Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 lutego 2007, 13:41

autor: Marek Czajor

Gry pirackie, cz. 1

Dzieci uwielbiają zabawę w piratów. Niewiele trzeba do szczęścia: opaska na oko, chustka na głowę, zakrzywiony patyk (znaczy się: szabla) w dłoń i dalej łupić wrogie statki, porywać nadobne arystokratki i odkrywać schowane skarby!

Dzieci uwielbiają zabawę w piratów. Niewiele trzeba do szczęścia: opaska na oko, chustka na głowę, zakrzywiony patyk (znaczy się: szabla) w dłoń i dalej łupić wrogie statki, porywać nadobne arystokratki i odkrywać schowane skarby! Albo na odwrót: założyć mundur kapitana, uczesać w przedziałek włosy i hajda na pirackich łobuzów. Nie będą nam tu topić, palić i rabować! Ech, dzieciństwo jest piękne.

Niestety, życie jest o tyle okrutne, że po dzieciństwie następuje ohydna dorosłość. Trzeba zapomnieć o beztroskich igraszkach, schować zabawki do szafy i porzucić marzenia o bezkresnych morzach, odległych lądach i awanturniczych przygodach. Porzucić marzenia? Tfu! W żadnym przypadku – gry komputerowe na to nie pozwolą.

W dalszej części artykułu przedstawiam gry stare i młode, prymitywne i rozbudowane, łatwe do zdefiniowania lub będące mieszanką wielu gatunków. Łączy je jeden mianownik: albo bezpośrednio przed twymi oczami, albo gdzieś w tle powiewa czarna piracka bandera z trupią czachą.

Pirackie początki

Złowrogi Jolly Roger pirackiej braci powiewa nad naszymi głowami w zasadzie od początku istnienia gier komputerowych. Jeszcze pod koniec lat 70-tych XX wieku na maszynach Tandy TRS-80 pojawiła się przygodówka Pirate Adventure , stworzona przez niewielką firmę Adventure International. Wcielasz się w niej w poszukiwacza skarbów, penetrującego opanowaną przez piratów wyspę. Do zabawy wymagana jest spora dawka wyobraźni, bowiem gra jest czystej wody tekstówką, a poczynaniami bohatera sterujesz przy pomocy zaledwie kilku poleceń. Mimo braku oprawy audiowizualnej Pirate Adventure zdobyła sporą popularność i w następnych latach, w lekko podrasowanej formie (dodano szczątkową grafikę) pojawiła się na popularnych komputerach 8-bitowych pod nazwą Pirate Cove .

Pierwsze gry pirackie, jak np. Pirate Cove wymagały od graczy sporej wyobraźni, no i rzecz jasna znajomości języka angielskiego.

Lata 80 w pirackim temacie to przede wszystkim różnej maści zręcznościówki. W 1982 roku posiadacze Apple II (nawiasem mówiąc komputera prawie u nas nieznanego) otrzymali do zabawy prostą, dynamiczną siekaninę Swashbuckler . Zasady gry są banalne: tytułowy rozbójnik stoi z szablą na środku ekranu, a z lewej i prawej strony atakują go hordy nieprzyjaciół (łotrzykowie uzbrojeni w noże, toporki i maczugi, węże, szczury itd.). Przy pomocy nieskomplikowanego systemu zadawania ciosów (cięcia na głowę, w korpus oraz na nogi) dzielny pirat kroi tałałajstwo aż miło, nabijając graczowi licznik punktowy.

Z systemów rozrywkowych bliższych naszym sercom, w pionierskich latach szczególną przychylnością pirackich tytułów cieszył się ZX Spectrum. Ciekawą pozycją na maszynkę sir Clive’a Sinclaira jest Booty (1984), dwuwymiarowa platformówka traktująca o losach pewnego chłopca okrętowego. Odważny młodzik krąży między pokładami okrętu, omija zabójczych piratów, łazi po drabinach, zbiera klucze do kolejnych drzwi i wykrada zbójeckie skarby. W trochę innym klimacie utrzymany jest Devil’s Crown (1985). Akcja tej zręcznościówki rozgrywa się współcześnie, a gracz wciela się w skórę (i kombinezon) nurka penetrującego wrak pirackiego statku. Cel jest jeden: odnaleźć siedem cennych klejnotów, ukrytych gdzieś w ciasnych zakamarkach okrętu. Ale jak to zrobić, kiedy pomieszczeń jest aż 40, nie posiada się rybich skrzeli, a zapas tlenu wyczerpuje się błyskawicznie?

Czy znasz Sinbada? Pewnie tak, przecież książka i kreskówka od wielu lat należy do dziecięcej klasyki. Przygody dzielnego arabskiego żeglarza miały swoje „pięć minut” na „Spectrumnie”. Najpierw w 1984 roku ukazał się Sinbad – gra z widokiem FPP. Zanim się zapalisz do tego tytułu wiedz, że przesuw ekranu nie jest płynny, lecz skokowy (obrót co 90 stopni). Jako syn słynnego pirata przemierzasz 54 podziemne lokacje w poszukiwaniu ukrytego gdzieś przez ojca skarbu. Po drodze zbierasz przydatne przedmioty (np. żywność, kompas, rozświetlające ciemności lampy), potykasz się z mieszkańcami podziemi (z czego szczególnie przerażające są wielgachne mrówki) oraz wypełniasz kieszenie cenną zawartością odnalezionych skrzyń.

Sinbad to bodaj pierwsza piracka gra z widokiem FPP. Faktem jest, że pod kątem graficznym nie ma się czym „jarać”, no ale z drugiej strony – ta gra ma ponad 20 lat!

Dzielny Sinbad ponownie powrócił na ekrany telewizorów w roku 1986 za sprawą Sinbad and the Golden Ship . Tym razem zamiast z grą FPP masz do czynienia z przygodową tekstówką, podobną nieco do Pirate Cove (ale z lepszą grafiką). Jesteś, drogi Sinbadzie kapitanem pirackiego statku, który w dziwnych okolicznościach utracił swoją jednostkę. Aby odzyskać własność, przemierzasz pustkowia, jaskinie, wąwozy i piaszczyste nadmorskie wydmy, by w efekcie dotrzeć do okrętu i wyjaśnić jego tajemnicę (łącznie do przejścia jest ponad 100 ekranów). Gra zawiera elementy magii, którą potrafisz władać zarówno ty, jak i napotykane przez ciebie postacie.

Jako, że pod koniec lat 80-tych era wysłużonego ZX Spectrum dobiegała końca, kolejny Sinbad pojawił się już tylko na komputerach 16-bitowych (no, może nie do końca – była też wersja na C-64). Chodzi oczywiście o Sinbad and the Throne of Falcon (1987), grę całkiem odmienną w założeniach od swoich poprzedników. Nie główkowanie, żmudne wstukiwanie komend czy nużące przeszukiwanie podziemi, lecz akcja czystej wody – oto założenia tej produkcji z Cinemaware. W skórze tytułowego młodzieńca pomagasz księżniczce Damaronu w pokonaniu złego Czarnego Księcia. Przed tobą nieustanne pojedynki z siepaczami władcy, morskimi piratami i różnego rodzaju maszkarami. Czasami musisz gdzieś pożeglować, z kimś pogadać albo odnaleźć wartościowy artefakt. Gra jest o wiele ciekawsza od poprzedników.

Wraz z wzrostem możliwości graficznych komputerów nastąpił zmierzch nieinteraktywnych przygodowych tekstówek. Ostatnią bodaj piracką pozycją z tego gatunku były Plundered Hearts z 1987 roku. W grze wcielasz się w młodą angielską dziewczynę (!), żeglującą do Indii Zachodnich, do złożonego chorobą ojca. Nie dane jej jest jednak dotrzeć do celu – po drodze jej okręt zostaje zaatakowany przez piratów, a ona sama dostaje się do niewoli. Wyrwać się z wrażych rąk, odnaleźć drogę do celu i dotrzeć do papy – oto zadania do zrealizowania. Gra mimo drakońskiej oprawy jest niezmiernie ciekawa i, co jest rzadkością w tekstówkach, zawiera cztery różne zakończenia.

Co 16-bit to 16-bit. Sinbad and the Throne of Falcon w wersji na Atari ST prezentował zupełnie nową jakość grafiki.

Ale wracając jeszcze do roku 1986 – miała wtedy miejsce premiera ważnej gry – Pirates of the Barbary Coast . Pozycja o tyle interesująca, że jest to gra ekonomiczna (z kilkoma sekwencjami zręcznościowymi) a nie arcadówka, platformówka czy tekstówka. Tym razem przyjmujesz rolę zatroskanego ojca, którego córkę dla okupu porwał okropny pirat Krwawe Gardło. Aby spełnić żądania morskiego rozbójnika, musisz – poprzez handel w portach morza Śródziemnego i Afryki – uzbierać dla niego w przeciągu miesiąca 50 tysięcy sztuk złota. Sztuka to niełatwa, tym bardziej że na morzu czyha wiele innych pirackich jednostek. Ale od czego masz działa?

W opisywanym wyżej okresie już niewiele pirackich akcentów pojawiało się w grach. Jeśliby doszukiwać się jeszcze gdzieś obecności (choćby duchem) panów z krzywymi szabelkami i przepaskami na oczach, to np. w drugiej części przygód jajcarnego (w przenośni i dosłownie) Dizzy’ego. Treasure Island Dizzy to pełna uroku zręcznościówka, w której kierujesz poczynaniami sympatycznego jajka na Wyspie Skarbów. Piraci, zatopiony skarb, artefakty do zebrania, łamigłówki do rozwiązania – oto w skrócie charakterystyka tej sympatycznej gry. Jeśli taki klimat ci odpowiada, bardzo podobna jest siódma odsłona serii – Krystal Kingom Dizzy (1992).

Tuż przed premierą Pirates! (o których ze względu na ich wyjątkowość mowa w osobnym rozdziale) pojawiła się na rynku strategia The Ancient Art of War at Sea (1987). Tytuł ten, bardzo podobny do wydanego trzy lata wcześniej The Ancient Art of War (dotyczącego bitew lądowych), pozwala poczuć się dowódcą floty żaglowców. Bierzesz udział w 11 kampaniach, celem których jest zdobycie panowania na morzu dla swego mocodawcy. Jeśli nie chcesz, nie musisz szukać protektoratu któregokolwiek z państw, lecz jako słynny pirat Czarnobrody łupić, palić i topić wszystko, co chwilowo unosi się na powierzchni. Bitwy polegają zarówno na wymianie ognia między jednostkami, jak i pojedynkach załóg okrętów, jeśli dojdzie już do abordażu.

W Pirates of the Barbary Coast oprócz zasad ekonomii musisz się też nauczyć obsługiwania dział okrętowych. Piraci nie śpią...

Podsumowując pierwszy okres komputerowych gier pirackich – cóż, początki jak początki, nie obfitowały w zbyt wiele tytułów, a i same gry nie powalały na kolana. W większości były to albo proste zręcznościówki, albo mało atrakcyjne graficznie tekstówki. Jeśli komuś to wystarczało – był szczęściarzem, jeśli nie – miał pecha. Oczywiście szczęśliwie zdarzały się bardziej rozbudowane, ambitniejsze produkcje pokroju Pirates of the Barbary Coast czy The Ancient Art of War at Sea , ale czasy prawdziwych gier pirackich miały dopiero nadejść.

Symulator życia pirata

Większość fanów gier pirackich zapewne się ze mną zgodzi, że kluczową w historii gier komputerowych pozycją z tego gatunku są wydani w 1987 roku Pirates! Sida Meiera. Pirates! to dzieło kultowe, prawdziwy przełom w tytułach pirackich, baza i opoka, na której wzorowało się wiele przyszłych tytułów. Jest to w zasadzie pierwszy prawdziwy symulator życia morskiego rozbójnika, uwzględniający większość aspektów jego burzliwego życia.

Sylwetkę Sida Meiera zna każdy szanujący się miłośnik gier komputerowych, bowiem jest to człowiek-legenda. Współzałożyciel słynnej firmy MicroProse, nazywany jest przez niektórych Stevenem Spielbergiem rozrywki elektronicznej, ma na swoim koncie szereg ponadczasowych przebojów (serie Silent Service, UFO/X-COM, Civilization). Samych Pirates! wymyślił w rok po ukazaniu się filmowych Piratów Romana Polańskiego. Serce podpowiada mi, iż ten doskonały obraz był inspiracją dla Sida i jego kolegów, choć rozum zaleca raczej umiar w takich przypuszczeniach...

Graficznie pecetowa wersja Pirates! prezentuje się wręcz koszmarnie. Ale najgorszy jest hałas z PC Speakera, którego nijak nie da się wyłączyć!

Pirates! jest wielką, strategiczno-zręcznościową przygodą, której akcja, podzielona na sześć okresów, rozgrywa się w XVI-XVII wieku. Wcielasz się w morskiego wilka, siejącego postrach na rozległych wodach Morza Karaibskiego. Twoimi nadrzędnymi celami są: odnaleźć zagubioną rodzinę, uzyskać odpowiedni tytuł szlachecki oraz zgromadzić jak największy majątek. Dochodzisz do tego poprzez łupienie kupieckich statków, zatapianie okrętów wrogich mocarstw, eliminowanie pirackiej konkurencji, zdobywanie zasobnych twierdz, ustanawianie w miastach rządów Korony, pod której flagą służysz oraz przez... rozsądny ożenek.

Jeśli uda ci się wejść w posiadanie listu kaperskiego jednego z czterech walczących państw (Hiszpanii, Francji, Anglii lub Holandii), możesz bez przeszkód odwiedzać jego porty. Jeśli jednak jesteś wyklętym przez wszystkie narody piratem, to strzeż się – bezpieczeństwo gwarantują ci jedynie szabla, muszkiet i liczna załoga. Mając argument siły za sobą możesz bezkarnie (no, prawie bezkarnie) rozbijać się po portowych knajpach, przetrząsać miejski skarbiec i ustanawiać nowych gubernatorów.

Podczas wizyty w mieście, w którym jesteś mile widziany, odwiedzasz wiele przydatnych miejsc. U gubernatora zasięgasz informacji co do aktualnych sojuszy, wykupujesz (jeśli chcesz) list kaperski, przyjmujesz zlecenia do wykonania, otrzymujesz za zasługi tytuły szlacheckie oraz zalecasz się do urodziwych niewiast (co nieraz kończy się tragicznie – przed ołtarzem!). W tawernie przeprowadzasz zaciągi nowej załogi, wysłuchujesz nowinek ze świata i niekiedy nabywasz mapę skarbu. Odwiedzając kupca zaś dokonujesz transakcji handlowych (sprzedajesz złupione towary, w zamian nabywając prowiant na dalszą drogę), usuwasz uszkodzenia oraz pozbywasz się niepotrzebnych jednostek. W mieście dokonujesz również podziału łupów pomiędzy kamratów oraz przechodzisz na ewentualną emeryturę.

Pirates! Gold w sferze rządzących reguł nie oferuje nic ponad to, co jedynka, jednakże grafika SVGA już nie odrzuca.

Wszelkie działania o podłożu strategicznym są istotnym aspektem Pirates! , jednak równie ważne są sekwencje zręcznościowe. Aby odnieść sukces w grze, musisz wyspecjalizować się w okrętowym ostrzale wrogich jednostek i fortów (uwzględniając kierunek, z którego wieje wiatr) oraz w pojedynkach na szpady z nieprzyjacielskimi dowódcami. Dodatkowo wątek ekonomiczny (handel) świetnie współpracuje ze zręcznościowym oraz strategicznym i nie da się wygrać nie będąc fachowcem po trochu we wszystkim. Choćby dlatego Pirates! jest dziełem genialnym.

Oprawa wersji na PC jest słabiutka (gra mieści się na jednej dyskietce). Choćbyś nerwy miał ze stali, maltretowany jesteś kiepską grafiką EGA i denerwującym brzęczeniem PC Speakera, którego nijak nie da się wyłączyć. Wstyd powiedzieć, ale w mojej opinii nawet odsłona na C-64 wygląda lepiej od blaszakowej, że o świetnej wersji Amigowej nie wspomnę. Jednak to grywalność przesądziła o powodzeniu PC-towego Pirates! . Sukces był na tyle duży, że MicroProse zdecydowało się na wypuszczenie remake’u, z poprawioną grafiką (SVGA) i muzyką (Sound Blaster). Grandą Pirates! Gold (1993) jest jednakże brak rozwinięcia głównego wątku z oryginału i zero zmian w mechanizmie rozgrywki, przez co ci, co grali wcześniej w jedynkę, mogą czuć się zawiedzeni.

Sid Meier zdecydował się na powrót do starego pomysłu w 2004 roku. Sid Meier’s Pirates! trudno nazwać oryginalnym pomysłem, jednak w odróżnieniu od Pirates! Gold można w nowej grze zauważyć sporo innowacji. Warto wymienić m.in.: powiększony trzykrotnie asortyment dostępnych jednostek wraz z możliwością ich ulepszania (nadbudówki zwiększające wytrzymałość i zwrotność okrętów, potężniejsze armaty), zróżnicowane umiejętności załogi, wprowadzenie przydatnych przedmiotów (busola do nawigacji, buty do tańca czy ulepszona szabla) oraz elementy skradanki – podczas wślizgiwania się do wrogich miast.

Oprawa na miarę XXI wieku i sporo zmian w stosunku do pierwowzoru – oto Sid Meier’s Pirates! A.D. 2004.

Sid Meier’s Pirates! posiadają rzecz jasna trójwymiarową grafikę, adekwatną do roku, w którym powstali. Na potrzeby oprawy muzycznej skomponowano oficjalnie aż 152 utwory, choć skrupulaci wykryli, że część z nich można było już wcześniej usłyszeć w Civilization 3. Największym chyba minusem nowych piratów jest brak opcji rozgrywki wieloosobowej (w wersji na PC, bo na konsoli Xbox jest), co w produkcji wydanej w 2004 roku jest dość kompromitujące.

Nie ulega wątpliwości, że Pirates! wraz ze swoimi inkarnacjami tworzą kawał historii nie tylko w pirackich, ale w ogóle w grach komputerowych jako takich. Największym atutem serii jest jej wręcz fenomenalna grywalność, słusznie nagradzana wysokimi ocenami branży i graczy. O potędze Pirates! niech świadczy fakt, że w niniejszym artykule jeszcze wielokrotnie o nich wspomnę przy prezentowaniu innych tytułów. Jeśli ktoś jakimś cudem nie miał styczności z tą kultową grą, może naprawić swój błąd nabywając teraz za niewielkie pieniądze Sid Meier’s Pirates! . Gra znajduje się w specjalnej, taniej ofercie (Super$eller) Cenegi.

W cieniu legendy

Sukces, jaki odnieśli Pirates! , pozwalał przypuszczać, że już wkrótce powstanie masa produkcji „wożących się” na ich popularności, czerpiących garściami z dzieła Sida Meiera. O dziwo, nic takiego się nie stało. Czy to strach przed klapą w konfrontacji z wielkim przebojem, czy może na poważną konkurencję było jeszcze za wcześnie – można tylko domniemywać. W każdym bądź razie poza nielicznymi wyjątkami rynek wciąż karmił graczy pirackimi zręcznościówkami lub przygodówkami.

Rok po Pirates! światło dzienne ujrzała dwuwymiarowa pecetowa platformówka autorstwa Johna Romero – Dangerous Dave . Niestety, niewiele w niej można odnaleźć z geniuszu Romero, który eksplodował dopiero kilka lat później (Wolfenstein, Doom itd.) Ot, łazi się, skacze i przetrząsa pirackie kryjówki, zbierając cenne puchary (!). Bleeech! Zdecydowanie już lepiej prezentuje się zręcznościówka Black Beard (1988) która mimo, iż wydana tylko na 8-bitowce, gyrwalnością i oprawą bije Dangerous Dave’a na głowę. Jako tytułowy Czarnobrody krążysz po okręcie swego rywala – Rudobrodego – w poszukiwaniu mapy skarbu, którą ci zwinął. W trakcie eksploracji statku uszczuplasz stan jego pirackiej załogi i przetrząsasz skrzynie z wszelakim dobrem.

Fani zarówno gier pirackich, jak i Johna Romero, teoretycznie powinni sięgnąć po Dangerous Dave’a. Lepiej niech nie sięgają...

Jeśli mowa już o kapitanie Rudobrodym, to pojawił się również w dość znanej arcadówce pod tytułem Skull and Crossbones (1990). Ta, wydana przez Domark chodzona bijatyka jest konwersją z automatów wrzutowych. Wcielasz się we wspomnianego rudzielca lub jego kompana – Jednookiego i przedzierasz przez liczne etapy pełne krwiożerczych piratów, szkieletów, szczurów i nietoperzy. Gra jest w zasadzie tępą, odmóżdżoną nawalanką, ale posiada ważną zaletę – można grać we dwójkę na jednym komputerze (w trybie kooperacji).

Inną, także zręcznościową pozycją jest wydany w 2003 roku ScubaVenture the Search for Pirate’s Adventure . Akcja tej gry rozgrywa się w czasach nam współczesnych na ciepłych karaibskich wodach. Jesteś słynnym poszukiwaczem skarbów i oto nadarza ci się okazja do wydobycia skarbu z wnętrza wraku zatopionego pirackiego okrętu. Eksplorujesz więