiem opisać jak bardzo podobało mi się intro. Do tego ta wyborna, niemal oniryczna muzyka, która wprawia mnie w stan zadumy. W ogóle klimat jest nieprzeciętny. Z jednej strony opowieść ma baśniowy rodowód, z drugiej zaś wyłania się dorosły charakter produkcji, który bardzo mi zaimponował. Doceniam oryginalny świat, nawiązania do znanych bajek oraz interesującą fabułę. Plejada bohaterów Baśniogrodu to rewelacyjnie napisane, niezwykle barwne postacie. Voice-acting wykonano po mistrzowsku. Może technicznie nie jest to najwyższa liga, ale na pewno wyróżnia się przyjemnym komiksowym stylem i fajną kreską. Animacja też nie zawodzi, bo jest zgrabna i pełna ekspresji. Baśniowy interfejs pasuje jak ulał. Już sam design menu głównego zapowiadał coś niezwykłego. Poruszanie się i eksploracja wypadają bez zarzutu. Lokacje są bardzo klimatyczne. Ulice spowite neonami, bary, zaułki - wszystko prezentuje się fantastycznie. Formuła zabawy okazuje się lekka i przyjemna. Czasami przywodzi na myśl klasyczne przygodówki, choć jest w niej też sporo fajnie zrealizowanych elementów zręcznościowych, bez których nie byłoby tylu emocji. Minusy... Troszkę brakowało mi typowych dla gier point'n'click zagadek, przedmiotów do połączenia, pogłówkowania. Szczególnie, że jako Bigby prowadzimy śledztwo. W zasadzie jedyną trudność mogły sprawiać wybory pod presją czasu oraz elementy QTE – serio, niejednokrotnie czas na przeczytanie wszystkich opcji dialogowych był za krótki. Poza tym tytuł nie stanowi żadnego wyzwania. W gruncie rzeczy niewielkie okazuje się znaczenie naszych decyzji, co znamy już z innych produkcji Telltale. Gra wydała mi się trochę za krótka i pozostawiła pewien niedosyt. A tak poza tym to świetny kryminał. Moja ocena – 8.5/10

12.09.2020 12:54
1up
📄
odpowiedz
1up
158
6.5

ObsCure: Learn about Fear to lekcja grozy z przymrużeniem oka. Plusy... Mimo jednej lokacji, jaką jest szkoła, poszczególne etapy są zróżnicowane i ciekawe. Uważam, że im dalej tym lepiej, co jest sporym atutem. Urzekły mnie scenerie - naprawdę miodne. Miłym akcentem jest tutaj interaktywne środowisko i odpowiednia fizyka. Zwłaszcza, gdy trzeba coś roztrzaskać, by to zdobyć. Osobiście sądzę, iż niezaprzeczalną zaletą jest tutaj ograniczona ilość apteczek i amunicji, co niejako wyznacza dobry poziom trudności. Produkcja pod tym względem jest w sam raz. Ani specjalnie łatwa, ani przesadnie trudna. Szkoda jednak, że oprócz zręcznościowych zmagań, nie stanowi wyzwania intelektualnego w postaci chociażby lepszych łamigłówek. Pochwalić natomiast chcę potwory. Projekty monstrów są oryginalne i przypadły mi do gustu. Graficznie nie jest źle, zwłaszcza twarze postaci i oświetlenie wypadają zadowalająco. Na największą uwagę zasługuje wszakże chóralna muzyka, która robi świetną robotę. Znakomity debiut Oliviera Deriviere. Udźwiękowienie również nie zostaje w tyle. Szczególnie wtedy, gdy zagrożenia jeszcze nie widzimy, ale możemy je usłyszeć. Ogólnie mechanika zabawy jest przyjemna i nasuwa skojarzenia ze staroszkolnymi survival-horrorami ze statyczną kamerą. Lekka atmosfera niepokoju przywodzi na myśl horrory klasy B. No i wporzo, mi to odpowiada. Bardzo rozsądnie rozwiązano system zapisu gry. Jest możliwość zachowania postępu w dowolnym momencie, ale określoną ilość razy. A to zaś jest limitowane liczbą posiadanych dysków. Uroku grze dodają wprowadzenia filmowe i nagrania utrzymane w klimacie starych kaset vhs. Myślę jednak, że największą siłą Obscure jest kooperacja. Gra w duecie jest o wiele przyjemniejszym doświadczeniem niż w pojedynkę. Minusy... Praca kamery, mimo swego uroku, ma sporo wad i to do niej mam najczęstsze zastrzeżenia. Niezbyt wygodny ekwipunek i dziwne zachowania menu są odrobinę uciążliwe. Sterowanie wydaje się dość skomplikowane. Dodatkowo postacie lubią zaczepiać się o elementy otoczenia. A propos bohaterów, to uczniowie nie są zbyt charyzmatyczni. Plus taki, że każdy z nich jest dobry w czymś innym, co w sumie oferuje ciekawe możliwości współpracy. Problem z gierką polega wprawdzie na tym, że w żaden sposób nie wynagradza gracza. Nasze działania są często bezcelowe tudzież trofeum okazuje się nieadekwatne do wysiłku. Poza tym zakończenie jest takie sobie, a fabuła zbyt oklepana, niczym się nie wyróżniająca. Kwestie mówione wypadają raczej blado. Wspomniane wcześniej zagadki są chyba na poziomie liceum, a więc niezbyt wymagające. Ponarzekać muszę także na małą różnorodność broni, co przekłada się na powtarzalność rozgrywki. Tytuł cierpi również na kilka błędów technicznych i logicznych. Pomijam tu fakt przechowywania broni i amunicji w placówce oświatowej. Niestety, gra jest bardzo krótka. Dwa wieczory i po zabawie. Szanuję jednak za co-opa. Moja ocena – 6.5/10

27.08.2020 13:30
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

FIFA 15 to już tylko miła historia, ale chciałbym podzielić się opinią o grze, bowiem była to dla mnie najlepsza kopanka od lat. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale.

Plusy... Wysokiej klasy szata graficzna. Nowy silnik robi robotę. Pamiętam, że był to naprawdę duży przeskok pod względem technicznym. Zyskała na tym fizyka piłki, która zachowuje się nadzwyczaj przekonująco. Oprawa meczowa i okrzyki z trybun świetnie wprowadzają w sportowy nastrój. Zestaw piosenek też daje radę. Mi osobiście najbardziej do gustu przypadł kawałek Avicii - The Nights. W ogóle feeling gry jest taki jakby wakacyjny. Mimo natłoku opcji do wyboru, interfejs jest do ogarnięcia. Ponadto został utrzymany w fajnej stylistyce. Co jak co, ale na ilość trybów nie można narzekać. Wiem, że wielką popularnością cieszył się FUT. Zarządzanie drużyną wypada naprawdę przyzwoicie. Jest szybkie, proste i intuicyjne. Jakimś wielkim fanem futbolu nie jestem, ale miło jest widzieć licencjonowane kluby i reprezentacje oraz bardzo dobrze odwzorowanych zawodników. Zwłaszcza, że o wszystko dba system synchronizacji ustawień, gdzie można mieć aktualne dane w składach na mecz. Znawcy tematu na pewno będą usatysfakcjonowani. Na pochwałę zasługują także wiernie odtworzone stadiony oraz żywi kibice. Jestem pod wielkim wrażeniem animacji piłkarzy oraz ich naturalnego zachowania. Oczywiście należy pamiętać, że to nadal tylko gra. Doceniam jednak przywiązanie dewelopera do szczegółów takich jak ułożenie stopy podczas oddawania strzału czy innych charakterystycznych dla danego zawodnika zachowań. Losowe zdarzenia, jak dwie piłki na boisku, bystre reakcje sportowców podczas autu bądź rożnego czy wpływ warunków pogodowych na zachowanie futbolówki tylko dodają grze smaku. Słowem, ilość detali powala. Ponadto, produkcja daje naprawdę mnóstwo możliwości i opcji dostosowywania rozgrywki. Kopana od Elektroników oferuje naprawdę sporo, ale przede wszystkim potrafi wciągnąć. Jest to także wprost idealna giera na niezobowiązującą, kilkuminutową rywalizację. Tytuł cenię też za przystępność, gdyż bez większego zaangażowania pozwala pograć nawet żółtodziobom. Jest też na tyle intuicyjna, że w trakcie spotkania można sobie spokojnie pogadać. Co prawda opanowanie tricków to wyższa szkoła jazdy, ale efekty w praniu cieszą. Miło wspominam także gry treningowe i towarzyszące im wyzwania. Ogromne brawa należą się za fenomenalną realizację powtórek, dzięki czemu mamy okazję ujrzeć mistrzowskie ujęcia kamery.

Neutralne... Ogólnie sterowanie wydaje się przemyślane i zazwyczaj działa w porządku, jednakże program nierzadko błędnie odczytuje komendy przekazywane kontrolerowi. Rodzi to sporo kiksów nie z naszej winy. Duet Szpakowski i Szaranowicz dodają grze uroku, jednak ich niefortunne wypowiedzi pojawiają się zbyt często i psują odbiór. Komentarz ratują fakty z historii piłki nożnej w trakcie rozgrywek.

Minusy... Ciężko mówić mi coś przychylnego o AI. Gra ze sztuczną inteligencją potrafi być niesprawiedliwa, gdyż rywale przez nią sterowani nagle dostają turbo, komputer w magiczny sposób utrzymuje się przy piłce, a ta zawsze do niego wraca. Poza tym rozgrywka po kilku meczach okazuje się mocno schematyczna. Naturalnym jest, iż po wielu rozegranych meczach wychodzą na wierzch wszelkie niedociągnięcia i błędy. Decyzje sędziego są czasami tak absurdalne, że nieraz zastanawiam się, czy oby na pewno zna on zasady. Zasmucił mnie brak możliwości zapisania powtórki bezpośrednio w grze na pececie. Przy tak dobrej oprawie wizualnej, w oczy rzuca się brak antyaliasingu.

Piłka nożna jak zawsze wywołuje spore emocje. Od frustracji po radość. Oczywiście malkontenci i fanatycy będą doszukiwać się większej ilości wad. Ja jednak z założenia gram dopóty, dopóki gra sprawia mi radość. Wszystko zależy też od towarzystwa. Mnie gierka zapewniła sporo przyjemnie spędzonych chwil. Pamiętam, że w okolicach premiery byłem zachwycony ówczesną odsłoną serii FIFA. Tak też pozostawię ją w pamięci. Moja ocena – 8.5/10

28.07.2020 10:24
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
6.5

SOMA jako jedyna gra ze stajni Frictional Games nie przypadła mi do gustu. Po prostu. Co nie znaczy, że jest złą grą. Plusy... Projekt podwodnego świata to majstersztyk. Poszczególne lokacje są przepiękne, tajemnicze i zarazem miodne. Grze nie można odmówić klimatu. Na uznanie zasługuje udźwiękowienie oraz muzyka, a zwłaszcza ta w postaci podwodnego ambientu. Poziom graficzny prezentuje się bardzo przyzwoicie. Ciężko również nie docenić silnika fizycznego i efektów. Autorzy w ciekawy sposób podeszli do przeciwników w grze. Bardzo podobał mi się ten zabieg kolorystyczny towarzyszący napotkaniu potwora. Coś nowego, świeżego. Przyznać muszę, że produkcja ma swoje momenty i niesie ze sobą ładunek emocjonalny. Moją uwagę zwróciły dobrze zagrane dialogi. Choć mnie nie porwała, doceniam fabułę i związane z nią rozterki moralne. Minusy... Głębia oceanu to jednak nie moje klimaty. Wolę bardziej suche i przyziemne scenerie jak pustynia. Poza tym chodzenie pod wodą nie należało do najprzyjemniejszych ze względu na ociężałość kroków i rozległość dna. Sama eksploracja nie dawała takiej satysfakcji, a przeszukiwanie komnat niczym nie nagradzało. Zresztą, prawie wszystkie dające się otworzyć szafki czy szuflady okazywały się puste. Co więcej, przygoda nie stanowi praktycznie żadnego wyzwania. Jeśli chodzi o całokształt gameplay'u to czuć regres w stosunku do poprzednich produkcji studia. Cierpi na tym grywalność tytułu. To wszystko powoduje że rozgrywka staje się taka trochę niemrawa. I nie chodzi tu o moje oczekiwania względem najnowszego dzieła przez pryzmat wcześniejszych dokonań dewelopera, ale o niezależny osąd. Mam świadomość, że twórcy poszli bardziej w kierunku opowieści niźli rozgrywki, ale nie do końca przypadł mi do gustu tak obrany kierunek i spacerowy charakter. Poza wymienionymi aspektami, pozostałe części składowe w mojej opinii również wypadają tak sobie. W zasadzie nie mam wiele zarzutów czy mocnych słów krytyki – gra mi po prostu nie podeszła. Moja ocena – 6.5/10

23.05.2020 12:00
1up
📄
1
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158
9.0

Life is Strange to sentymentalna podróż w czasie. Nigdy bym nie przypuszczał, że perypetie i problemy nastolatków tak mnie pochłoną. Plusy... Bardzo przyjemne, subtelne odgłosy otoczenia. Kojące dźwięki przyrody choćby w postaci gruchania gołębi przywodzą na myśl dzieciństwo. Do tego przygrywająca w tle gitara oraz ciepły wokal nadają grze spokojnej i sielskiej, magicznej wręcz atmosfery. Oprawa artystyczna ma w sobie to coś i jest przyjemna dla oka. Docenić należy konsekwencję w stosowaniu uproszczonego, pastelowego stylu. Nawet cut-sceny tworzą spójną z rozgrywką artystyczną wizję twórców, której nie sposób nie lubić. Kameralne lokacje mają swój urok i są klimatyczne, jak zresztą całe miasteczko Arcadia Bay. Szkoła, a w zasadzie jej uczniowie wydają się żyć własnym życiem. Gra obfituje w pokaźną ilość interaktywnych elementów otoczenia oraz sporo postaci niezależnych. Dodatkowo z poziomu swojego dziennika mamy dostęp do zgromadzonych zdjęć, przydatnych informacji, wiadomości sms oraz przemyśleń głównej bohaterki. Fajna sprawa ten pamiętnik, wszystko spisane w jednym miejscu. Jeśli chodzi o postaci, to są one fascynujące. Świetnie napisane i jeszcze lepiej zagrane. A nasza kochana Maxine Caulfield - jakaż ona urocza! No i niezły z niej fotograficzny geek. W tym miejscu muszę pochwalić voice-acting, bo zasługuje na ogromne brawa. Same dialogi też są świetnie napisane, zachowano tutaj odpowiedni slang, a błyskotliwe komentarze Max tylko dodają grze uroku. Doceniam również liczne nawiązania do dzieł popkultury, a w tym puszczenie oczka do fanów Twin Peaks. W ciekawy, acz nie narzucający się sposób wpleciono w grę wyzwania. Spodobało mi się podejście twórców do stawiania wyzwań graczom. Polega ono raczej na podejmowaniu słusznych decyzji oraz kojarzeniu faktów. Sam się nieraz łapałem na niedostatecznym poświęceniu uwagi mojemu rozmówcy bądź niezbyt bacznej obserwacji sytuacji. Tutaj pojawia się cecha charakterystyczna tego typu przygodówek, czyli konsekwencje dokonanych wyborów. A w Life is Strange sprawdza się to naprawdę całkiem nieźle. Formuła rozgrywki jest dość urozmaicona. Eksploracja, zbieranie informacji z otoczenia, rozmowy, śledztwo, zagadki, łączenie faktów, ukrywanie się, przeciwdziałanie wydarzeniom, wybory moralne. A zapewniam, te ostatnie są niełatwe. Tytuł dostarcza pięknych emocji. Dla mnie osobiście była to podróż nostalgiczna i wzruszająca. Bardzo mocnym elementem jest fabuła. Scenariusz trzyma się kupy, opowiada kawał dobrej historii i miewa nieprzewidywalne zwroty akcji. Jest tajemnica, są zagadki i trudne decyzje. Pozytywnym zaskoczeniem był czas potrzebny na ukończenie gry. Naprawdę fajnie wyszła autorom mechanika cofania czasu. Oferuje nie tylko zdobycie bezcennej rzeczy w rozmowach - informacji, ale pozwala także na testowanie różnych wariantów rozwoju sytuacji. Same zagadki też są bystre i nietuzinkowe. Często opierają się właśnie na manipulowaniu czasoprzestrzenią. Unikalny charakter produkcji zapewnia od początku przyjemne menu oraz kontekstowy interfejs. Sterowanie nie sprawia najmniejszych problemów. Podoba mi się niespieszny, nastawiony na eksplorację i rozmowy gameplay. Może właśnie również dzięki temu klimat jest taki beztroski. Wszystkie epizody uważam za naprawdę bardzo ciekawe. Najbardziej jednak zaimponowało mi to, że w pewnym momencie autorzy spuszczają ze smyczy swoje odważne pomysły i jadą po bandzie. Niesamowicie zrobiono pewne rozwiązania w końcowych etapach gry. Warto dotrwać do końca. Minusy... Niekiedy może odrobinę zbyt przegadana. Techniczna strona grafiki oraz animacja trochę kuleją. Kurczę, liczyłem jednak na troszkę inny rozwój i powiązania wątków, ale i tak było cudnie. Warto przy tym jednak odnotować przekaz, jaki niesie ze sobą opowieść. Moja ocena – 9.0/10

05.05.2020 14:17
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

Hitman: Absolution jest dla mnie kwintesencją skrytobójcy i próbą najbliższą moim wyobrażeniom o wzorcowej grze z płatnym mordercą. Plusy... Już sam wygląd Agenta 47 budzi respekt. Na jego obliczu maluje się wizerunek prawdziwego skurwiela. Zdecydowanie najlepsza twarz serii. Fakt ten eksponują klimatyczne wprowadzenia filmowe, fajne kinowe ujęcia oraz płynne przejścia do gameplay’u. Są to elementy, które dodają grze klasy. Wątek fabularny jest ciekawy i dobrze poprowadzony. Tworzy spójną opowieść, a nie jak bywało wcześniej, luźno powiązane ze sobą misje. Oprócz legendy, jaką jest 47, reszta postaci napisana została całkiem przyzwoicie. Chyba po raz pierwszy w serii dialogi nie są paradą idiotycznych odzywek, a czymś więcej. Rozmowy między wartownikami czy przechodniami potrafią dostarczyć cennych informacji, a same teksty uważam za całkiem nieźle sklecone i nieraz zabawne. Aha, i polonizacja jest generalnie udana. Udźwiękowienie stoi na wysokim poziomie, a soundtrack, mimo nieobecności nadwornego kompozytora IO - Jespera Kyd’a – robi znakomitą robotę. Całości dopełnia wyborna oprawa wizualna. Wszystko to buduje wyśmienity klimat. Dorosły, poważny i lekko wulgarny charakter produkcji przełamywany jest czasem zabawnym tekstem, nutką czarnego humoru bądź easter eggiem. Z początku nastrój przywodzi najmroczniejszą odsłonę serii - Contracts, za co wielki plus. Ogólnie miejsca wykonywanych zadań są niezwykle miodne, jak chociażby polowanie na Święte w polu kukurydzy. Etapy wewnątrz budynków są niezwykle dopracowane. Jak się na chwilę zatrzymałem i bliżej przyjrzałem ilości detali otoczenia, to nie mogłem wyjść z podziwu dbałości o szczegóły. Misje, jak to zwykło już bywać w grach od IO Interactive, fenomenalne. Ujawnia się tutaj duże urozmaicenie. Jedne zadania są proste i krótkie, drugie okazują się wymagające i rozbudowane wieloma etapami, inne przygotowano wyłącznie dla rozluźnienia. Jednak wspólną cechą łączącą poziomy są emocje. A tych nigdy nie brakuje. Imponuje mi przede wszystkim mnogość sposobów wykonania roboty. Autorzy poszli jednak o krok dalej, oddając nam naprawdę wyszukane metody dotarcia do obiektu, sporo alternatywnych dróg i wiele innych możliwości. Niekiedy przyjdzie nam odegrać zupełnie inną rolę, niż byśmy się tego spodziewali. Pod tym względem sposoby na ukończenie misji przechodzą najśmielsze oczekiwania. Jako fan serii Hitman, który ograł wszystkie poprzednie odsłony, znam mnóstwo podstępnych technik na dobranie się do celu. W Rozgrzeszeniu twórcy jednak przeszli sami siebie oferując niezwykle sadystyczne pomysły na mordowanie ludzi. Aj, Wy chore mózgi z IO - szacun dla was! Zachwyca też różnorodność profesji ludzi, od których możemy przygarnąć wdzianko. Rozsądne jest zatem to, że gdy już przebierzemy się za danego jegomościa, to nie zwalnia nas to z obowiązku ukrywania się przed spojrzeniami kolegów po fachu. Dobrze więc, jak na standardy gier, zrealizowano skrypty sztucznej inteligencji. Strażnicy reagują poprawnie, dając nam jednak malutki margines błędu. Uważam, że osiągnięto tutaj odpowiedni balans. Podobnie sprawa ma się z uzbrojeniem. Ilość potencjalnych narzędzi zbrodni robi wrażenie i urzeka swym wyrafinowaniem. I nie mówię tu tylko o broni białej i palnej, ale o wszelkiego rodzaju elementach otoczenia, które mogą „przypadkowo" kogoś zabić. Zaprawdę, zręcznie pomyślane. Grywalność, a w zasadzie REgrywalność produkcji jest niesamowita. Konstrukcja gry sama w sobie zachęca do ponownego rozegrania misji oraz odkrycia i przetestowania tych bardziej finezyjnych rozwiązań. Można rzec: „It's just fun to play”. Świetnie wyważono poziomy trudności. Osobiście kampanię przechodziłem na trudnym, co stanowiło nie lada wyzwanie i przełożyło się na dziesiątki godzin zabawy. Bardzo przypadła mi do gustu mechanika gry. W końcu sensownie zrealizowano walkę wręcz, czego brakowało mi w poprzednich odsłonach. Nie występują tutaj również absurdy z wcześniejszych części. Samo skradanie i system osłon działają sprawnie. Strzelanie jest mega przyjemne. Ciekawy okazał się zabieg z instynktem. Mogę w końcu powiedzieć, że z dość topornej formuły uprzednich gier, ta tutaj wypada naprawdę rewelacyjnie. Aż chce się grać dla samego grania. Minusy... Wątpliwy system checkpointów. Animacja, poza efektownymi egzekucjami, trochę kuleje. Mało subtelny interfejs na ekranie można było rozwiązać nieco inaczej. Można było pokusić się też o większy realizm, choćby w kwestii ilości przenoszonych spluw. Występują także nne pomniejsze niedociągnięcia. Wiadomo, można czepiać się przeróżnych drobiazgów, ale skoro nie wpływają one znacząco na samą rozgrywkę, to nie ma co narzekać. Z błędami w programie bywa tak, że część z tych, które jeden gracz uświadczy, inny nie spotka wcale. Ja większych wad nie dostrzegłem i jestem świadomy założeń i pewnych uproszczeń na rzecz przystępności. Liczy się odpowiedni balans i dobra zabawa. Niestety, nie dane mi było doświadczyć trybu Kontrakty, co nie zmienia faktu, że z przyjemnością powrócę jeszcze do Absolution. Moja ocena – 9.0/10

13.04.2020 11:38
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.5

Oddworld: New 'n' Tasty to remake bezbłędny. Plusy... Perspektywa 3D w konwencji platformowej, zręczna praca kamery, fantastyczne przejścia scen oraz genialne oświetlenie sprawiają, że gra wygląda wprost bajecznie. Kreacja uniwersum Oddworld to mistrzostwo świata. Cudaczne scenerie, błyskotliwe poziomy, przepiękne tła z głębią i sugestywnym oświetleniem stanowią o nieprawdopodobnym kunszcie grafików. Naprawdę, jest czym się zachwycać. Unikalna oprawa dźwiękowa i oryginalna muzyka są nieocenione w budowaniu niepowtarzalnej atmosfery. Rewelacyjna okazuje się fizyka, a wszelkie wybuchy i efekty specjalne robią duże wrażenie. Animacja jest zabawna i pełna gracji. A co z klimatem? Nowy twór jest niemal tak miodny, jak pierwowzór. Wszystkie zadania, zagadki i w ogóle cała eskapada są nadzwyczaj angażujące. Gra bardzo wciąga. Grywalność jest przeto ponadprzeciętna. Słowem, bardzo przyjemna, płynna rozgrywka. Sterowanie genialne w swej prostocie. Nic dodać, nic ująć. Nieszablonowy interfejs wraz z jedynym w swoim rodzaju menu głównym to już wizytówka Abe'a. Cut-sceny zaś wyglądają niczym animacje Pixara, a to mówi samo za siebie. Historia napisana prawie dwadzieścia lat wcześniej okazuje się na tyle dobra, że sama się broni. Świetnie został wpleciony tutaj humor. Choć nieco mniej wyraziste, kwestie mówione utrzymują poziom. Wydawanie poleceń pobratymcom zostało udoskonalone. No i te nieśmiertelne: „Hello. Hello. Follow me. Ok.”. Jak tego nie kochać? Szczególnie, że bohaterem jest jeden z najsympatyczniejszych growych stworków. Plejada złowrogo nastawionych kreatur to świetne, bardzo pomysłowe kreacje przeciwników. Zawsze mi się podobały i budziły respekt. No ale sprytny Abe zawsze sobie z nimi poradzi, nieprawdaż? Mechanika gry w ogóle się nie zestarzała. Co więcej, uważam, że dzięki usprawnieniom przeżywa swój renesans. Opętywanie Sligów nadal sprawia niesamowitą frajdę. W samej adaptacji zaimponowało mi zmyślne zaimplementowanie checkpointów oraz quick save, który naprawdę pomaga. Zwłaszcza, że poziom trudności jest czasami wymagający. To niezwykłe, ale tytuł dostarcza równie wielu emocji co oryginał sprzed ponad dwóch dekad. Nawet nie patrząc przez pryzmat nostalgii, dla mnie to wciąż kapitalna zręcznościówka. Minusy... Niekiedy wymagana jest nadludzka precyzja i timing. Względem Abe's Oddysee, tutaj pewne elementy zostały stonowane, przez co nie mają tak sugestywnego wydźwięku. Gra nie jest specjalnie krótka, jednak szkoda, że przygoda z Mudokonami kończy się tak szybko. Podsumowując, New N' Tasty to doskonała próba odświeżenia mej ukochanej platformówki. Widać, że w pracę nad dziełem włożono serducho, a sam remake zrodzony został z pasji. Moja ocena – 9.5/10

06.04.2020 11:50
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Zagadki Lwa Leona to sympatyczna gra logiczna. Plusy... Sielankowy klimat, który za sprawą nostalgii sprowadził mnie tu po ponad dwudziestu latach. Muszę przyznać, że warstwa audiowizualna w ogóle się nie zestarzała. Plansze zawierają naprawdę urokliwe tła, animacja prezentuje się całkiem zgrabnie, a czas umila pocieszna muzyczka. Występuje tu także dość rzadko spotykana fizyka świata gry, która o dziwo działa bardzo fajnie i można sobie z nią pokombinować. Może właśnie dzięki temu mamy różne sposoby rozwiązania danej łamigłówki. Zadania są urocze, gdyż opierają się zwykle na szlachetnym pomaganiu. Dobrze został wyważony poziom trudności, a grywalność tytułu jest wysoka. I w sumie nie przeszkadza mi ta abstrakcyjna wizja i pomysły twórców na zwierzątka. Przynajmniej jest zabawnie. Minusy... Krótka, bo jedynie 45 rebusów. Z czasem udziela się zbyt małe urozmaicenie przedmiotów, a co za tym idzie powtarzalność schematów. Część zagwozdek wymaga sporej cierpliwości i precyzji, bo trzeba je powtarzać metodą prób i błędów. Z perspektywy lat stwierdzam, że te dziwne stworzonka przechadzające się po ekranie są trochę creepy i w gruncie rzeczy tylko przeszkadzają. Niemniej, jest to udany powrót Lwa Leona. Moja ocena – 7.0/10

06.03.2020 23:15
1up
1
odpowiedz
1up
158

Też jestem spokojny o jakość. Z Frictionalami jestem od samego początku, czyli od tech-dema Penumbry, która mnie urzekła. Mam więc do nich duży kredyt zaufania.

04.02.2020 00:15
1up
1
odpowiedz
1up
158

Można powiedzieć, że wychowałem się na strategiach lat 90-tych. Jest to chyba gatunek najbliższy memu sercu. Bardzo cenię sobie ten rodzaj rozgrywki za walory edukacyjne oraz szanuję za rozwijanie taktycznego myślenia i kombinowania. Do tego prawie zawsze traktują o wszelkiej maści wojnach, bitwach i pojedynkach, a więc tym, co tygryski lubią najbardziej. Nie jestem wytrawnym strategiem, bo nigdy nie zgłębiałem tajników skuteczności. Zawsze jednak kochałem budować bazy i umocnienia. Jest w tym coś elektryzującego, co przyciąga mnie do tego szlachetnego gatunku - niczym szachy.

Przedstawię listę przykładowych serii gier, które pamiętam. O każdej z nich dosłownie po dwa zdania. Jeśli w jakiś sposób zachęciłem, to po więcej zapraszam do moich minirecenzji. Fakt, niektóre pisane dawno temu, ale szczerze obrazują moje odczucia.

Civilization - jedynka to bodaj pierwsza moja turówka. Gra legenda.

Command & Conquer - gry ze stajni Westwood to zawsze solidne tytuły. Taki Red Alert 2 nawet po 20 latach jest megagrywalny.

Company of Heroes - według mnie najwybitniejszy rts. Relic pozamiatał.

Dune 2, Dune 2000, Emperor: Battle for Dune - prekursor strategii czasu rzeczywistego i jego następcy. Niezmierzone pokłady nostalgii oraz gry w moim ulubionym uniwersum - pustynnej planety Arrakis. Moja dusza się raduje.

Dungeon Keeper - bardzo oryginalny twór z zupełnie innym podejściem do kanonu dobra i zła. Genialny klimat.

Heroes of Might and Magic - piękna baśniowa seria. III - nieśmiertelna po dziś dzień. Obiektywnie najdoskonalsza gra wszech czasów.

King's Bounty: The Legend - mógłbym się rozpłynąć opowiadając o grze w samych superlatywach. Dla mnie bajka.

Outlive - najbardziej zapomniana gra w historii. Niesłusznie.

Plants vs Zombies - przesympatyczny tower defense. Wciąga jak diabli.

... i inne

Szkoda jedynie, że człowiek nie ma na tyle czasu żeby zapoznać się z innymi perełkami. A wiem, że wśród strategii było ich trochę. Dochodzi do tego fakt, że niektóre tytuły po prostu mnie ominęły i nigdy już nie poznam ich świetności i zamieszania jakie robiły swego czasu. To tak, jakby oceniać teraz pierwsze The Sims czy Dune 2 - ówcześnie niezwykle rewolucyjne, dziś już niewarte uwagi, błahe, puste, banalne i praktycznie niegrywalne. Kto nie grał w czasie ich powstania, nie będzie w stanie docenić ich wkładu w branżę. Trzeba jednak iść z duchem czasu, pozwolić nowym tytułom rozwijać koncepcje, a starsze pozycje mieć po prostu w pamięci i dać im pozostać kultowymi.

31.01.2020 15:37
1up
1
odpowiedz
1up
158

Gratki! GOL ma to do siebie, że jak już ktoś tu zagości, to jakoś tak ciężko opuścić to miejsce i zostaje się na lata. A wyniki TVGry to niewątpliwie sukces. Pamiętam jeszcze jak nieśmiało zaczynaliście, a teraz to niemalże telewizja. Mimo że nie piszę często, czuję się tu jak w domu.

30.12.2019 18:51
1up
📄
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158
8.5

Alien: Isolation to inteligentny twór. Plusy... Świetny, naprawdę świetny klimat. Nie dość, że w sposób znamienity odwzorowano atmosferę oryginalnego filmu, to jeszcze ten nastrój zaszczucia jest realny, bo to My uczestniczymy w tej eskapadzie. Wyprawę Ripley wspominam bardzo ciepło. Jej misja wydaje się heroiczna i szlachetna, a poszczególne zadania okazują się wciągające. Sama gra jest długa, rozbudowana i wymagająca. Rozgrywka trzyma w ciągłym napięciu. Było też sporo momentów, które przyprawiały o szybsze bicie serducha. Pod względem emocji jest to elita gamedevu. Szczególną robotę robi udźwiękowienie, bo nic tak nie potęguje doznań, jak bodźce akustyczne. Ponadto ucho cieszą wszelkie komputerowe dźwięki interfejsu i otoczenia, które towarzyszą poczynaniom bohaterki. Sci-fi pełną gębą. Dodatkowo wczucie się uprzyjemnia bogata i klimatyczna ścieżka dźwiękowa. A propos interfejsu – tak stylizowany na oldskulowy pasuje znakomicie. Całość tworzy nam taką retrofuturystyczną otoczkę. Warstwa audiowizualna robi ogromne wrażenie. Megaklimatyczne oświetlenie oraz obłędne widoki stawiają ten tytuł w czołówce pod względem oprawy artystycznej. Produkcja obfituje także w rewelacyjne animacje. Różnorakie operacje otwierania drzwi, pociągania dźwigni, uruchamiania urządzeń czy nawet zapisywania stanu gry wyglądają nad wyraz efektownie. A scenki śmierci to już wisienka na torcie. Filmiki przerywnikowe ogląda się dobrze. Voice acting stoi na bardzo wysokim poziomie. Dubbing Amandy Ripley to jest po prostu mistrzostwo świata. Dawno nie słyszałem takiego przejęcia w głosie bohaterki. Fantastycznie prezentują się przeciwnicy. Uzbrojeni ludzie skłaniają raczej do unikania otwartej walki. Syntetyczni wywołują niepokój samą swą naturą. Ksenomorf zaś budzi respekt nie tylko swym majestatycznym wyglądem. Obecność Aliena wzmaga naszą czujność i wybija z głowy głupie pomysły o ucieczce. Przez większość gry w konfrontacji z tym stworem jesteśmy w zasadzie bezbronni. I to mi się podoba. Tutaj ujawnia się serce rozgrywki – ukrywanie się. Ogólnie mechanika skradania działa poprawnie, natomiast szeroki arsenał pozwala na różne podejście do sytuacji. Doceniam więc spektrum możliwości jeśli chodzi o walkę bądź unikanie jej. Zacnie przygotowano uzbrojenie. Bomby własnoręcznej roboty, prowizoryczne granaty oraz futurystyczne pukawki wyglądają w akcji zjawiskowo. Każda ma odrębne zastosowanie, różnie działa na odmienne cele i przydaje się w innych sytuacjach. Słowem, zabawek jest sporo i trzeba używać ich z głową. Fajnie wypada crafting z pozyskanych przedmiotów. Równie ciekawie jawią się pomysły twórców na hackowanie. Wszystko to proste, acz satysfakcjonujące. Do sterowania nie mam praktycznie żadnych zastrzeżeń. Lokacje zaprojektowano pomysłowo i wykończono naprawdę pieczołowicie. Bardzo podobał mi się backtracking. Lubię odwiedzać zbadane już miejscówki. Gra z początku powoli buduje nastrój, ale nie szczędzi też sobie szybkich zwrotów akcji, umiejętnie różnicując tempo rozgrywki. Ostania pochwała należy się sztucznej inteligencji. Trudno jednoznacznie ocenić SI wrogów, ale generalnie mój odbiór jest pozytywny. Zarówno ludzie, jak i androidy reagują prawidłowo na działania gracza. Osobno ma się sprawa z Obcym, gdyż tutaj AI jest bardziej skomplikowana. Poczynania drapieżnika wydają się inteligentne, bo polega on na swoich zmysłach i działa błyskawicznie. Są też nieprzewidywalne, przez co zawsze musimy mieć się na baczności. Imponuje mi to, że istota nie patyczkuje się i potrafi zaatakować nawet w pozornie bezpiecznym dla nas miejscu. Wymaga to od gracza nieustannej koncentracji i uwagi. Minusy... Błogosławieństwem i przekleństwem zarazem są stacje zapisu. Z jednej strony to cudowne uczucie, gdy dotrzemy do upragnionego napisu Emergency i zapiszemy swój postęp. Zwłaszcza po długiej przeprawie i ze świadomością, że tak naprawdę nigdy nie możemy czuć się do końca bezpiecznie. Z drugiej zaś pojawia się ta nieopisana frustracja spowodowana złym rozmieszczeniem savepointów. Owa bezradność polega na często przypadkowym zgonie w najmniej oczekiwanym momencie, w którym nawet nie mamy kontroli nad akcją. No bo przecież podczas pewnych czynności pozbawieni jesteśmy możliwości jej natychmiastowego przerwania. Rodzi to chore sytuacje, w których po niemal godzinnych zmaganiach, chowaniu się i skrzętnym omijaniu zagrożeń, zginiemy ot tak, bez możliwości obrony i z nie swojej winy. Wtedy cały ten czar pryska i aż odechciewa się kontynuować przygodę. Takich sytuacji miałem co najmniej kilka, a więc kilka godzin w plecy. Mam duży żal do ludzi odpowiedzialnych za ten aspekt. Oprócz protagonistki, nie do końca mogłem nawiązać więź z pozostałymi członkami załogi, przez co mogę sądzić, iż postacie nie były zbyt ciekawe. No i ich twarze jakoś dziwnie wymodelowane. Przyznać muszę, że z początku gra była dla mnie mało wciągająca. Na chłodno mogę powiedzieć, że wprowadzające etapy z Androidami były strasznie uciążliwe dla nieobytego jeszcze z mechaniką gracza. Nie pomagały błędne oznaczenia klawiszy w interakcjach oraz niedogodności w nawigowaniu. Zdarzały się też sporadyczne glitche związane z przewracającymi się przedmiotami czy lewitującą bronią. Nawet wskazówki podczas ładowania poziomów znikały po zaledwie dwóch sekundach. Czasami losowość przedmiotów daje się we znaki. W moim przypadku na każdym kroku otrzymywałem czujniki, których miałem już po dziurki w nosie. Gra niekiedy sprawiała wrażenie odrobinę przeciąganej. Generalnie program jest zadziwiająco stabilny. Wszelkie techniczne błędy są tak mało znaczą kwestią, że nawet nie każdy je zauważy. Oprócz niedogodności na starcie, cała przygoda była ekscytująca. Moja ocena – 8.5/10

25.11.2019 10:10
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Braid to szalenie abstrakcyjna platformówka. Plusy... Absolutnie genialne, rozwalające mózg łamigłówki. Muszę przyznać, że te zawiłe rebusy często dawały mi w kość i potrafiły zatrzymać na dłuższą rozkminę. Za to satysfakcja z własnoręcznie rozwiązanej zagadki jest ogromna Prawdziwie baśniowe levele o ciekawej i nieraz skomplikowanej konstrukcji zachwycają pomysłowością. Do każdego etapu trzeba podejść z głową oraz myśleć czasem bardzo nieszablonowo. W dodatku każdy świat rządzi się własnymi prawami, jeśli chodzi o kontrolowanie czwartego wymiaru. Tutaj nie można nie wspomnieć o fantastycznym operowaniu dźwiękiem podczas cofania czasu. Ach, no i ta kojąca zmysły muzyka – poezja. Atmosfera gry jest taka odprężająca, idealna dla marzycieli. Sprzyja temu ciekawa oprawa artystyczna – pejzaże są niczym malowane akwarelą. Braid cenię także za prostotę. Produkcja jest idealna na krótkie posiedzenie między dużymi tytułami, bo szybko można przejść do zabawy, trochę pogłówkować i zawsze wrócić później w razie braku pomysłu. Bardzo odpowiada mi zastosowana tu mechanika. Pomaga w tym konstrukcja światów. Nie musimy się martwić o zapisywanie stanu gry, gdyż struktura plansz zakłada, że każdy poziom jest zawsze dostępny, można go po prostu przebiec lub przy odrobinie pomyślunku szczęśliwie ukończyć. Minusy... Kłopoty zaczynają się, gdy nie odkryjemy konkretnego działania wstrzymywania czasu. Brakowało mi troszkę podpowiedzi, toteż nie obyło się bez poradnika. Nieco denerwujące były sekcje zręcznościowe, których na szczęście jest mało. Szkoda, że nie pokuszono się o zgłębienie fabuły, bo miała potencjał, a okazuje się jedynie szczątkowa. Mimo wszystko, wrażenia jak najbardziej pozytywne. Moja ocena – 8.0/10

04.11.2019 09:25
1up
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158

Nie jest to miarodajne, bo spośród tylu pięknych tytułów jestem w stanie przedstawić tylko te, w które faktycznie grałem. I to niemal wyłącznie na PC. Części z nich nie miałem przyjemności poznać, o kilku pewnie nie pamiętam, a resztę staram się nadrabiać w wolnej chwili. Lista może z biegiem czasu okazać się elastyczna. Niemniej, tak prezentuje się moje zestawienie:

2001 - Outlive
2002 - Mafia
2003 - Max Payne 2
2004 - Far Cry
2005 - Fahrenheit
2006 - Company of Heroes
2007 - Mass Effect
2008 - King's Bounty: The Legend
2009 - Mirror's Edge
2010 - Heavy Rain

Rok 2007 był według mnie przełomowy, bo to do tej pory chyba najlepszy wysyp nowych marek, z których część trwa do dziś.

04.11.2019 09:22
1up
odpowiedz
1up
158

Zaznaczam, że nie jest to miarodajne, bo spośród tylu pięknych tytułów jestem w stanie przedstawić tylko te, w które faktycznie grałem i je pamiętam. I to niemal wyłącznie na PC. Części z nich nie miałem przyjemności poznać, o kilku pewnie zapomniałem, zaś resztę staram się nadrabiać w wolnej chwili. Lista może z biegiem czasu okazać się elastyczna. Niemniej, tak prezentuje się moje zestawienie:

1991 - Civilization
1992 - Dune II: Battle for Arrakis
1993 - Prehistorik 2
1994 - Teenagent
1995 - Screamer
1996 - Duke Nukem 3D
1997 - Dungeon Keeper / Oddworld: Abe's Oddysee / Blood
1998 - Carmageddon 2: Carpocalypse Now
1999 - Heroes of Might and Magic III
2000 - The Sims

Rok 1997 był tak genialny, że aż pozwoliłem sobie wybrać trzy pozycje, a powstało wówczas mnóstwo growych perełek.

30.10.2019 13:38
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
9.5

Mass Effect 2 nie można opisać krótko. Jest to bowiem tak głęboka gra, że aż słów podziwu brak. Plusy... Leksykon - niesamowicie ciekawy. Kreatywne opisy technologii, interesujące historie poszczególnych ras zahaczające o politykę, ekonomię czy filozofię, cała infrastruktura komunikacji, wyczerpujące opisy statków, broni, mocy i planet. To tak w wielkim skrócie. Życzę wszystkim producentom takiego rozmachu w kreacji świata w ich produkcjach jaki pokazało BioWare. Czapki z głów. Fantastyczny koncept Normandii oraz wyrafinowane projekty lokacji zachwycają swoimi sceneriami i dbałością o detale. Każde nowe otoczenie to małe dzieło sztuki growego level designu. Wszystko to okraszone jest rewelacyjną oprawą graficzną i spektakularnymi efektami wizualnymi. A animacja jest wprost cudowna. Wstawki filmowe to poziom światowy. Gra posiada satysfakcjonujący model rozgrywki: dbanie o własny statek i załogę, badanie planet, wykonywanie misji głównych i dodatkowych, sporo eksploracji, trochę strzelania, liczne rozmowy i mnóstwo informacji do przestudiowania. Przyznać muszę, że lubię ten taktyczny tryb walki z aktywną pauzą. Sprawdza się zacnie i wbrew pozorom strzelaniny są naprawdę ekscytujące i widowiskowe. Tempo akcji udało się odpowiednio zróżnicować, zaś poziom trudności został wyważony idealnie. Niech o ponadprzeciętnej jakości produktu świadczy fakt, iż po blisko 70 godzinach spędzonych na zabawie, czułem, że jeszcze mi mało. Rozmach, z jakim została stworzona ta Gra, przyprawia o zawrót głowy. Wątek główny jest zręcznie napisany i bardzo wciąga. Questy poboczne wypadają dużo lepiej niż w pierwowzorze, bo są niewymuszone i naprawdę angażujące. Teraz trochę o załodze statku. Genialnie zarysowane postaci, z intrygującą przeszłością, własnymi problemami, temperamentem i motywacją. Chyba jeszcze lepsze niż w jedynce. Oczywiście niezwykle miło było spotkać starych znajomych, lecz ci nowi godnie ich zastąpili na pokładzie Normandii. A Miranda - Boże jaka ona jest śliczna! Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na tle wspaniałych towarzyszy i równie ciekawych npc'ów, wcale nie gorzej wypadają przeciwnicy. Wrogowie należą do różnych ras, są organiczni lub syntetyczni, wymagają indywidualnego podejścia i zastosowania odmiennych mocy bądź specjalnej amunicji, gdyż często chronią je pancerze lub tarcze. Ogólnie świetnie pomyślane. Do tego SI prezentuje przyzwoity poziom i sprawia że oponenci są wymagający. Mass Effect 2 rezygnuje z kilku nietrafionych pomysłów oryginału, na rzecz usprawnienia wielu aspektów względem pierwowzoru, których nie sposób wymienić. Dla przykładu, zrezygnowano z pojazdu Mako i podróży windami, zaś sama walka jest teraz bardziej elastyczna, dodano też sporo fajnych mocy biotycznych i technologicznych. Wciąż cieszą różnego rodzaju smaczki: rozmowy załogi na temat aktualnych wydarzeń, interesujące fakty galaktyczne w radioodbiornikach, szczere pogaduszki z pobratymcami, kajuta kapitańska pozwalająca na zmianę kombinezonu i pancerza oraz podziwianie swojej kolekcji statków kosmicznych. Niby nic, a cieszy oko. Nie zabrakło też odniesień do poprzedniej części cyklu oraz innych, często zabawnych nawiązań do popkultury. Tutaj ujawnia się dystans BioWare do gier rpg, co słychać w rozmowie z pewnym sprzedawcą. A przyśpiewki Mordina to już w ogóle rozwalają system. Wspomnienia Thane’a natomiast przyprawiają o ciarki na plecach. Uroczo wyglądają również sprzeczki EDI z Jokerem. Ach, te postacie i ich historie. Co za tym idzie, świetne swojskie i nieraz komiczne dialogi, imponująca polonizacja i wyśmienity dubbing. Naprawdę udźwiękowienie robi robotę. Wszelkie odgłosy otoczenia, szum silników Normandii, cyfrowe sample towarzyszące odblokowaniu ulepszenia czy zdobyciu nagrody, brzmienie pukawek czy efekty dźwiękowe użycia mocy budzą zachwyt. No i ta kosmiczna muzyka. Wszystko to sprawia, że atmosfera gry jest naprawdę fantastyczna. Kosmos, odległe niezbadane rejony, technologia przyszłości, spowite mgłą tajemniczości nowe światy, galaktyczna intryga. Dziełu BioWare nie brakuje epickości. Na koniec zostawię zabieg tak charakterystyczny dla ludzi z tej firmy, dzięki któremu wychodzą przed szereg innych deweloperów. Import save'a z wyglądem i decyzjami postaci z pierwszego Mass Effecta to coś wspaniałego. Możliwość reaktywowania mojego własnego herosa była czymś w rodzaju przywołania najlepszego wspomnienia. Nigdy bowiem nie podobała mi się domyślna facjata Sheparda, zaś oblicze wytworu mojej wyobraźni wygląda po prostu zajebiście. Minusy... Opcje wyboru w dialogach są czasami niejasne. Małe niedociągnięcia można dostrzec w konsekwencjach wyborów. Podczas konwersacji zdarzają się błędy kamery, zaś rozmówcy potrafią zniknąć na moment lub zjadać końcówki swoich wypowiedzi. Gdzieniegdzie pojawiają się też brzydkie cienie na twarzach. Nieładnie wygląda też wtapianie się ciał w podłoże. Główny bohater oraz jego kompani czasem sobie lewitują. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że protagonista potrafi zaciąć się w miejscu, z którego nie da się już wyjść, co zmusza do wczytania poprzedniego stanu gry. Znany jest też bug z nieodhaczeniem wykonanego już zadania. Przyczepić się można jeszcze do mocno zredukowanego systemu rozwoju postaci. Ponadto mogą chodzić słuchy o znacznym uproszczeniu pewnych mechanik rozgrywki. Moim zdaniem większość zmian wyszła marce na dobre. W końcu to action rpg, a nie rasowy rolplej. W tej kategorii osiągnięto tu doskonały balans. Wszelkie niedociągnięcia są tak mało znaczące, że w zestawieniu z przytłaczającą ilością zalet, dzieło kanadyjskiego studia wydaje się niemal bez skazy. Moja ocena – 9.5/10

18.09.2019 15:18
1up
📄
odpowiedz
1up
158
6.5

Brothers in Arms: Hell’s Highway jawi się jako ładna opowiastka, lecz już nie tak ładna gra. Plusy... Pierwsze skrzypce odgrywa tu scenariusz, a ten zaskakuje swą dramaturgią. Pomagają temu rewelacyjne cinematiki oraz świetne dialogi. Naprawdę przyjemnie słucha się tego wojskowego żargonu. Po raz trzeci już twórcom udało się wykreować porządny drugowojenny klimat. Wiernie odwzorowane tereny działań i bardzo szczegółowe otoczenia budzą uznanie. W połączeniu z realistycznymi odgłosami na polu walki i bardzo starannym odwzorowaniem klasycznych karabinów czy pistoletów, otrzymujemy smakowity kąsek dla fanów militariów. Taktyczny charakter produkcji wymusza na graczu dowodzenie drużynami. Ułatwia to czytelna mapa do planowania operacji. Mimo że grałem całkowicie bez interfejsu, to zaimplementowane w grze czcionka i hud przypadły mi do gustu. Szata graficzna wyróżnia się przyjemną kolorystyką i ogólnie dość wysoką jakością, zwłaszcza gdy chodzi o otoczenia i twarze postaci. A spotkanie ze starą gwardią jak zwykle mi schlebia. Ładna interpretacja motywów przewodnich z serii Brothers in Arms też raduje me serce. Całkiem fajnie wypada fizyka otoczenia. Mojej uwadze nie uszły podlegające zniszczeniu drewniane płoty, należyty odrzut granatu, realistyczny ragdoll czy oderwane kończyny poległych żołnierzy. Są nawet tak cieszące oko detale jak odpadające z głów hełmy czy dym wydobywający się z lufy karabinu po oddaniu strzału. Jeśli chodzi o emocje to nie powiem, przedstawiona historia dostarcza ich trochę. Szkoda tylko, że sama rozgrywka nie budzi większego poruszenia. Minusy... No właśnie. Gameplay stanowi znaczne oderwanie od tego, co przedstawiają poważne wstawki filmowe. Zadania są do bólu schematyczne i słabo wchodzą w korelację z wyśmienitymi cut-scenami. Produkcja jest mało urozmaicona, a powtarzana w kółko receptura na flankowanie oddziałów wroga szybko się nudzi. O ile mapki wykonano rzetelnie, o tyle sam teren na siłę sztucznie zawężono, zmniejszając ilość przejść. Przy ograniczonym wachlarzu ruchów głównego bohatera, stanowi to niemiłą niespodziankę. Dobrego słowa nie mogę więc powiedzieć o sterowaniu, gdyż wydawanie rozkazów jest nieprecyzyjne i łatwo tu o srogą pomyłkę. Ruch kamery jest ograniczony, rzut granatem spartaczony, a poruszanie się sztywne. Niemożność przeskoczenia malutkiej przeszkody dokucza, a przyklejanie się do osłon staje się uciążliwe. Brak w tym wszystkim płynności i swobody. Dodając do tego spieprzone w działaniu strzelanie i dziwny system obrażeń, otrzymujemy po prostu słabą technicznie strzelankę. Na domiar złego na każdym kroku czuć liniowość. Sztuczna inteligencja nie reprezentuje sobą nic specjalnego, zaś AI towarzyszy pozostawia wiele do życzenia. Poza tym program obfituje w dziwne bugi, kolizje i przenikanie ciał przez obiekty oraz lubi wykrzaczyć się do pulpitu. Zapis gry w jednej z końcowych misji był w takim momencie, że sekundę po jego wczytaniu mój oddział ginął pod ostrzałem moździerzy. Super, nie ma co. Pomijając to zdarzenie, czasem punkty kontrolne wydawały się zwyczajnie zbyt odległe. Ogólnie kampania wydaje się za łatwa. Według mnie autoregeneracja zdrowia to błąd. Za kolejny niepotrzebny zabieg uważam bullet-time. Podobnie jak poprzednie części, gierka dosyć krótka. Grywalność jest raczej przeciętna, zaś formuła na zabawę miejscami mnie wynudziła. Generalnie tytuł raczej tylko dla zagorzałych fanów serii. Moja ocena – 6.5/10

11.09.2019 19:00
1up
📄
5
odpowiedz
1up
158
9.0

Amnesia: The Dark Descent to obłędny horror. Plusy... Udźwiękowienie to jest jakieś mistrzostwo świata. Nieprzyjazny gwizd wiatru, skrzypienie drzwi, szybszy oddech bądź niekontrolowany jęk głównego bohatera to tylko preludium do spektrum przerażających odgłosów. Dodając do tego takie atrakcje jak wciąż słyszane w oddali, ciągnące się po podłodze łańcuchy, niewiadomego pochodzenia plusk wody tuż za plecami czy wreszcie przerażający ryk nie z tego świata - niepokój gwarantowany. Tonacja schodzi nieraz bardzo nisko, co tylko potęguje odczucia. A co powiedzieć o muzyce, która już w menu głównym zwiastuje coś złowieszczego? Zaprawdę, soundtrack, który przygotował Mikko Tarmia to małe dzieło sztuki. Ścieżka dźwiękowa obfituje w naprawdę mroczne utwory, które przyprawiają o gęsią skórkę, motywy dynamicznych pościgów zapewniające szybsze bicie serca oraz piękne ambienty dające chwilę wytchnienia. Dialogi uważam za poprawne. Pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie nieoficjalny polski dubbing. Cut-scenki w postaci wspomnień Daniela tworzą swego rodzaju oniryczną aurę. Dość nieoczywistą z początku, lecz później mocną stroną produkcji okazuje się silnie inspirowana prozą Lovecrafta, dająca do myślenia, głęboka i smutna historia. Sprzyjają temu realia i ramy czasowe opowieści. Wielkie brawa należą się za level design. Nie dość, że zamczysko i komnaty są megaklimatyczne, to podróż po nich sprawia wrażenie rozsądnie zaplanowanej wyprawy. Zadania są w naturalny sposób motywowane naszą ciekawością i mimo wolnej ręki w kolejności ich wykonywania, układają w spójną, konsekwentną całość. Pochwalić muszę sensownie zrobione skrypty oraz przezorność twórców odnośnie do backtrackingu. Podczas mojej eskapady nie natrafiłem na żadne większe błędy czy nieprzemyślane kroki, co rzadko się zdarza w tej specyficznej branży. Mnie osobiście gra nie nudziła ani przez chwilę. Wszystkie aspekty rozgrywki były niesamowicie angażujące, a długość gry wydała mi się w sam raz. Podczas eksploracji zamku z zaciekawieniem studiowałem miejscowy folklor w notatkach. Jeśli zaś o łamigłówki chodzi, to te oparte na fizyce można rozwikłać drogą dedukcji tudzież wziąć na zdrowy rozsądek, przez co zwyczajnie cieszą. Gameplay pozwalający na manipulowanie elementami otoczenia to już znak rozpoznawczy Frictional Games. Uwielbiam tę interaktywność w ich grach. Jednocześnie doceniam formułę, w której protagonista jest bezbronny i musi polegać na swoim sprycie Z moich obserwacji wynika, iż Amnezja w zestawieniu z cyklem Penumbra pewne rzeczy robi lepiej, pewne gorzej, jednak podtrzymuję zdanie, że autorzy uszlachetnili wypracowany przez siebie wzorzec rozgrywki. Oprawa wizualna zachwyca swą miodnością, przede wszystkim za sprawą gry świateł i cieni. Fajnie wypadają tu wszelkie efekty graficzne i kołyszący się obraz imitujący niepoczytalność umysłu bohatera. Kolejna zaleta produkcji to świetnie wykreowane potwory oraz zagrożenia, których nie widać, a które to działają na wyobraźnię. Plusem jest też to, że zachowania monstrum są dość nieprzewidywalne. Najlepsze w tym szaleństwie jest to, że boimy się przede wszystkim tego, czego nie widzimy. I to się im, cholercia, udało. Już samo wkroczenie do nieznanego terytorium powoduje silne obawy. Serio, czasami miałem pietra, by otworzyć drzwi do kolejnego pomieszczenia. To, co wyróżnia dzieło szwedzkiego studia spośród innych gier tego rodzaju, to inteligentne i bardzo skuteczne metody straszenia. Praktycznie wszystko w tej kwestii opracowano wzorowo, jednak w niektórych etapach Frictionale pojechali po bandzie. Do tego stopnia, że człowiek zastanawia się czy brnąć dalej w ten obłęd. Ja zaryzykowałem i nie żałuję. Pod względem atmosfery i poziomu przerażenia gra miażdży niemal wszystko, co wyszło do tej pory w gatunku survival-horrorów. Przeżycia i emocje z najwyższej półki. Tak posępny, duszny i złowrogi klimat pamięta się na długo. Minusy... Początkowo niezbyt przejrzysty sposób prowadzenia fabuły. Nieliczne zagadki, w których trzeba dużo się domyślać, a i tak nie zawsze okazują się logiczne. Momenty, w których nie do końca wiadomo co zrobić, aby pchnąć fabułę do przodu. Jeśli chodzi o zbierane przedmioty, to da się odczuć lekki dysonans, gdyż luźno porozrzucane przedmioty o tym samym przeznaczeniu nie mogą zostać użyte tak jak te w ekwipunku, np. młotek. Poza tym jest dobrze, gdyż wszelkiego rodzaju głazy czy skrzynie odpowiednio wykazują swój ciężar i czasem się przydają. Jak widać można stworzyć klimat tak sugestywny, że nawet najmniejszy szmer działa na wyobraźnię. Jako ogromny fan Penumbry, polecam z całego serca. Moja ocena – 9.0/10

28.08.2019 21:59
1up
📄
odpowiedz
1up
158
6.5

Heroes of Might and Magic V to produkcja, która zafundowała mi naprawdę wyczerpujący osąd. Z początku za nic nie mogłem się przekonać i do gry podchodziłem trzykrotnie – gdzieś w okolicach premiery, parę lat później, no i teraz. Jak to się mówi, do trzech razy sztuka. Oto moja obserwacja.

Plusy... Trójwymiarowe, animowane ekrany miast to majstersztyk i zdecydowanie najjaśniejsza strona produkcji. Przy akompaniamencie muzyki Paula Romero czuć wręcz patos. Większość utworów zachwyca swym pięknem. Towarzyszą temu przyjemne efekty dźwiękowe podczas eksploracji oraz heroiczne odgłosy na polu bitwy. Dobre wrażenie robią wszelkiego rodzaju animacje na mapie przygody i podczas batalii oraz efekty towarzyszące rzucaniu czarów. A propos zaklęć, moją uwagę zwrócił niebanalny podział magii. Dobrze pomyślane zostały także rozbudowa miasta oraz rozwój umiejętności bohatera. Talenty, zdolności i specjalizacja herosa czynią rozgrywkę bardziej urozmaiconą. Spodobała mi się taktyka rozstawiania wojsk, a zwłaszcza możliwość wystawiania tylko części rekrutów, co umożliwia ukrycie tych, których nie potrzebujemy w bitwie. Świetna opcja, gdy chcemy uchronić przed utratą cenne jednostki. Do tego szybka walka z możliwością powtórzenia i rozegrania jej po swojemu (zazwyczaj lepiej). Na pochwałę zasługuje dobrze zaprojektowany i przemyślany interfejs. Widać, że twórcy zgromadzili wszystkie mankamenty poprzednich odsłon i usprawnili niemal każdy aspekt nawigowania, m.in. uprościli proces rekrutacji stworzeń. Jednak największy mój przyjaciel to godny zaufania system autozapisu, który nieraz ratował skórę. Złego słowa nie mogę powiedzieć o fabule, gdyż ta nie dość że jest interesująca, to zawiera intrygi oraz miewa nieoczekiwane zwroty.

Neutralne... Jednostki. Z jednej strony mamy kilka genialnie zaprojektowanych stworów, z uwzględnieniem ich rozmiarów i ciekawych zdolności specjalnych, z drugiej zaś większość kreatur wygląda paskudnie. Często ich portrety w ramach jednej frakcji są bliźniaczo podobne, co może dezorientować. Odpychająca z początku mangowa szata graficzna po pewnym czasie już tak nie przeszkadzała i szło się do tego przyzwyczaić. Nadrabia to wysoka ogólna jakość oprawy wizualnej.

Minusy... Żałośnie słabiutkie cut-scenki oraz beznadziejny polski dubbing. Atrakcyjne z założenia scenariusze o zróżnicowanym tempie rozgrywki szybko okazywały się rozwlekłe i wręcz męczące. Za spore niedociągnięcie trzeba uznać niejasne założenia misji, które potrafią wprowadzić w błąd. Nieraz krążyłem po mapie nie wiedząc co jeszcze muszę zrobić, by cel został zrealizowany. No i zawsze po fakcie okazywało się to błahostką, o której nie raczono wspomnieć w opisie zadania. Co więcej, niektórych misji nie da się ukończyć w tradycyjny sposób, bo autorzy nie przewidzieli, że gracz może myśleć inaczej i wykonywać zadania w odmiennej kolejności. Innym mankamentem jest zauważalna niespójność historii z rozgrywką oraz idące za tym błędy w kampanii. Wspomnieć muszę moje rozczarowanie, gdy na okupione krwią doświadczenie narzucono limit, co pozbawia sensu jego gromadzenia. Tak samo nie wiem po co istnieją zaklęcia, skoro nie działają. Brak też opisu działania części artefaktów, które swoją drogą są po prostu słabe. Rozgrywce doskwiera miejscowa nieczytelność i utrudnione operowanie kursorem. Właściwe nacelowanie pod żądanym kątem na atakowaną jednostkę niekiedy graniczy z cudem. Tutaj też co jakiś czas wkrada się nieczytelność aren w 3D oraz nieporadność kamery filmowej w zbliżeniach. Mały, acz dokuczający szkopuł w postaci niewidocznego ustawienia sił wroga przed walką wbrew pozorom ma ogromne znaczenie taktyczne. Program stosuje dziwne kolejkowanie, gdzie najbardziej ofensywne kreatury wykonują akcję po 3 razy na turę (sic!), a przewidywane obrażenia podaje loteryjnie, a więc bywają mylne. W dodatku pasek inicjatywy jednostek nie nadąża za akcją. Programiści zaimplementowali kilka irytujących cech istot. Niektóre zostały stworzone chyba tylko po to, żeby denerwować Bogu ducha winnego gracza. Zaprawdę powiadam wam, starcia z magami są cholernie niesprawiedliwe. Inne też, ale te jakoś szczególnie zapadły mi w pamięć. Z rzeczy mniej przyjemnych zobowiązany jestem wymienić jeszcze puste scenerie na mapie przygody, nierówny poziom trudności, spamowanie sił wroga oraz ciągnące się misje. Słowem, wymęczyła mnie ta gra.

Podsumowanie... Żeby było jasne, Heroes V to dobra gra. Posiada jednak masę bolączek, które sprawiają, że czas spędzony z dziełem Nival nie należał do najprzyjemniejszych. A o to głównie chodzi, prawda? Moja ocena – 6.5/10

25.07.2019 12:11
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
8.0

Half-Life to popisowy debiut firmy Valve. Plusy... Fenomenalny jak na tamte czasy silnik fizyczny, dzięki któremu system strzelania jest nad wyraz przyjemny. W ogóle bardzo cenię sobie szybkość odpalania gry. Od momentu uruchomienia programu już po kilku sekundach można oddać się rozgrywce bez zbędnych ekranów wprowadzających. Zawsze podobał mi się ten oldskulowy, surowy interfejs. Mam też jakiś dziwny sentyment do tekstury tych pustynnych skał, w obrębie których toczy się akcja. Oko cieszą bardzo klimatyczne scenerie, zarówno otwarte przestrzenie, jak i kompleks badawczy. Brak typowych cut-scenek wprowadza większą immersję, bo gra nie rezygnuje ani na chwilę z opowiadania historii z perspektywy oczu bohatera. Tajemnicza fabuła i enigmatyczni bohaterowie to coś, co wyróżnia produkcję spośród innych fps-ów tamtego okresu. Sama rozgrywka świetnie balansuje pomiędzy spokojną eksploracją a prawdziwą jatką i elementami grozy. Twórcom udało się uzyskać porządny, wymagający poziom trudności. Zwłaszcza, że sztuczna inteligencja wrogich żołnierzy okazuje się rewelacyjna. Ponadto różnej maści potwory są intrygujące i do każdego należy podchodzić z inną taktyką. Na przestrzeni gry wypróbowujemy sporo naprawdę oryginalnych pukawek. To wszystko sprawia, iż gameplay jest na tyle urozmaicony, że nie pozwala ani na chwilę się nudzić. W sumie zapewnia to kilkanaście godzin solidnej zabawy. Warstwę audio ubarwiają nienaganne, czasem nawet zabawne dialogi naukowców oraz kozackie komendy żołnierzy. Docenić należy pomysłowe sekwencje zręcznościowe oraz zawsze przeze mnie lubiane zagadki oparte na fizyce. Minusy... Największy zarzut mam do niskiej sterowności bohatera. Jego ślizganie się to bez cienia wątpliwości najczęstsza przyczyna śmierci. W pewnych miejscach można się niechcący zaklinować. Grozi to też naszym lekkomyślnym towarzyszom. Niemało jest też innych błędów natury technicznej oraz bugów w skryptach. Osobiście dokuczały mi dziwne loadingi na odcinkach etapów oraz niezrozumiały system autozapisu. Zbyt dużo metalicznego dźwięku działa męcząco na moje uszy, zaś większość utworów ze ścieżki dźwiękowej jest po prostu nie w moim typie. Niestety, często trzeba się domyślać, co w danej chwili zrobić, bo część zadań jest nieoczywista. Z perspektywy lat tytuł przede wszystkim broni się klimatem i niezwykłą grywalnością. Nie dość że produkcja Valve przetarła ścieżki innym shooterom, była nieocenioną bazą dla modów, to jeszcze zestarzała się godnie. Moja ocena – 8.0/10

26.06.2019 17:59
1up
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158

Na pewno dużo zależy tu od kategorii gry, toteż nie będę wymieniał elementów pasujących tylko do danego gatunku, ale raczej uniwersalne. Wbrew logice, nie gameplay jest dla mnie najważniejszy. W nawiasach tytuły, które dały mi takie poczucie...

1. Klimat - to coś tak osobistego i nieuchwytnego w słowach, co decyduje czy dany tytuł mi podejdzie i jak dobrze go zapamiętam. Nawet słabą technicznie grę docenię bardziej za jej walory mentalne, niż poprawnie wykonaną, ale mdłą, nijaką i pozbawioną miodności produkcję. Na atmosferę gry wpływa także miejsce, czas czy chociażby warunki, w jakich graliśmy. Dlatego też tak często na nasz obraz gry oddziałuje nostalgia. (Dungeon Keeper)

2. Emocje - takie stany jak strach czy wzruszenie pamięta się na długo. Gry też mogą być sztuką. (To The Moon)

3. Lokacje - tak często kojarzone z samą grą, że są niejako jej okładką. Piękne niestworzone światy oraz pomysłowy level design to coś, co może stać się legendą. Czasem bywa tak, że zatrzymujemy się tylko po to, aby popatrzyć na widoki. Buzia sama się cieszy, dusza raduje i jakoś tak cieplej na serduszku. (Mirror's Edge)

4. Muzyka - od zawsze warstwa audio to niezwykle istotny element gry, który niemalże utożsamiam z jej atmosferą. To czego nie mogą słowa czy obraz, tam wkracza muzyka. Do dziś słucham sobie soundtracków z gier. Nierzadko jest to miód dla uszu. (The Sims)
Dźwięk - pewien charakterystyczny zestaw odgłosów nie pozwala pomylić się, co jest na ekranie. Niesłychanie ważny w budowaniu nastroju. (Dead Space)

5. Fizyka - fajnie jest czuć grę, jej ciężar i reakcję świata oraz mieć kontrolę nad tym, co się robi. (Penumbra)

6. AI - dobra sztuczna inteligencja zaskakuje nawet po kilkunastu latach. Ze świecą szukać. (F.E.A.R.)

7. Grafika - aspekt artystyczny góruje u mnie nad technicznym, bo technologia się starzeje, zaś design broni się sam. Przyjemnie zawiesić oko nad komputerową grafiką. Nigdy nie chciałem, aby gry na siłę starały się odzwierciedlić realny świat. Niech więc zawsze pozostanie pierwiastek tej nierealności.

8. Grywalność - w zwyczaju mam ogrywać gry tylko raz ze względu na brak czasu i masę innych gier na liście. Istnieją zaś tytuły nieśmiertelne, do których wracam co jakiś czas i wcale się nie starzeją. Niezwykle rzadka umiejętność. (HoMM3)

9. Mechanika - na dobrą sprawę do każdej można się przyzwyczaić. Wolę jednak proste i przemyślane zasady, niż skomplikowane i złożone reguły.

10. Bohaterowie - postaci, które dzięki swej charyzmie stają się ikonami branży. (Hitman)

11. Fabuła - w grach nie szukam wyrafinowanej historii, aczkolwiek doceniam niebanalny scenariusz. (Mafia)

Poza tym bardzo cenię sobie w grach takie smaczki jak ukryte przesłanie, sekretne levele czy easter eggi. Świadczy to tylko o pasji i zaangażowaniu twórców.

28.05.2019 19:49
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Metro 2033 to swojski fps. Plusy... Według mnie świetnie uchwycony duch powieści. Choć książkę czytałem już kilka lat temu, mojej uwadze nie uszły liczne nawiązania oraz znajomi towarzysze. Fajnie było sobie przypomnieć co nieco z tej eskapady. Kolejne cele podróży są wciągające i tworzą naturalny bieg dla przedstawionej historii. Odtworzono tu kawałek angażującej historii, przy czym najbardziej spodobała mi się ta niespieszna narracja. Rozmowy między bohaterami są konkretne i rzeczowe, a język rosyjski tylko dodaje wiarygodności dialogom. Wspomniana swojska atmosfera pozwala poczuć się jak przed laty na lokalnych bazarkach. Pełna ciepła gwara tubylców, pogłos dobiegający z ciasnych tuneli metra, jak i tajemnicze dźwięki z powierzchni budzące niepokój - to wszystko zasługuje na uznanie. Miejscami klimat bywa tak gęsty, że można kroić nożem. Mroczny ambient oraz brzmienie gitary dawały jakiś taki nieco przygnębiający nastrój. Znakomicie został też zobrazowany strach w tunelach metra. Brudne zakątki poszczególnych stacji z prowizorycznymi konstrukcjami oraz zniszczony apokalipsą mroźny padół robią wrażenie. Szczegółowe otoczenia, wyrazista oprawa z fantastycznym światłocieniem i imponujące efekty graficzne tworzą tę produkcję po prostu piękną. Do tego rewelacyjna fizyka i efekty oraz przykuwająca wzrok animacja z oczu bohatera – słowem, jest na czym zawiesić oko. Pomysłowo zrealizowano hud, a mianowicie cel wyznaczany w notatniku i na kompasie. Fajny, dość nietypowy zabieg udało się przeprowadzić dzięki pułapkom. Niekiedy gra stanowiła wyzwanie. Jak na tytuł z gatunku fps, długość kampanii wydaje się w porządku. Minusy... Rozgrywka, co trzeba przyznać, relatywnie liniowa. Odrobinę zawiedziony byłem nie do końca działającym skradaniem. Nie trafiła również do mnie idea waluty i konfiguracji pukawek – w zamyśle ciekawa, ale w praktyce trochę nieprzydatna. Doskwierały też niezbyt czytelne miniaturki oręża oraz okazjonalne glitche graficzne. Uzbrojenie nienajgorsze, aczkolwiek mocno powtarzalne, co w połączeniu ze średnio wypadającym systemem strzelania nie dawało takiej frajdy. Zarówno mutanty, jak i ludzcy nieprzyjaciele często wydawali się kuloodporni, zaś sztuczna inteligencja pozostawia sporo do życzenia. To, na co na pewno mogę jeszcze ponarzekać, to nieprzemyślane punkty zapisu, które nieraz potrafiły wczytać stan gry pośrodku strzelaniny. Tak czy owak, moje zaangażowanie w grę było nie mniejsze niż w tekst, przez co bawiłem się nie gorzej niż podczas lektury. Czasami wręcz właśnie tak wyobrażałem sobie tułaczkę Artema. Atmosfera naprawdę zacnie uchwycona. Moja ocena - 7.0/10

30.03.2019 23:23
1up
📄
odpowiedz
1up
158
2.5

A Bird Story to ładna opowiastka, lecz nijaka gra. Z przykrością stwierdzam, że po genialnym To The Moon, tutaj jestem srodze rozczarowany. Plusy... Cała spuścizna z poprzedniego dzieła Freebird Games, czyli m.in. urocza w swej prostocie animacja oraz retro grafika. Tęskny nastrój tworzą ładne tła oraz pełna wdzięku muzyka – chyba najjaśniejsza strona produkcji. No i dorzucić do tego mogę kilkusekundowe nawiązanie do Mario, które wyłoniło u mnie lekki uśmiech na twarzy. Minusy... Przede wszystkim gierka jest za krótka - godzina to po prostu za mało na cokolwiek. A właściwa rozgrywka stanowi co najwyżej kilka procent tego czasu. Reszta to lecąca w tle bajeczka. Z jednej strony rozumiem brak dialogów, z drugiej zaś to one były motorem napędowym poprzedniej gry studia i na tym najwięcej traci opowieść. Swoją drogą dość mglista i nie niosąca za sobą specjalnych emocji. Niedobór aktywności, brak zagadek – można by wymieniać, czego gra nie posiada. Bez zbędnego gadania nadmienię, że nie jestem w stanie zaakceptować takiej formy rozgrywki. Zbyt mało treści, żeby się w to zagłębić. Szkoda. Moja ocena – 2.5/10

27.02.2019 10:30
1up
2
odpowiedz
1up
158

Moje ulubione uniwersum powraca! O filmie wiem już od jakiegoś czasu i nie mogę się doczekać. Mimo różnych podejść gier do marki Dune, zawsze wydawały mi się niszą dla wtajemniczonych. Marzy mi się zatem takie Company of Heroes w świecie pustynnej Arrakis.

18.02.2019 22:51
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

Mirror’s Edge to nowatorska koncepcja gry z parkourem w roli głównej. Plusy... Aż nie wiem od czego tu zacząć. Ach te czasy, kiedy ekipa z Electronic Arts promowała nowe marki na rynku. Doprawdy, odświeżające doświadczenie. Rozrywka jedyna w swoim rodzaju. Koncept gry z unikalnym światem, wyrafinowaną architekturą, własnymi logotypami, symboliką, świetnym designem postaci, luzackim slangiem w rozmowach i przede wszystkim – własnym Charakterem. To się szanuje! No i do tego ten znamienny czerwony filtr-przewodnik. A design lokacji jest wprost niesamowity. No i zrobiony ze smakiem. Miasto-Idylla gwarantuje obłędne, zapierające dech w piersiach widoki, zaś wnętrza, na które po prostu nie mogę się napatrzeć, świadczą tylko o kunszcie projektantów. Jest to dla mnie chyba najładniejsza wizualnie gra, jeśli chodzi o moje osobiste postrzeganie piękna. Mimo minimalistycznej stylistyki, zauważalna jest tutaj niezwykła dbałość o detale. A pomysłowość level designerów na stworzenie poziomów, z których dopiero ruszenie głową daje szansę się wydostać, zasługuje na uznanie. Dodając do tego sztukę parkoura, zapewniamy sobie iście emocjonujące pościgi. Najwięcej satysfakcji dają wszakże samodzielne poszukiwanie drogi oraz improwizowane ucieczki. Tempo rozgrywki było dla mnie idealne. Wcielanie się w biegacza jest zadziwiająco intuicyjnie i daje mnóstwo frajdy. Wszelkie akrobacje widziane z oczu bohaterki prezentują się nader widowiskowo. A finishery podczas walki wręcz - poezja! Podziw budzi spektakularne zastosowanie technologii PhysX, co szczególnie widać w potłuczonych na tysiące odłamków szybach. Przyznać muszę ze zdumieniem, że nawet po dekadzie gra wygląda przepięknie. A brzmi wcale nie gorzej. Gwar miasta oraz przestrzenne odgłosy tworzą przekonujące tło dźwiękowe. Soundtrack zaś, ze „Still Alive” na czele, pozwala się odprężyć. Dzieło EA DICE tętni jakąś taką pozytywną energią i nierzadko dostarcza przyjemnej adrenaliny. Historia Faith i jej siostry wciągnęła mnie od pierwszych minut i okazała się ciekawą opowieścią. Scenki fabularne w kreskówkowym stylu fajnie wkomponowują się w charakter gry. Dialogi, jak i polonizacja w moim odczuciu wypadają w miarę poprawnie. Na plus slang kurierów. Jak już wspomniałem uprzednio, design zarówno bohaterów, jak i antagonistów jest świetny. Kreacja sprinterów, ich image czy ciuchy - fenomenalne. A i sztuczna inteligencja radzi sobie całkiem nieźle. Twórcy pomysłowo podeszli do kwestii uzbrojenia. Jeśli chodzi o feeling pukawek to daleko im do rasowych fps-ów. Ale może to i lepiej, ponieważ bohaterka stroni od ich używania. Ponadto trzymanie giwery na dłuższą metę się nie opłaca, gdyż jej ciężar znacznie obniża pole manewru sprintera, co jest w sumie logiczne. Deweloperzy zatem nie tylko sprytnie wybrnęli z trudnej sytuacji, ale poradzili sobie wzorowo, bo wszystko wydaje się tu spójne i uzasadnione. Ascetyczne menu główne i przede wszystkim brak hud-a sprzyjają immersji. A ta atmosfera – ze świecą szukać podobnych wrażeń. Dodać muszę, iż gierka jest niesłychanie grywalna. Minusy... Zróżnicowana dynamika gry okupiona jest jednak momentami przestoju, gdy musimy po wielokroć powtarzać dany etap. Nie muszę chyba wspominać, że niesie to za sobą skrajne emocje. Może być to wina gdzieniegdzie zbyt odległych checkpointów. Sporadycznie zdarzały się też małe problemy z responsywnością sterowania. Takie uroki manewrowania po krawędziach wieżowców. Oj, często się spadało. Brakowało mi troszeczkę szerszej palety ciosów, coby można było złoić delikwenta na różne wymyślne i efektowne sposoby. Kończąc mój wywód nadmienię tylko, że aż chciałoby się, żeby przygoda z Faith trwała dłużej. Z drugiej jednak strony tak intensywna rozgrywka nie powinna się przeciągać. Po dość długiej u mnie stagnacji w branży, Mirror’s Edge przypomniało mi dlaczego kocham gry. To jeden z tych tytułów, gdzie screenshoty nie oddadzą uczucia zatracania się w grze. Czysta magia! Można rzec, że Faith na nowo przywróciła mi Wiarę w gry. Moja ocena – 9.0/10

12.01.2019 18:52
1up
odpowiedz
1up
158

Mój faworyt to pierwszy Dead Space. Czyste piękno.
Na 2. i 3. stopniu podium znalazłyby się zapewne Heavy Rain i Resident Evil 4. Obie mega klimatyczne.
Zawsze też intrygowała mnie okładka Fahrenheita.
Mam również słabość do coverów gier ze stajni Westwood - zwłaszcza Dune 2000 i Emperor: Battle for Dune.
Arcyciekawie na półce prezentuje się zaś Manhunt - w pudełku imitującym kasetę VHS.

09.11.2018 23:12
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
6.5

Lust for Darkness to, mam wrażenie, taki hołd złożony Stanleyowi Kubrickowi. Poza tym, że mocno inspiruje się filmem „Oczy szeroko zamknięte” i obrazami Zdzisława Beksińskiego, jest to porządna rzemieślnicza robota. I przy okazji mocno pokręcona gierka. Plusy... Mechanika podobna do dzieł studia Frictional Games, a więc szybciutko się odnalazłem. Kontekstowy interfejs nie zaburza immersji. Dyskretny autozapis działa jak należy, występuje w newralgicznych punktach i nie uświadczyłem tu najmniejszego zgrzytu. Jak na przygodówkę przystało, mamy tu sporo eksploracji, szafek do przeszukania i przedmiotów do zbadania. Zdecydowanie innych niż nas do tego przyzwyczajono. Te zaś wymodelowano z należytą precyzją. Uwagę przykuwa pełna kunsztu oprawa artystyczna, a wraz z nią zjawiskowa gra świateł, wysokiej jakości tekstury i szczegółowo odwzorowane obiekty. Za wrażenia słuchowe odpowiada dość minimalistyczna, ale mająca swoje momenty warstwa audio oraz osobliwa ścieżka dźwiękowa. Tworzą one naprawdę dobre podwaliny pod tę dziwną, niepokojącą atmosferę. Kurczę, naprawdę fajnie udało im się to uchwycić! Widać, że twórcy nie patyczkują się i z czasem oferują mocne wrażenia, zwłaszcza wizualne. Tytuł ewidentnie gra na emocjach. Od obrzydzenia, przez szokowanie, aż po fascynację i strach. Muszę przyznać, że te potwornie dyszące nad uchem osobniki, które nas ścigają, nieźle zjeżyły mi włosy na głowie. Sama tematyka jest nietuzinkowa, a historia intryguje. Rozgrywka nie stanowi wyzwania, okazjonalnie może wydawać się niezrozumiała, ale ten stan rzeczy zazwyczaj szybko mija. Ogólnie tytuł przeznaczony raczej na jedno posiedzenie, co jednak nie zmienia faktu, że gameplay jest ciekawy. Poszczególne zadania są łatwe, ale dzięki temu nie ma przestoju w zabawie. Poza oglądaniem dziesiątek bibelotów, które w gruncie rzeczy nic nie wnosi, nie mogłem narzekać na powtarzalność czy nudę. Wszystkie sekwencje podano w odpowiednich dawkach. Ciekawy patent natomiast zastosowano z nakładaniem maski. Co do łamigłówek to jest ich raptem kilka i polegają one zwykle na kombinacji szyfrowej. Z początku mogą wydawać się niejasne, lecz po chwili nie stanowią już większego problemu. Niektóre z nich bym poprawił, niemniej były całkiem interesujące. Na koniec zostawiłem sobie otoczenia. Otóż lokacje w rezydencji są naprawdę ładne, klimatyczne i pełne magii. Urzekły mnie zwłaszcza wystroje wnętrz, obfitujące w stylizowane drewniane meble oraz mnóstwo draperii nadających intymności i tajemniczości scenom. Scenerie innego wymiaru to zaś istny pokaz inwencji twórczej i awangardy. Brawo za wizję i za odwagę! Minusy... Niestety, gra jest bardzo krótka i starcza na 3-4 godzinki. Szkoda, że bohaterom nie nadano więcej głębi, gdyż był tam zalążek na całkiem interesujący klan. Żal też trochę, że nasi antagoniści nie prezentują się zbyt groźnie, bo wyczuwałem potencjał na coś więcej. Ich sztuczna inteligencja zaprogramowana raczej kiepsko. O samej animacji dość powiedzieć, że wygląda skromnie. Przy tak odważnym podejściu, kwestie dialogowe wypadają blado, bez polotu. Na plus jedynie voice-acting głównego bohatera. Ogólnie mogę powiedzieć, iż jestem pozytywnie zaskoczony charakterem produktu Movie Games. Moja ocena – 6.5/10

31.10.2018 23:49
1up
odpowiedz
5 odpowiedzi
1up
158

A może mi ktoś powiedzieć do którego z opowiadań Lovecrafta nawiązuje ta odsłona? Bo chciałbym zrobić sobie wprowadzenie przed zagraniem. Pamiętam, że po ograniu Mrocznych Zakątków Świata sięgnąłem po prozę autora i byłem zdumiony jak wiernie odwzorowano niektóre wątki w grze. No i ten klimat! Jak jest w przypadku tego tytułu?

30.09.2018 23:19
1up
👍
3
odpowiedz
1up
158

Polscy kibice siatkówki i tak najlepsi. Pełna kultura, nie to co kibole w piłce nożnej. Szacunek dla Mistrzów Świata - piękne widowisko!

21.07.2018 08:31
1up
odpowiedz
1up
158

Clone Wars oglądało się świetnie. Zagrało tu wszystko, ale najbardziej rozbrajały mnie te nieporadne droidy bojowe, dzięki którym animacja była naprawdę zabawna. Serial w sam raz do śniadania i na dobry początek dnia. Czekam.

24.05.2018 08:06
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.5

Resident Evil 6 to taki wielotorowy rollercoaster. Plusy… Cztery rozbudowane kampanie, specjalne tryby jak Najemnicy oraz mnóstwo dodatkowej zawartości przekładają się na dziesiątki godzin zabawy. Przyznać muszę, że z zaciekawieniem przeglądałem akta z informacjami na temat przeszłości agentów, animacje, kolekcje czy w końcu bardzo szczegółowe statystyki mojego profilu. Tak w ogóle to fabuła jest bardzo angażująca. Historie zazębiają się, tworząc w rewelacyjny sposób kontekst i ukazując prawdziwą motywację bohaterów. Obecne są tu twisty fabularne i nawiązania do poprzedniczek, co zawsze bardzo lubię. Cut-sceny, jak już nas przyzwyczaiły ostatnie odsłony, prezentują bardzo wysoki poziom, a animacja postaci jest wręcz cudna. Podziw budzi spory wachlarz ruchów, uników i ciosów oraz pomysłowe finishery, co przekłada się na widowiskową walkę w zwarciu. Oprawa wizualna punktuje przede wszystkim za szczegółowe postacie i otoczenia, piękne oświetlenie oraz ciekawe efekty jak choćby mokre od wody ciuchy. Co do scenerii, to lokacje przygotowane przez twórców są przepiękne, klimatyczne i czasem (może za sprawą statycznej kamery) przywodzą na myśl miejscówki z Raccoon City. Dzięki temu miejscami wyłania się atmosfera starych Residentów. Naprawdę miło było znów zobaczyć Leona, Chrisa czy Adę. Starzy znajomi w odświeżonych szatach, jak i ci zupełnie nowi, tworzą zacne grono superbohaterów. Całkiem nieźle sprawuje się tu komputer, jeśli chodzi o zaradność partnerów. Bardzo fajną odskocznią od strzelania i pościgów były różnego rodzaju łamigłówki, często niezwykle pomysłowe. Pochwalić należy również pieczołowity design dźwięku oraz kawał dobrej muzyki. Cieszy spora różnorodność broni i jeszcze większa mutantów, których można przy ich pomocy likwidować. Urozmaicenie przewija się w zasadzie przez całą grę, bo co chwilę jesteśmy wystawiani na nowe doświadczenia. Minusy... Fatalnie zaprojektowane sekwencje ucieczek, gdzie sekunda spóźnienia oznacza zgon, interakcja nie zawsze załapuje jak należy, a kamera jak tylko może utrudnia poruszanie się w odpowiednim kierunku. Poważnie, z takimi fragmentami twórcy śmiało mogli dać sobie spokój, bo zamiast oglądania cut-sceny, trzeba powtarzać etap po dwadzieścia razy. Walki z bossami też, zamiast cieszyć, przyprawiają o ból głowy związany z odgadnięciem, co autorzy mieli na myśli. Bo oczywiście zmuszeni jesteśmy wykonać konkretne działanie w określonym momencie, nawet jeśli nie jest to logiczne. Niejasne sekwencje quick time events często zaimplementowane są w nieodpowiedniej chwili, przez co bez sensu się ginie. Zresztą, sytuacji kuriozalnych, na które nie mamy wpływu zdarza się tu mnóstwo. Przez to wszystko tempo rozgrywki jest jakby rozstrojone. Do tego dochodzą drobne błędy techniczne, nie do końca udane sterowanie i lekko przekombinowany interfejs. Potworki niezbyt mi się podobały, a ich SI jest trochę głupkowata. Odniosłem również wrażenie, że nasz partner nie słucha rozkazów. Przez całą podróż doskwiera znikoma interakcja z otoczeniem, jakby to wszystko co jest wokół stanowiło tylko nieosiągalne tło. Na domiar złego drogi i przejścia są mocno ograniczone, przez co czujemy się jak zamknięci w pudełku. Razi także miejscowa niespójność oraz nieśmiertelni bohaterowie, którym niestraszne upadki z dużych wysokości czy wybuchający pod nogą dynamit. Zawsze wychodzą z opresji bez szwanku. Nie wspomnę już o scenach rozbudowanych do granic absurdu. Pod tym względem tanie efekciarstwo przeszło granicę dobrego smaku. Wydaje mi się, że twórcy chcieli upchać tyle nowych mechanik rozgrywki ile się dało. Na koniec zostawiłem niezbyt trafiony pomysł z otrzymywaniem punktów umiejętności i zakupem zdolności. Raz, że wypadają z wrogów w miejsce tak potrzebnej amunicji, a dwa, że korzystanie z zestawów okazuje się zbędne i niewygodne, a samo ich kupowanie jakieś bezpłciowe. Zdecydowanie lepiej wypadał system ulepszeń broni znany z poprzednich odsłon cyklu. Osobną sprawą jest możliwość gry w kooperacji oraz sam tryb Najemnicy. Za tę porcję rozgrywki do noty końcowej dodaję pół punkcika. Moja ocena – 7.5/10

30.04.2018 23:26
1up
odpowiedz
1up
158

Zdecydowanie singleplayer. Dużo bardziej wolę przygotowaną przez twórców historię i kampanię z emocjonalnym przekazem niż ten sam tytuł w multi, gdzie panuje jedna wielka sieka, a rozgrywka wyprana jest z artyzmu i spłycona do kill ratio, gdzie liczy się tylko skuteczność, a nie jej piękno. No i wspomnienia na całe życie... postacie, cytaty, ukryte smaczki, muzyka...

29.03.2018 11:35
1up
📄
2
odpowiedz
1up
158
8.0

Deluxe Ski Jump 4 to esencja skoków narciarskich. Plusy... Największą zaletą tej odsłony są według mnie skocznie. Naprawdę fajnie odwzorowane prawdziwe obiekty, ze swoim charakterem, całą infrastrukturą i publicznością - uproszczoną, ale zawsze. Ich ilość wydaje się w sam raz - nie ma przesytu, ale jest na czym poskakać. W kreatorze zawodników małe zmiany na lepsze. Szkoda jedynie, że nie pokuszono się o różne twarze zawodników. Oprawa audiowizualna może nie poprawiła się aż tak znacznie w stosunku do poprzedniczki, ale sprawia wrażenie bardziej naturalnej. Podoba mi się szczególnie kolorystyka - bardziej stonowana i nieco ciemniejsza w przypadku skoczni skandynawskich. Konstrukcje prezentują się okazale w różnych warunkach pogodowych i o różnych porach dnia, zwłaszcza oświetlone w nocy. Ogromną zmianą na plus jest dla mnie nowa technika oddawania skoku. Naprawdę niełatwa do wdrożenia, wymagająca praktyki i wielu treningów, ale dająca niewiarygodną satysfakcję. Można odnieść wrażenie, że gra jest trudna, ale sprawiedliwa. Bardzo dużo zależy od umiejętności gracza. Autorowi udało się tym razem opracować fizykę niemal doskonałą. Jednak tym, co zrobiło na mnie największe wrażenie, jest animacja. Naturalna pozycja w locie, falujące na wietrze narty, moment lądowania czy nawet uderzenie o zeskok i upadek wyglądają naprawdę przekonująco. Dodać muszę, że wszystko to świetnie prezentuje się w ruchu, a statyczne obrazki tego nie oddadzą. Dla uwiecznienia wyjątkowych osiągnięć przygotowano dwanaście widoków kamery oraz możliwość swobodnego ruchu obiektywem. Dla lepszego efektu można wyłączyć panele informacyjne na ekranie. Cieszy również wbudowany autozapis rekordów i sprawny system powtórek. W menu jest też kilka przydatnych opcji oraz jakże pomocne skróty klawiszowe. DSJ to taki twór, że nada się nie tylko na długą rywalizację, ale również na kilkadziesiąt sekund, gdy akurat mamy chwilkę, aby sobie odpalić skok albo dwa, ewentualnie pięć. Cenię sobie tę sposobność w grach. Program reaguje błyskawicznie i jest niezwykle łatwy w obsłudze. Tryby gry są raczej standardowe dla tej dyscypliny, aczkolwiek najczęściej przeze mnie eksploatowany był niezobowiązujący trening – według statystyk ponad 7 tysięcy oddanych skoków. Oprócz wyboru skoczni i możności przetestowania obiektów pod kątem szlifowania techniki, otrzymujemy szansę dostosowania parametrów wiatru, widoczności czy opadów śniegu. Jednak nic nie cieszy bardziej niż perspektywa podwyższenia sobie belki i związane z tym niespełnione marzenia z dzieciństwa o dalekich lotach. To coś, czego nie da się opisać słowami. Szczerze, to po starusieńkiej DSJ 2 nie sądziłem, że jeszcze coś przyniesie mi taki fun. I właśnie dopiero dzięki DSJ 4 znów poczułem sentyment do tego sportu. Może to estetyka, może urokliwe skocznie - nie wiem, ale coś decyduje o tym, że gierka w jakimś stopniu oddaje klimat skoków narciarskich. Wiadomo, że nie ma tutaj całej tej oprawy i fajerwerków, ale mimo niskiego budżetu jest naprawdę nieźle. Grywalność tytułu jest dla mnie bardzo wysoka. Każdy skok to wyzwanie, zaś wszelka następna próba to po prostu niezwykła ciekawość i chęć latania. Minusy... Gra niezbyt rozbudowana i cierpiąca na brak lepszej zawartości. Szkoda, że nie postarano się o ciekawszy, może taki bardziej telewizyjny interfejs. W odniesieniu do DSJ 3 na pierwszy rzut oka produkcja wygląda tak samo. Niby niewiele się zmieniło, ale to tylko pozory. Diabeł tkwi w szczegółach. Największym osiągnięciem „czwórki” jest to, że wszystko poprawiła na tyle, że nie ma po co wracać do „trójki”. Moim zdaniem jest to wystarczająca rekomendacja. W cichej nadziei na kolejną odsłonę jestem pewien, że w kolejnych sezonach nie raz jeszcze wrócę do „czwóreczki”. Moja ocena – 8.0/10

24.02.2018 18:12
1up
📄
odpowiedz
1up
158
6.5

F.3.A.R. jawi się jako tytuł pełen sprzeczności. No ale po kolei. Plusy... Rzecz chyba najbardziej charakterystyczna dla serii, a mianowicie sztuczna inteligencja. Po raz kolejny zaimponowały mi spryt i nieustępliwość antagonistów. Piorunujące wrażenie zrobiły na mnie reakcje wrogich żołnierzy, których komendy głosowe dostosowane są do aktualnej pozycji gracza. W połączeniu z podatnymi na zniszczenie osłonami, nie pozwala to na długie chowanie się i zmusza do działania. Duże brawa za różnorodnych, fenomenalnie zaprojektowanych i wymagających przeciwników. Świetny okazuje się też zestaw broni. Bardzo usatysfakcjonował mnie wyśrubowany poziom trudności, gdyż niektóre pojedynki były prawdziwym wyzwaniem. Przyznać muszę, że szaleńcze tempo rozgrywki dostarczyło mi naprawdę sporo emocji. Muzyka, mimo że niespecjalnie mi się podobała, robi swoje, czyli skutecznie pompuje adrenalinę. Jeśli chodzi o klimat, to o dziwo udało się zachować sporo z charakteru serii. Dynamika rozgrywki oraz to uczucie, gdy wyjdzie nam akcja pod tytułem: rzucić granat, wparować z impetem w nogi przeciwnika, ugodzić go kosą, oddać strzał z mocarnego shotguna, spowolnić czas, podmienić giwerę na karabin i oglądać trzy headshoty w trybie bullet time - coś pięknego! Animacje są starannie dopracowane i naprawdę robią wrażenie. Rozczłonkowywanie ciał i soczyste efekty nadają grze smaku. Grywalność trzeciego F.E.A.R.'a ma dwie strony medalu. Z jednej wciąga mechaniką pola walki, z drugiej zaś nie chciałbym przechodzić gry po raz drugi. Trzeba jednak oddać, że producent zawarł w swoim dziele spore urozmaicenie. No i w końcu poznajemy oblicze Fettela i Point Mana. Dodatkowym atutem są opcjonalne tryby gry. Minusy... Zacznijmy od tego, że kierunek jaki obrali twórcy nie do końca wypadł korzystnie. Wizja chowania się za osłonami nie pasuje do charakteru rozgrywki znanej z wcześniejszych odsłon. Lokacje są zaprojektowane amatorsko, w wielu miejscach widać pójście na łatwiznę, poza tym są po prostu nieciekawe. Rażą też sztucznie zablokowane rejony. Produkt pod względem wizualnym bardzo nierówny. Grafika ma swoje blaski i cienie, niektóre tekstury są wysokiej jakości, inne zaś sprawiają paskudne wrażenie jakby pochodziły sprzed dekady. Poruszanie się, strzelanie oraz walka wręcz w teorii są super, jednak w praktyce spisują się różnie. Całkowicie spieprzono tu schodzenie po drabinie. Strzelanie przez siatkę czy kratki nie działa jak powinno. Pojawiają się glitche w grafice i fizyce oraz zacięcia mutantów. Hud niby czytelny, ale denerwują te wszechobecne dokonania. Nie wiem kto wymyślił te kretyńskie osiągnięcia typu „podnieś amunicję x razy”. Zabija to immersję. Zastanawia również na siłę wrzucony rozwój postaci. Moim zdaniem chybiony pomysł. Mam jeszcze małe zastrzeżenie do zapisu, gdyż rozgrywka potrafiła wczytać się w samym centrum walki. Tak być nie powinno. Czasami też troszeczkę w nieodpowiednich punktach mieściły się checkpointy. Gameplay zauważalnie liniowy. A już najbardziej bezczelna zagrywka ze strony twórców to ta w postaci samozamykających się drzwi, które odcinają nam drogę, uniemożliwiając zebranie amunicji czy po prostu spokojne przeczesanie kątów. Produkcja zalicza się raczej do tych krótszych. Zadania nie zachwyciły, a końcowe etapy stawały się wręcz męczące. F.E.A.R. 3, bo takie nazewnictwo preferuję, wzbudził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony to rasowa kontynuacja z pokręconą fabułą, z drugiej zaś wyprana z głębi, chaotyczna rozpierducha. Powiem tak: jeśli ktoś szuka dynamicznej i wymagającej strzelanki, to można sprawdzić. W przeciwnym wypadku nie polecam. Moja ocena – 6.5/10

25.01.2018 16:31
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

Plants vs Zombies 2 wydaje się być niepozorną mobilną gierką. Jakże mylące może to być przekonanie. Plusy... Dzieło PopCap jest tak naprawdę bardzo rozbudowane. Druga odsłona oferuje aż 11 odrębnych światów, z czego każdy zawiera po kilkadziesiąt poziomów, zaś rozgrywane scenariusze okazują się różnorodne i ciekawe. Wszystko to przekłada się na dziesiątki, dziesiątki godzin przedniej zabawy. W grze występuje pokaźna liczba roślinek i równie szeroka zgraja zombie. Sporą pomocą okazują się specjalne moce roślin, które dodatkowo urozmaicają rozgrywkę. Oko cieszą natomiast alternatywne kostiumy dla naszych dzielnych obrońców. Przydatny jest też przycisk turbo obok pauzy. Małe detale, a znacznie usprawniają starcia. Twórcom udało się osiągnąć dość wygórowany poziom trudności. Mimo to, gierka bardzo wciąga. Jaki jest więc klimat PvZ 2? Przede wszystkim różnorodny. Nastrój gry zmienia się z poziomu na poziom, lecz generalnie jest lekki i sympatyczny. Przyjemnej szacie graficznej i komiksowym efektom towarzyszy prosty obrazkowy interfejs, a to zapewnia bardzo pozytywny odbiór. Cała animacja jest zabawna, rośliny mają swoje własne miny i grymasy, co tylko dodaje uroku. Muzyczka może nie tak fajna jak w pierwowzorze, lecz i ta posiada swojskie dźwięki. Jeśli chodzi o historyjkę, to motywem przewodnim są tu podróże w czasie, co samo w sobie brzmi ciekawie. Penny i dr Zomboss dobrze wpisują się w pokręcony świat Crazy Dave’a. Fajnie wypadają walki z bossami, a na deser są jeszcze wydarzenia specjalne, dodatkowe questy i czasowe eventy. P.S. Szkoda, że nie powstała wersja PC. Grałem więc na urządzeniu Samsung Galaxy Note 4 z systemem Android. Obsługa za pomocą rysika perfekcyjna! Minusy... Chaos. Czasami dzieje się tyle, że ciężko się skupić. Wychodzą tutaj uroki małego ekranu, które dają o sobie znać w przypadku nieumyślnego wciśnięcia danej funkcji. Jest też kilka nieprzemyślanych rozwiązań. Gra okazuje się czasami bardzo denerwująca, a niektóre zombiaki zostały stworzone chyba tylko po to, by drażnić gracza. Ach te małe skurczybyki, zapamiętam was sobie! Ostatnia kwestia to mikropłatności, przez które części roślin nie poznałem w akcji. No ale nie można mieć wszystkiego, tym bardziej że tytuł jest darmowy. W tym przypadku model dystrybucji freemium uważam za uczciwy. Moja ocena – 8.5/10

13.12.2017 00:40
1up
1up
158

Wysłałem na maila. Daj znać czy dotarła wiadomość.

12.12.2017 16:06
1up
odpowiedz
1up
158

Z najnowszego CDA 01/2018 mam kody bonusowe na War Thunder, ChiliCinema oraz inkBOOK. Sam ich nie wykorzystam, więc pomyślałem, że może ktoś inny skorzysta. Zainteresowanych proszę o odpowiedź pod postem.

08.12.2017 23:41
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

Battlefield 1 to triumfalny powrót serii, tym razem do czasów I wojny światowej. Plusy... Przede wszystkim realia. Tak nieczęsto podejmowane w grach lata 1914-1918 to doskonały pomysł na osadzenie akcji gry. Docenić należy idącą za tym szczyptę wiedzy historycznej, którą możemy przyswoić podczas zabawy. W grze zaimplementowano ciekawy arsenał broni białej, materiałów wybuchowych i przeróżnych karabinów. Działanie i wygląd broni budzi uznanie. Największą frajdę jednak dostarczał mi oręż przeciwpancerny. Odrębnym atutem, podkreślającym rodowód gry, są pojazdy. Miło zobaczyć pierwsze wozy opancerzone, czołgi, sterowce, aeroplany czy pociąg parowy. Słusznym zabiegiem jest również przemieszczanie się konno po większych terenach. Konstrukcja poziomów pozwala zazwyczaj na wybór różnych dróg. Ponadto otoczenia zachwycają swoją szczegółowością, a scenerie są bardzo klimatyczne. Wyborna oprawa wizualna z czarującymi widokami to coś, co zapamiętam na długo. Szczególne wrażenie wywarły na mnie przepiękne, naturalne panoramy o brzasku, bajeczne pejzaże pod osłoną nocy, czy w końcu skąpane słońcem krajobrazy pustynne. Brawo i jeszcze raz brawo! Znakomicie wypada warstwa audio. Dźwięki otoczenia, brzmienie broni i wszelkie inne mniej zauważalne odgłosy w tle tworzą naprawdę przekonującą jedność. Całości dopełnia bardzo ładna muzyka. Fenomenalna jest fizyka zniszczeń, gdzie każda potencjalna osłona okazuje się tymczasowa, a budynek pod ostrzałem daje się poznać jako miejsce niewystarczająco bezpieczne. Animacja nie odbiega od technicznej strony produkcji, utrzymując bardzo przyzwoity poziom. Grywalność jest wysoka, ale pod warunkiem, że nie jesteśmy prowadzeni przez twórców za rączkę i sami możemy obrać sobie drogę do celu. Zważywszy na to, nie jest źle. Ogólnie gra nie jest trudna, lecz wymaga nauczenia się pewnych mechanizmów. Oprócz końcowych etapów, nie stanowiła większego wyzwania. Dzięki temu mogłem bardziej skupić się na historii, która oferuje emocje na najwyższym poziomie. Pozytywnie zaskoczyła mnie długość kampanii, gdyż dzięki otwartym terenom nadającym się do eksploracji, nie należała ona do najkrótszych. A nie wyobrażam sobie pospiesznego przechodzenia scenariusza w takich realiach i przy takich widokach. Co to, to nie. Atmosfera wojennych opowieści wydaje się gęsta i brudna, utrzymując poważny ton, przy czym jest tu też miejsce na trochę luzu i odrobinę humoru. O dziwo taka kompilacja wypada nad wyraz korzystnie. Kampania to prawdziwy miszmasz historyjek i gameplay'u, które w duecie nie pozwalają się nudzić. Pod tym względem gra jest naprawdę urozmaicona, toteż zadania powierzone naszym śmiałkom odbieram jako interesujące. Nie ukrywam jednocześnie, że jednym z głównych powodów, które trzymały mnie przed monitorem, były kapitalne cinematiki. Tak doskonale wyreżyserowane, że czułem się jak w kinie. Według mnie niesamowicie napędzają fabularną stronę produkcji. O samej narracji napomknę jedynie, że są to ciekawe i angażujące wojenne opowieści z różnych perspektyw. Bohaterowie może nie pozostaną w pamięci na długo, jednak są to po prostu dobrze napisane, charyzmatyczne postacie. Jeśli chodzi o nieprzyjaciół, to fajne jest to, że oprócz standardowych wojaków, raz na jakiś czas trafi się oponent z cięższym sprzętem, którego trudno ubić typowymi metodami. Poza tym spodobało mi się umundurowanie żołnierzy. Dużą frajdę sprawiała mi wymiana ognia z wrogimi czołgami. Całkiem wymagające były również pojedynki w powietrzu. Bardzo przypadła mi do gustu polonizacja. Może nie idealna (chociażby sporadyczny brak dubbingu niektórych postaci na polu walki), to przekonała mnie głównie za sprawą naturalnych głosów aktorów i stosownego tłumaczenia. Na pochwałę zasługuje genialny system dostosowywania opcji w menu. Nie dość, że wariantów jest ogrom, co pozwala dopasować grafikę, sterowanie czy elementy samej rozgrywki pod siebie, to jeszcze wszystko jest ładnie opisane, a nawet pokazane w użyciu. Doceniam również możliwość wyłączenia hud'a, co niezwykle sprzyja immersji. Minusy... Na pierwszy ogień pójdzie sztuczna inteligencja przeciwników, o której niestety nic dobrego powiedzieć nie mogę. Bywa, że raz oponent ma sokoli wzrok, innym razem nie widzi nas z 10 metrów. Denerwują jak nic źle działające hitboxy, kiedy poprawnie celując nie można ustrzelić rywala. Dziwnie też, że nie da się normalnie zabić żołnierza dzierżącego miotacz płomieni. Poza tym nie widziałem, żeby ktokolwiek umiał zabić nas w zwarciu. Nasi kompani również potrafią być nieśmiertelni. Na domiar złego wrogowie respawnują się na oczach lub pojawiają się nagle za plecami. Przy całym tym wadliwym systemie, plan działania po cichu uwzględniający skradanie się wypada tak sobie. Troszkę muszę ponarzekać na autozapis gry, bo nie występuje w newralgicznych momentach zadań, przez co nieraz po porażce musiałem rozgrywać całą misję od początku. Dodam tylko, że czasem trwało to kilkanaście minut. Podobnie sprawa ma się z checkpointami, które okazjonalnie uniemożliwiają powrót do wcześniejszej strefy działań. W ogóle strefa działań jest często prymitywnie ograniczona sztucznymi barierami lub napisem w stylu: Wracaj na pole walki. Naprawdę nie lubię, gdy hamuje się kreatywność gracza. Na koniec zostało trochę niedociągnięć technicznych, jak prześwitujące podłoże, znikające ciała czy przechodzenie przez ludzi, którzy swoją drogą dziwnie się zachowują, sporadyczne błędy interfejsu czy naprawa czołgu potraktowana po macoszemu. Wszystko to jest jednak zrozumiałe, biorąc pod uwagę rozmach produkcji. Zaprawdę, niezwykłe jest przywiązanie ekipy DICE do detali, których nie sposób chyba zliczyć. Zaznaczam, że nota dotyczy wyłącznie trybu singleplayer. Moja ocena – 8.5/10

19.11.2017 21:38
1up
👍
4
odpowiedz
1up
158

Tosty jem bardzo często, a siebie żartobliwie określam mianem mistrza tostów. Choć nie popadam łatwo w samozachwyt, to co jak co, ale tosty wychodzą mi cholernie smaczne.

Składniki w kolejności układania: tost, serek topiony, zioła prowansalskie lub oregano, kiełbasa zwyczajna bądź salami, kukurydza, ser żółty, tost, masełko... po zapieczeniu... sos czosnkowy albo majonez, cebulka prażona.

Uważam, że tajemnicą smaku jest tu serek topiony, który naprawdę duuużo daje, zaś wisienką na torcie okazuje się prażona cebulka. Mniam!

08.11.2017 13:09
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Zombie Shooter 2 okazuje się naprawdę wciągającą gierką. Plusy... Przede wszystkim dużo bardziej rozbudowana od poprzedniczki. Twórcy zaserwowali tym razem ciekawe i angażujące misje. Etapy są dość różnorodne, a scenerie klimatyczne. Przeciętna technologicznie grafika nadrabia kierunkiem artystycznym, a to zapewne zasługa tego specyficznego filtru i efektów specjalnych. Dzięki temu nawet fizyka sprawia wrażenie dopracowanej. Muzyka, choć nie w moim stylu, sprawnie zachęca do działania. Hordy zombie prezentują się fajnie, jest ich sporo rodzajów, przyjemnie się je zwalcza, zaś część przeciwników wymaga od gracza wytrwałości. Momentami gra wcale nie jest taka łatwa, a niektóre levele stanowią nie lada wyczyn. Potwierdzają to dodatkowe tryby rozgrywki o przetrwaniu. Swoją drogą miłe jest, że autorzy postarali się o statystyki na koniec misji. W ogóle możliwość wyboru spośród kilku śmiałków, rozwój poszczególnych umiejętności czy sam inwentarz uważam za same dobre pomysły. Jednak największą frajdę czerpałem z odnalezienia ukrytych pomieszczeń i bonusów. Na koniec zostawiłem według mnie największą z zalet. Duuużo spluw! Niezwykle bogaty i urozmaicony arsenał pozwala przetestować naprawdę sporą ilość uzbrojenia. A to nie wszystko, bo do wypróbowania są także zbroje, implanty oraz inne dodatki do wyposażenia. Minusy... Niby 15 misji, a wszystko tak szybko się kończy. Szkoda. Sprawowanie kontroli nad wojakiem często zawodzi w ciasnych miejscówkach, ponadto manewrowanie pojazdami jest nieintuicyjne. W całym tym sterowaniu pochwalić jednak muszę przemyślaną i superwygodną zmianę broni. Stworki również mają częste problemy z zacinaniem się przy wszelkich barierach. Kilka razy natknąłem się też na inne drobne błędy. Niestety, w grze praktycznie nie uświadczymy fabuły. Myślę sobie chociaż: w końcu jacyś inni bohaterowie. Lecz szybko mój zapał ostygł. Z przymrużeniem oka patrzyłem tylko na te drętwe dialogi i tak sztywnych już postaci. Całe szczęście gameplay pozostaje na wysokim poziomie. Moja ocena – 7.0/10

05.11.2017 15:26
1up
📄
odpowiedz
1up
158
5.0

Zombie Shooter to w zasadzie kalka innej produkcji Sigma-Team traktującej o obcych. Z tym, że teraz przeciwnikami są truposze. Plusy... Różnorodny arsenał pukawek cieszy oko. Jeśli chodzi o gnaty, to na plus należy zaliczyć to, że nawet nieulepszona podstawowa giwera potrafi być groźna i nie eliminuje to jej z dalszego użytku. Szkoda tylko, że nadwyżka amunicji zachęca do korzystania tylko z najpotężniejszych okazów. Fajnie zrealizowana została animacja eksterminacji zombie - jest krwawo i soczyście. A te roztrzaskujące się skrzynie i wybuchające beczki - czego chcieć więcej? Tak jak poprzednio, interfejs przypadł mi do gustu. Warstwa dźwiękowa trzyma poziom. Muzyka, choć jest jej mało, tworzy ciekawe tło. Po krótkiej kampanii, na pocieszenie zostają jeszcze tryby survive oraz gun stand. Minusy... No właśnie, tryb fabularny można przejść właściwie w jeden wieczór, przy czym nie stanowi to żadnego wyzwania. Widocznie tak miało być. Grafika raczej niskich lotów, czuć regres. Sztuczna inteligencja żywych trupów jest jak same zombie – bezmózga. Choć poruszanie się wypada w miarę okej, to za sprawą wystających elementów otoczenia często sprawia drobne problemy, gdyż postać się zacina. Nie mogę również pochwalić designu poziomów, bo przytłaczają swą liniową konstrukcją niczym labirynt, większość miejscówek jest wyprana z charakteru, a etapy okazują się bardzo do siebie podobne. Dla dobra odbioru nie będę już wspominał o elementach, których po prostu brakuje. Ogólnie gierka sprawia wrażenie pisanej na kolanie. Względem poprzednich tytułów tego studia to taki trochę krok wstecz. Co by nie mówić, gra dostarczyła mi kilku godzin zabawy bez zbędnego myślenia - i o to chodziło! Moja ocena – 5.0/10

02.10.2017 00:49
1up
odpowiedz
1up
158

Nie wiem w jakich warunkach trenujecie, ale u nas na kravce sprawdzają się tylko te bez ochrony stopy, gdyż ćwiczymy w butach. Też bez przesady z wydawaniem dużej kasy, bo z doświadczenia wiem, że nie będą używane tak często jak się wydaje. Poza tym trzeba powoli przyzwyczajać się do utwardzania. Same ochraniacze służyły nam w zasadzie do blokowania, w innym przypadku przyjmujemy low kicki na udo. Ale tak jak mówię, są różne szkoły.
Odpowiadając na Twoje pytanie: wybrałbym zwykłe tańsze, które i tak wystarczająco chronią.

10.09.2017 20:31
1up
odpowiedz
1up
158

Na pewno warto wziąć pod uwagę oprawki, które są uniwersalne i łatwo można wymienić źródło światła. Ja u siebie brałem wszystko pod gwint E27. Jeśli chcesz żarówki ledowe to według mnie najbardziej naturalnie wyglądają te o temperaturze barwowej 3000K. Myślę, że nie ma potrzeby brania lamp o podwyższonej wartości IP, zwykłe też się sprawdzają. Ze względu na aspekty praktyczne ja wybrałem plafony na dwie żarówki, żeby było wystarczająco jasno. W kuchni światła nigdy za wiele. Co do modelu, jest to kwestia gustu. Możesz najwyżej nakierować jaki styl Ci się podoba, to może uda mi się jakoś pomóc. (;

31.08.2017 21:39
1up
odpowiedz
1up
158

Nie wiem co, ale jest coś w tych wojennych realiach, że zawsze ciepło je wspominam i chętnie wracam do takich gier. Towarzyszy temu jakaś taka nostalgia...

30.07.2017 11:06
1up
1
odpowiedz
3 odpowiedzi
1up
158

Temat bardzo ciekawy. W tej kwestii mam podobne zdanie co Jeyhard. Z drugiej strony podziwiam odwagę - trzeba być albo nieświadomym konsekwencji albo bardzo zdeterminowanym, żeby postawić wszystko na jedną kartę. Strach pomyśleć co by było, gdyby nagle zniknął YouTube.

16.06.2017 06:26
1up
odpowiedz
1up
158

Ależ informacja! Choć to było wieki temu, pamiętam tylko, że była to jedna z pierwszych gier jakie ujrzałem na PC. Mam gdzieś jeszcze starusieńką i niemiłosiernie porysowaną, ale o dziwo działającą płytkę z Super Bubsy, chyba jeszcze na Win95.

20.05.2017 17:37
1up
odpowiedz
1up
158

Najwybitniejszy serial jaki kiedykolwiek wyemitowano. Jakże byłem oczarowany, kiedy grając w Alana Wake'a mogłem rokoszować się pięknymi widokami i poczuć namiastkę tego klimatu. Przede mną jeszcze gra Deadly Premonition i coś czuję, że pomimo swej toporności, będę w stanie jej wiele wybaczyć.

21.04.2017 19:19
1up
1
odpowiedz
1up
158

Z grami przypisywanymi do konta Steam czy Origin to nie problem. Gorzej, jeżeli są to tytuły bez zabezpieczeń drm lub z osobnym kluczem aktywacyjnym. Wtedy trzeba nie tylko pobrać instalki, ale i zachować gdzieś numer seryjny, o czym nie wszyscy muszą pamiętać.

03.03.2017 16:32
1up
📄
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158
4.5

Deluxe Ski Jump 3 to ubogi symulator skoków narciarskich. Plusy... To, z czego słynie seria, czyli realistyczna fizyka lotu. Łatwe do przyswojenia i niewymagające większej wprawy oddawanie skoku. Atutem tego typu gier okazuje się to, że jest odpowiednia zarówno na chwilę, jak i dłuższe posiedzenia. Aczkolwiek nie ukrywam, że program szybko nudzi. Dobrze natomiast, że zaimplementowane są rekordy skoczni oraz możliwość zapisania powtórki. Umiejętności przeciwnika można dostosować, przy czym wchodzi w to element losowości. Kreator zawodnika pozwala na kolorystyczne dopasowanie kombinezonu i osprzętu. Pojawia się tradycyjnie kilka trybów rozgrywki oraz skocznie igielitowe, które są pewnym urozmaiceniem. Ostatnią zaletą jaką widzę w tej produkcji jest obecność aż dziesięciu widoków kamer. Minusy... Poziom graficzny jest przeciętny. Rzuca się w oczy oszczędność w środkach, gdyż poza skocznią i pojedynczymi drzewami nie ma tu nic. Na domiar złego brakuje grze treści, szerszego kontekstu czy chociażby minimalnej otoczki. Różnicę widać w szczególności, gdy patrzy się na konkurencyjne tytuły. Nie pomaga również mizerna paleta dźwięków tudzież nieciekawy interfejs. Animacja zawodnika jest tak drętwa, że aż boli. Widać to zwłaszcza przy upadku, gdy skoczek odbija się od zeskoku jak wysuszona kłoda drewna. Sztywność tej gry sprawia, że nie wracam do niej chętnie. Tęsknić też na pewno nie będę. Niebyt satysfakcjonujące jest to, że często niewiele zależy od naszego skilla. Bez sprzyjającego wiatru po prostu daleko nie naskaczesz. Nie uważam również za zaletę zrobienia kilkudziesięciu bezpłciowych i w dodatku tak do siebie podobnych skoczni. Obiekty naprawdę mogłyby się bardziej od siebie różnić. Jest jeszcze kilka innych rzeczy, które osobiście niekoniecznie mi się podobają: rażąca w oczy jaskrawa kolorystyka, wszechobecne banery reklamujące Mediamond, dziwne rozmiary skoczni czy odległości podane w centymetrach. Wciąż nie mogę zrozumieć i przekonać się do niektórych decyzji programisty. Mimo technologicznego kroku w przód, nie mogę uznać tej produkcji za udaną. Oczywiście nie dawała też takich emocji jak kultowe DSJ 2. Trzecia odsłona jest dla mnie jakaś taka bez wyrazu. Odnoszę wrażenie, że w tej gierce porządnie zrealizowana jest tylko fizyka lotu. Cała reszta wykonana poniżej przeciętnej. Moja ocena – 4.5/10

29.12.2016 15:20
1up
📄
odpowiedz
1up
158
4.5

Penumbra: Requiem to lekkie nieporozumienie. Plusy... Rozbudowane, często wielokondygnacyjne poziomy. Dużo ciekawych zagadek logicznych. Cieszy fakt, że łamigłówki można rozwiązywać na różne sposoby. Cała mechanika oparta na intuicyjnym sterowaniu i wykorzystaniu fizyki nadal sprawia przyjemność. Dobre wrażenie robią też dźwięki otoczenia oraz tło muzyczne. Miło również, że dodano szybki zapis. Minusy... Rozgrywka, oprócz okazjonalnej irytacji, pozbawiona jest emocji. Zbyt dużo tu elementów platformowych. W dodatku gdzieś po drodze natrafiałem na niefortunne przypadki skryptów oraz inne błędy. Nie czuć, tak jak w poprzednich częściach, motywacji do działania. Przynajmniej nie w takim stopniu. Nie oferując żadnego zagrożenia, twórcy sami strzelili sobie w kolano. Naprawdę nie wiem, dlaczego podjęto taką decyzję. Przez to radykalnie uleciał klimat oryginału. Ponadto, zabawa staje się przewidywalna. Eksploracja pomieszczeń nie wprawia w zachwyt jak wcześniej, bo wszędzie jest jakoś tak pusto. Tutaj praktycznie nie zbieramy przedmiotów do ekwipunku. Brakuje znaczących elementów przygodówki, by uczynić grę ciekawszą. Według zapowiedzi, rozszerzenie miało na celu sprostować niedokończone wątki. Paradoksalnie, narracja nie wyjaśnia wiele. Trzeci epizod można ukończyć w cztery godziny. Według mnie gra nie wprowadza nic konstruktywnego i równie dobrze dodatek mógłby nigdy nie powstać. Moja ocena – 4.5/10

21.12.2016 17:40
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

Penumbra: Black Plague to genialny survival horror. Plusy... Trudno uwierzyć, ale ludzie z Frictional Games nie tylko zrealizowali moje nadzieje, ale sprawili też, że dzieło to przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Poprzez umiejętne rozwinięcie fabuły i niezwykłe, dające do myślenia zakończenie stworzyli historię, która jest dla mnie narracyjną poezją. Dodając do tego niesamowite zaangażowanie z mojej strony oraz momenty, które zapadają w pamięć na długo, otrzymałem jedno z najciekawszych doświadczeń w grach. Oprócz stałego napięcia, jakie towarzyszy nam podczas przemierzania korytarzy, są tu też mocarne elementy zaskoczenia oraz sytuacje, w których musimy działać pod presją czasu. Wtedy to dopiero emocje sięgają zenitu. Ach, wciąż nie zapomnę mojego pierwszego spotkania z Tuurngait. Klimat gry to absolutny majstersztyk! Równie dobrze zapamiętam te jakże charakterystyczne lokacje. W odniesieniu do wcześniejszej odsłony, dużo bardziej urozmaicone. Eliminując toporne posługiwanie się orężem oraz wprowadzając pełniejszą interakcję z przedmiotami, uzyskano sterowanie niemal idealne. Twórcy ponownie uraczyli nas świetnymi łamigłówkami. Pozytywnie zaskoczyła mnie natomiast reakcja wrogów na hałas czy światło. Świadczy to poniekąd o dobrze zaprojektowanej sztucznej inteligencji. Bardzo ciekawie prezentuje się idea systemu komputerowego, z którego przyjdzie nam korzystać. Znajdziemy tam m.in. arcyciekawe notatki, uchylające rąbka tajemnicy wirusa. Przy okazji możemy podziwiać zarys interesujących postaci biorących udział w eksperymencie. Zaimponował mi tu fenomenalny voice-acting, zwłaszcza głos Clarence'a oraz czarujący akcent dr Amabel. Na plus oczywiście należy zaliczyć wszystko to, co kontynuacja przejęła od swego poprzednika, z zaawansowaną fizyką na czele. Efekty dźwiękowe również na wysokim poziomie. Soundtrack zaś opisałbym jako przerażający, a zarazem piękny. Minusy... Pomimo nieznacznej poprawy, wciąż nienajlepsza techniczna strona produkcji. Z błędów wymienię chociażby przenikanie się i kolizje obiektów oraz niepożądane artefakty graficzne. Zdarzały się też bugi związane z aktywacją skryptów. W przeciwieństwie do trochę nieśmiałego Przebudzenia, Czarna Plaga wnet rozwija skrzydła. Żałuję tylko, że przygoda kończy się tak szybko. Nie bacząc na to, jest to zdecydowanie jedna z takich „moich” perełek. Moja ocena – 9.0/10

13.12.2016 15:39
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
8.0

Penumbra: Overture to nietypowy projekt i zarazem preludium do równie nietypowej serii przygodówek. Plusy... Genialny silnik fizyczny, który jeszcze za czasów dema technologicznego z roku 2006 zaskarbił sobie moją miłość. Od pierwszych sekund dostrzegłem ogromny potencjał tego narzędzia. Interakcje z przedmiotami są niezwykle intuicyjne, wręcz namacalne. Czuć ciężar przedmiotów, a interaktywne środowisko niesamowicie pobudza zmysł kombinowania. To właśnie tutaj doświadczyłem niespotykanych wcześniej zagadek logicznych. Takich naprawdę logicznych. Raz trzeba się wsłuchać, by załapać o co chodzi. Czasami coś wywnioskować. Innym razem zmuszeni jesteśmy szukać. W walce ze stworzeniami dobrze uciec się do podstępu. A jeśli to nie pomaga, użyć siły. Częstym zabiegiem okazuje się zbudowanie sobie prostej konstrukcji. Bardzo podoba mi się to nastawienie na wykorzystanie fizyki. Właśnie ta dowolność i swoboda poczynań czyni ten tytuł czymś wyjątkowym. Zagadki środowiskowe autentycznie wyzwalają naszą kreatywność. Sprzyja temu osadzenie akcji w starym, opuszczonym kompleksie badawczym gdzieś na Grenlandii. Fabuła jest mglista, acz intrygująca. Klimatyczne wprowadzenie pozwala jednak odczuć nutkę bezradności głównego bohatera. Atmosfera gry jest bezbłędna. Wszechobecnie panująca aura zaszczucia i odosobnienia, spotęgowana sugestywnymi dźwiękami otoczenia i mroczną muzyką w tle robi piorunujące wrażenie. A gdy jeszcze dodamy do tego tajemnicze szepty w głowie bohatera czy skowyt psów, można mieć ciarki na plecach. Specyficzny nastrój oddają też spójne jako całość lokacje – stare, brudne, przemysłowe. I tu chciałem zwrócić uwagę na siłę oświetlenia i odpowiednio dobranych tekstur. W całej oprawie wizualnej to właśnie one robią robotę, nadając swoistego realizmu. No i ten specyficzny niebieski filtr, gdy chowamy się w cieniu. To, co jeszcze wyróżnia Penumbrę spośród innych survival horrorów to fakt, że nie chodzi tu o masową eksterminację wrogów, lecz ich unikanie. Produkcja jest mocno nastawiona na eksplorację i zagadki, traktując walkę jako ostateczność. Zresztą, twórcy celowo uczynili Philpa prawie bezbronnym, zmuszając do korzystania ze sprytu i woli przetrwania. Znając już charakter produkcji, stwierdzam, że mała ilość przeciwników wcale nie przeszkadzała. Bo przecież nie o liczbę chodzi, a efekt jaki wywołuje spotkanie z nimi. Co ciekawe, zraniony czworonóg zawyje w celu wezwania drugiego osobnika, zaś pająk wycofa się na widok światła latarki. Ciekawie pomyślane. Minusy... Mimo wszystko niskiej jakości grafika. Słabe modele obiektów i kiepska animacja, zwłaszcza psów. Zdarzają się drobne błędy. Poza tym brakuje trochę treści, która mam nadzieję zostanie rozwinięta w kontynuacji. Pierwszy epizod okazał się bowiem krótki. Oczywiście, pewne aspekty można było zrealizować inaczej, ale i tak w ogólnym rozrachunku wyszło ponadprzeciętnie. Moja ocena – 8.0/10

23.11.2016 17:13
1up
odpowiedz
1up
158

Też jestem fanem pustynnego uniwersum - zdecydowanie moje klimaty. Obie dotychczasowe ekranizacje wspominam bardzo miło. Zapowiedzianego filmu jestem ciekaw, serialu może nawet bardziej.

24.10.2016 11:33
1up
odpowiedz
1up
158

Sprawdź sobie homebook.pl

01.10.2016 19:54
1up
1
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158

Uwielbiam sekrety w grach! Czuć wtedy, że twórcy dali się ponieść fantazji oraz że włożyli w swój produkt serce. My zaś jako gracze mamy z tego ogromną satysfakcję. Moimi faworytami w tym gatunku pozostają Blood i Duke Nukem 3D.

31.05.2016 20:39
1up
odpowiedz
1up
158

Jeśli konwersja na PC okaże się prawdą, biorę w ciemno. Z bijatyk właśnie Tekkena brakowało mi na komputerach najbardziej.

25.04.2016 19:20
1up
📄
odpowiedz
2 odpowiedzi
1up
158
6.0

Hitman: Blood Money to na pewno gra ambitna. W moim przekonaniu niestety zbyt ambitna. Plusy... Ave Maria w menu głównym zawsze pozytywnie nastraja przed rozpoczęciem zabawy. Muzyka, zwłaszcza ta w wykonaniu chóru, brzmi wybornie. Perfekcyjne głosy Diany i Agenta 47 oraz przeciętne wypowiedzi reszty postaci dają sumarycznie przyzwoity efekt. Fabularnie produkcja też daje radę, szczególnie z tym zaskakującym finałem. Twórcy porządnie zrealizowali cut-sceny, bo nadają grze charakteru. Przypadł mi do gustu elegancki, przywodzący na myśl pierwszą odsłonę, briefing. Krwawą Forsę cechuje naprawdę niecodzienna atmosfera. Bardzo ciekawie zaprojektowano lokacje. Oprócz walorów estetycznych, poziomy pełne są alternatywnych ścieżek i możliwości, jakie daje nam otoczenie. Początkowa ciekawość związana z eksploracją nowego terenu oraz emocje towarzyszące realizacji powierzonego zadania przekładają się na genialne misje. Zachwyca tu różnorodność i niemal zupełna dowolność - gra oferuje bowiem masę dróg i sposobów na wykonanie zlecenia. I w gruncie rzeczy to jest siłą napędową Hitmana. Specyficzna jest cała ta otoczka życia cichego zabójcy, czyli zarabianie pieniędzy, wydawanie ich na ulepszanie sprzętu, zwracanie uwagi na rozgłos, zacieranie dowodów i tuszowanie sprawy za pomocą łapówek. Znaczny postęp dokonał się w kwestii rozgrywki. Rozbudowany został wachlarz ruchów, usprawniono poruszanie się i atak w zwarciu, wprowadzono możliwość rozbrojenia policjanta i użycia go jako żywej tarczy, a nawet stworzono perspektywę upozorowania wypadku. Miłym akcentem okazała się kryjówka z arsenałem zdobytych giwer. Dodam, że świetnie wykonano trójwymiarowe modele broni, które w dodatku można sobie przeglądać. Minusy... Jest to prawdopodobnie najbardziej zabugowany tytuł, z jakim miałem do czynienia. Od anomalii w fizyce ciał, poprzez wtapianie się ludzi w ściany, podłogi, schody i inne obiekty, przesadzony ragdoll, który jest powodem absurdalnych zjawisk, chamskie przechodzenie przez zamknięte drzwi, aż po błędy w interakcjach z npc-ami. Zdarza się, iż strażnicy pojawiają się znikąd (dosłownie!) albo z niewiadomych powodów zaczynają do nas strzelać bez żadnego ostrzeżenia. Natrafiłem na glitch, który sprawia, że wartownicy co chwilę chodzą i na przemian zapalają i gaszą światła. Kolejny error - popchnięty lekko ochroniarz przeleciał przez ścianę i znalazł się w innym pomieszczeniu. Albo to - deszcz padający w środku pokoju - takie rzeczy tylko w Blood Money. Innym nieporozumieniem jest to, że strzał w głowę, a często nawet kilka kul w łeb nie załatwia sprawy. Zresztą, sztuczna inteligencja jest do bani, bo sama pcha się pod lufę. Czasem przechodnie stoją i nic nie robią, gdy 47 na ich oczach kogoś zabija. Odpychające są debilne reakcje ludzi - odwracają się i gapią jak przygłupy oraz chodzą jakby mieli kija w d... Do tego te nienaturalne ruchy, powykręcane ręce czy nogi zwłok i paskudne zrywy animacji. Modele postaci robiono chyba po linii najmniejszego oporu, bo wciąż przewijają się te same twarze przechodniów - można by rzec: „atak klonów”. Same sylwetki mają nieproporcjonalne kończyny oraz doskwiera im brak ruchu warg podczas rozmów. W ogóle animacja jest ohydna - pełna kuriozalnych zjawisk i naszpikowana glitchami. A tu przykład zbyt wysokiej ambicji twórców - sztuczny tłum, który w zamyśle ma robić wrażenie, jednak w praktyce prezentuje się okropnie. Dziesięć tych samych twarzy i ubiorów na metr kwadratowy. Razi także niespójność i absurdalność niektórych sytuacji, np. nagle cała impreza w sekundę zostaje przerwana, a goryle rzucają się na mnie jak głodne psy na kawałek mięsa, bo jako cywil w czarnym garniturze popchnąłem przechodnia. O zgrozo! Za to idzie się do piachu? Szkoda tylko, że niektórych czynności nie można przerwać, co skutkuje niechcianym podniesieniem alarmu. Kompletnie niezrozumiały jest dla mnie zabieg ze spowolnieniem czasu i krwistą nakładką graficzną podczas śmierci bohatera, które okazują się niezwykle irytujące, bo zmuszeni jesteśmy wtedy czekać aż ów scenka łaskawie się skończy. System zapisu też jest skopany (nie będę się rozpisywał, ale dowodem na to był napotkany, i to dwukrotnie, błąd programu, który sprawił, iż moje starania poszły na marne i mimo stworzonych zapisów nie było już czego wczytywać. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze śmieszne ceny ulepszeń - kilkaset tysięcy za małą część do spluwy?! No i trochę pozbawione sensu kolekcjonowanie pukawek. Z przykrością stwierdzam, że mimo fajnych rozwiązań, ilość fundamentalnych błędów zabiła tę grę. Jako producent wstydziłbym się pokazać produkt w takiej postaci szerszej publiczności. Szczęście w nieszczęściu, że nadal bawi mnie sama esencja gry. Moja ocena – 6.0/10

16.03.2016 19:52
1up
odpowiedz
1up
158

Do tego co napisałeś idealnie nadaje się AOC i2369vm. Sam mam ten model, moich kilku znajomych również. Bardzo sobie chwalę ten monitor za stylistykę, piękne kolory, kąty widzenia. Do tego jest bardzo tani. Właściwie jedyną jego wadą jest mała stabilność podstawki, więc jeśli planujesz powiesić na ścianie - rozwiąże to problem.

05.03.2016 11:00
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
9.5

Blood to bardzo mięsisty staroszkolny fps. Plusy... Fenomenalna warstwa audio z demonicznymi odgłosami kultystów i zombie oraz sugestywnymi dźwiękami otoczenia. Genialna, niezwykle klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Zamysł twórców doskonale oddaje posępna i ponura stylistyka gry. Ogromne wrażenie robi interaktywne otoczenie oraz świetna fizyka z bajecznymi efektami. Gra odznacza się również soczystą i krwawą animacją. Odpadające głowy, flaki, krew, setki łusek z pistoletu maszynowego na podłodze - te elementy stają się później chlebem powszednim. Do tego dodać trzeba zajebisty feeling pukawek, bo ewidentnie czuć siłę dwururki czy rakiety. A propos uzbrojenia, twórcy wykazali się wielką kreatywnością. Oprócz standardowych gnatów, mamy do dyspozycji różne bardzo pomysłowe środki zagłady. W dodatku każda broń posiada alternatywne zastosowanie. Na długo zapamiętam starcia z zombiakami, okrzyki kultystów i fanatyków, zajadłe gargulce, wrzeszczące duchy, wszelkie potwory wodne, upierdliwe małe stworzonka jak szczury, nietoperze, pająki czy sławną duszącą dłoń. A i walki z bossami wspominam całkiem przyjemnie. Przyznam, że gra potrafi być wymagająca, ale też odpowiednio wyważona, jeśli chodzi o stopień trudności. Po dostosowaniu sterowania pod siebie, poruszanie się przebiegało niezwykle zgrabnie. Na pochwałę zasługuje bardzo elastyczna konfiguracja ustawień hud'a i klawiszologii. Blood, mimo prawie dwudziestu lat na karku, oferuje znakomitą grywalność. Etapy są arcyciekawe, bo oferują nie tylko korytarzowy charakter, ale również otwarte przestrzenie, alternatywne drogi, ukryte komnaty, wyśmienicie schowane przedmioty, Easter Eggs, a nawet całe sekretne levele. Nie muszę mówić, jak ogromna satysfakcja płynie z odkrycia takich skarbów. Dosłownie na każdym kroku zachwyca wirtuozerska konstrukcja poziomów oraz drobiazgowy, przesiąknięty niezwykłym nastrojem projekt lokacji. Wydaje mi się, że to właśnie Blood oferował największe urozmaicenie spośród gier tamtego okresu. Mimo że fabuły jako takiej prawie tu nie ma, docenić należy intrygujące realia, w których występują kultyści, diabelskie pomioty oraz wszechobecne elementy horroru i gore. Cyniczny, wręcz sadystyczny główny bohater nieraz rzuci ironiczny tekst lub zanuci coś pod nosem – tu ukłony w stronę Stephana Weyte’a za mistrzowsko podłożony głos. AI, mimo małych potknięć, spisuje się zacnie. Uważam, że już wtedy studio Monolith podeszło do kwestii sztucznej inteligencji bardzo ambitnie. Dzięki temu produkcja zapewnia sporą dawkę dynamicznej jatki oraz kilka przyspieszających tętno momentów. Całe szczęście, że rozgrywkę można zachować w każdym momencie. Oszczędza to frustracji przed większą zadymą bądź trudnym do wykonania skokiem. Podstawka, która zawiera cztery długie epizody plus dwa oficjalne dodatki oferują zabawę na wiele godzin. Minusy... Sytuacje, w których przez dłuższy czas nie wiemy co zrobić, by później okazało się, iż musimy szukać niefortunnie umieszczonego małego przełącznika niezbędnego do otwarcia drzwi. Oponenci nieraz zatną się i tkwią w jednym miejscu, podobnie jak Caleb, który raz się zaklinował i zmusiło mnie to do wczytania gry. Ogólne problemy istot latających. Losowe zdarzenia, gdzie czasami rzucony blisko wroga dynamit nie zabija go. Tak poza tym, naprawdę niewiele można zarzucić tej gierce. Wraz z Duke Nukem 3D, Blood stanowi śmietankę pierwszoosobowych shooterów lat 90-tych. Moja ocena – 9.5/10

09.02.2016 13:20
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.5

Teenagent zasługuje na kultowe już określenie „miooodzio”. Plusy... Swojski klimacik lat 90-tych. Historyjka choć prosta, okazuje się angażująca. Jako wyluzowany nastolatek Marek Hopper spotykamy klawych ludzi (mój faworyt to kapitan) i „pożyczamy" ciekawe przedmioty. Warto powiedzieć, że w niektórych aspektach polskie dzieło zrywa z tendencjami zachodnich przygodówek. Czerpie zaś też dobre wzorce, takie jak dyskretny interfejs czy dużo slotów na zapis gry. Rodzima produkcja odznacza się przyjemnymi dla oka, ręcznie rysowanymi tłami, prze co lokacje wydają się naprawdę urokliwe. W tle przygrywa sympatyczna muzyczka, a całości dopełnia bardzo zgrabna, niekiedy wręcz komiczna animacja. Z tym wszystkim idealnie współgrają przerywniki filmowe w tym samym stylu. Cieszy fakt, że twórcy mają do siebie ogromny dystans oraz potrafią zażartować sobie z gracza. Podobają mi się trafne spostrzeżenia głównego bohatera oraz nawiązania do popkultury. Cała gra przesiąknięta jest wyszukanym humorem. Jeśli chodzi o dialogi, to należy rozgraniczyć je na pisane i mówione. Te pierwsze, czyli teksty i podwórkowy slang, są zabawne, często przeistaczają się w prawdziwe suchary, co mnie osobiście śmieszy. Te drugie zaś – no cóż, o tym za chwilę. Minusy... No właśnie, nagrania głosowe są koszmarne. Ja rozumiem, że ludzie podkładający głos mogli mieć zamiar parodiowania, ale tego po prostu ciężko słuchać. Sami autorzy stwierdzili zresztą, że zabrakło na to budżetu. I to niestety słychać. Co do samej rozgrywki, to kuleje tutaj kilka rzeczy. Zdarzają się przestoje, bo nie ma jasno sprecyzowanych celów. Często łazi się bez celu w nadziei na olśnienie. Generuje to dodatkowy backtracking. Na początku może zmylić parę dziwnych rozwiązań, takich jak wielokrotne klikanie w ten sam obiekt, aby akcja zadziałała. Czasem sytuacja wymaga znalezienia niemal pojedynczego piksela, by w niego trafić i przejść dalej. Można więc na trochę utknąć, bo nie zauważy się drobnego, ale ważnego dla sprawy obiektu. W końcu, sporo łamigłówek wymaga od gracza bycia jasnowidzem, bo powiązania przedmiotów są absurdalne, a zagadki abstrakcyjne. Tu trzeba zaznaczyć, że jeśli przyszło ci do głowy głupie rozwiązanie pozbawione sensu, to takie właśnie zapewne zadziała. Aby jednak przekonać się do tej gierki, trzeba nabrać trochę dystansu. Poza tym gra jest bardzo krótka. Sądzę, że przez te dwie dekady produkcja Metropolis nie straciła na wartości. Miooodzio! Moja ocena – 7.5/10

12.01.2016 11:58
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

Carmageddon 2: Carpocalypse Now to chyba najbardziej szalona samochodówka jaką znam. Plusy... Od początku spodobała mi się idea, w której chodzi o rozwałkę, a nie o jak najszybsze dojechanie do mety. Od razu zaznaczę, że jak na wyścigówkę, gra jest bardzo urozmaicona. Szczerze, takiej wolności nie uświadczyłem w żadnej innej tego typu produkcji. Atmosfera wyścigów ma w sobie coś, co sprawia, że zawsze chce się do niej wrócić. Dzięki zaciekłej walce na drodze, emocje gwarantowane. Nasi rywale zdają się myśleć i nieustępliwie dążą do tego, aby nas wyeliminować. W grze występuje imponująca ilością i różnorodnością gama pojazdów, do tego tak wymyślnych i specyficznych, że uśmiech sam pojawia się na twarzy. Każdy wóz posiada inne parametry i swoje unikalne cechy oraz prowadzi się inaczej. Trasy pełne są skoczni, pętli i innych zwariowanych obiektów, jak lodowisko czy skocznia narciarska. Nie zabrakło również ukrytych pomieszczeń, sekretów i Easter egg’ów. Twórcy wpletli tu mnóstwo nawiązań do popkultury, choćby w elementach otoczenia czy nazwach misji. Gołym okiem widać pozytywnie zakręcone projekty poziomów. Na porządku dziennym są tu skoki, salta, piruety i loty. Po prostu każda mapa to istny plac zabaw. Carmageddon oferuje więc zawrotną prędkość, niepohamowaną wolność i ogromną frajdę. Do tego natrafić tu można na najbardziej pomysłowe i odjechane power-up'y, jakie w życiu widziałem. I chyba w żadnej innej grze wyścigowej nie spotkałem tak ciekawych misji. Z rzeczy technicznych należy docenić fenomenalny system zniszczeń i świetną, często krwawą animację. Dobrze obrazują to powtórki. Cieszy możliwość dostosowania hud'a i minimapy oraz autozapis po każdym ukończonym wyścigu. Gra jest bowiem naprawdę długa i rozbudowana. Minusy... Schrzaniona sterowność niejednym autem. Słowem, miota nim jak szatan. Irytujące wywracanie się bryki i dachowanie na prostej drodze albo zacinanie się o obiekty. Dużo jest miejsc, w których samochód może utknąć na dobre. Nie mogę przemilczeć chorych wymagań w misjach na czas. Dodając do nich powyższe utrudnienia, tytuł miejscami potrafi być niesłychanie denerwujący. Przez to może zniechęcić nierównym poziomem trudności. Niezbyt fajne są sytuacje, w których musimy odszukać wroga. Szczególnie, gdy stoi on w miejscu, gdzieś pod wodą. Interfejs wydał mi się dość toporny. No i dźwięk był dla mnie męczący. No cóż, przez prawie dwadzieścia lat, gierka w moich oczach wcale się nie zestarzała. Bawiłem się jak za dawnych lat i znów poczułem się jak dziecko. Carmageddon 2 to wciąż megagrywalna produkcja. To jedna z tych gier, które nawet teraz warto mieć na swoim dysku. Moja ocena – 8.5/10

22.12.2015 15:09
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

The Walking Dead: A Telltale Games Series - Season One to fascynująca epizodyczna przygodówka. Plusy... Nieskomplikowana, wszakże wciągająca rozgrywka. Twórcy bardzo umiejętnie budują nastrój, ukazując atmosferę beznadziei, smutku i cierpienia. Przemawiają do mnie takie klimaty. Spodobał mi się styl graficzny - fajna kreska. Lokacje zapadają w pamięć, szczególnie gdy dane nam było poznać dramatyczne wydarzenia z nimi związane. Cała opowieść słusznie została podzielona na epizody, a te z kolei na sceny. Autozapis działa więc jak należy. Przyznam, że gra została całkiem sprytnie urozmaicona. Z pozoru banalne zadania nieraz wprowadzą w moralne zakłopotanie i zmuszą do chwili refleksji. Zbierane przez nas przedmioty są ciekawe, a powiązane z nimi łamigłówki proste i logiczne. Taki schemat jest sensowny, bo nie zawiera absurdalnych zagadek znanych z niektórych klasycznych gier przygodowych. Poza tym w The Walking Dead liczą się rozmowy. O tak, tej kwestii mógłbym poświęcić osobny rozdział, lecz w skrócie powiem tak: są to jedne z najlepiej zrealizowanych linii dialogowych, jakie słyszałem. Doskonały, pełen emocji voice-acting, niebanalne wypowiedzi bohaterów, ciekawe przemyślenia Lee. Znakomicie nakreślone postacie z przeuroczą Clementine na czele na długo pozostaną w mojej pamięci. Ich ekspresyjne gesty i mimika cieszą oko, a wymowne spojrzenia obrazujące smutek czy zdziwienie mówią same za siebie. Dzięki filmowej naturze, cut-scenki niemal niezauważalnie przechodzą we właściwą rozgrywkę, co osobiście uwielbiam. Dodatkowe wrażenia zapewnia iście kinowa praca kamery, która nie boi się zrobić zbliżenia na twarze pełne przeróżnych odczuć. Świetnie z tym wszystkim współgra muzyka i udźwiękowienie. Czas na słowo o scenariuszu. Zachwyca dojrzała, przemyślana fabuła, która obfituje w trudne wybory i zaskakujące zwroty akcji. Naprawdę doceniam to powolne budowanie napięcia, które z czasem przeradza się w szalone próby przetrwania, by w końcu twórcy mogli targać emocjami gracza za sprawą rozterek moralnych. Wspaniałe jest to, że decyzje podejmujemy instynktownie, często nie mając chwili na analizę sytuacji. Działanie pod presją czasu i ta myśl, że mamy wpływ na przebieg historii tylko potęguje to uczucie. Wszystko to sprawia, że ma się apetyt na więcej. Teraz już wiem, co musieli czuć gracze oczekujący tygodniami na kolejny epizod. Wielkie brawa należą się również ekipie GrajPoPolsku za profesjonalne spolszczenie. Minusy... Małe niedogodności w sterowaniu związane m.in. z ograniczonym polem widzenia. Czasami zauważalny brak możliwości wyboru innej opcji, niż tego byśmy chcieli. Szkoda też, że jedne akcje blokują inne. Powinien istnieć klawisz do przewijania scenek i kwestii mówionych. Okazjonalnie zdarzały się drobniutkie błędy. Podsumowując, pierwszy sezon Żywych Trupów wywarł na mnie niemałe wrażenie, od zaciekawienia po wzruszenie. Moja ocena – 8.5/10

26.11.2015 08:30
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

F.E.A.R. 2: Project Origin to konkretna strzelanka z odpowiednią dawką akcji i horroru. Plusy... Gameplay, jak na shootera przystało, jest dynamiczny, widowiskowy i przyjemny. Pozytywnie oceniam sterowanie, przede wszystkim ze względu na dopracowany zestaw ruchów i ciosów wręcz. Animacje żołnierzy są bardzo bogate i wyglądają realistycznie. Co więcej, gra odznacza się świetną fizyką i wspaniałą destrukcją otoczenia, która pozwala dostrzec nawet zbrojenie roztrzaskanych słupów. Robi to piorunujące wrażenie. A przy tym grafika prezentuje się zacnie. Poprawiono chyba najbardziej zauważalny mankament pierwowzoru, czyli nudne i powtarzające się lokacje. Otoczenia w dwójce są dużo bardziej różnorodne, niezwykle szczegółowe i oferujące sporo interaktywnych obiektów do schronienia się. W ogóle mega fajny patent z przewracaniem mebli i wykorzystaniem ich jako osłon. Dzieło Monolith może poszczycić się sporym urozmaiceniem dzięki paru nowym rozwiązaniom w mechanice gry, czy chociażby wprowadzeniu mechapancerzy. Rozgrywka jest emocjonująca, momentami zaś nawet przerażająca. Ogromny plus za te dosłownie dwuminutowe, jeżące włos na głowie etapy. Poza tym napięcie dobrze budowały cut-scenki z QTE oraz te w postaci wizji głównego bohatera. Podsumowując, kampania jest satysfakcjonująca i choć mniej w niej horroru, klimat trzyma poziom. Również długość jak na fps'a bardzo przyzwoita. Tutaj pochwalić muszę bardzo udany system checkpointów. Mocną stroną produkcji jest fabuła z racji na intrygujące rozwinięcie historii Almy. Ponadto mamy okazję poznać wyraziste postacie. Kapitalnie wypadają kwestie mówione zarówno przez naszych kompanów, jak i wrogich żołnierzy. Podobnie jak w pierwszym F.E.A.R., zachowanie sztucznej inteligencji zasługuje na uznanie. Minusy... Nie do końca spodobał mi się arsenał, gdyż większość uzbrojenia wydała mi się mało użyteczna, a feeling strzelania i brzmienie broni pozostawia wiele do życzenia. Zazwyczaj królował u mnie poczciwy karabin szturmowy i oczywiście granaty. Uważam też, że gra jest za łatwa. Szczególnie, że twórcy aż za bardzo dbają o to, aby broń Boże nie zabrakło nam apteczek, a amunicji zawsze było pełno. Często też oponenci pchają się nam wprost pod lufę. Dodam tylko jeszcze, że praktycznie w ogóle nie korzystałem ze spowalniacza czasu. Przyczepić się muszę do topornych menusów, bo poruszanie się po nich nie było zbyt wygodne. Po drodze zauważyłem też kilka mało znaczących błędów technicznych. Moja ocena – 8.0/10

06.11.2015 10:38
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Shadowgrounds Survivor to w porządku gierka. Plusy... Wszystkie dobrodziejstwa, które oferował pierwowzór ze świetną grywalnością na czele. Odniosłem wrażenie, że druga część ma poważniejszy nastrój. Historia opowiedziana z różnych perspektyw wydaje się dojrzalsza i bardziej konkretna, dzięki czemu też ciekawsza. Trójka bohaterów prezentuje się znacznie korzystniej niż w pierwszej odsłonie. Miło, że do dyspozycji mamy ten sam arsenał, co wcześniej. Zacnym dodatkiem okazują się granaty. Warty odnotowania jest fakt, iż swoją postać możemy wyposażyć w przydatne ulepszenia, jak chociażby kozacki critical hit. Względem pierwowzoru, rozgrywka jest też bardziej urozmaicona. Mamy chociażby szansę zasiąść za sterami działka czy mecha. Z kolei levele zachwycają różnorodnością i niezwykłym dopracowaniem. Przyjemnym akcentem są sekretne miejscówki. Jeśli chodzi o usprawnienia, to odnotowałem tu małą poprawę. Mniej broni to łatwiejsze ich używanie oraz rozwiązania jak ręczne niszczenie skrzynek czy zbieranie apteczek na później. Sama fizyka ociera się o doskonałość. Piękny to widok, gdy pod gradem pocisków obcym odpadają kończyny. Udźwiękowienie nadal stoi na wysokim poziomie. Bardzo dobrze zrealizowano dialogi i wprowadzenia przed misjami. Do tego klimatyczne wstawki, które nie mają się czego wstydzić. Mimo że nie uświadczymy możliwości zapisu gry, epizody słusznie podzielono na mniejsze fragmenty. Produkcja dużo zyskuje za sprawą trybu kooperacji i przetrwania. Minusy... Kampania rozbudza apetyt i aż szkoda, że tak szybko się kończy. Opowieść jest zdecydowanie za krótka. Z technicznych aspektów zdarzały się zacinki zarówno postaci jak i potworów, sporadyczna niemożność trafienia w wybuchającą beczkę oraz kilka innych mniejszych bugów. Nie podobało mi się również automatyczne kończenie etapu po dojściu do celu. Według mnie, godny następca oryginalnego Shadowgrounds. Moja ocena – 8.0/10

03.11.2015 11:21
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Shadowgrounds to niekiepski przedstawiciel strzelanek z widokiem z góry. Plusy... Uwagę przykuwa trójwymiarowe środowisko z bardzo ładną warstwą graficzną. Wrażenie to potęgują wyborne efekty specjalne. Szczególnie soczyście prezentują się wybuchy. Pochwalić muszę silnik fizyczny, bo oferuje wiele dobrego. Obiekty są podatne za zniszczenie, a strzał w korpus powoduje odpowiedni odrzut kreatur. Interesujące są zachowania potworów. Szczególnie spodobał mi się pomysł na wykorzystanie światła latarki do odganiania pająków. Każda poczwara wymaga indywidualnego podejścia, gdyż każda giwera jest skuteczna na co innego. Arsenał jest bogaty i różnorodny, a plus należy się za ulepszenia pukawek. Przypadła mi do gustu rozgrywka - powolna podczas eksploracji, a kiedy trzeba - szybka i emocjonująca. Zadania są angażujące, długość gry całkiem w porządku, a poziom trudności doskonale wyważony. Mechanika nie jest skomplikowana, toteż grywalność tytułu jest wysoka. Uważam, że przygotowane przez level designerów poziomy są bardzo ciekawe i klimatyczne. Autorom udało się oddać atmosferę zmagań na obcej planecie. Pozytywnie zaskoczyła mnie ścieżka dźwiękowa, gdyż obok podkręcających tempo mocnych brzmień znalazło się tu miejsce dla pięknych spokojnych melodii. Do dźwięku nie mam najmniejszych zastrzeżeń, wszystko zrobione zostało jak należy. Minusy... W oczy rzuciły się paskudne przerywniki filmowe. Dobrego słowa nie mogę powiedzieć o postaciach, które są po prostu nieciekawe. Na dialogi patrzyłem z przymrużeniem oka, gdyż wieje od nich sztampowością. Historyjka nie jest odkrywcza i nie rzuca na kolana. Sama gra zyskałaby dużo, gdyby była trochę bardziej urozmaicona. Nie mogę nie wygarnąć twórcom braku możliwości zapisania stanu gry, bo zmusza to do powtarzania całego etapu od nowa. Na domiar złego sterowanie sprawia, iż postać zatnie się o jakiś element otoczenia, co w ferworze walki może być bezpośrednią przyczyną zgonu. Zdarzają się też przycięcia stworków oraz glitche. Jeden z nich polegał na tym, że mój bohater jakby zniknął, a otoczenie stało się półprzezroczyste. Miałem tak dwa razy, pomogło tylko ponowne uruchomienie gry. Co by nie mówić, gierka jest w sam raz jeśli chodzi o niezobowiązującą eksterminację obcych, zwłaszcza w kooperacji. Moja ocena – 7.0/10

31.10.2015 10:07
1up
odpowiedz
1up
158

Piasek, pustynia... uwielbiam takie klimaty. Spoglądając na tytuł wpisu od razu pomyślałem "Diuna". Jako, że gry z serii Dune znam od podszewki, dopiszę sobie na listę Journey i nowego Mad Maxa.

20.10.2015 21:49
1up
📄
4
odpowiedz
1up
158
9.5

King’s Bounty: The Legend będę wychwalał pod niebiosa, bowiem była to dla mnie wspaniała przygoda. Plusy... Przepiękny baśniowy świat, który ujmuje swym urokiem i zaskakuje rozmachem. Brak mi słów na to jak piękne, spójne i niezwykłe krainy zaserwowali nam autorzy. Zachwyca krajobraz, kolorystyka, żyjąca przyroda, zmieniająca się pora dnia - dosłownie każdy element na mapie przygód. Do tego żywe areny walk. Ach, scenerie bitew są wręcz niesamowite. A same pojedynki okazują się niezwykle emocjonujące, często nieprzewidywalne i wymagające zmysłu taktycznego. Fantastycznie przedstawia się magia oraz szał. Zaklęcia, duchy szału oraz efekty specjalne to czysta poezja. Na szacunek zasługują projekty jednostek – nie wszystkie idealne, ale zawsze wykonane bardzo rzetelnie. W przeciwieństwie do przemieszania frakcji w serii HoMM, tutaj odnajduję logiczne zależności między rasami, poparte zresztą historią zawartą w dialogach oraz światem przedstawionym. Bardzo mi się to podoba, bo można wtedy utożsamiać się z daną frakcją i całym jej temperamentem, oraz dobrać armię to swojego stylu gry. Warto zaznaczyć, że praktycznie każde stworzenie posiada dodatkowe zdolności, premie oraz racjonalne słabości. Cieszą także świetne animacje i okrzyki bojowe potworów. Sztuczna inteligencja radzi sobie naprawdę dobrze i sprawnie korzysta z dobrodziejstw ataków specjalnych oraz magii. Dodając do tego nutkę losowości, batalie stają się arcyciekawe. Rozpatrując mechanikę gry, stwierdzam, że połączenie rozgrywki w czasie rzeczywistym z turowymi walkami to strzał w dziesiątkę. Taki układ pozwala na wiele możliwości, jak chociażby szansa wyminięcia wrogo nastawionego stwora lub wyprowadzenia go w korzystniejszy dla nas teren. Zastosowano też inne znakomite rozwiązania, takie jak dowodzenie, które ogranicza ilość wojaków w naszych szeregach czy zwoje, z których w razie potrzeby można się nauczyć czarów i później ulepszać ich działanie. Fajnie zrealizowano żywe przedmioty i artefakty. Rozwój bohatera został naprawdę dobrze pomyślany. Interfejs zaprojektowano wzorowo. Niezwykle przydatnym elementem okazuje się mapa, na której możemy stawiać znaczniki. Pomagają one nie zgubić się w tak wielkim królestwie, szczególnie gdy uwzględnimy mnogość zadań dodatkowych. Uważam, że zarówno wątek główny, jak i questy poboczne tworzą fascynującą otoczkę fabularną. Byłem autentycznie zaangażowany w poznawanie wykreowanego świata, chętnie rozmawiałem z npc-ami, z zaciekawieniem wysłuchiwałem ich historii, zawsze chciałem im pomóc i dzielnie szerzyłem dobro w Endorii. Nie sposób nie docenić humoru zawartego w wypowiedziach, specyficznego języka oraz znakomitego przełożenia dialogów w wersji polskiej. Pozytywnie zaskoczyły mnie różne biegi wydarzeń i konsekwencje podjętych decyzji. Gra dzięki swojemu urozmaiceniu wciąga jak bagna na Błotnych Moczarach. Nie przypuszczałem, iż tytuł ten będzie tak obszerny i dostarczy zabawy na tak wiele godzin. Atmosfera King’s Bounty jest naprawdę sympatyczna, szczególnie przy akompaniamencie ślicznej, kojącej zmysły muzyki. Minusy... Z początku mogą razić przydługawe teksty w rozmowach. Czasami trzeba się naszukać i nabiegać, by wypełnić zadanie. Sterowanie na odległość często sprawia, że wierzchowiec przyblokuje się o jakiś element terenu. W końcowych etapach zbyt często walka za walką. Ubolewam też nad faktem, że nie można mieć drugiego bohatera i zapasowej armii. Świadomy mechaniki gry i jej ograniczeń, i tak uważam, że jest genialna. Legenda oczarowała mnie swoim cudownym światem oraz tym, jak bardzo przemyślana i dopracowana jest pod każdym względem. Czapki z głów za ogrom pracy i serce włożone w tę produkcję. Moja ocena – 9.5/10

13.10.2015 16:14
1up
odpowiedz
1up
158

Oby współpraca się udała, bo bardzo liczę na ten projekt.

31.08.2015 22:19
1up
👍
odpowiedz
1up
158

Uwielbiam granaty. Granat to moje drugie imię. ;p Co do filmiku to ciekawy temat na materiał i profesjonalna realizacja. Zawsze lubiłem ciekawostki o uzbrojeniu wojennym. A chyba najwięcej granatów pamiętam z Call of Duty: World at War podczas ataku na Reichstag (na weteranie istne piekło).

15.07.2015 22:50
1up
odpowiedz
1up
158

Kiedyś zadałem podobne pytanie na forum i uzyskałem parę cennych informacji. Podejrzewam, że chodzi Ci o pracę nie tylko w AutoCAD, ale również renderowanie chociażby w ArchiCAD lub Cinema4D. Do tego typu programów najważniejsze są dobry procesor i duuuża ilość ramu. Karta graficzna i dysk ponoć nie mają tutaj wpływu. Co do przekątnej ekranu, to już indywidualna sprawa. Moim zdaniem lepiej mieć laptop mobilny i w razie potrzeby podpinać pod monitor, niż chodzić z dużym, ciężkim i nieporęcznym sprzętem. Ale to już zależy od trybu pracy. Mam nadzieję, że pomogłem. ;]

04.07.2015 10:18
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Still Life to prawdziwie artystyczny kryminał dla dorosłych. Plusy... Świetne wprowadzenie filmowe z Requiem Mozarta w tle oraz dynamiczne, pełne dramatyzmu cut-scenki. Na pierwszy plan wychodzi mroczna, dojrzała opowieść, w której to możemy poznać od kuchni pracę detektywa oraz dokumentację związaną z zabójstwami. Dodam, że naprawdę dobrze przemyślano inwentarz. Mechanika zbierania dowodów jest logiczna. Wcielanie się w agentkę PcPherson również zrealizowano nadzwyczaj sprawnie, przy czym nawet podróżowanie odbywa się błyskawicznie. Wszelkie animacje wykonano starannie, toteż przyjemnie się na to patrzy. Podobała mi się zwarta fabuła, gdzie występują logiczne następstwa zdarzeń, a akcja potrafi z niezwykłą gracją przenieść się w przeszłość. Tutaj nie sposób nie wspomnieć o barwnych postaciach. Przygoda zajęła mi kilkanaście godzin i ani przez chwilę nie była zniechęcająca. Zagadki w grze wymagają kombinowania i nieraz trzeba zapisać coś na kartce, co osobiście uwielbiam. Poziom skomplikowania jest dobrze wyważony, ale co najważniejsze, łamigłówki dają satysfakcję. Szczególnie przypadły mi do gustu wszelkie poetyckie sformułowania do analizy. Tak w ogóle to bardzo zainteresowała mnie tematyka sztuki i przedstawione w grze obrazy, które uwieczniłem sobie w postaci screenshotów. Lokacje, które dane jest nam przemierzać, są dopracowane i megaklimatyczne. Kwestią, na którą chciałbym zwrócić szczególną uwagę jest polonizacja. Brawa należą się zarówno za przygotowanie nagrań, jak i tłumaczeń tekstów, opisów, a nawet elementów otoczenia. Znakomicie brzmią dialogi – naturalne i swojskie, w których nierzadko padają wulgaryzmy. Dodaje to tylko uroku do i tak bardzo ciekawych rozmów bohaterów. Minusy... Mało interesujące tło muzyczne oraz nierówny poziom dźwięku. W przypadku tego drugiego nieustannie zmuszany byłem do korzystania z regulacji głośności, bo kwestie mówione są na przemian albo ledwo słyszalne albo zbyt hałaśliwe. Rzuca się w oczy dość niska ogólna jakość grafiki oraz lekkie rwanie animacji. Co do wspomnianych wcześniej zagadek mam jedno zastrzeżenie. Nie ma do nich objaśnień, więc czasami nie do końca wiadomo o co w danym przypadku chodzi. Niekiedy też niezrozumiała była dla mnie kolejność postępowania z użyciem obiektów. Są to jednak sporadyczne sytuacje, które w ogólnym rozrachunku przestają mieć znaczenie. Still Life jest bowiem solidną przygodówką, przy której trochę się nagłowiłem i naprawdę miło spędziłem czas. Moja ocena – 8.0/10

02.07.2015 13:43
1up
odpowiedz
1up
158

Uwielbiam, uwielbiam takie interaktywne horrory oraz powolne, sugestywne budowanie nastroju grozy. Trzymam kciuki za ten projekt i mam nadzieję, że ukaże się kiedyś w grywalnej wersji.

30.06.2015 21:45
1up
📄
odpowiedz
1 odpowiedź
1up
158
6.0

Medal of Honor: Allied Assault okazał się dla mnie tytułem ze średniej półki. Mimo powszechnej opinii o wysokiej jakości gry, postaram się rzetelnie udowodnić moje zdanie. Plusy... Zaimponowała mi mnogość zachowań oraz animacji żołnierzy oraz świetna jak na tamte czasy grafika. Szczególnie efektownie wyglądają wybuchy. Możliwości fizyki oraz efekty pogodowe również nastrajają pozytywnie. Na plus zaliczyć trzeba nieskomplikowane sterowanie i dość ciekawie zaprezentowany hud. Miłym akcentem jest ekran odprawy, gdzie otrzymujemy informacje o celach misji. Dobrze rozwiązano system autozapisu. Niezwykle przydatny okazał się szybki zapis pod F5. Wzorowo wykonano wszelkie pojazdy, uzbrojenie, a nawet mundury. Dialogi brzmią przekonująco, gdyż postacie mówią w swoim ojczystym języku. Dźwięki broni oddano wiarygodnie. Muzyka w tle nadaje iście filmowy nastrój. Potęguje to szybkie tempo akcji oraz ładnie oskryptowane sceny. W tym miejscu nie można nie wspomnieć o fantastycznej, wyjętej jakby z filmu, scenografii plaży Omaha. Niektóre misje były naprawdę całkiem interesujące i urozmaicone. Minusy... Przywitało mnie toporne menu główne, do którego przez cały czas nie mogłem się przyzwyczaić. Słabe projekty poziomów, na domiar złego sztucznie ograniczonych. Nie działa zamierzony przez twórców model skradankowy. Ciche zabójstwo przy użyciu pistoletu z tłumikiem nie zawsze jest możliwe, podczas gdy eliminacja z głośnego karabinu nie wzbudza u wrogów żadnych podejrzeń. Gdzie tu logika? Poza tym bardzo często strzał w głowę nie zabija. Albo taki granat. Jak już uda mi się go celnie rzucić i wybuchnie pod nogami przeciwnika, ten stoi jak gdyby nigdy nic. Zbyt często miałem też wrażenie, że Niemcy w tej grze są kuloodporni. Zresztą, nasz bohater nie jest gorszy, bowiem również bywa niezniszczalny. Wybuch granatu, kilo ołowiu przyjęte na klatę, kule snajpera, stanie w ogniu niczym Daenerys, czy nawet detonacja bomby nie dają mu rady. Prawdziwy Rambo! W ogóle system obrażeń wypada beznadziejnie. Ponadto denerwuje sokoli wzrok szkopów, którzy nawet nie muszą się wychylać by nas trafić. Prawdziwe kwiatki pojawiają się gdy wróg strzela do nas tyłem albo gdy nie dzierży w dłoniach karabinu. Bugów jest więcej. Chociażby rzucony granat znika pod ziemią. Powszechne jest już pojawianie się żołnierzy dosłownie znikąd. Opracowane skrypty również potrafią być błędne. A niech nam tylko przyjdzie do głowy wyjść poza określony obszar – czeka nas nieuzasadniona śmierć. W działaniach nie pomagają nam towarzysze, którzy są po prostu debilami. Sami pchają się pod ostrzał, nie potrafią uchronić się od ładunku wybuchowego albo co gorsza wchodzą pod nasz celownik. Produkcja obfituje w okropne babole graficzne, takie jak zapadające się w grunt kończyny czy lewitujące ciała poległych. W wielu przypadkach pole widzenia jest ograniczone na tyle, że nie da się dostrzec oponenta zanim ten odda strzał. Ci zaś często kryją się w krzakach, gdzie za Chiny ich nie widać. A nawet jeśli uda mi się delikwenta zauważyć, magicznie chronią go wszelkie pierdółki: liście, sznurki, listewki czy siatka ogrodzeniowa. Wszystko to piszę z wielkim spokojem, ale proszę mi uwierzyć – takie rzeczy naprawdę irytują. Poza tym sama konstrukcja misji jest do bólu liniowa, etapy zabierają niewiele czasu, a większość zadań opiera się na regule „po trupach do celu”. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że przytoczone przeze mnie przykłady to nie moje wymysły, lecz fakty. Chcąc nie chcąc, odnoszę wrażenie, jakoby była to nieudolnie zrealizowana budżetówka. Nie zmienia to faktu, iż Medal of Honor jest pozycją przełomową w gatunku fps, wyznaczającą nowe standardy strzelankom wojennym. Moja ocena – 6.0/10

18.04.2015 17:44
1up
📄
1
odpowiedz
1up
158
9.0

Alan Wake to kapitalny psychologiczny thriller. Plusy... Przede wszystkim konwencja gry w formie odcinkowego serialu ze słynnym wstępem „Previously on Alan Wake...” Pierwsze skrzypce grają tutaj klimat i fabuła. Ta druga to istny majstersztyk. Zawile snuta przez twórców opowieść po prostu miażdży. Postacie są intrygujące, a ich wypowiedzi z reguły ciekawe. Na szacunek zasługuje voice-acting ze szczególnym uwzględnieniem głównego bohatera, któremu głosu użyczał Matthew Porretta. Naprawdę, kawał dobrej roboty. W ogóle udźwiękowienie uważam za genialne. Doskonałe pod każdym względem odgłosy otoczenia, jak choćby szum drzew czy pohukiwanie sowy oraz wszelkie inne bardzo sugestywne efekty dźwiękowe są wprost nieocenione w budowaniu nastroju. Największe jednak wrażenie wywarły na mnie zmodyfikowane głosy Opętanych. Aż ciarki po plecach przechodziły! Muzykę zaś, którą to skomponował Petri Alanko, wprost ubóstwiam. Całości świetnie dopełniają rockowe brzmienia w wykonaniu Poets Of The Fall. Czas na oprawę wizualną. Szata graficzna jest zniewalająca w swej naturalności. Krajobrazy za dnia zapierają dech w piersiach. Sam fakt, że akcja gry toczy się przeważnie na zalesionych terenach górskich wyzwala u mnie same pozytywne emocje i nieodpartą chęć eksploracji miasteczka Bright Falls. Jest to również ukłon w stronę takich fanów Twin Peaks jak ja, którym widok drzew i wodospadu pozwalał oderwać się od zmartwień, zaznać chwili beztroski i rozmarzyć się. Podobne odczucia miałem w grze. Nieraz specjalnie zatrzymywałem się na chwilę i nie mogąc wyjść z podziwu zachwycałem się przyrodą. Niezmiernie cieszy więc otwarta przestrzeń oraz zawarte w niej niesamowite lokacje z pięknymi drewnianymi domami. Inspiracji autorów możemy doszukać się również w innych dziełach popkultury. Innowacją okazuje się mechanika walki z przeciwnikami za pomocą światła. Jest to bardzo fajne rozwiązanie, szczególnie gdy w niektórych etapach twórcy pozwalają pobawić się nam konwencją. Tutaj nie mogę nie wspomnieć o rozbrajającym Barrym i jego lampkach choinkowych. Nasz oręż w walce z siłami ciemności stanowi nie tylko światło latarki, ale również race, flary czy granaty błyskowe. Naturalnie przyjdzie nam trochę postrzelać z broni palnej. Gra nie należy do najłatwiejszych. A to za sprawą szybkich, inteligentnych i nieustępliwych oponentów. Interesująco prezentują się pojedynki z nawiedzonymi maszynami. Występuje też kilka innych ciekawych gameplayowych odskoczni. Z technicznych aspektów podobały mi się latarnie jako checkpointy, praca kamery i możliwość zmiany strony widoku zza pleców. Wzorowo zrealizowano fizykę otoczenia, gdyż przedmioty w świecie gry reagują na działania bohatera, a Alan rzeczywiście schyla się i podnosi amunicję. Miłym akcentem są porozmieszczane gdzieniegdzie termosy z kawą, piramidki puszek do zestrzelenia czy skrzynie z dodatkowym uzbrojeniem. Warto również posłuchać audycji miejscowej radiostacji czy obejrzeć fragment programu telewizyjnego. Najwięcej informacji dostarczają jednak strony maszynopisu, które należy zbierać by poznać historię. Główny wątek zapewnił mi wiele godzin przedniej zabawy, dostarczył niezapomnianych wrażeń i sporo emocji. A klimat gry – mmm... obłędny! Minusy... Na pierwszy ogień idzie niedokładne sterowanie. Sprawowanie kontroli nad pisarzem nie należy do najlepszych, szczególnie gdy trzeba gdzieś wskoczyć. Manewrowanie autem podobnie. Irytujący staje się respawn owładniętych mrokiem ludzi. Po jakimś czasie rozgrywka może wydawać się powtarzalna. Mojej uwadze nie uszły również ciut niższej jakości i jakby trochę wyblakłe wstawki filmowe. Podsumowując, Alan Wake zyskał moje upodobanie jako gra oraz idealnie trafił w moje gusta jeśli chodzi o atmosferę. Moja ocena – 9.0/10

14.03.2015 13:47
1up
odpowiedz
1up
158

Miałem dokładnie takiego samego LG'ka i go sobie ceniłem. Niedawno zaopatrzyłem się w taki oto niedrogi sprzęt, który też jest bardzo dobry: http://www.agito.pl/monitor-aoc-23-led-i2369vm-2492-690231.html
Ogólnie to polecam monitory na matrycy IPS, bo mają dobre kąty widzenia, no i kolory zachwycają. Ale nie pchałbym się w coś większego niż 24" i Full-hd, bo przy tej rozdzielczości większe przekątne nie wyglądają już tak dobrze. Jeśli chodzi o marki to sprawdź sobie np. EIZO czy Dell.

02.02.2015 10:13
1up
odpowiedz
1up
158

Cosplay marzenie...

06.01.2015 23:52
1up
😊
odpowiedz
1up
158

Hehe. Nie wiem jaką część wypowiedzi widzisz, ale to nie jest ostatnie zdanie. Jak widzę jest to jakaś 1/3 całości. Mniej więcej od połowy wypisałem minusy. (:

06.01.2015 19:00
1up
odpowiedz
1up
158

alienexpress -> Naprawę nie wiem, jak można tak twierdzić. Mam wrażenie, że nie przeczytałeś wszystkiego, bo obok oczywistych zalet, wymieniam tam również w sposób dobitny wady tej gry. Poza tym spójrz na inne moje komentarze do gier. Zawsze staram się opisywać swoje osobiste odczucia bardzo rzetelnie. Pozdrawiam! (:

29.12.2014 22:14
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Dead Space 3 to zajmująca gierka. Plusy... Około trzydzieści godzin zmagań na wysokim poziomie trudności robi swoje. A nie zawsze było łatwo. Przyznać muszę jednak, że wciągająca to produkcja. Jak zwykle przywitano mnie mocnym początkiem, bym po chwili mógł poczuć się jak w domu. Większość dobrze znanych elementów z poprzednich części cyklu pozostało niezmienionych – i chwała za to. Ponownie trafiamy na oszałamiające widoki w kosmosie, świetne projekty lokacji, doskonałą fizykę i animację, fenomenalne odgłosy w przestrzeni oraz bardzo ładną muzykę. Obecny jest również tak charakterystyczny dla serii i tak przeze mnie lubiany interfejs. Nie zabrakło także kluczowych dla rozgrywki elementów jak wykorzystanie kinezy i stazy oraz związanych z nimi zagadek. Gameplay jest dość mocno urozmaicony. Czeka nas wiele ciekawych zadań o różnych celach oraz kilka nowatorskich rozwiązań. Szczególnie podobały mi się zimowe etapy z utrzymaniem odpowiedniej temperatury ciała. Opowieść pisana jest w podobnym i równie intrygującym klimacie co poprzednie odsłony. Zrealizowana została w iście filmowym stylu, gdzie Isaac przedstawiony jest jako bohater z krwi i kości. Rozgrywka płynnie przechodzi na kolejne poziomy i dzięki temu wciąga. Sama fabuła jest zaś wystarczająco zrozumiała i wiele wyjaśnia. A teraz temat uzbrojenia. Długo się zastanawiałem nad tą kwestią i tym, jak ją ocenić. Mimo wszystko, pomysł tworzenia broni odbieram pozytywnie. Może najpierw o moich obawach. Z początku nie mogłem się połapać o co chodzi w całym tym nowym warsztacie. Wyglądało to dla mnie zbyt chaotycznie i skomplikowanie. Po pewnym czasie jednak zacząłem zauważać zalety takiego rozwiązania. Przede wszystkim możemy bazować na różnych komponentach i dobierać je wedle swoich upodobań, by stworzyć wymarzoną giwerę do alternatywnych zastosowań. Możliwości jest naprawdę wiele. Szkoda jedynie tego, że możemy nosić przy sobie tylko dwie pukawki. Aha, znalazłem też inny argument przemawiający za ideą craftingu. W końcu Isaac Clarke to inżynier! Minusy... Niedociągnięcia, których niestety sporo. Były sytuacje, że pojedyncze przedmioty znikały, gdy się do nich podejdzie. Niektórych zaś nie dało się wziąć lub aktywować. Inny bug polegał na tym, że po zamknięciu i ponownym otwarciu drzwi, zasoby w pomieszczeniu odnawiały się, umożliwiając bogacenie się bez końca. Błędy zdarzały się również w fizyce ciał, co psuje estetykę. Poza tym zauważyć się dało dziwne skrypty powodujące to, że krok w tył sprawia, iż potwory szybko uciekają, a po przekroczeniu magicznej linii znów chcą nas dopaść. To z kolei odbiera uczucie zagrożenia. Często też przechadzając się tą samą ścieżką musiałem jeszcze raz pokonać zabite chwilę wcześniej żądne krwi kreatury. Co do samych stworów, to w „trójce” zyskują one miano najbardziej irytujących. Szczególnie, gdy nie mamy odpowiedniej do danej sytuacji broni. Ogólnie Dead Space 3 jest grą zdecydowanie nastawioną na akcję. Wydała mi się przy tym bardziej przewidywalna, schematyczna, no i praktycznie pozbawiona strachu. Denerwowało wielokrotne powtarzanie sekwencji, czasem niejasne zagadki, niezbyt szczęśliwe działanie autozapisu i beznadziejny system osłon. Słabszymi stronami produkcji są według mnie również postaci i dialogi. Podsumowując, kontynuacja oferuje więcej zawartości w szerszym zakresie, jednak nie zawsze lepszej jakości. Na pochwałę zasługuje jednak fakt, że twórcy dość konsekwentnie kroczą wybraną ścieżką, tworząc bardzo ciekawe uniwersum. Moja ocena – 8.0/10

17.12.2014 23:53
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.5

Outlive to prawdopodobnie jedna z najbardziej zapomnianych gier komputerowych w historii. Aż mi żal, bo dzieło Continuum Entertainment uważam za naprawdę błyskotliwą strategię. Plusy... Ludzie kontra roboty to z pewnością ciekawa koncepcja. Sprzyja temu intrygująca fabuła z ciekawymi postaciami i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Jednostki są bardzo urozmaicone, a niektóre posiadają specjalne właściwości, co tylko poszerza możliwości taktyczne. Warto nadmienić, że budowanie i zasilanie bazy u obu frakcji wygląda nieco odmiennie. Krótko mówiąc, robotami gra się inaczej niż rasą ludzką. Wracając do jednostek, trzeba powiedzieć, że twórcy postarali się o świetne komendy głosowe dla tych drugich. Ich wypowiedzi naprawdę dodają grze charakteru. To, czym wyróżnia się Outlive na tle podobnych strategii, to rozbudowane drzewka rozwoju technologii oraz postawienie na szpiegowanie i sabotaż wroga. Nawet po tylu latach taki schemat zachwyca. Jednak najbardziej jestem pod wrażeniem sztucznej inteligencji. Komputerowy przeciwnik zacnie kombinuje, co chwila stosuje cwane taktyki, by nas zaskoczyć i bezwzględnie zaatakować. I to mi się podoba! No bo zadania może i z założenia proste, ale to tylko pozory. Osobiście wydały mi się o tyle ciekawe, co wymagające. Przyznam się szczerze, że gra dała mi trochę w kość i musiałem się czasem napocić by przetrwać, z czego bardzo się cieszę. Nie lubimy łatwych gier! Dwie duże kampanie po dziesięć poziomów zaoferowało mi w sumie kilkadziesiąt godzin zmagań. Miło, że zaserwowano także kampanię kooperacyjną i edytor oraz zawsze przydatny skirmish. To, co z pewnością zapamiętam z Outlive, to niecodzienna atmosfera, surowa kolorystyka i skażone wojną, urbanistyczne scenerie z domieszką terenów leśnych oraz wielkie pustkowia. Fascynująca okazuje się też fizyka. Zniszczone czołgi pozostawiają użyteczny złom, uszkodzona elektrownia nuklearna wydziela szkodliwe toksyny, ogień rozprzestrzenia się po drzewach, a czynniki terenowe mają realny wpływ na elektrownie wiatrowe. No i są też całkiem fajne efekty graficzne wszelkich wybuchów. Z takich mniej ważnych, aczkolwiek radujących me oczy elementów muszę wymienić ładny, intuicyjny i logicznie wykonany interfejs oraz to, że pojazdy poruszają się tak zgrabnie i inteligentnie. No a teraz rzecz bezkonkurencyjna. W Outlive można spotkać chyba najbardziej przemyślane sterowanie w tego typu rts'ach z tamtego okresu. Mamy tu szerokie możliwości rozkazów ruchu, takie jak: tworzenie ścieżek patrolowych, eskortowanie pojazdu, rozproszenie wojsk, eksploracja terenu czy tworzenie grup. Do tego większość jednostek ma swoje poszczególne właściwości. Mało tego. Można nawet z wyprzedzeniem planować i dawać rozkazy, korzystać z aktywnej pauzy, a nawet kontrolować tempo gry. Zaprawdę powiadam, tak dopracowanego sterowania ze świecą szukać. Minusy... Z każdą kolejną misją trzeba na nowo odkrywać poznane już technologie. Czasami do rozgrywki wkrada się powtarzalność. Warstwa audio jakoś tak średnio przypadła mi do gustu. O ile w kampanii ludzkiej muzyka jest przyjemna, tak w misjach robotów już po chwili staje się męcząca. No i w kółko słyszy się to samo, bo utworów przygotowano zdecydowanie za mało. Tło dźwiękowe jest zaś statyczne i płaskie. No i ostatnia sprawa, która aż denerwuje. Pojawiający się znikąd Abominable, który pod moją nieobecność niszczy głównego bohatera. Taki oto urok tych zmutowanych istot. No ale to trzeba już poczuć na własnej skórze. Gorąco zachęcam do zapoznania się z tą produkcją, bo to naprawdę kawał pomysłowej strategii. Aż dziw bierze, że dzieło brazylijskiego studia przeszło w świecie gier bez echa. Moja ocena – 8.5/10

17.12.2014 23:47
1up
😉
odpowiedz
1up
158

Założę się że nie grałeś w Outlive. (; Można powiedzieć gra widmo. Nikt o niej nie słyszał, nieliczni w nią grali. Wbrew pozorom niekiepski rts. Miałem na dniach opublikować komentarz o niej i chyba zrobię to nieco szybciej, abyś mógł rzucić okiem na moje przemyślenia.

07.10.2014 20:34
1up
😊
odpowiedz
1up
158

Ach, te cytaty... Dołączam się do oczekujących...

07.10.2014 20:31
1up
😉
odpowiedz
1up
158

Hehe. Jednak emocje wzięły górę skoro przeoczyłem wątek (bynajmniej nie widziałem tytułu).

07.10.2014 19:55
1up
odpowiedz
1up
158

Dzień dobry wszystkim!

Dzisiaj spotkała mnie najlepsza wiadomość jaką mogłem sobie wymarzyć. Mój ukochany serial Twin Peaks wraca po 25 latach! Mam ogromną nadzieję, że nic po drodze złego się nie stanie i David Lynch ponownie pokaże kunszt. Tak cudownie byłoby znów przenieść się do sielankowego miasteczka i poczuć ten absolutnie genialny klimat... Dobra, może w porę skończę gadać, żeby ochłonąć, bo zaraz emocje wezmą górę i się rozkleję.

http://www.filmweb.pl/news/OFICJALNIE%3A+Nowa+sprawa+w+Miasteczku+Twin+Peaks+w+2016+roku-107661#

30.07.2014 23:48
1up
odpowiedz
1up
158

Z ciekawości sprawdzę jak tam ma się nowy Abe, bo klimat pierwowzoru nie do podrobienia.

25.06.2014 12:33
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.5

The Sims to rewolucyjna produkcja, która przedstawia sielskie wirtualne życie. I taką też oferuje rozgrywkę. Plusy... Klimat jest nie do opisania. Grając w dzieło studia Maxis zupełnie traci się poczucie czasu. Pierwsza część bogatej już serii zapewniała mi najprzyjemniejsze uczucie na świecie - uczucie beztroski. Coś pięknego! Koncepcja Willa Wrighta okazuje się niesamowicie grywalna. Można bawić się praktycznie bez końca. I do tego się to nie nudzi. Gra wywołuje same pozytywne emocje. W dodatku mam do niej ogromny sentyment. The Sims, gdy za dzieciaka nie miałem jeszcze dostępu do wersji polskiej, cenię również za to, iż w niezwykle skuteczny sposób uczyło mnie przydatnych angielskich słówek. A zafascynowany dzieciak uczy się szybko. Tytuł budzi także nasze pokłady kreatywności. Wszelkie wykonywanie czynności w grze jest intuicyjne. Odpowiada za to bardzo wygodny i przejrzysty panel sterowania. Może dziś wydawać się to śmieszne, ale te niespełna piętnaście lat temu gra naprawdę imponowała rozmachem i możliwościami. Do dyspozycji mamy przygotowane wcześniej rodziny oraz ładne projekty domów. Możemy też sami wybudować naszą chałupkę i stworzyć gromadkę simów. Samo konstruowanie i dekorowanie mieszkania to nie lada frajda. Wachlarz przedmiotów i mebli, choć skromny, prezentuje się świetnie. Zatem pytanie: co jest najlepszego w pierwszej odsłonie The Sims? Życie, po prostu życie. Przemawiają za tym przeróżne interesujące ścieżki kariery zawodowej, ciągłe rozwijanie umiejętności naszych podopiecznych, utrzymywanie dobrych relacji z sąsiadami, zarabianie pieniędzy na lepszy sprzęt, losowe zdarzenia jak pożar czy włamanie oraz inne ciekawe sposoby bazujące na mechanice gry. Dodam, że gestykulacja i swoiste zachowania simów są komiczne. Zabawnie wypada też ich przedziwny język. Dźwięki w grze są znakomicie dobrane, tworząc bardzo charakterystyczne tło. Soundtrack zaś pozostaje jednym z moich ulubionych. Cała muzyka wprawia w nastrój rozluźnienia, wręcz zapomnienia. Taki swoisty chillout. Szczególnie ubóstwiam te przepiękne melancholijne melodie na fortepian skomponowane przez Jerry'ego Martina. Wypada jeszcze wspomnieć o grafice. Oprawa jest realistyczna, a tekstury jak nigdzie oddają fakturę przedmiotów. Nietypowo zrealizowano też wszelkie efekty graficzne. Minusy... W podstawowej wersji na całą okolicę przeznaczono tylko dziesięć działek. Pamiętam jak nie raz trzeba było wyburzyć jakiś dom, by na jego miejscu postawić sobie nowy. Smucił trochę brak możliwości odwiedzania sąsiadów. Gdzieniegdzie napotkać można drobne błędy i zacięcia ludzików. No i te nieścisłości oraz takie „nieżyciowe” sytuacje. Patrząc przez pryzmat czasu, pierwsza odsłona The Sims może wydawać się już nic nie warta, bardzo ograniczona, wręcz upośledzona i bez większych perspektyw. Racja, każda następna część to ładniej, więcej, lepiej. Tylko czemu nudzą mi się po paru dniach, podczas gdy w oryginał mogę grać tygodniami? To jest właśnie klimat i grywalność! Moja ocena – 9.5/10

23.06.2014 18:23
1up
👍
odpowiedz
1up
158

Dobra, serdeczne dzięki za info panowie.

23.06.2014 17:14
1up
odpowiedz
1up
158

Uhuhu. Aż 24 GB ramu? A czy dokupienie kilku gigabajtów rzeczywiście przyspieszy pracę?

23.06.2014 16:58
1up
odpowiedz
1up
158

Dzięki za odpowiedzi. Tak jak przypuszczałem... W takim razie nie będę się bawić w drogie laptopy, tylko pozostanę przy pececie. Zawsze to stabilna stacja robocza i wygodne miejsce do grania. Laptop będzie służyć jedynie do podstawowych czynności i pokazania efektów pracy na uczelni. No dobra, a czy przy takich zastosowaniach mój kilkuletni pecet czegoś więcej potrzebuje?

Procesor - Intel Core 2 Quad Q8300 2,5 GHz
Karta graficzna - Gigabyte GeForce GTX 460 SOC 1GB
Pamięć RAM - Patriot 2x2GB 1333MHz CL 9.0
Dysk HDD - Segate Barracuda 2TB 7200rpm
Monitor LG Flatron W2361V 23"

23.06.2014 15:02
1up
odpowiedz
1up
158

Serwus!

Sprawa wygląda następująco. Od przyszłego roku akademickiego będę potrzebował laptopa. Zawsze byłem zwolennikiem poczciwego peceta, jednak nadszedł moment, w którym mobilność bierze górę. No i tu nasuwa się pytanie... Jakie tak naprawdę zapotrzebowania mają programy typu AutoCAD, ArchiCAD, Cinema 4D czy 3DS Max? Chodzi mi o to, od czego zależy ich lepsze działanie? Wykorzystują one raczej procesor czy kartę graficzną, chodzi tu o ilość pamięci ram, a może potrzebny jest dysk ssd?
No i tu kolejna kwestia. Czy jest sens kupować mocnego laptopa pod te oto programy czy rozsądniej jest zostać przy swoim jeszcze w miarę dobrym PC, a laptop dokupić taki, by po prostu był. No bo nie chcę później pluć sobie w brodę, że mi rendering robi się kilkadziesiąt godzin, a sam sprzęt się grzeje. Nie ukrywam, że czasem chciałbym też w coś pograć w podróży lub czekając na uczelni.

Co radzicie? Jest może ktoś kto studiuje architekturę i miał do czynienia z tymi programami?

12.05.2014 14:19
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.5

To the Moon to prawdziwa perełka w branży gier komputerowych. Mimo swej prostoty, zachwyca na każdej płaszczyźnie. Plusy... Poważne podejście do sprawy i trudna tematyka to nieczęste zjawisko w elektronicznej rozrywce, a krok w tę stronę bardzo szanuję. Twórcy zachowali jednak dystans do siebie. Mam tu na myśli odwołania i nawiązania do innych gier, troszeczkę ironii oraz luźne podejście do swojego dzieła. Z gry dowiedziałem się również kilku ciekawostek z dziedziny nauki. Bardzo podoba mi się minimalistyczny wyraz interfejsu czy sterowania, oszczędne dobieranie dźwięków czy symboliczne przedstawienie postaci i ich animacji. Styl graficzny może i prosty, lecz niezwykle uroczy. Szczególnie zapadły mi w pamięć obrazy gwieździstego nieba i widoki z latarnią w tle. Motywy muzyczne są bardzo ciekawe, a niektóre z nich swym pięknem wprost chwytają za serce. Opowieść niesamowicie mnie wciągnęła. Pozytywnie byłem też zaskoczony długością gry, ale nie o tym teraz. Nie zdradzając fabuły, powiem jedno: dawno żadna historia mnie tak nie poruszyła. Zdecydowanie jedna z najlepszych growych narracji w ogóle. Moim skromnym zdaniem wyciśnie łzy z największego twardziela. A do tego te błyskotliwe, pełne humoru dialogi, które mimo łez, powodowały uśmiech na twarzy. Przeżywając losy bohaterów, niczym małe dziecko czułem prawdziwe szczęście! Autorzy, operując skromnymi środkami i bazując na ludzkiej wrażliwości budują emocjonalny rollercoaster, którego się po prostu nie zapomina. O samej rozgrywce też nie chcę pisać zbyt wiele, bo uważam, że każdy powinien przeżyć to sam. Jest banalnie prosta i nie da się tu utknąć. Gierka zawiera klika łatwych, ale fajnych łamigłówek. Przygotowane lokacje są urzekające. Odwiedzanie tych samych, jednak zmienionych przez następstwa wydarzeń miejsc odbierałem z biegiem czasu jako sentymentalne. A za pikselowymi bohaterami kryją się tak naprawdę fascynujące osobowości. Minusy... Miejscami odrobinę kłopotliwe poruszanie się. Może trochę za mało urozmaicona, jeśli chodzi o zadania. To the Moon to idealny przykład na to, że gry mogą być sztuką. Że nie wszystko jest takie jak nam się wydaje. Że za tak banalną rozgrywką może kryć się tak niesamowita historia. Moja ocena – 9.5/10

09.05.2014 19:26
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.0

Outlast wzbudził moje zainteresowanie specyficznym podejściem do gatunku survival horror. Plusy... Pomysł. Sama koncepcja umieszczenia gracza za kamerą i obserwowanie wszystkiego przez obiektyw to strzał w dziesiątkę. Dobrze wpływa na to ograniczenie informacji do minimum i przedstawienie ich tylko na wyświetlaczu urządzenia. Mamy więc charakterystyczny skrót REC, ikonkę HD, poziom naładowania baterii czy realnie liczony czas nagrywania. Sprawia to, że świat gry wydaje się realny, a my szybko weń wsiąkamy. Oprawa graficzna stoi na wysokim poziomie. Szczególnie podobało mi się oświetlenie. Jednak najbardziej zaimponował mi zastosowany filtr graficzny w trybie nocnym kamery. Daje to świetny efekt. Od aspektów wizualnych daleko nie odbiega oprawa muzyczno-dźwiękowa. Dobrze zrobiono wstawki filmowe. Wszystko dzieje się na żywo - akcja nie zostaje przerwana, więc obraz płynnie przechodzi we właściwą rozgrywkę. W ogóle animacje głównego bohatera widziane przez gracza z perspektywy oczu reportera to widok co najmniej satysfakcjonujący. Ukrywanie się w szafkach, wyglądanie zza rogu czy rewelacyjny patent z obracaniem głowy podczas szalonej ucieczki to elementy bardzo charakterystyczne dla tej produkcji. Nawet takie drobiazgi jak ślady krwi zostawiane na podłodze przez buty czy krople deszczu na obiektywie kamery budują klimat. A klimatu tej grze odmówić nie można. Zakład psychiatryczny to zdecydowanie odpowiednie miejsce na osadzenie akcji. Cała ta brutalność, stylistyka gore i ogólny mrok jest w stanie przyprawić o dreszcze. Gra może okazać się wymagająca, a to ze względu na to, że naszą jedyną bronią jest ucieczka. Czasami trzeba nieźle się napocić spieprzając, innym razem zmuszeni jesteśmy trochę pogłówkować. Ale i tak nie ma co narzekać na dynamikę, bo sytuacja co chwilę zmusza nas do raptownej ucieczki. Poruszanie się i system autozapisu działają sprawnie. Sam gameplay w większości odbieram jako ciekawy i oryginalny. Minusy... Produkcja Red Barrels okazuje się przerażająco krótka. Cała moja ekspedycja trwała zaledwie pięć godzin. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że rozgrywka staje się nazbyt schematyczna. Fabuła, mimo że wydała się interesująca, to była dla mnie niezrozumiała. Moim zdaniem przy tak szybkim tempie akcji nie ma czasu nad zastanawianiem się nad faktami i przebiegiem historii. Sama narracja też pozostawia trochę do życzenia. Niech wspomnę tylko czytanie notek, które w gruncie rzeczy nic nie wnoszą. To samo tyczy się dialogów i postaci, które są słabo zarysowane. No i na koniec wytknąć muszę sytuacje, gdy wróg nas zablokuje, a bohater nie może ani go ominąć ani przeskoczyć niektórych przedmiotów. Niestety mocno psuje to płynność gry. A teraz pytanie nasuwające się przy okazji każdego horroru. Czy Outlast jest straszny? Poza kilkoma momentami, mnie jakoś nie wziął. Fajny pomysł, lecz czegoś brakowało i ostatecznie czuć spory niedosyt. Moja ocena – 7.0/10

09.05.2014 19:25
1up
😁
odpowiedz
1up
158

takbir -> Dawno się tak nie uśmiałem. Doprawdy, rozśmieszyła mnie Twoja wypowiedź, w pozytywnym sensie oczywiście. (: Masz sporo racji i w sumie zgadzam się z Twoim zdaniem. A oto co ja myślę na temat Outlasta...

01.05.2014 17:06
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

Dead Space 2 to wyśmienita produkcja. Plusy... Gdy zobaczyłem i usłyszałem wszystko to, czego doświadczyłem w pierwowzorze, poczułem się jak w domu. Grafika i udźwiękowienie stoją tutaj na najwyższym poziomie. W tle towarzyszą nam nie tylko przerażające odgłosy, ale i odpowiednia muzyka. W tej zaś można doszukać się smutnych, acz pięknych partii smyczkowych. Jeśli chodzi o mechanikę gry, fizykę czy animacje, to tutaj dosłownie wszystko zachwyca. Gołym okiem widać wysoką jakość produktu. Po nowatorskich rozwiązaniach z pierwszej części nie sądziłem, że twórcy zaskoczą mnie czymś nowym. Tutaj jednak nie tylko rozwinięto świetne pomysły z „jedynki”, ale wprowadzono inne ciekawe rozwiązania. Dodam, że momentami można było poczuć się jak Iron Man. Naprawdę fajna sprawa. Dead Space 2 tworzy również wrażenie gry bardziej urozmaiconej. W moim odczuciu jeszcze większą rolę odgrywa tu zabawa fizyką. Na przykład kinezę można wykorzystać na różny sposób, czy to do operowania światłem halogenów, by oświetlić sobie ciemny korytarz, czy do ciskania przedmiotami w złe monstra. Osobiście często wykorzystywałem możliwości kinetyczne Isaac’a w przeróżny sposób, dobrze się przy tym bawiąc. Do tego od czasu do czasu napotykamy na sprytnie przygotowane zagadki. Aha, co do głównego bohatera, to intrygujące są schizy w jego głowie i inne szokujące wydarzenia. Zabiegi te robią naprawdę dobry efekt. W ogóle cut-sceny w tej grze to czysta poezja. Jak dla mnie Dead Space 2 jest wręcz przesiąknięty zajebistością. Dobra fabuła z nawiązaniami do poprzedniej odsłony w znakomity sposób rozwija całe uniwersum, które zdaje się mieć spory potencjał. Jedną z najciekawszych rzeczy w grze jest arsenał broni, które są po prostu kapitalne. Soczyste rozrywanie nekromorfów na strzępy moją ulubioną piłą tarczową nadal sprawia ogromną frajdę. Sterowanie jest w porządku, grywalność bardzo dobra, a interfejs to już klasa sama w sobie. Zadania postawione przed graczem są naprawdę ciekawe, nie zawsze łatwe i często pełne emocji. Lokacje, które przemierzamy to kolejny powód do zachwytu. A są też i ukryte miejsca. Klimat gry, nieco odmienny od tego w oryginale, nadal jest mięsisty. Minusy... Trochę zawiódł ważny dla horroru aspekt, czyli przerażenie. Praktycznie zero strachu, raczej elementy zaskoczenia. Skromny system rozwoju bohatera. Niespecjalnie podobały mi się dialogi. Nie przemawiał do mnie również głos podkładany Isaac’owi. Chyba bardziej pasował mi jako ten niemowa, który też nie ukazywał twarzy. Z drugiej strony fantastyczny jest widok otwierającego się hełmu. No i te zacne kombinezony. Ach! Ogólnie w Dead Space 2 twórcy podążają w dobrym kierunku, bo seria nie stoi w miejscu. Ode mnie brawa za kawał widowiskowego gameplay’u z porządną fabułą. Moja ocena – 9.0/10

01.05.2014 08:24
1up
odpowiedz
1up
158

vulpes433 -> Ciekawe spostrzeżenie. Tym bardziej odczekam na odpowiedni moment, żeby na spokojnie usiąść i zagłębić się w fabułę.

01.05.2014 08:21
1up
odpowiedz
1up
158

Ostatnio pod względem fabuły urzekło mnie malutkie arcydzieło To The Moon.

17.04.2014 19:06
1up
odpowiedz
1up
158

Z tego co wiem, godzina gry online zjada kilka-kilkanaście megabajtów, więc teoretycznie nie ma możliwości, żebyś wykorzystał transfer. Mówiąc bardziej praktycznie, granie jest prawie nieodczuwalne dla limitu trasferu.

17.04.2014 18:59
1up
odpowiedz
1up
158

Wychowałem się na strategiach... Od najmłodszych lat grałem w turówki i rts-y, jednak to te drugie podbiły moje serce. Nie jest mi obca seria Command & Conquer, Diuny znam jak własną kieszeń i mam do nich wielki sentyment, oczarował mnie Dungeon Keeper czy nikomu nieznany Outlive. Te czasy nie powrócą. Jednak z ostatniej dekady za króla strategii i osobistego faworyta uważam Company of Heroes. To prawda, że powstaje coraz mniej strategii z krwi i kości. Powodem może być mniejsza ilość czasu współczesnego społeczeństwa, ale i to, że nie chce się dziś ludziom myśleć i kombinować. Ale czy to źle? W dobie konsumpcjonizmu lepiej, żeby powstała jedna dopracowana strategia na rok dla wąskiego grona odbiorców, niż cały wysyp gniotów i średniaków. Mimo, że gatunek schodzi na dalszy plan, ja się tylko cieszę. Przynajmniej nie będzie sytuacji, w której mamy tak wielki wybór, że nie wiadomo na co się zdecydować. Swoje lata świetności rts'y już miały i po części byłem tego świadkiem. Cieszący jest fakt, iż nawet po latach gierki te są nadal baaardzo grywalne. Co by się nie działo, gatunek ten zawsze będę sobie cenił najbardziej.

17.04.2014 18:16
1up
odpowiedz
1up
158

Z przyczyn natury technicznej mam dokładnie ten internet, który opisujesz. Na moje potrzeby te 15 GB spokojnie na miesiąc wystarcza. Jeśli chodzi o granie, to jakoś w ogóle nie odczuwam, żeby mi transfer zjadało, a nawet jeśli, są to ilości minimalne. Jeszcze jedna ciekawa sprawa, pobieranie ze steam czy origin w ogóle nie pobiera mi transferu, z czego oczywiście bardzo się cieszę. Ogólnie jakość połączenia jest zachwycająca. U mnie ostatnio aktualizacja 2GB zajęła 4 minuty. Raz na jakiś czas na chwileczkę zerwie połączenie. Grając w CoD'a 4 pingi miałem w okolicach 60, więc do gier bez problemu. No cóż, jeśli tak jak ja nie masz możliwości stałego łącza, ja ze swojej strony polecam ofertę o transferze 15GB(+50GB noce) z darmowym przeglądaniem stron. Chyba najkorzystniejsza opcja.

19.03.2014 14:49
1up
👍
odpowiedz
1up
158

Odbiegając troszeczkę od tematu... W ten czawartek u mnie na wydziale ma być wykład prowadzony przez Tomka Bagińskiego. Ciekawe o czym będzie mówił i czy wspomni o swojej pracy przy Wiedźminie...

19.03.2014 14:40
1up
odpowiedz
1up
158

A to dopiero dziwne. Kilka dni temu przypadkowo natknąłem się na info o tym serialu. Już zapisałem go sobie na listę oczekiwanych. Głównie ze względu na to, że gra tam Kyle MacLachlan, który 25 lat temu miał swoją rolę życia w moim ukochanym Twin Peaks. Co do serialu, to zapowiada się ciekawie.

17.03.2014 17:46
1up
odpowiedz
1up
158

Jedyne co mi przychodzi na myśl to Alien Shooter.

28.02.2014 20:09
1up
odpowiedz
1up
158

Szóstkę Weidera robiłem już kilka razy, ale problem w tym, że szybko się nudzi. Ogólnie jest skuteczna, ale ciężko wyrobić dolne partie brzucha. Na to najprostsze i najlepsze jest moim zdaniem unoszenie nóg na wysokość 10 cm.

28.01.2014 16:56
1up
😊
odpowiedz
1up
158

Ja niezmiennie mam sentyment do:

Heart of Darkness
Oddworld: Abe's Oddysee
Oddworld: Abe's Exoddus
Prehistorik 2

16.01.2014 00:26
1up
odpowiedz
1up
158

Bardzo trafny tekst. Mam dokładnie tak samo. Czasu jest u mnie jak na lekarstwo, z czego większość pochłaniają studia. Praktycznie zrezygnowałem już z tak uwielbianych kiedyś wydań pudełkowych na rzecz wersji elektronicznych, szczególnie gdy można je dostać za śmieszne pieniądze w promocjach. Gier przybywa, ale ze względu na brak czasu te ukończone mogę policzyć na palcach jednej ręki. Czasem aż zastanawiam się czy w ogóle nie zrezygnować z takiego zaangażowania w branżę gier. Smutne to, bo kiedyś mimo innych obowiązków potrafiłem znaleźć czas, by codziennie sobie pograć i sprawiało mi to naprawdę wielką radochę. Teraz jest to takie mało osiągalne. Muszę się więc poważnie zastanowić nad tym co dalej... Wiem jednak jedno: gry zawsze będą mnie zachywcać, dawać frajdę i się nigdy nie znudzą.

Rasgul -> Daj znać, co to za sposób. (;

15.12.2013 18:45
1up
odpowiedz
1up
158

Ja ze swojej strony mogę tylko polecić Hydorah - dostępna za darmo na cdp.pl. Zrobiona na modłę klasycznych gier shoot'em'up, ale cholernie trudna.

09.12.2013 16:55
1up
📄
odpowiedz
1up
158
7.5

Dead Island to satysfakcjonujący survival. Plusy... To, czym autorzy przekonali mnie na początku, to świetne, klimatyczne wprowadzenie. Zachwycił mnie duży i otwarty świat gry, który wykonany został niezwykle szczegółowo. Graficy naprawdę się postarali i zaserwowali nam przepiękne, niezwykle barwne widoki, okraszone ślicznymi refleksami świetlnymi. Oprawa wizualna, tak jak cała wyspa Banoi, to dla mnie istny raj. Interakcja ze światem i fizyka może nie zachwycają, ale w zupełności wystarczają, zaś wszelkie ruchy istot żyjących i nieżyjących są zgrabnie animowane. Spodobał mi się system walki, który okazał się wymagający, ale do tego niezwykle efektowny dzięki spektakularnym spowolnieniom. Starcia są przez to emocjonujące, a ćwiartowanie zombiaków nad wyraz soczyste. Nieźle w kość mogą też dać pojedynki z mini-bossami. Stworów jest kilka rodzajów, bez zbędnych udziwnień. Dla mnie to wystarczało. Instynkt samozachowawczy zombie został poprawnie odzwierciedlony. Ścigają gracza do końca. Czego jak czego, ale emocji tu nie brakuje. Bywają elementy zaskoczenia, miejscami tempo akcji jest szalone, by później zwolnić i ostudzić nasz zapał zabawną bądź wzruszającą sceną. Miło, że postanowiono zrobić wygórowany, dostosowujący się do postępów poziom trudności. Przyznam szczerze, że momentami robiło się naprawdę hardkorowo. Za to wielki plus. Imponująco prezentuje się arsenał broni białej, szczególnie gdy oręż modyfikujemy. Drzewko rozwoju bohatera wypada przyzwoicie. W ogóle bohaterowie i ich biografie są nawet ciekawe. Sama historia była dla mnie dość angażująca. Gra przedstawia spójny wątek fabularny oraz poza kilkoma wyjątkami, nawet fajne zadania poboczne. Według Steam'a, ukończenie gry zajęło mi 37 godzin, co w dobie większości dzisiejszych produkcji jest naprawdę satysfakcjonującym wynikiem. System zapisu nie zawodzi. Denerwuje jedynie utrata pieniędzy po zginięciu, no ale coś za coś. W grze zaimplementowano ładne fabularne cut-sceny, które przyjemnie się ogląda. Jednak moim ulubionym przekazem informacji były audiologi pewnego bohatera. Nagrania były tak przekonywające, że naprawdę można było się wczuć w ludzki dramat. Interesującym wyborem miejsca akcji jest Papua-Nowa Gwinea. Fajną sprawą są fakty związane z tym obszarem. Dzieło Techlandu urzekło mnie przede wszystkim klimatem. Nie wiem jak twórcom udało się połączyć poważną tematykę horroru z kontrastującą malowniczą wyspą, dodając do tego nieskrępowaną sieczkę zombiaków i kilka naprawdę smutnych momentów. Niezwykłe połączenie, które moim zdaniem przesądziło o oryginalności rodzimego produktu. Biorąc pod uwagę cały podkład muzyczny - jest b. dobrze. Mając w pamięci spokojne melancholijne utwory słyszane w bezpiecznych miejscach - można się wzruszyć. Piękna muzyka. Minusy... Nie mam zastrzeżeń do jakości dźwięku, lecz do jego pozycjonowania. Nieraz krzyki zombie były bardzo mylące, bo zamiast spodziewać się ich z boku, słyszałem je za plecami. Podobnie w rozmowach. Z liniami dialogowymi jest ten problem, że pomimo iż są dobrze przeczytane, to jednak same w sobie są trochę sztywne i nudne. Irytujące już od początku stają się identyczne wypowiedzi powitalne powtarzające się za każdym razem, gdy przechodzimy obok jakiegoś npc-ta. I te głupie teksty, ech. Co do panelu ekwipunku i hud'a mam mieszane uczucia. Z jednej strony wizualnie prezentuje się fajnie i posiada możliwość wyłączenia dodatkowych informacji na ekranie tak by nie przeszkadzały, to jednak w użytkowaniu sprawiał mi sporo problemów. W ekwipunku denerwowały mnie samoprzeskakujące przedmioty, gdy podniesiemy jakiś nowy. Owocowało to np. tym, że kiedy było naprawdę gorąco, w pośpiechu mój podopieczny zamiast użyć maczety, wypijał butelkę whisky. Kłopotliwa była też natychmiastowa zmiana oręża. A i prowadzenie auta nie odbywało się bez przeszkód. Poza tym strzelanie z pistoletu do ludzi nie zawsze działało jak należy. Bo jak wytłumaczyć brak obrażeń po kilkukrotnym postrzale w szyję czy klatkę. Żywy trup też potrafił się zbuntować i w momencie uderzenia zdążyć mnie dopaść. Generalne przenikanie obiektów oraz zombie zacinające się w skale lub ścianie, przy drzwiach, kontenerach czy drabinach – nie wygląda to dobrze. Gra oferuje sporo, jednak opiera się to prawie wyłącznie na eksterminacji nieumarłych i zbieraniu łupów, co na dłuższą metę troszeczkę nudzi. Tak na marginesie – nazwy broni są kuriozalne. Produkt wypełniają też różnego rodzaju absurdy. Przytoczę tylko jeden z nich. Rzucamy drewnianym kijkiem w butlę z gazem. I co? Oczywiście wybucha. Rzeczą, która wyjątkowo mi się nie podobała jest system respawnu przeciwników i generowania poziomów. Po pierwsze, odradzanie się sztywnych występuje za często. Po drugie, za szybko odświeżane jest otoczenie i zawarte w nim przedmioty. Po trzecie, dlaczego cenne wyposażenie na chwilę przeze mnie pozostawione zaraz znika? No właśnie. No i takie trochę rozczarowujące zakończenie. Moja ocena – 7.5/10

06.12.2013 00:20
1up
📄
odpowiedz
1up
158
5.0

Call of Cthulhu: Dark Corners of The Earth był dla mnie ciężkim kawałkiem chleba. Plusy... Gra jest mocno urozmaicona. Niech wystarczy fakt, że jest zarazem grą akcji, skradanką, strzelanką, horrorem i przygodówką, więc ma do zaoferowania całkiem sporo. Do tego zachowuje zdrowy balans między tymi aspektami. Napotkane po drodze zagadki były racjonalne, a kody do sejfów logicznie wynikały ze zdobytych informacji. Intrygujące są dzienniki, notatki i dowody w sprawie. Historia wydała mi się interesująca i składna. Aktów jest dziesięć, na każdym zleci trochę czasu, z czego niektóre bywają napraaawdę długie. W sumie wyjęło mi to z życia całkiem pokaźną liczbę godzin. Tutaj muszę pochwalić misje, gdyż są różnorodne i ciekawe, a przy tym tworzą logiczną całość. Jest sporo eksploracji, trochę szalonych ucieczek, odrobina zagadek i niemało strzelania. Produkcja pod różnymi względami okazała się wymagająca. Słusznie rozwiązano system zachowywania postępów, gdzie punkt zapisu gry to Znak Starszych Bóstw - taka bezpieczna przystań. Niekiedy symbole te są gdzieś ukryte. Poza tym program korzysta z opcji autosave w ważniejszych momentach. Jako że jestem zwolennikiem minimalizmu na ekranie, brak hud-a doskonale tu pasuje. Ponadto fajny jest ekran ekwipunku, ze szczególnym uwzględnieniem wizualizacji rannych części ciała. Ogromny plus należy się za zajebiście zrobiony system zdrowia fizycznego i psychicznego Jacka Waltersa. Niekontrolowane ruchy i myśli bohatera, zawroty głowy, zaburzenia wzroku i słuchu, tajemnicze głosy w świadomości, przyspieszone oddech, tętno czy bicie serca bezpośrednio przekładają się na wzrost czułości sterowania, zniekształcony lub zamazany obraz, drżenie kamery czy też spowolnione reakcje. W najgorszym wypadku postać odbierze sobie życie. Również leczenie ran odniesionych w wyniku obrażeń świetnie pomyślano. Ukłony w stronę twórców za takie niuanse jak utykanie na jedną nogę po postrzale w udo, zawężone pole widzenia w związku z rozbitym okiem czy drżenie zranionej ręki wpływające na celowanie z broni. Zaprawdę, diabeł tkwi w szczegółach. Ponadto, grze nie można odmówić gęstej, posępnej i złowrogiej atmosfery. Przyznać też muszę, że ma kilka momentów, gdzie włos jeży się na głowie. Całość podkreślają motywy muzyczne z pogranicza dark ambientu, a także inne, bardziej dynamiczne kawałki. Dźwięk jest wysokiej jakości. Dobrze brzmią również kwestie wypowiadane przez Jacka. Aha, i na koniec to, co najbardziej utkwiło mi w pamięci – motyw muzyczny z menu głównego. Istny majstersztyk! Minusy... Na pierwszy ogień idzie bug wersji pecetowej uniemożliwiający przejście etapu na statku. Niedopuszczalne! Przez to musiałem nieźle kombinować ze znalezieniem odpowiedniego save'u w sieci. Po drugie, cała masa błędów: zacięcia i utknięcia bohatera, przenikanie obiektów, momentalnie znikające ciała czy skrypty, które zabijają. Kolejnym aspektem jest cała mechanika gry. Przede wszystkim toporne strzelanie oraz walka wręcz. W poruszaniu się trochę brakowało mi biegu, gdzieniegdzie przydałaby się też latarka, a i niektóre interakcje bym poprawił. Na przykład kłopotliwe otwieranie i zamykanie drzwi, zwłaszcza podczas pościgów. Jakością nie grzeszy też strona techniczna produkcji. Grafika jest nierówna i w większości miejsc po prostu bardzo słaba. Miejscami wręcz odpycha. Animacja wygląda co najwyżej przeciętnie. Fizyki za dużo tu nie uświadczymy. Praktycznie zerowa inteligencja wrogów. Martwi również fakt, że właściwie żadne stwory nie wydają się być godnymi przeciwnikami. Arsenał jest mocno ograniczony, przez co szybko się nudzi. Lokacje, mówiąc wprost, nie zachwycają. Przerywniki filmowe z założenia nie są złe, jednak kilkukrotne oglądanie tej samej sekwencji może irytować. Szczególnie, gdy co poniektórych przerwać się nie da. A nieraz miałem tak, że trzeba kilka razy powtarzać ten sam etap. Nie obyło się również bez zaglądania do poradnika, bo czasami naprawdę nie wiadomo co w danej chwili zrobić. Podsumowując, co do Mrocznych Zakątków Świata mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony czuć, iż jest to błyskotliwa próba podejścia do przygodowych gier akcji, z wieloma ciekawymi zabiegami. Z drugiej zaś mam w pamięci moje zmęczenie i zirytowanie, bo gra cierpi na masę błędów i niedoróbek technicznych. Po całej przygodzie stwierdzam, że nie wróciłbym już do niej. Zbyt ciężki był to dla mnie kawałek chleba. Szkoda, bo serio starałem się polubić tę gierkę. Moja ocena – 5.0/10

01.12.2013 23:41
1up
odpowiedz
1up
158

Przypadkowo oglądałem trochę filmów wzorowanych na grach. Ogółem nie jestem wymagający w stosunku do filmów i tak moje odczucia często bardzo różnią się (jak to zwykle u mnie bywa) od powszechnej opinii. Filmy, które kiedyś widziałem i nieco pamiętam:

Alone in the Dark - akurat z tego filmu nic nie pamiętam, więc chyba nic wartego zapamiętania tam nie było. 1/6
Dead Space animowane - zachwyciły mnie kreskówkową konwencją horroru. 5/6
DOA: Dead or Alive - jakieś nieporozumienie. 1/6
Far Cry - o dziwo nie oglądało się go źle. 3/6
Hitman - najlepszy film jaki oglądałem. Powaga. Dla mnie idealny. 6/6
Max Payne - naprawdę dobry film akcji. 4/6
Prince of Persia - ponownie, bardzo zgrabnie wykonana ekranizacja. 4+6
Resident Evil - z początku było nieźle, lecz z każdą następną odsłoną coraz gorzej. Ogółem za serię 3/6
Resident Evil animowane - naprawdę świetnie wykonane, klimatyczne produkcje. 5/6
Silent Hill - pomimo zacnej atmosfery, nie przypadł mi do gustu. 2/6
Tekken - z tego co pamiętam, nawet mi się podobał. 3+/6
Tomb Raider - oba są miesjcami przekombinowane, ale ogólnie ciekawe. 3+/6

15.11.2013 14:10
1up
odpowiedz
1up
158

Wszystko wygląda cudnie, ale i tak jestem przekonany, że to już nie będzie to samo. Chyba niemożliwym jest powtórzyć ten arcymistrzowski klimat. Abe's Oddysee to dla mnie jedna z najpiękniejszych gier w historii. Mimo wszystko, jak wyjdzie New N' Tasty, na pewno spróbuję.

14.11.2013 16:03
1up
odpowiedz
1up
158

Rzeczywiście Routine robi wrażenie. Trzymam też kciuki za Kholat. Dziwne, ale dosłownie kilka dni temu czytałem o tym incydencie w górach Ural. The Forest może okazać się kozackim sanboxem. W demo DreadOut zagrałem jakiś czas temu. Zaciekawiło mnie, bo zawsze chciałem zagrać w Fatal Frame. Na Dying Light czekam, gdyż Dead Island przypadło mi do gustu. Sound of Silece brzmi z kolei bardzo intrygująco. Kurcze, zapowiada się naprawdę niezły rok...

04.11.2013 16:29
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

Zax: The Alien Hunter to bardzo przyjemna gierka. Plusy... Pierwszą rzeczą, jaka przykuła moją uwagę, okazała się szata graficzna. Olśniewająca, starannie dopracowana, z niezwykle dobrymi teksturami i świetną kolorystyką. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się zastosowany tu styl graficzny. Gra odznacza się także ładną animacją i fizyką zniszczeń. Natomiast wszelkie efekty dźwiękowe to dla mnie czysta perfekcja. W polskiej wersji językowej rozmowy między postaciami wypadają poprawnie, głosy pasują jak ulał, a niektóre wypowiedzi czy anegdotki Zaxa brzmią nadzwyczaj swojsko. Generalnie brawa za polonizację. Fabuła od początku do końca wydaje się angażująca, przy czym na koniec otrzymujemy zaskakujący zwrot fabularny. Bohaterowie tej opowieści są interesujący. Jako galaktyczny wojownik mamy do czynienia z różnymi przeciwnikami: najpierw tylko z miejscowymi dzikami, później z całymi zastępami robotów, aż po zaawansowane mechy w końcówce. Questy są różne, mniej lub bardziej rozbudowane, ale wszystkie ciekawe. Rozgrywka bywa dość mocno urozmaicona. Jest masa strzelania, sporo szukania, trochę logicznej zabawy z przełącznikami, ucieczki, a nawet coś ze skradania. Poza końcowym poziomem, wszystko przechodziło się gładko. Czas gry figuruje u mnie jako kilkanaście godzin przedniej zabawy. Wspomnieć wypada, że Zax to strasznie wciągająca produkcja. Dobrze, że można zrobić save w każdym momencie. Trzeba jednak pamiętać o częstym zapisywaniu gry w dłuższych misjach, bo inaczej czeka nas kawał drogi do nadrobienia. Bardzo spodobał mi się interfejs gry. Sterowanie, poza drobnymi niedogodnościami, wypada w miarę okej. Pukawek jest sporo, mają wymyślne nazwy, futurystyczny wygląd i nie mniej fajne działanie. Przedmioty, na jakie natrafiamy podczas wędrówki są przemyślane. Poziom zdrowia uzupełnia się jedząc owoce. Zamiast gotowego uzbrojenia, przyjdzie nam raczej zbierać elementy jakiejś giwery albo rudę i kryształy do skonstruowania nowego rodzaju oręża. Poza tym zobowiązani będziemy szukać kluczy, kamieni i innych niezbędnych dla fabuły reliktów. Słowem, fajne i logiczne rozwiązanie. Pamiętam jak na początku urzekł mnie ten niby żyjący świat, gdzie ptaszki sobie latają, a zwierzyna biega po powierzchni. Nawet po zabiciu takiego dzika, jego ciało nie znika. Podobnie jak naboje, energia czy surowce, które później w drodze powrotnej można sobie zebrać. Ponadto, czasem natrafić można na pułapki oraz ukryte przejścia. Wszystkie przygotowane przez twórców scenerie trafiły w moje gusta. Przepiękna dżungla, wioski zamieszkałe przez rasę Korbo, ponure jaskinie, tajemnicze świątynie, tereny fabryczne, powierzchnie skute lodem czy pokład statku kosmicznego - wszystko to sprawia, iż klimat gry jest tak wyborny. Minusy... Podkład muzyczny jest w porządku, ale dwa czy trzy motywy muzyczne na całą grę to trochę za mało. Tak jak początek gry mnie oczarował, tak późniejsze etapy troszeczkę rozczarowały, bo większość rozgrywki to jedna wielka sieka. Ale generalnie nie jest źle. Powiem więcej, Zax to kawał porządnej, satysfakcjonującej gry. Moja ocena – 8.0/10

13.10.2013 16:11
1up
📄
odpowiedz
1up
158
5.5

Slender: The Eight Pages to iście zabójcze doświadczenie. Nie traktuję tego straszydła jako prawowitej gry, lecz raczej jako swego rodzaju eksperyment. Dodam, że wcześniej grałem w wersję beta i mam w pamięci różnice. Zmiany niewielkie, ale wyszły na lepsze. Produkcja Parsec pojawiła się w sieci znienacka jako jakiś tajemniczy projekt. Nic o nim nie wiedząc, postanowiłem sprawdzić sobie to „coś”. Plusy... Zero informacji o samej grze i tylko jedno zadanie: „Zbierz osiem stron”. No dobra, lecimy. Generalnie zostaliśmy wrzuceni w środek ciemnego lasu. Wokół tysiące drzew, wszechogarniający mrok i dziwne odgłosy. Jak się okazuje, złowrogi las jest idealnym miejscem, aby przerazić gracza. Brak jakiegokolwiek interfejsu podczas gry znakomicie pozwala zanurzyć się w przytłaczającej atmosferze. Co jak co, ale klimatu grze odmówić nie można. Mroczne, posępne i surowe otoczenie naprawdę działa na naszą wyobraźnię. Autorom gry udało się osiągnąć coś niemożliwego. Sprawili oni, iż przeciwnikiem gracza nie są potwory, ale tak naprawdę jego podświadomość. Obrazu całości dopełnia właśnie tytułowa postać. Wynaturzony, przerażający i okryty tajemnicą osobnik ściga nas z nieznanego powodu. Wiemy tylko tyle, by nie obracać się za siebie i nie patrzeć mu w oczy. Zadanie jest z pozoru proste: zebrać osiem stron manuskryptu, nie dając się przy tym schwytać. No właśnie, z pozoru. Po pierwsze, trzeba wiele razy zwiedzić cały obszar, by mieć opanowaną mapę ścieżek i lokalizacje poszczególnych kartek. A zapewniam, że w tym lesie łatwo się zgubić. Jest to niesamowite uczucie, kiedy dobrze znana mi droga nagle wydaje się obca i za chwilę dochodzę do wniosku, że zabłądziłem. Druga sprawa to umiejętność wyrzeczeń. Nasza postać męczy się po szybkim biegu, a latarka nie świeci w nieskończoność. Trzeba więc czasami przystopować z używaniem sprintu i w miarę możliwości oszczędzać baterie. Poza tym należy być szybkim i sprytnym. Przy odrobinie szczęścia może uda się zebrać komplet notatek. Na szczęście sterowanie ogranicza się do kilku podstawowych klawiszy. No dobra, wszystko ok, ale o co tyle szumu? Czemu gra jest uważana za straszną? Primo, osoba Slendermana. Wystarczy spojrzeć. Ale nie to gra pierwsze skrzypce. Moim zdaniem zasługa w tym dźwięku. Niewinne cykanie świerszczy w trawie, pstryk włączanej latarki, stąpanie bohatera po powierzchni czy jego przyspieszony oddech – to wszystko bardzo sugestywnie buduje napięcie. A do tego w tle mroczny ambient, który wraz z postępami zmienia się na coraz bardziej przerażający, co niesamowicie potęguje emocje. Jeszcze bardziej szokującym zabiegiem są anomalie spowodowane obecnością Slendermana i towarzyszący temu odgłos zgrzytu. Ale i tak najlepsze jest to „buuum”. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi. W niektórych momentach autentycznie można podskoczyć na krześle, a po plecach momentalnie przechodzą ciarki. Mówię, jak ktoś chce choć przez chwilę poczuć prawdziwy strach, to Slenderek zaprasza na wypad do lasku. Co do oprawy graficznej, to na najwyższych ustawieniach tytuł wygląda całkiem znośnie. Minusy... Potwornie krótka. Co prawda zanim ujrzałem 8/8 minęło trochę czasu, jednak nie zmienia to faktu, iż gierka zabiera średnio 10 minut. Co by nie mówić, produkt niewielki, ograniczony i jednostajny. Fabularnie totalne zero. Poza strzępkami informacji o Slendermanie w necie, tutaj nic nie zostało wyjaśnione ani nawet napomknięte. Będąc szczerym, muszę odrobinę ponarzekać na samą mechanikę gry. Otóż, często dzieje się tak, że długoręki bandyta łapie mnie pomimo tego, że wszystko zrobiłem jak należy, najlepiej i najszybciej jak umiałem. Ponadto gość pojawia się gdzie chce, co nie jest ani fajne, ani logiczne. Wydaje mi się wtedy, że gra nas trochę oszukuje i właśnie po raz kolejny straciłem 10 minut z życia. Ale nie odpuściłem! Może technicznie Slender: The Eight Pages wypada biednie, jednak jako mały test, a zarazem wstęp przed pełnoprawnym Slender: The Arrival, spisuje się zacnie. Moja ocena – 5.5/10

27.05.2013 19:50
1up
📄
odpowiedz
1up
158
8.0

FIFA 2000 jest naprawdę spoko. Plusy... Do dziś pamiętam znakomite intro gry. Świetnie zrealizowano też wstawki, kiedy to strzelca ogarnia radość ze zdobytego gola, a miny rywali mówią same za siebie. Fajna sprawa. W ogóle przygotowane przez twórców animacje wyglądały w owym czasie zjawiskowo. Fizyka piłki, zderzenia, kontuzje, faule, gra ciałem – wszystko to prezentowało się wtedy imponująco. Do tego kontrola nad zawodnikami przebiega niezwykle sprawnie. Dzięki temu feeling gry jest po prostu przyjemny. Do strony audio nie mam zastrzeżeń. Odgłosy na stadionie i komentarz w tle dają radę. W grze zawarto parę fajnych kawałków, na czele z przebojowym „It’s Only Us”. Graficznie produkt EA Sports zachwycał. Zawsze cieszy mnie możliwość kreowania drużyn, edytowania poszczególnych cech zawodników, wyboru strojów, zmiany pozycji piłkarzy na boisku. W menu można też skonfigurować realny czas meczu, zasady gry, warunki atmosferyczne czy rodzaj kamery. Występuje kilka trybów gry: zwykły mecz, rozgrywki ligowe, puchar świata, trening. A gdyby komuś znudziło się grać z komputerowym przeciwnikiem, zawsze można zmierzyć się z innym graczem. Wtedy to dopiero są emocje! Tak więc pod względem urozmaicenia jest bardzo dobrze. Poza aktualnymi składami, przygotowano także legendarne drużyny, co jest miłym akcentem dla fanów tego sportu. Mocną stroną tej edycji FIFA okazuje się wykonywanie stałych fragmentów gry. Dużo frajdy sprawiają też tricki, ale nic tak nie odpręża, jak możliwość sfaulowania bramkarza ekipy przeciwnej. Minusy... Trochę niewygodny w użytkowaniu interfejs. Chaotyczne zarządzanie drużyną. Garstka mniej ważnych niedogodności. Moja ocena – 8.0/10

11.04.2013 12:03
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

Diablo to piekielnie dobry hack&slash. Plusy... Klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Ta ponura, mroczna, przeklęta wręcz atmosfera z łatwością przenika do świadomości niewinnego gracza i niesamowicie działa na wyobraźnię. Miasteczko Tristram oraz przerażające scenerie kolejnych poziomów wyglądają zacnie. A z każdym następnym etapem tylko wzmaga się uczucie strachu. I tu właśnie wkraczają najważniejsze czynniki budujące nastrój. Udźwiękowienie w tej grze jest kapitalne. Odgłosy otoczenia są sugestywne, a wszelkie jęki wydawane przez potwory przyprawiają o ciarki na plecach. Do tego ta wyborna muzyka z kultowym już motywem „Town”. Szata graficzna wykonana została bardzo szczegółowo. Techniczna strona produkcji także prezentuje wysoki poziom, gdyż fizyka i animacje wyglądają po prostu świetnie. Ekran gry i ekwipunek wraz z tą charakterystyczną czcionką wypadają rewelacyjnie. Z kolei elementy takie jak poruszanie się, walka czy korzystanie z przedmiotów są przemyślane i wygodne. W zależności od wybranej na początku klasy postaci, nasza taktyka walki będzie wyglądać inaczej. Grając, trzeba mieć nie tylko dobrze opanowane klawisze skrótów, ale również sposoby na wykorzystanie architektury otoczenia oraz znajomość potworków. Kreatury są bowiem różne, każda ma jakieś słabe i mocne strony, co w walce można sprytnie wykorzystać. Poza tym zachowania przeciwników nieraz budzą podziw z racji tego, że stworki potrafią na przykład uciekać tak, by za chwilę zaatakować gromadą. Różnie bywa. Generalnie Diablo jest grą mocno urozmaiconą i nieliniową. Poziomy generowane są losowo. Itemy oraz ich specyfikacje trafiają się jak chcą. Czasami bywa, że pozornie słaby sztylet ma większą wartość dzięki swoim unikalnym właściwościom, niż porządny miecz czy topór. Tak w ogóle to ilość i różnorodność uzbrojenia przyprawiają o zawrót głowy. Nie gorzej jest z magią, albowiem zaklęć też jest sporo i są one naprawdę ciekawe. Rozwój bohatera podoba mi się. Jest prosty, a zarazem niejednoznaczny. Na nasze cechy wpływa tutaj mnóstwo czynników. To właśnie od Diablo zaczęło się moje ciche uwielbienie tabelek i statystyk. Fajne okazało się tutaj kombinowanie z ograniczonym ekwipunkiem. W mieście urzędują różne postacie. Regułą jest, iż rzadkie przedmioty warto najpierw zidentyfikować, zniszczoną broń białą opłaca się naprawiać u kowala, otrzymać leczenie można u uzdrowiciela, a rzeczy związane z magią załatwiać należy u wiedźmy. Sama logika. Ponadto niektóre wypowiedzi npc-tów potrafią zainteresować, jeżeli tylko do nich zagadamy. Questy są ciekawe. Fabuła dość oryginalna, tajemnicza i ma w sobie to coś. Scenek filmowych jest zaledwie parę, ale są one zaprezentowane w dobrym stylu. Tytuł wystarcza na kilkanaście godzin siekania i bywa miejscami wymagający. Minusy... Nieprzejrzyste wnętrza. Stagnacja miasta. Kłopotliwa szybka zmiana oręża. W zasadzie to tyle. Grywalność jest za to ponadprzeciętna. Moja ocena – 9.0/10

29.03.2013 21:01
1up
odpowiedz
1up
158

Fahrenheit oraz Heavy Rain.

24.02.2013 14:21
1up
odpowiedz
1up
158

Widzę ogromny potencjał w Watch Dogs. A sam gameplay wygląda świetnie.

18.01.2013 21:41
1up
📄
odpowiedz
1up
158
9.0

Prehistorik 2 pozostanie dla mnie jedną z najfajniejszych platformówek tamtego okresu. A co tam, nawet dziś gra się w niego z przyjemnością. Plusy... Niesłychane, że po dwudziestu latach gierka nadal jest tak grywalna i sprawia tak wiele frajdy. Oprawa graficzna jest kolorowa, szczegółowa i zawsze dobrze się kojarzy. Warstwa dźwiękowa również trzyma poziom. Odgłosy są soczyste, a muzyczka w tle przyjemna dla ucha. Ciekawie została zrealizowana interakcja z otoczeniem. Na przykład nasz bohater wpada w poślizg na oblodzonych powierzchniach, cofa się pod wpływem wiatru czy też odkrywa sekrety, uderzając w różne elementy terenu. Animacja wygląda bardzo ładnie, przy czym w wykonaniu naszego śmiałka jest to dodatkowo całkiem zabawne. W ogóle humor zawarty w produkcji jest niebanalny. Ale wyjść z podziwu dla jej autorów nie mogę w jednej kwestii. Otóż stworzyli oni prawdopodobnie najbardziej przesiąkniętą sekretami platformówkę w historii. Nie dość, że gra sama w sobie zawiera wiele ukrytych miejsc, to jeszcze dochodzą do tego bonusowe levele, różne drogi do zakończenia danego etapu i raz jeszcze mnóstwo, mnóstwo sekretów. Uważam, że gra jest wystarczająco urozmaicona, bo przed nami czeka sporo różnych wyzwań tak na zręczność, jak i na kombinowanie. Na swojej drodze napotkamy wszelkiej maści wymyślne stworzonka. A żeby je zwalczać, dano nam we władanie taki oręż jak niezawodna maczuga, wielki młot czy tomahawki. Jeśli o samego jaskiniowca chodzi, to zawsze powtarzam, że Prehistorik to równy gość. Wystarczy spojrzeć co wyprawia. Cała nasza przygoda jest nie długa, nie krótka, lecz w sam raz. Okazuje się za to całkiem wymagająca. Mimo tylu przeciwności w brutalnym świecie gry, rozgrywka budzi pozytywne emocje. Ma taki surowy, a jednocześnie sympatyczny nastrój. Etapów jest dziewięć, każdy różni się od siebie scenerią i charakterem, ale wszystkie są niezwykle barwne, pomysłowo zaprojektowane i nie brak im uroku. Spodobało mi się podejście twórców, w którym nie chodzi tylko o to by przejść dany level, ale żeby z każdego wycisnąć ile się da - mam tu na myśli sekrety. Słusznym rozwiązaniem było wprowadzenie sygnalizacji jako checkpointów podczas danego poziomu. Poza tym do każdej planszy są do odkrycia passwordy. Minusy... Według mnie trochę źle zaprojektowano pojawianie się potworków, gdyż często bywa, że w nieoczekiwanym momencie jakiś delikwent wyrośnie nam spod ziemi. Nie muszę chyba mówić jak bardzo potrafi to zdenerwować. Poruszanie się i skakanie nie dość, że wymagają nieludzkiej precyzji, to jeszcze nie zawsze działa to tak jak trzeba i bywa przez to niedokładne. Zdarzały się również sytuacje, w których przez przypadek zabije się jakiegoś stworka, a okazuje się, że był on potrzebny, aby gdzieś wskoczyć. No nic, ostatnia rzecz jaka przychodzi mi na myśl, to niefortunnie przesuwająca się plansza i związany z tym ograniczony widok. Co prawda nie ma tu ani słowa narracji, jednak sam pomysł i realia gry jak najbardziej mi odpowiadają. Moja ocena – 9.0/10

01.12.2012 20:53
1up
😉
odpowiedz
1up
158

1. ZAX: The Alien Hunter.

06.11.2012 18:36
1up
odpowiedz
1up
158

Beerfest (Święto piwa). Mnie rozbawił. :)

30.10.2012 22:44
1up
odpowiedz
1up
158

Z tych, które przychodzą mi do głowy, a nie zostały wymienione:

Barrow Hill
F.E.A.R.
Hitman: Contracts
Nosferatu

02.09.2012 17:11
1up
odpowiedz
1up
158

Super! Mam też nadzieję na wzmiankę o Duke Nukem 3D, bo właśnie wczoraj ukończyłem.

02.09.2012 16:37
1up
😉
odpowiedz
1up
158

Prometheus -> Małe sprostowanie... Dune 2000 nie zrobiło Cryo, tylko Westwood. Jeżeli na podstawie filmu Lyncha "Diuna", to zapewne chodziło Ci o przygodówkę Dune, bo tam nawet postacie przypominają twarze aktorów z filmu.

A tak poza tym, czekam na drugą część wpisu.

01.09.2012 20:53
1up
👍
odpowiedz
1up
158

Na gog.com na starcie dostajesz za darmo Beneath a Steel Sky, Lure of the Teptress czy Teenagent.

01.09.2012 14:13
1up
📄
odpowiedz
1up
158

Duke Nukem 3D – ależ ta gra kopała. Plusy... W swoim czasie gierka wstrząsnęła branżą i okazała się niemałą rewolucją. Dzięki dopracowanemu środowiksu w trójwymiarze, ciekawemu oświetleniu i imponującym efektom graficznym prezentowała się naprawdę widowiskowo. Zachywcało przede wszystkim interaktywne, podatne na zniszczenie otoczenie. Z wieloma elementami umieszczonymi w grze można wejść w dialog. Wybuchy powodują, że obiekty ulegają zniszczeniu, a cielska potworów rozpadają się na małe mięsiste kawałeczki. Do tego ujrzeć można ślady krwi czy odciski mokrych butów. Zaprawdę, fenomenalna fizyka. Stworzenia i obiekty, które znajdują się w ruchu, są zgrabnie animowane. Wszelkie odgłosy i dźwięki dają się odczuć jako niezywkle soczyste. Natomiast kawałki muzyczne przygrywające w tle okazują się przyjemne dla ucha. Staroszkolny hud na dole ekranu spisuje się dobrze i wyświetla najbotrzebniejsze info. Zapis gry też super. Duke Nukem 3D posiadam z gog.com w wersji Atomic Edition, która poza dodatkowym rozdziałem, oferuje możliwość konfiguracji ustawień oraz dostosowania sterowania do własnych upodobań. Jak już się trochę pobawiłem i ustawiłem wszystko jak należy, to potem grało się bardzo wygodnie. Za to duuuży plus. W produkcji dominuje absurd i czarny humor. Przyznam, że zazwyczaj nie lubię takich klimatów, ale w takim wydaniu charyzma Duke’a wzięła górę. Twór 3D Realms oferuje nieskończone pokłady grywalności. Jest to niebywałe, że po przeszło piętnastu latach, grając bez żadnych ulepszeń graficznych, bawiłem się lepiej niż przy niektórych współczesnych strzelankach. Produkt zachwycił mnie swoim rozmachem i różnorodnością. Większość etapów jest bardzo ciekawa. Poza kopaniem tyłków obcym, czeka na nas także eksploracja poziomów, pływanie, skakanie, latanie oraz parę strasznie fajnych zagadek logicznych. A wszystko to podane w należytych proporcjach. Jakby tego było mało, na każdym levelu twórcy umieścili wiele sekretnych miejsc, co tylko wzmaga chęć przeszukania zakamarków mapy. Czegoś takiego już się dziś prawie nie widuje. Cut-scenki na koniec każdego rozdziału są krótkie, ale wymowne. Potwory zabijane po drodze są wymyślne, nieraz wręcz komiczne. Na szczęście przybysze z kosmosu zdają się mieć pierwiastek inteligencji i starają się nas dopaść. Sam bohater uzbrojony jest po zęby we wszystkie klasyczne pukawki oraz giwery najnowszej technologii. Cały arsenał, sprzęt i gadżety dają dużą radość i spore pole do popisu. Ale przede wszystkim czapki z głów i ukłony w stronę twórców za postać Księcia. Duke Nukem to bez cienia wątpliwości najbardziej charakterny, cyniczny i nonszalancki typ na tej planecie. Do tego twardziel, macho i kozak. Taki hardkorowy kosku połowy lat 90-tych. Żywa legenda i ikona gier komputerowych, która swoją osobowością niszczy konkurencję. Co ja mówię, przecież On nie ma konkurencji. Dużo mogę rozprawiać na temat jego kultowych wypowiedzi, ale powiem krótko: teksty Duke’a rozwalają! I ten głos – podłożony kapitalnie. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem w pełni przypomnieć sobie starego dobrego Duke Nukem 3D. Co więcej, patrząc nawet z perspektywy czasu, jestem pod wielkim wrażeniem finezji ekipy z 3D Realms. Rozgrywka jest po prostu cholernie satysfakcjonująca. Według mnie poziom trudności jest wręcz idealny, tak, aby nie zakłócać przyjemności z zabawy. Gierka dostarczyła mi kilkunastu godzin prawdziwej jatki. Minusy... Fabularnie nie uświadczymy zachwytu. Element ten schodzi na dalszy plan. Technikalia uniemożliwiają swobodne rozglądanie się, czego efektem jest m.in. niemożność trafienia latającego stworka. No ale taki już urok Build Engine’u. Puenta tekstu może być tylko jedna. Jakby powiedział to Duke: „What a mess!”. Moja ocena – 9.2/10

01.09.2012 00:35
1up
odpowiedz
1up
158

pawloki -> Tak. I właśnie muzykę z ekranów miast lubię najbardziej.

01.09.2012 00:22
1up
odpowiedz
1up
158

boskijaro -> Naprawdę ładne. :)
wampir^^ -> Jeden z moich ulubionych. ;)

A właśnie, korzystając z okazji, jaki jest wasz ulubiony kawałek muzyczny z Heroesów?

31.08.2012 23:56
1up
👍
odpowiedz
1up
158
Wideo

Stary, tego jest tyle, że ciężko cokolwiek wybrać. Jeśli lubisz Heroesy, to polecam ci przesłuchać wersję od samego kompozytora... http://www.youtube.com/watch?v=VJAfIpAzaPE

29.08.2012 21:34
1up
odpowiedz
1up
158

Podobnie jak Gjallarhorn, uważam, że taka gra nie istnieje. Każdy lubi co innego, nie wszyscy we wszystko grali, do tego dochodzą własne odczucia albo też sentyment. W moim osobistym rankingu najwyżej stoją produkcje Quantic Dream. Jednak mimo wszystko nie nazwałbym ich najlepszymi grami ever. No ale jeśli już musiałbym wytypować jedną jedyną, obiektywnie za króla elektronicznej rozrywki uznałbym Heroes of Might and Magic III. Gra ze wszech miar idealna. I przy okazji nieśmiertelny tytuł na lata.
kluha666 -> +1 ;)

29.08.2012 15:05
1up
odpowiedz
1up
158

Fajniutki tekst. Trafia w sedno.

Punkt 1 - no prosto z życia wzięty. Tak jak w życiu, tak w grze. Lepszą rzecz zawsze chciałem zachować na później, mniej jej używać. W konsekwencji na takim oszczędzaniu bardzo dużo się traci.
Punkt 2 - głupi nawyk, którego na szczęście w porę się oduczyłem.
Punkt 3 - rzecz naturalna, która tylko pokazuje nasze zaangażowanie w rozgrywkę.
Punkt 4 - śmieszy mnie takie zachowanie. Tak samo bywa na przejściu dla pieszych, gdzie niespokojna dusza naciska kilkakrotnie na przycisk, myśląc, że to coś da.
Punkt 5 - autosave ma jedną wadę. Grając w F.E.A.R. odruchowo chyba zbyt często naciskałem F5, tym samym zabijając uczucie niepewności i strachu. No bo przecież po szybkim zapisie czujemy się nazbyt pewnie. Niestety, klimat horroru ucieka...

A teraz moje dziwactwa, też pięć:

Punkt 1 - Symptom perfekcjonisty - szczególnie w grach fps, np. podczas sekcji skradankowej albo mierzonego strzału z karabinu snajperskiego. Jak nie trafię, wczytuję grę jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż wyjdzie idealnie. Utrudniające życie i zaburzające ciągłą rozgrywkę cholerstwo!
Punkt 2 - Defensywa - w starszych grach rts. Budowanie bazy to jeden z moich ulubionych elementów. Zawsze chciałem mieć piękną ''fortecę'', w której będę się bronić. Przez to nie grałem efektywnie, bo atak schodził na dalszy plan.
Punkt 3 - Eksploracja - czuję się po prostu źle z myślą, że coś mogłem ominąć lub zostawić. Zawsze staram się dokładnie zbadać każdą lokację. To samo tyczy się amunicji, której więcej unieść nie mogę. Dlatego nie lubię nadmiaru itemów. Marzy mi się gra z ograniczoną do granic możliwości amunicją i apteczkami. Dla przykładu, w Dead Space ponoć amunicji jest mało. Pfff. Tyle tylko, że ja musiałem tę amunicję jeszcze sprzedawać, żeby mieć miejsce w ekwipunku.
Punkt 4 - Kapitulacja - po prostu, zbyt wczesne poddawanie się, kiedy są jeszcze duże szansce na powodzenie.
Punkt 5 - Screeshoty - przechodząc grę, zawsze, ale to zawszę dokumentuję ją w postaci zrzutów ekranu. Sęk w tym, że używając Frapsa robię setki, a nawet tysiące screenów, by później wybrać 10 najlepszych. Trochę zachodu, ale później przeglądanie takiej galerii napawa mnie dumą.

25.08.2012 18:08
1up
odpowiedz
1up
158

Praktycznie nie kupuję gier od razu po premierze, bo uważam to bez sensu. Trzeba wydać minimum stówkę, żeby od razu sobie zagrać w grę, która za kilka miesięcy będzie kosztować połowę. Do tego wiele gier przechodzi to tanich serii. Kiedyś mi się to podobało, bo wyposażenie pudełka było zadowalające, a same gry zaktualizowane. Niektóre wydania były nawet bogatsze niż premierowe. Niestety, od czasu, gdy zmienili pudełka, nie wybieram więcej tej opcji. Zamiast tego szukam wydań premierowych na aukcjach albo w sklepach internetowych. Z multiplayera praktycznie nie korzystam, więc dla mnie nie ma różnicy kiedy zakupię grę. Oczywiście czasami jest tzw. hype na grę i trudno sobie odmówić. Są też gry jak chociażby seria Call of Duty czy The Sims, które nawet po kilku latach od premiery prawie wcale nie tanieją, więc jak ktoś się zna, to wie, że nie ma to większego znaczenia, kiedy dokonamy zakupu. I tak Black Ops kupiłem w dniu premiery za 99,-, a kilka dni później kosztował już trzy dychy więcej. Bywają też i fenomeny jak pierwsze części Silent Hill, które raz, że trudno dostać, a dwa, że jak już się znajdzie, to odstraszy cena. Wystarczy spojrzeć na aukcje. Co do dystrybucji cyfrowej, to nie korzystam. Uznaję tylko gry w pudełkach, które faktycznie mogę posiadać. I tak, nie podoba mi się współczsna polityka Steam oraz inne pozostałe serwisy, w których do grania wymagane jest oddzielne konto. Wyjątkiem jest GOG.com, którego uwielbiam. Chyba tyle ode mnie.

guy_fawkes -> Bardzo fajny wpis. :)

24.08.2012 19:25
1up
odpowiedz
1up
158

Po pierwsze: rób to, co lubisz. Inaczej będziesz pluł sobie w brodę przez resztę życia, bo w końcu chodzi tu o Twoją przyszłość. Jeśli jest to dopiero początek studiów, śmiało możesz zmieniać kierunek. Najgorsze, co możesz zrobić to tkwić w czymś, czego nie lubisz. Po drugie: nie ma co spekulować, gdzie się będzie pracować i ile zarabiać, bo nigdy nie wiadomo na co trafisz. Myślę, że zawsze warto spróbować, dopiero wtedy przekonasz się czy takie studia Ci odpowiadają. Po trzecie: kolega studiuje budownictwo jako kierunek dodatkowy i z tego co się orientuję, nie narzeka. Tyle ode mnie. Pozdrawiam. :)

24.08.2012 13:40
1up
odpowiedz
1up
158

Mój błąd, dopiero po wejściu na stronę Kickstartera widzę dokładnie. Box jest za minimum stówkę. Szkoda...

24.08.2012 13:22
1up
odpowiedz
1up
158

Bardzo, bardzo mi się podoba powyższy zwiastun. :)

24.08.2012 13:21
1up
odpowiedz
1up
158

Bardzo przekonująca prezentacja. W oczy rzuca się prześliczna oprawa artystyczna nowego Broken Sword. Btw. Tak z ciekawości, czy jakakolwiek gra na Kickstarterze została wydana w pudełku? Bo jeśli za nieco ponad 15$ otrzymam od twórców pudełkową wersję gry oraz książkę, komiks, soundtrack i plakaty, to wchodzę w to i jak najbardziej jestem skłonny ich wesprzeć.

24.08.2012 12:35
1up
odpowiedz
1up
158

Przedwczoraj byłem w kinie na dwójce - wyśmienita! Totalna rozwałka, humor, dystans do siebie. Dawno nic mnie tak nie bawiło. Polecam! :)

20.08.2012 12:33
1up
odpowiedz
1up
158

Dyna Blaster to przeurocza zręcznościówka, w którą swego czasu zagrywali się chyba wszyscy. Plusy... Te małe ludziki w kolorowych wdziankach już na zawsze będą miło się kojarzyć. Bardzo fajnie prezentują się wszelkiej maści potworki, przemieszczające się po labiryntach. Towarzyszy im wszystkim przesłodka animacja. Graficznie sympatyczna, muzycznie całkiem niezła, a i dźwięki brzmią dość charakterystycznie. Nastrój gry jest lekki i przyjemny. Rozgrywka okazuje się emocjonująca. Nawet bardzo, biorąc pod uwagę tryb dla kilku graczy na jednym komputerze. I tu właśnie rodzi się definicja grywalności. Jest to gra z gatunku tych, które przednią zabawę stawiają na pierwszym miejscu. Nieważna jest tu fabuła, którą można streścić w jednym zdaniu, lecz właśnie frajda płynąca z gry. Co więcej, gierka bawi mnie prawie tak samo, jak robiła to za dzieciaka. Zasady są proste. Wcielamy się w małego białego ludzika i robimy użytek z naszych bomb. Przemierzamy kolejne poziomy, zabijając po drodze co raz inne stworki. I to jest w sumie esencja całej rozgrywki jednoosobowej. Jednak dopiero zmagania z drugą osobą pokazuje pazurki, bo zaczyna się polowanie na drugiego gracza. Sporym urozmaiceniem gameplayu są wszelkiego rodzaju ulepszenia i bonusy, które rozwijają zdolności naszego bombermana. Do tego każdy etap generowany jest losowo, a same poziomy cieszą pod względem estetycznym. Urocze są także scenki wprowadzająca i kończąca tę króciutką historyjkę. Minusy... No właśnie, krótką. Grę bez problemu można ukończyć w jedno popołudnie. Do tego nie stanowi żadnego wyzwania, bo jest po prostu zbyt łatwa. Generalnie w każdej planszy robi się dokładnie to samo. No i szkoda trochę, że nie postarano się o bardziej rozbudowaną narrację. Moja ocena – 7.5/10

18.08.2012 13:42
1up
odpowiedz
1up
158

Relax13 -> Zgadza się, też mam to na uwadze. Szczerze, nie bardzo mi to przeszkadzało. Ale wciąż, jest to kropla w morzu. Tyle tylko, że trudno zachować realizm na ograniczonym przez ekran monitora polu walki. Dla przykładu czołgi strzelają na dużo większe niż w grze odległości, a karabiny piechoty mają skuteczny zasięg kilkuset metrów. Tego nawet nie będę kwestionował. Ale niezwykle trudno takie coś wprowadzić do gry, by było przystępne. Moim zdaniem twórcy wykonali swoje zadanie perfekcyjnie, bo balans między dobrą zabawą a realizmem jest zachowany bardzo przyzwoicie.

18.08.2012 11:44
1up
odpowiedz
1up
158

Już pierwsza część Company of Heroes udowodniła kunszt designerów ze studia Relic. Dosłownie każdy element tej produkcji był doskonały. Rewelacyjna grafika, wyborna animacja, piękna muzyka, kapitalny dźwięk, genialna fizyka, świetna sztuczna inteligencja, bardzo dobre sterowanie i przjerzysty interfejs, wciągające misje, ponadprzeciętna grywalność i wojenny klimat, a na dodatek rozbudowane możliwości taktyczne. No dosłownie wszystko. Gra praktycznie nie miała wad. Musiałem to wszystko napisać, aby raz jeszcze wyrazić mój zachwyt nad dziełem Kanadyjczyków. Dla mnie Company of Heroes to król rts-ów.

Co do drugiej części, to zapowiada się wyśmienicie. Chyba najbardziej oczekiwana przeze mnie pordukcja 2013 roku. Bardzo podobają mi się realia i ogólny kierunek, w jakim zmierzają twórcy. Po pierwszej części mam do nich wielki kredyt zaufania. A po przeczytaniu wrażeń z dema jestem całkowicie spokojny o los CoH 2.

18.08.2012 08:09
1up
odpowiedz
1up
158

Ode mnie jeszcze: genialnie brzmi BioShock, Far Cry i Company of Heroes.

16.08.2012 15:34
1up
odpowiedz
1up
158

Death Rally może być w pewnych kręgach pozycją uznaną, lecz w moim przekonaniu jest to co najwyżej mocny średniak. Plusy... Po odpaleniu programu wita nas zachęcające intro. Z początku produkcja Remedy przypomina trochę niewielką minigierkę, ale w rzeczywistości potrafi wciągnąć na wiele godzin. Cel gry zdjaje się być prosty – zająć pierwsze miejsce w rankingu kierowców. Jednak dojście na szczyt tabeli wcale nie jest takie łatwe. Trzeba zmierzyć się z całą zgrają piratów drogowych, przemierzyć kilometry tras, znaleźć się na pierwszej pozycji, a co najważniejsze – dojechać do mety w jednym kawałku. To, co odróżnia Death Rally od innych wyścigówek to fakt, iż można się tu wzajemnie ostrzeliwać i niszczyć. Trzeba więc mieć na uwadze nie tylko prędkość, ale i uszkodzenia auta. Ponadto, od czasu do czasu pojawiają się ciekawe oferty specjalne, za które możemy zgarnąć konkretną sumkę. Wyścigi dostarczają dużo adrenaliny, a dzieje się tak, gdyż właściwie nigdy nie wiadomo, kto wygra. Każdy rajd to czysta loteria, a każde zwycięstwo to spora satysfakcja. Komputerowi przeciwnicy są niezykle zawzięci i na każdym kroku uprzykrzają nam życie. Kontrolowanie wozu wypada jak najbardziej okej. Zdumiewa płynność animacji, szczególnie przy ogromnych prędkościach. Szata graficzna przyjemna dla oka, trasy w miarę różnorodne, efekty dźwiękowe dość standardowe. Gra mimo swoich lat, trzyma się zadziwiająco dobrze i nadal jest szalenie grywalna. Minusy... Niestety muszę przyznać, że klimaty Death Rally nie za bardzo przypadły mi do gustu. Muzyczka, która leci sobie w tle może nie przeszkadza, ale sama w sobie jest według mnie kiepska. W menu drażniło mnie przebijanie się przez stosy statystyk po każdej rundzie. W gruncie rzeczy cała gra potrafi nieźle zirytować. Szybkość i perfekcja jazdy naszych oponentów daje poczucie niesprawiedliwości. Tu kłania się zasada: bez odpowiedniej fury nawet nie podchodź. Samochody mają czasem jakieś zrywy, szczególnie widać to przy zderzeniach. Niemiłosiernie denerwują również sytuacje, gdy zatniemy się o jakieś drzewko, słup czy jeszcze inne cholerstwo i nagle mamy kilka sekund w plecy, bo nie sposób szybko z takiej przeszkadzajki wyjechać. A chyba najbardziej frustrujące są chwile, gdy przed samą metą wypchnie nas jakiś skurczybyk. Takich momentów jest wiele. Ponarzekać jeszcze mogę na ciągłe naprawianie swojej gabloty i związane z tym wysokie koszta. Warsztat ulepszeń też nie jest zbyt pokaźny, a pojazdów jest tylko sześć. No nic, dobrze, że chociaż końcowe etapy pozwalają rozwinąć skrzydła. Moja ocena – 6.6/10

06.08.2012 14:51
1up
odpowiedz
1up
158

Lure of the Temptress jest przygodówką bardzo przeze mnie szanowaną. Plusy... Dzieło Revolution Software zaskakuje przede wszystkim innowacyjnością dzięki systemowi Virtual Theatre. Odpowiada on za to, że postacie chodzą własnymi ścieżkami, zajmują się swoimi sprawami, przychodzą do baru na drinka, plotkują. Ponadto mogą być zagadywane czy nawet proszone o zrobienie czegoś. W ich wypowiedziach czuć indywidualność każdego npc-ta. Niesamowite jest to, że autentycznie miałem chęci, aby dowiedziec się jak najwięcej o tubylcach. Opowieść naprawdę mnie wciągnęła. Wszystkie postacie w grze są na swój sposób unikalne. Za każdą kryje się jakaś historia, każda ma inne nastawienie do głównego bohatera, nie wszyscy chcą nam od razu udzielać odpowiedzi. Wypytując o potrzebne nam informacje, poznajemy więc ich imiona, pochodzenie czy codzienne zajęcia. I chyba właśnie to wpłynęło na fakt, że tak dobrze pamiętam większość mieszkańców Turnvale, z którymi rozmawialiśmy jako Diermot. Ogólnie rzecz biorąc, cała gra wywołuje pozytywne odczucia i pozostawia miłe wspomnienia. Lokacje, jakie odwiedzamy bardzo przypadły mi do gustu. Jest w nich dużo uroku. Z kolei postawione przed naszym śmiałkiem zadania okazują się interesujące i sensowne, choć tak naprawdę więcej czasu zleci nam na rozmowach niż na właściwym główkowaniu. Same zagadki nie są może zbytnio skomplikowane, ale czasem wymagają od gracza nieco chytrości. To się ceni. Gra oferuje kilka naprawdę fajnych rozwiązań, dzięki czemu jest dość mocno urozmaicona. Pochwalić muszę logiczne zastosowanie przedmiotów, przez co nie jesteśmy zmuszeni szukać setek kombinacji, jak to nieraz bywa w produkcjach z tego gatunku. Warto również odnotować fakt, iż w niewielu grach point&click musimy liczyć się ze złowrogo nastawionymi istotami czy bestiami do pokonania. Bywa, że chwila nieuwagi i do widzenia. Podoba mi się to rozwiązanie, gdyż wprowadza odrobinę emocji do bestroskiego zwiedzania miasteczka. Swoją drogą, ciekawie została zrealizowana walka. Ogólne technikalia też bez zarzutu. Zapisywanie i wczytywanie bezproblemowe. System point&click działa wzorowo. Ciekawie opracowano kontekstowe menu wyboru opcji. Oprawa arystyczna prosta, ale za to nadzwyczaj urokliwa. Chciałoby się krzyknąć: „O jejku, jak ja uwielbiam te piksele!”. Przenosząc się w świat Lure of the Temptress można poczuć ten wspaniały średniowieczny klimat. Fabularnie od początku do końca bardzo podobała mi się historia Diermota. Jednym z moich ulubionych elementów w grze były wypowiedzi napotkanych ludzi. Są one luźne i tym samym strasznie fajne. Śmieszył mnie jeszcze skrótowy język rasy Skorl. A rozmowa ze smokiem to już w ogóle komedia. Brawa twórcom za poczucie humoru! Dodam jeszcze, że sam manual do gry napisany jest w niezwykły sposób, więc warto rzucić okiem. Minusy... Ukończenie przygody zajęło mi tylko dwa dni. Warstwa muzyczna zbyt minimalistyczna. Poza kilkoma nutkami w introdukcji, praktycznie nie uświadczymy żadnych melodii. Nawet jak dla mnie, zwykłego śmiertelnika, napisy w dialogach za szybko znikają. Zdarzają się sytuacje, gdy npc-ty nieumyślnie przerywają nam wydawanie długiego polecenia. No i na koniec został ten nieszczęsny błąd, który uniemożliwiał dalsze działania. W tej sytuacji pomógł tylko restart całej rozgrywki. Nie zważając jednak na powyższe zarzuty, ta stara przygodówka wywarła na mnie niemałe wrażenie, szczególnie swoją „bystrością”. Moja ocena – 8.3/10

04.08.2012 20:29
1up
odpowiedz
1up
158

Czegoś takiego mi brakowało. Przypominają się czasy Ignition i Motor Mash. :)

01.08.2012 17:23
1up
odpowiedz
1up
158

+1

01.08.2012 13:49
1up
odpowiedz
1up
158

Hurra! Wreszcie dodano do Encyklopedii mojego ukochanego Screamera! Takie cudne wspomnienia, ze chyba zaraz kupie go na GOG.com. ;]

26.07.2012 00:03
1up
odpowiedz
1up
158

Skrz@t -> Hmm... plastik jak plastik, ogólnie nie jest źle. W miarę solidny, bo nawet po upadku nic się nie stało. Obudowa błyszcząca, więc siłą rzeczy i tak widać drobne ryski czy smugi. Generalnie jest całkiem okej.

25.07.2012 14:57
1up
odpowiedz
1up
158

Skrz@t -> Ja zrobiłem tak, że wypasioną jak na tamtą chwilę Xperię X10 postanowiłem zastąpić czymś maksymalnie prostym. Padło na Nokię X1. Telefon bardzo sobie chwalę. Głównie za baterię, która przy normalnym użytkowaniu trzyma 2-3 tygodnie. (!) To właśnie uważam za największą zaletę tego telefonu. Odtwarzacz mp3 ma, co prawda podstawowy, ale za to głośniczek gra naprawdę głośno. Latarka spisuje się świetnie, wystarczą dwa kliknięcia i cały pokój rozświetlony. Urządzenie dość zgrabne, spokojnie mieści się w dłoni. Do tego lekkie. Awaryjność? Przez prawie rok użytkowania jeszcze nigdy nic się nie stało. Wyświetlacz kolorowy. Jakość rozmów bez zarzutu. Jeśli Twoje wymagania są takie same jak moje, to Nokia X1 sprawdzi się idealnie. Do dzwonienia i sms-owania w sam raz. Aha... Poza zaletami, które wymieniłem, telefon ten nie posiada praktycznie nic. Ani wi-fi, ani bluetootha, ani połączenia z komputerem. Posiada za to slot na kartę micro-sd, więc śmiało można wrzucać gigabajty muzyki. A do tego jest znany jako dual-sim. Ze swojej strony polecam. :)

16.07.2012 00:51
1up
odpowiedz
1up
158

Twin Peaks to dla mnie nie tylko serial. To prawdopodobnie coś najwspanialszego, co przytrafiło mi się w życiu. Może gadam jak głupi, ale nie zmienia to faktu, że czas spędzony na oglądaniu Miasteczka Twin Peaks zaliczam do najpiękniejszych wspomnień. Klimat jest wprost kapitalny i nic nigdy go nie przebije. Z początku atmosfera sielanki pozwala odprężyć się i zatonąć w uroczej okolicy, by później przeistoczyć się w mroczny nastrój grozy. Piękne, naturalne otoczenie i ta niesamowita muzyka tworzą obraz, który sprawia, że człowiek widzi świat lepszym, dostrzega jego prawdziwe piękno i się uśmiecha. Co do emocji, jest to jedyny(!) film/serial, na którym płakałem. Niektóre sceny są tak wzruszające, że łza sama ciśnie się do oka. Bywają także sytuacje komiczne, dziwne i tajemnicze. W ogóle dialogi mieszkańców uważam za błyskotliwe. Wiele jest tu pamiętnych sentencji. Moim zdaniem większość aktorów odegrało tu swoje role życia. Dodam tylko, iż tak jestem zafascynowany tematem Twin Peaks, że znam chyba wszystkich głównych aktorów, w miarę możliwości śledzę wszystkie nowinki o Twin Peaks (tak, tak... serial ma ponad 20 lat, a nadal można spotkać dyskusje na jego temat. Co więcej, co roku organizowany jest Twin Peaks Fest) i ogólnie jestem bardzo związany emocjonalnie z tym, nazwijmy to, uniwersum. W Twin Peaks czuję się jak w domu. Uwiebiam wszystkie te smaczki związane bezpośrednio z serialem, jak i jego z otoczką. Lubię wiedzieć, co tam u naszych aktorów, którzy występowali na scenie prawie ćwierć wieku temu. Od Twin Peaks zaczęło się moje zainteresowanie twórczością Davida Lyncha. Z miejsca polubiłem większość jego dzieł, głównie za klimat. Z kolei Kyle MacLachlan to chyba mój ulubiony aktor. Nie muszę już mówić, że postać, w którą się wcielił - Agent Dale Cooper - to mój idol. A wraz z Harrym tworzyli niezapomniany duet. W całym Twin Peaks postaci są barwne i na swój sposób specyficzne. Nie można ich nie kochać. Fabuła jest tak genialna, że miejscami przechodzi najśmielsze oczekiwania. Cudowne jest również to, że każdy może interpretować symbolikę i fakty na swój sposób. Na koniec zostawiam coś absolutnie nieśmiertelnego - muzykę! Muzyka z serialu to arcydzieło i prawdopodobnie najpiękniejszy soundtrack w historii. Twin Peaks Theme, Laura Palmer's Theme, Into The Night, Audrey's Prayer, Harold's Theme, The Nightingale, Half Heart, Shelly, Just You, Questions in a World of Blue, Fire Walk With Me i parę innych. Wszystkie mi znane, wszystkie wielokroć przesłuchane, wszystkie niebywale śliczne i poruszające. Geniusz Angelo Badalamenti, cudna Julee Cruise, wybitna spółka David Lynch/Mark Frost oraz cała kadra prawdziwie wspaniałych aktorów - dla mnie jesteście wielcy. Na ten temat mógłbym gadać bez końca. A sam serial polecam z całego serca. Twin Peaks forever!

15.07.2012 21:32
1up
odpowiedz
1up
158

Świetna wiadomość! Uwielbiam długo przesiadywać w opcjach gry i dostosowywać wszystko do moich potrzeb. Cieszy możliwość pozbycia się interfejsu, bo nie dość że zwiększa wczucie się, to jeszcze sprzyja robieniu doskonałych screenshotów. :)

18.06.2012 18:54
1up
odpowiedz
1up
158

Spróbuj spryciarze.pl wpisując "fizyka". Może coś znajdziesz. :)

17.06.2012 18:23
1up
odpowiedz
1up
158

moszeusz -> Nie ma co liczyć na remake Dungeon Keeper. Zamiast tego lepiej jest rzucić okiem na mod keeperfx, który oferuje naprawdę baaardzo wiele dobrego. :) Cieszę się, że po 15 latach ludzie nadal doceniają błyskotliwość tej gry.

17.06.2012 13:46
1up
odpowiedz
1up
158

Materiał jak zwykle bardzo zgrabnie przedstawiony. Co do gry, to jest to dla mnie najbardziej klimatyczna produkcja na świecie. Ponadto filmik wprowadzający to do tej pory najlepsze intro jakie widziałem. Gra cholernie oryginalna i niesamowicie grywalna. Do dziś gram w nią na modzie keeperfx. Polecam z całego serca! :)

05.06.2012 23:52
1up
odpowiedz
1up
158

Wypiszę tylko te osobiście sprawdzone i rekomendowane przeze mnie. Resztę zostawię innym. :)
Klasyki gatunku:
- Dune 2
- Dune 2000
- Emperor: Battle for Dune
- Dungeon Keeper
- Dungeon Keeper 2
- seria Heroes of Might and Magic
- seria Command & Conquer
- Armies of Exigo
- Company of Heroes
- Outlive

Na razie tyle powinno Ci wystarczyć. ;)

meryphillia -> Jesteś chyba największym fanem Combat Mission na świecie. ;) Ile razy nie spojrzę na twoje rekomendacje, zawsze widnieje ta sama lista. ;)

30.05.2012 00:55
1up
odpowiedz
1up
158

Z niewymienionych: Company of Heroes, Dungeon Keeper, Emperor: Battle for Dune, Act of War, Armies of Exigo, cała seria Command & Conquer.

26.05.2012 16:40
1up
odpowiedz
1up
158

Ankieta skrupulatnie wypełniona. Chcę powiedzieć, że to była jedna z najciekawszych ankiet, jakie wypełniałem. Świetnie zrealizowana. :)

26.05.2012 15:43
1up
odpowiedz
1up
158
Wideo

Monitor Dell 23" LED U2312HM http://www.youtube.com/watch?v=HEvKHE2gceU&feature=related
Słuchawki to już bardziej indywidualna sprawa. Ale tak jak napisał Jakub130994, lepiej dać za monitor 800 zł, a za słuchawki 100 zł. Ja ze swojej strony polecam Sennheiser HD 201, w zupełności wystarczą. :)

11.05.2012 11:32
1up
odpowiedz
1up
158

Zrobione. :)

08.05.2012 16:20
1up
odpowiedz
1up
158

Proszę bardzo. :)

07.05.2012 20:38
1up
odpowiedz
1up
158

Dla mnie must have! Zwłaszcza, jeśli dopracują i tak już genialną warstwę graficzno-fizyczną. Essence Engine + Havok = balsam dla oczu! Trzymam kciuki za Relic! A do tego czasu przejdę sobie raz jeszcze kampanię w CoH i zasiądę do skirmisha. ;)

06.05.2012 19:10
1up
odpowiedz
1up
158

Midnight Racing określiłbym jako bieda z nędzą. Plusy... Nie bardzo wiem, co tutaj można wypisać, no ale jako atut potraktuję nocną atmosferę wyścigów. Płynność jazdy całkiem w porządku, więc czuć jako tako tę prędkość. Dwanaście ujęć kamer też wypada spoko. Brzmienie silnika samochodu w miarę okej. No i fury są dość dobrze wykonane. Tyle dobrego. Minusy... Modele samochodów policzyć można na palcach jednej ręki. W całej grze jest raptem dziesięć torów, z czego każdy kolejny posiada zbliżoną konstrukcję i wygląd. Główną różnicą okazuje się długość trasy. Tory są jednak wykonane tragicznie, gdyż często nie widać, co jest przed nami. Ponadto rywalizacja jest niesprawiedliwa, ponieważ nasz przeciwnik jest zazwyczaj szybszy, nie napotyka żadnych problemów po drodze oraz potrafi odstawić nas na kilometr, podczas gdy my jedziemy niemal bezbłędnie. Trochę to nie fair. Ścigałka dostarcza co prawda trochę adrenalinki, ale to tylko przez fakt, iż nie wiemy, czy gra nagle nie zaskoczy nas w jakiś sposób, wypuszczając na przykład z naprzeciwka ciężarówkę lub wymuszając błąd na kilkaset metrów przed metą. Krótko mówiąc, produkcja nie dostarcza frajdy, wręcz przeciwnie, powoduje frustrację. Irytowało mnie także powolne pokazywanie się literek i opcji w menu. Poza tym bieżące informacje o wyścigu zasłaniają pół ekranu, co niekorzystnie wpływa na widoczność podczas jazdy. Sam model jazdy też nie zalicza się do szczęśliwych, szczególnie gdy brak biegu wstecznego. Fizyka tej gry to śmiech na sali, bowiem auta nawet po lekkim zderzeniu odlatują na kilkanaście metrów. Przyczepić się można również do braku jakichkolwiek misji, scenek czy fabuły. Generalnie produkt jest przeraźliwie ubogi w zawartość. Jedyna słyszalna nuta w menu głównym, choć nie taka zła, nie ratuje sytuacji. Graficznie, gierka też nic sobą nie reprezentuje. No i zabugowana jak diabli. Midnight Racing w trybie natychmiastowym leci z mojego dysku twardego i już nigdy więcej tu nie powróci. Precz z czymś takim! Jedna z najgorszych gierek, z jakimi miałem nieprzyjemność obcować. Moja ocena – 2.9/10

06.05.2012 01:14
1up
odpowiedz
1up
158

Obiektywnie - najlepsza gra w historii! Gram w nią co roku praktycznie od premiery, więc o czymś to świadczy. Tytuł nieśmiertelny, który nigdy się nie zestarzeje i na zawsze pozostanie w sercach graczy. Grywalność daje nam dożywotnią gwarancję wyśmienitej zabawy, klimat to czysta poezja, a muzyka - istny majstersztyk. Do tego produkcja jest niesamowicie obszerna i rozbudowana. W ogóle cała gra jest wielka! Ze wszystkich, perfekcyjnie dopracowanych aspektów, najbardziej podoba mi się zmysł taktyczny. Ileż to bitew się przeprowadziło w ciągu tych setek czy nawet tysięcy godzin spędzonych przy HoMM3. A jakie niezapomniane chwile dawała ta gra podczas rywalizacji z rodzeństwem w trybie hot seat. Ach... piękne czasy...

A no właśnie... Jakie są wasze ulubione miasta, jednostki, motywy muzyczne itp.?

Ja od siebie powiem tak:
- miasto - Twierdza
- jednostka - Demigorgona (Gorgona Wielka)
- motyw muzyczny - Fortress Town

Zapraszam do dzielenia się swoimi typami. :)

05.05.2012 18:30
1up
odpowiedz
1up
158

A to dzięki za info. W tym linku, który podał mirencjum też nie znalazłem informacji, żeby paragon był konieczny. Warto więc chyba spróbować.

05.05.2012 18:21
1up
odpowiedz
1up
158

A jak sprawa wygląda w przypadku braku paragonu? Warto wtedy pisać do supportu Steam?

30.04.2012 15:36
1up
odpowiedz
1up
158

Heroes of Might and Magic to prawdziwie magiczne cudeńko. Plusy... Jeśli chodzi o artystyczną stronę produkcji, to w tej kwestii lepiej być już nie może. Mapy są ciekawe i barwne, zaś tereny, po których się poruszamy - różnorodne. Całe otoczenie robi wrażenie ożywionego. Miejsca, gdzie toczymy pojedynki to kolejny powód do zachwytu, bowiem plenery do walk wykonano po prostu ślicznie. Wszystko to powoduje, że świat Magii i Miecza jest tak urokliwy. Piękna, baśniowa grafika wręcz zniewala. Motywy muzyczne są prześwietne. Efekty dźwiękowe przyjemne dla ucha. Obraz odznacza się kolorowym, ładnie zdobionym i przede wszystkim przejrzystym interfejsem. Dzięki temu i sterowanie przychodzi łatwo. Warto nadmienić, iż program posiada bardzo przydatny system autozapisu. Animacje jednostek są naprawdę ciekawe. Interesująco prezentują się również działania zaklęć. Cztery klasy bohaterów wraz z charakterystycznymi nacjami tworzą już swego rodzaju kanon. Scenerie miast dobrze oddają klimat poszczególnych zamków. Projekty jednostek bardzo, ale to bardzo mi się podobają. Generalnie, jak na protoplastę serii, gra jest dość rozbudowana i przemyślana. Cała mechanika gry zachwyca na wielu płaszczyznach. Cieszą także różne fajne artefakty, które poprawiają staty herosów. Do tego dochodzą rozmaite czary podróżne i bitewne, które można rzucać odpowiednio: na mapie świata i na polu bitwy. Dostępne są cztery kampanie, każda dla innego bohatera. Dodatkowo mamy możliwość rozegrania potyczki z komputerem albo z drugim graczem na jednym komputerze. Jakby tego było mało, twórcy oddają nam do użytku bardzo przyjemny edytor map. Wszystko to może zapewnić naprawdę długie godziny zabawy. W kampanii postawione przed graczem zadania okazują się angażujące. Natomiast historyjka jest bardzo prosta i w żaden sposób nie zobowiązująca. Przed każdym scenariuszem mamy krótki opis co i jak. Sama rozgrywka wydaje się łatwa i przyjemna. Gra z całą pewnością przetrwała próbę czasu i nadal potrafi wciągnąć bez opamiętania. A to za sprawą tej niesamowitej miodności i wykreowanego świata. W tej chwili na pierwszą odsłonę serii patrzę z przymrużeniem oka, ale i z sentymentem. Minusy… Brak jakichkolwiek dialogów czyni tę grę niemą. Działania komputerowego przeciwnika okazują się schematyczne i delikatnie mówiąc, niezbyt światłe. Czasami dziwi głupia kolejność tur w ruchach jednostek albo bardzo ograniczone pole ruchu na arenie z przeszkodami. Szkoda też, że armie nie są odpowiednio zbalansowane. Na koniec warto dodać, że każde spotkanie z pierwszymi Herosami wywołuje autentyczny, niekłamany uśmiech na twarzy, co mówi samo za siebie. Magią jest tutaj to, iż gra swoje lata już ma, a mimo to bawi. Moja ocena – 8.5/10

23.04.2012 18:46
1up
odpowiedz
1up
158

Szukałem wcześniej, ale jak było, to ok. Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto tego nie widział. A warto!

23.04.2012 13:53
1up
odpowiedz
1up
158
Wideo

Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądają osoby, które czytają filmy albo występują w radiu? Myślę, że wielu z Was pozna je po głosie, nie przypuszczając jednak jak tak naprawdę wyglądają. Rzućcie okiem, bo filmiki są cholernie ciekawe... http://www.youtube.com/watch?v=v96m4lQc1FY&feature=relmfu Jeżeli ktoś wytrwa to polecam obejrzenie wszystkich części, by później móc dyskutować. Dla leniwych, mniej bogata opcja druga... http://www.youtube.com/watch?v=1gfBzpB7qY0&feature=related Na koniec zapraszam do podzielenia się opinią, który lektor jest waszym ulubionym. :)

18.04.2012 16:04
1up
odpowiedz
1up
158

Potwierdzam to, co napisał Nikuu. Sam też posiadam słuchawki Sennheiser HD201 od ponad dwóch lat i jak do tej pory to jedyne słuchawki, które mimo że spadały mi z biurka setki razy, nadal sprawują się świetnie. Wygodne, dźwięk czysty, izolacja bez zarzutu. W dodatku teraz są śmiesznie tanie. :)

27.03.2012 18:08
1up
odpowiedz
1up
158
Wideo

Jeśli macie chwilkę i chcecie przypomnieć sobie stare dobre czasy, zajrzyjcie tutaj... http://www.youtube.com/watch?v=VJAfIpAzaPE&feature=related W komentarzu pod wideo znajduje się bardzo pomocna lista, więc chyba każdy znajdzie coś dla siebie. :) Zapraszam do chwili nostalgii...

22.03.2012 21:48
1up
odpowiedz
1up
158

Armies of Exigo. :)

15.03.2012 21:33
1up
odpowiedz
1up
158

Nosferatu to mrożąca krew w żyłach produkcja. Plusy... Pasujący do tematyki, oryginalny interfejs. Niespotykany nigdzie indziej oręż - poza bronią białą i bronią palną, dysponujemy, np. drewnianym kołkiem do unicestwiania wampirów, krucyfiksem czy kielichem z wodą święconą, które skutecznie odstraszają piekielne istoty. Kreatury stworzone przez autorów są naprawdę przerażające, a ich zaciekłość do walki budzi podziw. Wszelkie maszkary potrafią dać w kość, przez co rozgrywka, szczególnie na początku, okazuje się wymagająca i bardzo emocjonująca. Zresztą, cała gra to jedna wielka i emocjonująca misja, której celem jest uratowanie rodziny. Produkcja oferuje ponadto wiele sposobów walki, ciekawe rozwiązania, kilka rodzajów przeciwników, troszkę główkowania. Poruszanie się bohaterem jest oddane rewelacyjnie. Obraz chwieje się, gdy idziemy, nasz śmiałek męczy się podczas walki lub szaleńczej ucieczki. Obraz zalewa się krwią, gdy odniesiemy ranę. A strzelanie czy walka wręcz to już czysta przyjemność. Zapisywanie gry jest bezproblemowe, aczkolwiek szkoda, że oddano nam tylko dziewięć slotów na save'y. Za udźwiękowienie należy się chyba Oscar, bo to, co dźwięki wyprawiają z umysłem gracza, to istna masakra. Niektóre odgłosy, mówiąc kolokwialnie, ryją banię. Granie w Nosferatu o zmroku to prawdziwe wyzwanie oraz potencjalny zawał. A ta szatańska muzyka tylko dodaje swoje pięć groszy, jeśli chodzi o nastrój grozy. Nosferatu do dziś pozostaje jednym z najstraszniejszych horrorów w jakie grałem. Przyznać też muszę, że gierka jest nadal bardzo grywalna. Niezwykle gęsta atmosfera na każdym kroku przyprawia o dreszcze. Cały czas wokół czuć zagrożenie i autentyczny lęk. Krótkie filmiki wprowadzające to niby tylko ulotne, szokujące obrazy, ale za to jakże klimatyczne obrazy. Architektura zamczyska jest ciekawa. Dużo jest tam korytarzy, które przywodzą na myśl stare oldschoolowe perełki. Do tego otoczka fabularna gry potrafi zaintrygować. Minusy... Technicznie, oprawa graficzna jest szpetna. Świat gry ma powaloną grawitację. Postacie lewitują, skaczą zamiast biec, a jak podskakują, to do samego sufitu. Interakcja z przedmiotami praktycznie zerowa. Animacja także paskudna. Npc-ty nie grzeszą inteligencją. Potrafią się zaciąć lub stać w miejscu. Szczególnie głupi okazują się członkowie rodziny, którzy sami pchają się, by zginąć. Raz było tak, że jeden z nich sam się zabił, bo spadł ze schodów. Co więcej, nasi towarzysze czasami sobie znikają, ot tak. W polskiej wersji językowej ich wypowiedzi są irytujące, jedynie narrator w filmikach daje radę. Denerwowało również nagłe pojawianie się potworów. Bywało, że respawnowali się na moich oczach bądź wraz z chwilą wczytania stanu gry. Generalnie produkt zawiera mnóstwo bugów. Najbardziej rażący w oczy jest fakt przenikania obiektów przez siebie i przez ściany. Horror ten zapewnia pięć-sześć godzin rozrywki, które mają jednak uzasadnienie fabularne poprzez narzucenie na gracza limitu czasowego. Nosferatu zdecydowanie nie stoi technikaliami, lecz pomysłowymi rozwiązaniami i kapitalnym klimatem. W dodatku jest to jedna z niewielu gier, które potrafią naprawdę wystraszyć. Za to należy się twórcom wielkie uznanie. Moja ocena – 6.7/10

12.03.2012 17:26
1up
odpowiedz
1up
158

Nie ma za co. :) Swoją drogą bardzo ładny film.

12.03.2012 17:19
1up
odpowiedz
1up
158

Tylko zgaduję, ale "Życie jest piękne"?

11.03.2012 22:14
1up
odpowiedz
1up
158

Zrobione. Powodzenia na maturze. :)

08.03.2012 23:13
1up
odpowiedz
1up
158

Kurcze... David Cage po raz kolejny udowadnia, że ma błyskotliwy umysł. Według mnie Quantic Dream ze swoim nowym projektem znowu pozamiata. Już nie mogę się doczekać, co znów zmajstrują. A sam filmik po prostu piękny...

08.03.2012 22:25
1up
odpowiedz
1up
158

Ja najbardziej szanuję Petera Molyneux za Dungeon Keeper, który był grą genialną. W latach 90-tych, jak to ktoś kiedyś na forum napisał, Bullfrog pod jego przewodnictwem tworzył cuda. Szkoda, że te czasy minęły...

28.01.2012 13:07
1up
odpowiedz
1up
158

Nie wiem, które gry uważać za stare, ale tak na szybkiego od siebie dodam:

Super Bubbsy, Screamer, Motor Mash, Carmageddon 2, Elastomania, Dyna Blaster, Prince of Persia, Heores I-III, Red Alert 2, Outlive, Zax, Abe's Oddysee, Abe's Exoddus, Diablo, FIFA 2000, Prehistoric, Scorched Earth, Ace Ventura, Wolfenstein 3D, Civilization, Dune 2, Dune 2000, Tomb Raider, Dungeon Keeper, Dungeon Keeper 2, Zagadki Lwa Leona, Lemmings, The Sims, Hitman...
...i kilka innych gier, których nazw sobie nie przypomnę.
Wszystkie te perełki wspominam niezwykle ciepło, a w niektóre z nich gram po dziś dzień. :)

12.01.2012 13:32
1up
odpowiedz
1up
158
Image

Tak na szybko. :) O to chodziło?
A lewy górny róg popraw w Paincie. :)

06.12.2011 15:42
1up
odpowiedz
1up
158

Zdecydowanie Dungeon Keeper!

03.12.2011 17:00
1up
20.11.2011 19:04
1up
odpowiedz
1up
158

Battlefield 3 to wbrew oczekiwaniom typowa współczesna strzelanka wojenna. Jako że z zasady oceniam wyłącznie tryb dla pojedynczego gracza, to będąc konsekwentnym, trochę ponarzekam. Ale po kolei. Plusy... Najnowsze dzieło EA/DICE poszczycić się może kapitalnym udźwiękowieniem. O muzyce mogę powiedzieć tyle, że jest neutralna, czyli nie wyróżnia się, ale i nie przeszkadza. Jakość oprawy graficznej nie podlega żadnym dyskusjom - jest olśniewająca, niezwykle szczegółowa, tekstury bardzo wyraziste, oświetlenie to mistrzostwo świata, a niektóre widoki zapierają dech w piersiach. Nie przemawia do mnie natomiast sam styl graficzny, ale to szczegół. Animacja żołnierzy jest bardzo płynna, a wszelkie ruchy widziane z oczu bohatera - niesamowicie efektowne. Produkt oferuje ponadto całkiem niezłą destrukcję otoczenia oraz fajne efekty. Spodobał mi się również taki futurystyczny hud. Kolejną fajną sprawą okazuje się sposób prowadzenia narracji. Wprowadzenia fabularne do misji są ciekawe, a sama historia jest zrozumiała i trzyma się kupy. Warto zwrócić tu uwagę na kwestie mówione po polsku, bo brzmią one po prostu świetnie i wypadają nadzwyczaj naturalnie. Sama rozgrywka charakteryzuje się działaniami na wielu płaszczyznach. Walczymy jako żołnierz, osłaniamy kolegów jako snajper, pilotujemy odrzutowiec w przestworzach, sterujemy czołgiem na otwartych terenach. Słowem - jest co robić. Poszczególne etapy i zadania są bardzo różnorodne i bardzo ciekawe, dzięki czemu gameplay jest przyjemny i widowiskowy. Dobrym rozwiązaniem jest natomiast widoczna gdzieniegdzie walka pozycyjna. Trzeba chować się za osłony, bo ostrzał wrogich żołnierzy jest mocny, a paść można szybko. Dodaje to grze troszeczkę realizmu i podwyższa poziom trudności. Minusy... Spora, naprawdę spora ilość błędów. Wbieganie pod górkę sprawia, że nogi żołnierzy wtapiają się w podłoże. Zdarza się, że przeciwnik utknie gdzieś w bezruchu. Czasami nie da się wykonać jakiejś akcji przez błąd w skrypcie. Innym razem przez przypadek poszedłem nie tam gdzie trzeba i już nie mogłem wrócić, bo program na to nie pozwolił. Co z tego, że odwiedzane miejsca są ładne i pełne detali, jak poruszanie się w nich jest mocno ograniczone i utrudnione. Nie można dostać się w wiele miejsc, nie można pójść sobie poza obszar działań, bo misja się zakończy. Gra prowadzi nas za rączkę i ewidentnie odbiera nam poczucie kakiejkolwiek wolności, bowiem jest do bólu liniowa i oskryptowana, przez co miejscami irytuje. Wszystko trzeba zrobić tak, jak zaplanowali to programiści. Musisz iść wyznaczoną ścieżką, użyć konkretnej pukawki w określonym miejscu i czasie, w przeciwnym razie program cię ukarze. Zresztą, twórcy na każdym kroku karzą nas za kreatywność. A tego naprawdę nie lubię. Nie wiem, może troszeczkę przesadzam, ale takie były moje odczucia. Wrogowie mają umiarkowane IQ, zestaw uzbrojenia, jaki możemy spotkać, jakoś niespecjanlnie mnie zaciekawił, a chceckpointy są często źle rozmieszczone. Kampania krótka, na kilka godzin. Widocznie czegoś w singlu zabrakło. Moja ocena – 7.3/10

14.11.2011 21:13
1up
odpowiedz
1up
158

Dobra. Sprawa rozwiązana - wątek zamykam. Dzięki. :)

14.11.2011 20:50
1up
odpowiedz
1up
158

HENIO55 -> Cóż za zbieg okoliczności, ten sam upatrzyłem. Jak już mówiłem, laptop ma być po prostu solidny. Czyli nie zastanawiać się i polecić mu ten oto produkt? Ktoś jeszcze może się wypowie? Decyzję muszę podjąć do 22:00.

14.11.2011 20:37
1up
odpowiedz
1up
158

Witam!

Potrzebuję pomocy odnośnie do wyboru laptopa dla znajomego. Sprzęt powinien być nieduży, a jego zastosowania to sprawy typowo szkolne, internet, filmy i prezentacje multimedialne. Nie liczy się tutaj ekstremalna wydajność. Ma być po prostu niezawodny, nie przegrzewać się i mieć dobrą baterię. Cena do 700$. Koniecznie z tej strony...

http://www.abt.com/category/415/Laptop-Notebook-Computers.html

Liczę na Waszą szybką pomoc. Proszę o konkretne linki. :)

09.11.2011 20:36
1up
odpowiedz
1up
158

Sathorn -> Bardzo podoba mi się Twoje nagranie. Podoba mi się wydźwięk - taki spokojny, poważny, refleksyjny, wręcz smutny, bez zbędnego parodiowania. To mi się właśnie podoba. Masz u mnie +. Tak trzymać! :)

Co do tematu odcinka - bardzo trafny. Ja mogę śmiało powiedzieć, że też wychowałem się na rts-ach. Osobiście przygodę z rts-ami zacząłem tak właściwie od Dune II. Później były kolejne gry z serii Command & Conquer. Niezwykle miło wspominam również obie części Dungeon Keeper. Grałem w kompletnie już zapomniany Outlive. Zagrywałem się godzinami w Dune 2000. Spróbowałem też Emperor: Battle for Dune. Generalnie, same perełki. Tytułów tych jest z pewnością więcej. Ostatnimi czasy także zauważyłem wspomniany w filmiku zastój. Może to wynikać z ogólnej tendencji casualizacji, przez co wychodzi więcej szybkich, łatwych i przyjemnych fps-ów na pięć godzin, niż strategii czasu rzeczywistego, które wymagają od gracza myślenia i kombinowania. To właśnie cenię w strategiach najbardziej. I tego mi dzisiaj najbardziej brakuje. Niestety, od dłuższego czasu nie mogę znaleźć dla siebie odpowiedniej strategii i dlatego po raz kolejny odpalam sobie skirmish zasłużonego Company of Heroes. Jest to produkcja absoulutnie wybitna i obecnie mój faworyt wśród gier strategicznych.

Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową z Homeworld, to muzyką jest tu głównie ambient. Wiem, bo cały soundtrack przesłuchałem. Śliczna muzyka. A main theme to nic innego jak przepiękna interpretacja Adagio for Strings Samuela Barbera (a nie jak pewnie wielu myśli - DJ Tiesto). Piszę to, bo wkurza mnie czasem niewiedza ludzi, którzy przypisują osiągnięcie komuś innemu, kto według mnie zrobił z jego dzieła profanację. Ale to tylko moje zdanie ;)

Pozdrawiam!

07.11.2011 18:12
1up
odpowiedz
1up
158

Darkest of Days to niecodzienna pierwszoosobowa strzelanina. Plusy... Bardzo ładne scenerie i krajobrazy, które jakościowo i konstrukcyjnie może nie powalają, ale swój urok mają. Szata graficzna wywarła na mnie pozytywne wrażenie, gdyż zamiast zbędnych fajerwerków prezentuje naturalność. Bardzo przypadł mi do gustu taki ponury, militarno-historyczny nastrój gry. Rozgrywka oferuje wielkie historyczne bitwy, a więc spodziewać się można sporego chaosu z masą pocisków przelatujących nad głową. Słowem, czuć ducha prawdziwego pola walki. Oponenci to zwykle żołnierze wrogiej armii lub od czasu do czasu agenci KronoteKu, co w sumie bardzo mi się podoba. Arsenał nadzwyczaj ciekawy, poszczególne modele broni wykonane są bardzo ładnie. Obsługa armat, muszkietów, starodawnych środków uzbrojenia oraz pozostałych, nowoczesnych pukawek odbywa się bez szwanku. Co więcej, oddanie pojedynczego strzału z oczekiwaniem na przeładowanie sprawia nie lada radość. Im dalej brniemy w przygodę, tym gra oferuje ciekawsze i bardziej różnorodne zadania. Dzięki temu produkcja jest wysoko grywalna. Rozbrzmiewająca w tle warstwa muzyczna bardzo mi się spodobała, dobrze dobrano kawałki do wydarzeń na ekranie. Wszelkie odgłosy i huk broni palnej są także przekonujące. Świetny jest system zapisu, gdyż robi całą robotę za nas, zapisy są automatyczne i odpowiednio częste. Zaimponowały mi również takie efekty, jak liście unoszące się na wietrze czy dym wydobywający się z lufy karabinu po oddaniu strzału. Produkcję pochwalić jednak muszę przede wszystkim za oryginalność. Pomysł na fabułę godny podziwu, różne okresy czasu oraz miejsca słynnych bitew wręcz niespotykane, idea z podróżowaniem w czasie super, a do tego akcja dzieje się m.in. na terenach okupowanej Polski. Dla mnie rewelacyjne połączenie. Minusy... Interakcja środowiska na nasze działania jest znikoma. Zachowania żołnierzy na polu walki są dziwne, a ich ruchy sztywne. Zdecydowanie nie ta liga. Błędy techniczne: spóźnione generowanie terenu, nagłe pojawianie się żołnierzy, często takie same twarze npc-tów, teren ograniczony sztucznymi, niewidzialnymi ścianami. Do tego gra jest trochę za łatwa, czasami miałem wrażenie, że jestem nieśmiertelny. Bohaterowie gry to nic specjalnego, a ich wypowiedzi są nudne jak flaki z olejem. Sztuczna inteligencja jest dość biedna. Przerywniki filmowe też jakoś nie robią wrażenia. Przejście całości nie powinno zabrać więcej niż dziesięć godzin. Jak już na wstępie wspomniałem, gra jest inna, nietypowa, przeznaczona raczej dla wąskiej grupy odbiorców. Problem w tym, że Darkest of Days naprawdę mi się podoba, ale jest to jednak tytuł niedopracowany. Coś mi mówi, i chcę w to wierzyć, iż powodem jest brak funduszy, a nie chęci. Szkoda, bo widać w nim duży potencjał. Pomimo wszystko, gra zasługuje na szacunek. Moja ocena – 6.4/10

26.10.2011 19:38
1up
odpowiedz
1up
158

Nibru -> Wygląda ciekawie, ale to nie to. Chociażby z faktu, że stateczek jest na dole, a nie po lewej. :) Ciężko, oj ciężko będzie ją odszukać.

25.10.2011 23:44
1up
odpowiedz
1up
158

Sennheiser HD 201. Mam i polecam. To samo powie Ci sporo innych osób. Jakość dźwięku - super. Wygoda - dla mnie ok. Trwałość - bardzo solidne. Jak dotąd jedyne słuchawki, które przetrwały u mnie setki upadków. Tłumienie - dla mnie wystarczające. Do tego są obecnie bardzo tanie. Przestrzegam jedynie przed słabym bassem. Cała reszta to zdecydowanie zalety. Krótko mówiąc, świetne słuchawki w niskiej cenie.

25.10.2011 23:24
1up
odpowiedz
1up
158

kjx -> Dzięki za podrzucenie linku. Przejrzałem tego trochę i cóż mogę powiedzieć... To jak szukanie igły w stogu siana. Z tego co tam widziałem, gra przypomina np. Last Hope Pink Bullets, ale to na bank nie ona. Z tego co się orientuję, gra uruchamiana była chyba przez Norton Commander, na platformie Windows 95. Co do drugiej pozycji - niestety, ale to raczej nie to.

No nic, będę szukał dalej. Jeżeli są jeszcze jakieś propozycje, chętnie sprawdzę. Tymczasem, serdeczne dzięki za fatygę.

25.10.2011 20:22
1up
odpowiedz
1up
158

Witam serdecznie!

Mam pewną zagwozdkę - mianowicie poszukuję tytułów dwóch starusieńkich gier. Owe gry pamiętam z czasów mojego dzieciństwa. Sam w nie nie grałem, ale dość dobrze pamiętam obrazy tych gier, gdyż uwielbiałem patrzeć jak grają w nie moi starsi bracia. Do rzeczy...

Pierwsza gra to kosmiczna strzelanka w 2D. Wyszła na PC około 15 lat temu. Celem gry było likwidowanie wrogich stateczków. Naszym statkiem kierowało się za pomocą klawiatury i latało od lewej do prawej (jak Mario). Z opowieści brata wiem, że można było kupować albo zdobywać różne rodzaje strzelania. Albo że fioletowe kule dawały życie. Za niszczenie nieprzyjacielskich stateczków zdobywało się monety. Podczas wędrówki od czasu do czasu napotykaliśmy sklep, w którym można było dokonywać różnych ulepszeń. No i na końcu każego levelu czekał na nas statek-boss. Akcja gry umieszczona w kosmosie, barwy granatowo-fioletowe.

Druga gierka to twór trochę przypominający pierwsze GTA. Produkcja ta jest jednak odrobinę starsza. Wydano ją na PC też pewnie mniej więcej 15 lat temu. Widok 2D z lotu ptaka. Kolorystyka gry była chyba zielono-szara, a klimat taki jakby wojskowy. Generalnie chodzi się ludzikiem, wypełnia misje i zabija przeciwników. Można wchodzić do pojazdów i je kontrolować (np. czołg), a także do wnętrz budynków. Brat wspominał coś o jednym przeciwniku, który podobny był do maszyny ED-209 z Robocopa. Ja natomiast pamiętam, iż w bodajże pierwszej misji, idąc z północy na południe, dochodziliśmy do lotniska. Na koniec dodam tylko, że potencjalna nazwa tej gry to "Zulu", ale szukając jej nic nie znalazłem. Tyle wiem na jej temat.

Zwracam się więc z prośbą do Was. Może ktoś grał i pamięta te perełki? Proszę o jakiekolwiek namiary na powyższe gry. Będę bardzo wdzięczny. :)

23.10.2011 20:23
1up
odpowiedz
1up
158

Command & Conquer: Red Alert 2 to fantastyczny rts. Plusy... Filmy z prawdziwymi aktorami, będące już znakiem rozpoznawczym serii, są extra. Świetnie komponują się z rzeczywistą rozgrywką, np. w postaci komunikatu video zastępującego minimapę na radarze. Również same wstawki, czy to renderowane, czy z aktorami w tle, wyglądają wyśmienicie. Takie rodzaje cut-scenek to super sprawa, bowiem w trafny sposób obrazują tło fabularne oraz zachęcają gracza do działania. Obsada aktorów jest niczego sobie. Bohaterowie występujący w grze są specyficzni, jak chociażby ekstrawagancka Tanya czy przebiegły Yuri. Kwestie wypowiadane przez dowodzone jednostki to chyba najlepsze komendy głosowe jakie słyszałem w grach strategicznych. Jeśli o samą fabułę chodzi, to powiem tylko, że storyline to kawał solidnej roboty. Historia jest interesująca, pełna smaczków, a miejscami nawet zabawna. Otoczkę produkcji potraktowano z przymrużeniem oka, toteż atmosfera jest luźna, lekka i przyjemna. O grywalności tego tytułu świadczyć może fakt, że nawet 10 lat po premierze ja nadal czerpię przyjemność z gry, a idąc dalej powiem, iż niemal co roku wracam do niej i odpalam sobie losową potyczkę. Tryb skirmish w tej grze jest dość bogaty, gdyż zawiera sporą liczbę map, kilka krajów z ich unikalnymi jednostkami oraz trochę dodatkowych opcji. Jest to jednak dodatek, wstęp do tego, co dziać się będzie w kampanii. A ta jest jedną z najlepszych, w jakie dane mi było grać. Misje są niezwykle ciekawe, tajemnicze, przesiąknięte emocjami, ściśle i logicznie powiązane z fabułą. Tereny są urozmaicone i prezentują się okazale. Czasami napotykamy sławne budowle, które przykuwają wzrok. Podoba mi się, że każda ze stron konfliktu posiada zupełnie inne siły zbrojne i budynki. Szybcy i sprytni Alianci kontra potężni Sowieci - to jest to! Jednostki w Red Alert 2 są niekiedy bardzo przekombinowane, ale taki jest właśnie urok produktu Westwood. Red Alert 2 jest jedną z bardziej rozbudowanych strategii. Nie dość, że mamy tu walkę na lądzie, na wodzie i w powietrzu, to dysponujemy pokaźną liczbą jednostek o różnych funkcjach oraz sporymi możliwościami taktycznymi. Naprawdę, jest wiele dróg do zwycięstwa, tylko trzeba je odkryć. Sztuczna inteligencja jest ok. Szczerze powiedziawszy jest dość dobra, bo przeciwnik odznacza się chytrością i upartością, a da się to zauważyć w rozgrywkach typu skirmish. Wszystkie animacje w grze wyglądają nader schludnie, ale i także nieco zabawnie. Z kolei wybuchy prezentują się efektownie. Szata graficzna jest ładna i kolorowa. Dźwięki gry są bardzo klarowne. Muzyka, na czele z kultowym „Hell March” pasuje idealnie do nastroju gry. Najlepiej rozwiązana została kwestia panelu budynków i jednostek, gdyż każdy element ma osobną zakładkę. Oznacza to, że w tym samym momencie możemy wznosić konstrukcję, budować umocnienia, trenować żołnierzy i produkować czołgi. Zaprawdę, bardzo przemyślane i bardzo praktyczne. Dowodzenie armią jest wygodne, a pomysł z grupowaniem jednostek i wyznaczaniem im celów, jakie mają po kolei zrealizować - godny podziwu. Minusy... W kwestii poziomu trudności nie będę już tak przychylny, gdyż gra jest zdecydowanie za łatwa. Nie jest też specjalnie długa. W mojej opinii troszeczkę źle wypadł balans sił. Piechota jest zbyt potężna, bazy zdecydowanie za słabe, awans żołnierzy następuje za szybko, a na dodatek można wykończyć wrogów dosłownie dwoma czołgami. Są też inne drobnostki, które obracają się przeciwko nam. Na koniec pozostaje wada widoku izometrycznego polegająca na tym, że nie widać co jest za wysokimi budynkami. Poza tym wszystko gra. Red Alert 2 wspominać będę jako jeden z klasyków gatunku rts. Moja ocena – 8.7/10

13.10.2011 12:04
1up
odpowiedz
1up
158

Dune 2 – aż łezka w oku się zakręciła na samo wspomnienie o tym tytule. Absolutny klasyk! Trochę to nierozsądne, ale postanowiłem ocenić tę gierkę, ponieważ udało mi się dorwać jej udoskonaloną wersję. Właściwa ocena dotyczyć więc będzie Dune Legacy (bo tak właśnie została nazwana zmodernizowana odsłona), ale względem roku, w którym powstał oryginał. Oto moje spostrzeżenia. Plusy... Najpierw może wyrażę swój zachwyt nad współczesną wersją Dune 2. Otóż gra obsługuje wyższe rozdzielczości, zawiera trzy stopnie przybliżenia widoku, posiada kilka niezwykle przydatnych opcji, jak na przykład możliwość przewijania czasu oraz różne udogodnienia w menu. Do tego dochodzi rzecz najważniejsza – sterowanie. Jest takie, jak przystało na obecne standardy. Za to należy się ogromny plus. Na dodatek, poza kampanią, możemy rozgrywać potyczki. Dune 2 śmiało można nazwać protoplastą gatunku real-time-strategy. Dzięki produkcji Westwood dowiedziałem się o istnieniu książki Dune, która obecnie jest jedną z moich ulubionych. Gra bazuje na powieści Franka Herberta oraz w luźny sposób nawiązuje do uniwersum Diuny. Miodność tej gry jest wręcz niesamowita. Pomimo prawie dwudziestu lat na karku, nadal jest produkcją cholernie grywalną. Jednolity świat pełen pustyń i skał od zawsze trafiał w mój gust. Do walki ze sobą stają trzy wielkie rody: szlachetni Atrydzi, podstępni Ordosi i źli Harkonnenowie. Walczą o cenną przyprawę i przetrwanie na pustynnej planecie. Historia zawiera też spisek, w którym mocarstwa sprzymierzają się ze sobą, by pokonać właśnie nas. Macza w tym palce sam Imperator. Ma on do dyspozycji brutalnych Sardaukarów. My, jako ród Atrydów mamy za to walecznych Fremenów i Sonic Tanki. Ordosi posługują się przebiegłym Sabotażystą oraz maszyną o nazwie Deviator. Harkonnenowie zaś wypuszczają śmiercionośną rakietę i Devastatory. Na otwartych przestrzeniach nie zabraknie również wiecznie głodnego czerwia pustyni. Tak oto w wielkim skrócie opisać można zarys fabularny oraz zasady panujące w grze. Mnie się podobają. Natomiast rozbudowanie tej gry polega nie tylko na wprowadzaniu nowych budynków i jednostek, ale także na ciekawych opcjach i funkcjach naszych żołnierzy i pojazdów. Co więcej, gra rządzi się unikalnymi regułami. Są to: przyprawa, która stanowi środek płatniczy, wiatraki przetwarzające energię czy też groźne czerwie pustyni, które pilnują swojego terytorium. Krótko mówiąc, jestem pod wrażeniem tych pomysłów. Interfejs jest schludny i bardzo przejrzysty. Graficzka prosta, ale według mnie przeszła próbę czasu. Dźwięki sfx brzmią kapitalnie, a sama muzyczka w postaci midi ma swój urok. Głosy mentatów oraz wszelkie komendy głosowe spisują się świetnie. Satysfakcję dają niejako różne zniszczenia i wybuchy, ślady pozostające przez chwilę po przejechaniu pojazdu, dziury w ziemi po strzelaninie czy wreszcie rozjechany żołnierz wroga. Filmiki, zwłaszcza introdukcja, bardzo zachęcają do poznania świata Arrakis oraz do działania. A przy okazji wyglądają bajecznie. Uczucia towarzyszące tej grze to z jednej strony napięcie związane z samą rozgrywką, z drugiej - sentyment powiązany z obrazem tej perełki za czasów, gdy byłem jeszcze dzieciakiem. Minusy... Schematyczność. Levele różnią się tylko dostępną technologią, cel nadal pozostaje ten sam - zniszczyć wrogów. Inteligencja nie jest najwyższych lotów. AI często popełnia głupie błędy, które łatwo można wykorzystać. Ale czego można oczekiwać od pierwszego rts-a? Z innych zauważonych błędów wymieniłbym fakt, iż przyprawa się nie odnawia, a jak już się skończy to mamy kłopoty. Harvestery są za bardzo podatne na uszkodzenia, a bazy za mocne. Budowle nie są też ani zbyt fajne, ani zbyt wymyślne. Raz jeszcze podkreślę - naprawdę trudno jest oceniać produkt z perspektywy tak długiego czasu, więc mój osąd nie musi być wiarygodny. Niemniej, naprawdę gorąco polecam zapoznanie się z Dune Legacy, gdyż jest to idealny kompromis pomiędzy sentymentem a obecnymi standardami. Jej autor pokazał, że chcieć to móc. Jednym słowem - fantastyczna robota. Moja ocena – 8.9/10

05.10.2011 19:45
1up
odpowiedz
1up
158
Wideo

Dla mnie niedoścignionym ideałem, zarówno pod względem samego serialu, jak i muzyki, pozostanie Twin Peaks. -> http://www.youtube.com/watch?v=Db5ZhxM8VZQ

03.10.2011 21:29
1up
odpowiedz
1up
158
Wideo

Daliście mi chyba najtrudniejsze zadanie pod słońcem. Wybrać jeden(!) spośród przynajmniej dziesiątki wybitnych soundtracków? Wydaje się niemożliwe. O ścieżkach dźwiękowych z gier i filmów mógłbym rozmawiać godzinami, ale nie taki jest cel tego komentarza. Nadmienię tylko, że naprawdę bardzo szanuję masę soundtracków z gier. Ale do rzeczy. Szczególnie ubóstwiam Jespera Kyda oraz jego obłędne kawałki z gry Hitman: Codename 47. Nie potrafię opisać tego słowami, ale przy tej muzyce dosłownie odpływam. Nie mniej cenię sobię takie perełki jak Fahrenheit (geniusz Aneglo Badalamenti) czy Heavy Rain, w których muzyka wzrusza i chwyta za serce. Oczywiście takich przykładów mam jeszcze co najmniej kilka. Wybór padł jednak na soundtrack z Heroes of Might and Magic III. Och, ile wspaniałych wspomnień! Mój najukochańszy kawałek zwie się "Fortress Town". -> http://www.youtube.com/watch?v=Scdsjr4umzg Serdecznie zachęcam do odsłuchania tego króciutkiego arcydzieła na słuchawkach, na pełnej głośności. A co do mojej decyzji, to powiem tylko tyle, że spośród wszystkich podkładów muzycznych do gier, ten jest najbardziej kompletny. Chodzi mi tu o to, że każda produkcja oferuje co najwyżej kilka perełek, których słuchanie umila życie. Reszta kawałków nie jest już aż tak rewelacyjna. Z muzyką HoMM III jest inaczej. Jest ona integralną częścią produkcji i bez niej nie było by to samo. Tutaj każda, dosłownie każda kompozycja jest wręcz doskonała i na swój sposób wyjątkowa. Zauważyć należy, że warstwa muzyczna perfekcyjnie wpasowuje się w realia gry. Gdy prowadzimy bitwę, tempo się zwiększa, a dźwięki podbudowują nastrój. Gdy eksplorujemy mapę świata, muzyczka powoli łagodzi obyczaje. Do tego każde miasto ma swój odrębny, bardzo, ale to bardzo klimatyczny utwór. Jak już wspomniałem, znam wiele naprawdę fenomenalnych ścieżek dźwiękowych, ale gdybym miał wybrać tą jedną jedyną, postawiłbym na kapitalny soundtrack z Heroes of Might and Magic III.

P.S. Więcej takich tematów! Trzeba zachęcić graczy różwnież do "słuchania" gier, bo muzyka z gier to cenny skarb.

22.09.2011 20:52
1up
odpowiedz
1up
158

Max Payne 2 jest tytułem zacnym, który przechodzi najśmielsze oczekiwania. Plusy... Genialny scenariusz to dowód na to, że w produkcjach Remedy fabuła odgrywa niezwykle ważną, o ile nie najważniejszą rolę. Jeszcze większy nacisk położono na narrację. Rzekłbym: prawdziwa gra z prawdziwą fabułą! Zarówno filmiki, jak i scenki w postaci stron komiksu są zrealizowane wyśmienicie. Voice-acting przeprowadzono bardzo profesjonalnie, a dialogi napisano z charakterem. Bohaterowie spektaklu przedstawieni zostali bardzo solidnie. Niekiepski pomysł wyszedł też z armią sprzątaczy, którzy stanowią część przeciwników Maxa. Generalnie kontynuacja we wzorowy sposób korzysta z pomysłów pierwowzoru, naprawia część jego usterek oraz wprowadza kilka ciekawych zabiegów. Przede wszystkim nasze zadania są bardzo zróżnicowane. Oprócz faktu, że idziemy po trupach do celu, mamy w grafiku także pościgi, ucieczki czy zabawę w osłanianie partnera. Nieraz zmuszeni jesteśmy ruszyć głową. Twórcy poszli nawet o krok dalej, dodając grywalną postać kobiety. Ponadto gierka oferuje o niebo większe pole manewru, jeżeli chodzi o działania. Nie tylko zabijamy. Przyjdzie nam również porozmawiać z ludźmi, pomóc im, pooglądać ich reakcje, posłuchać rozmów czy pozwiedzać różne pomieszczenia w poszukiwaniu informacji. Można powiedzieć, iż gra żyje własnym życiem, bo zawiera kilka niezależnych postaci, które czasami coś do nas powiedzą. W tej kwestii jest po prostu ciekawiej. Tym samym gameplay stoi na bardzo wysokim poziomie, a rozgrywka wciąga. Esencją gry jest jednak akcja. A ta tylko dowodzi o sile drugiego Maxa Payne’a. Jest bowiem szybko i efektownie. W zachwyt wprawia kapitalne odwzorowanie praw fizyki ze świetnym modelem zniszczeń i odpowiednim ragdollem, okraszone do tego rewelacyjnymi efektami wizualnymi. Tekstury ostre jak żyleta, wyborna kolorystyka i fenomenalne oświetlenie zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Ruchy postaci są naprawdę dynamiczne, a okryty sławą bullet time nadal spisuje się bosko. Interfejs gry nie zmienił się zbytnio, a więc jest czytelny. Tak samo sprawa ma się ze sterowaniem, do którego nie mam specjalnych uwag. Lokacje w grze bardzo, ale to bardzo mi się spodobały i bez dwóch zdań to one najbardziej pomagają w budowaniu klimatu. A klimat noir pierwsza klasa. Nastrój doskonale oddaje również smętna muzyka w tle. Przejście gry nie sprawiło większych kłopotów, choć nie powiem, miejscami było nawet ciężko. Czas potrzebny na przejście gry jest w sam raz. Minusy... Uważam, że dźwięki są brzydkie i często nie pasują do danej sytuacji. Zauważyłem pewne błędy w algorytmach sztucznej inteligencji, jak na przykład bieganie w miejscu czy strzelanie w swojego partnera. Zdarzyło się też kilka razy tak, iż komputerowy przeciwnik rzucił granat w taki sposób, że zabił sam siebie. No pogratulować rozsądku. Ale ogólnie skubańcy nieźle strzelają. Na dodatek są przesadnie wytrzymali, co uważam za wadę. Niestety, produkt zawiera także kilka mniejszych bugów. Konkluzja z tego wszystkiego taka, że Max Payne 2 to produkt, który dostarcza solidnej dawki szybkiej akcji w wyśmienitej otoczce. Moja ocena – 9.0/10

15.09.2011 22:04
1up
odpowiedz
1up
158

Max Payne to zjawiskowa strzelanka tpp. Plusy... Osławiony, kultowy już dziś bullet time. Zaawansowana fizyka otoczenia z dużą porcją efektów specjalnych. Ślady po strzałach w ścianę, łuski pocisków wokół bohatera, zniszczenia na drewnianych skrzynkach, odrzut przeciwnika czy falujący podczas biegu płaszcz – wszystko to robi ogromne wrażenie. Płynność ruchów, jakie wykonują postacie też zachwyca. A sceny ze spowolnionym czasem to już klasa sama w sobie. Z innowacji wypada nadmienić jeszcze o komiksie zamiast typowych filmowych wstawek. Uważam to za dobry pomysł. Spodobał mi się sposób przedstawiania historii przez Maxa, który relacjonuje i ocenia swoje postępy w bardzo osobisty sposób. Kwestie mówione w wersji polskiej wypadają tak sobie. Te w komiksie zaś pełne są poetyckiego wdzięku, co też przypadło mi do gustu. Postać Maxa Payne’a to dobrze nakreślony charakter - twardy, bezwzględny, cyniczny i żądny zemsty drań, który rozwali każdego, kto stanie mu na drodze. Za jedno muszę twórców pochwalić: Max Payne to także smutna opowieść ze świetnie napisanym scenariuszem. Nie ma tu odciętych od siebie misji, a spójna, wynikająca z następstw całość. Ponura atmosfera brudnego i zepsutego miasta sprzyja immersji, a wcielanie się w zdesperowanego gliniarza faktycznie daje poczucie chęci zemsty na bandziorach. Przynajmniej czuć, że walczymy z tymi złymi. Miejsca, w których robimy masakrę są dość różnorodne i sporządzone zostały z dużą dbałością o detale. Szatę graficzną dopracowano naprawdę bardzo starannie. Przyznać muszę, że po tylu latach produkcja trzyma się stosunkowo dobrze, zarówno pod względem wizualnym, jak i grywalności. Menu w grze, w opcjach, w komiksie są bardzo przejrzyste. Pod względem trudności dzieło Remedy jest grą przystępną. Historia podzielona została na trzy części, z czego przejście każdej zajmuje kilka godzin. Produkcja nie jest więc ani zbyt krótka, ani przesadnie długa. Minusy... W sumie robi się ciągle to samo - strzela i zabija kolejnych przeciwników, przez co rozgrywka wydaje się powtarzalna. Zabrakło mi czegoś takiego jak skradanie się albo chociażby chodzenie. Wrogowie nieraz bywają kuloodporni. Dwa pociągnięcia z dubeltówki powinny zmasakrować typowi twarz. Powinny, ale niestety nie zawsze tak jest. W dodatku oponenci często sami się pchają prosto pod naszą lufę. A do ich eliminacji mamy tylko kilka podstawowych gnatów, które szybko się nudzą. Z innych mankamentów wymieniłbym fakt, że jest tylko jedna droga, bo wszystkie drzwi i przejścia są zawsze pozamykane oraz to, iż nie można przewijać przerywników filmowych. W kwestii dźwięku spotkało mnie spore rozczarowanie. Ani trochę mi się nie podobał. Aha, i kompletnie nie rozumiem powodu umieszczenia tych beznadziejnych misji z chorymi wizjami głównego bohatera. Jednak niezaprzeczalną zaletą produkcji jest to, że im dalej, tym lepiej. Moja ocena – 7.7/10

31.08.2011 21:59
1up
odpowiedz
1up
158

The Sims 3 to przede wszystkim bardzo przyjazne narzędzie dla ludzi kreatywnych. A ja się szczęśliwie do nich zaliczam. Plusy... Ocean możliwości, jeśli chodzi o gameplay. Pod kątem oceny rozgrywkę podzieliłbym na trzy segmenty: fazę życia, tworzenie rodziny oraz budowanie domu. Każdy element prezentuje się wprost fantastycznie. Prowadzenie Simów przez życie daje czysty fun, a to ze względu na mnogość rzeczy, które możemy robić. Co jak co, ale nudzić się nie powinniśmy. Zakładanie familii jest o tyle ciekawe, że umożliwia stosunkowo dokładnie wykreować naszego ulubieńca. Tutaj nawet każdy pojedynczy element ubioru można dowolnie modyfikować. Co więcej, da się tworzyć własne style. Do tego wprowadzono cechy naszych podopiecznych, cele życiowe, marzenia i kilka innych miłych pierdółek. A teraz czas na to, co tygryski lubią najbardziej, czyli budowanie domu. No w tej kwestii to autorzy poszli na całość. Chcesz pobawić się w architekta? Proszę bardzo. A może chcesz wcielić się w dekoratora wnętrz? Nie ma problemu, gra na to pozwala. Produkcja stworzona została z takim rozmachem, że głowa mała. Urozmaicona jest na niemalże każdej płaszczyźnie. Dowodem na to może być fakt, iż jeden dom potrafiłem budować przez prawie tydzień. I w ogóle mi się nie nudziło. Wręcz przeciwnie, sprawiało wielką przyjemność. Budowanie domów w The Sims 3 wspięło się na wyżyny i jest to zdecydowanie najmocniejsza strona gry. Dobra, teraz trochę o technicznej stronie produktu Maxis i Electronic Arts. Ogólnie rzecz biorąc, jest dobrze. Poziom graficzny satysfakcjonuje, w oko rzucają się bardzo ładne, żywe kolory oraz wysoka jakość tekstur. Ruchy i gestykulacja ludzików są zabawne. Sprawowanie władzy nad podopiecznymi nie przysparza większych kłopotów. Na dole umiejscowiony został klasyczny, obrazkowy panel wyboru opcji, który od początku serii jest przejrzysty i jak zwykle okazuje się dobrym rozwiązaniem. Sztuczna inteligencja kierująca poczynaniami wirtualnych ludzi została poprawiona. Zachowują się bardziej naturalnie, jeżeli można to tak ująć. Sama okolica wykreowana została na krainę szczęścia, przez co panuje miła, lekka i przyjemna atmosfera. Dodając do tego nieograniczony czas gry, można wpaść w kłopoty. Przyznam, że przez pewien czas gra stosunkowo długo trzymała mnie przed monitorem. Po prostu dawała satysfakcję i nieraz wywoływała uśmiech na twarzy. Cieszy także fakt, iż program jest cały czas wspierany i posiada dobrze rozwinięte zaplecze downloadu. Minusy... Może się czepiam, ale system zapisywania gry jest zrobiony dość dziwnie. Występuje troszeczkę błędów natury technicznej, tj.: zacięcia Simów, przenikanie, powolne generowanie terenu, kłopotliwe stawianie ścian w niektórych miejscach. Dużym rozczarowaniem okazało się to, że sąsiedzi, podczas gdy my sobie gramy, stoją w miejscu. Nie spodobały mi się również twarze Simów. Są jakieś takie dziecinne, jak jakieś lalki. Ostatnim aspektem do omówienia pozostaje muzyka. Owszem, kompozycje Steve'a Jablonsky'ego są ładne, ale po dłuższej chwili zaczynają męczyć. Po kwadransie ma się już trochę dość. I nie wiem czyja tu wina, czy samych utworów, czy tego, że zbyt często się powtarzają. No nic, pozostają jeszcze całkiem niezłe stacje radiowe. Generalnie pozytywny odbiór. Uważam, że gra jest po prostu bardzo dobrze zrobiona. Moja ocena - 8.5/10

08.08.2011 16:04
1up
odpowiedz
1up
158

Tom Clancy’s Rainbow Six Vegas 2 to solidny shooter. Plusy... Bogaty arsenał broni, z czego każda sztuka prezentuje się nadzwyczaj okazale. W ogóle grafika została podrasowana. W oko rzuciły mi się przede wszystkim świetnie zaprojektowane, bardzo różnorodne i bezbłędnie wykonane otoczenia. Udźwiękowienie bez najmniejszych zastrzeżeń. Muzyka to kawał dobrej ścieżki dźwiękowej. Szczególnie w pamięć zapadł mi świetny motyw przewodni w menu głównym. A właśnie, samo menu główne oraz hud uległy nieco zmianie. Zmianie, którą zaliczam na plus. Poruszanie się i wydawanie poleceń kolegom z drużyny wygląda identycznie jak w pierwszej odsłonie serii, czyli jest bardzo dobrze przemyślane. Do tego praktyczny system osłon i efektowny sprint dodają grze charakteru. Ginie się łatwo i sprawiedliwie, ale tutaj nawet porażka wygląda widowiskowo. Zdecydowanie najbardziej satysfakcjonującą rzeczą do robienia w produkcji Ubisoftu jest obmyślanie wejścia i likwidacja oponentów w jakiś spektakularny sposób. Uwielbiam takie akcje. Postacie są ładnie animowane, a inteligencja komputerowych przeciwników budzi podziw. Przeciwnicy są wymagający, prowadzą silny ostrzał, rzucają granatami, chowają się za osłoną bądź tarczą, czy w końcu polują na nas jako snajperzy na dachach. Słowem, nie ma łatwo. I dobrze, bo gra jest przez to dość trudna. Granie w Vegas 2 zapewnia malutki dreszczyk emocji, szczególnie, gdy planujemy zrobić coś po cichu. Tak na marginesie, ta gra mogłaby wypaść nieźle jako skradanka. Wyznaczne są bardziej sprecyzowane, ale i tak trzeba zabić po drodze grupkę terrorystów. Środowisko cechuje duża interaktywność oraz absolutnie rewelacyjna fizyka. Na przykład postrzał w nogę kolesia z tarczą powoduje, że uginają mu się na kolana, i wtedy jest on bardziej odsłonięty. Możemy także strzelić wrogowi w rękę, gdy ten trzyma karabin. Podatność obiektów na zniszczenia też zachwyca. Pozytywnym akcentem jest nieco ciekawsza historia, która rozkręca się i narzuca akcji szybsze tempo. Do tego bohaterowie są bardziej wyraźni. Ich rozmowy dobrze oddali polscy aktorzy dubbingowi. Jeśli o grywalność chodzi, to jest taktycznie, bardzo efektownie i co najważniejsze - przyjemnie. Czuć taki fajny, militarny feeling produkcji. Ostatni, i chyba najprzyjemniejszy element gry to sekcja „moja postać”. Niby tylko dodatek, ale jak dla mnie fenomenalny. Mamy tu możliwość stworzenia wymarzonego żołnierza. Jest sporo opcji do wykreowania swojej postaci oraz niemniej rodzajów uzbrojenia. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie punktów doświadczenia i stopni wojskowych. Minusy... Produkcja nie ustrzegła się kilku błędów. Zacięcia naszych towarzyszy, które dosłownie uniemożliwiają dalszą podróż. Wzajemne przenikanie się obiektów. Babole graficzne. Miejscami kształty i tekstury wyglądają okropnie, jakby wykonane zostały na odwal. Do tego dochodzi brak walki w zwarciu czy toporny rzut granatem, który to z kolei ma tendencję do odbijania się o krawędź ściany i zmierzania w naszym kierunku. Punkty kontrolne są za daleko od siebie, przez co nieraz trzeba powtarzać ten sam etap kolejny raz. Produkt traci trochę na wartości fabularnej przez niedobór filmików. Długość gry wydaje się podobna do części pierwszej. Jeśli o moją opinię chodzi, to widoczna jest zdecydowana poprawa. Gra spełnia oczekiwania. Moja ocena – 8.0/10

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl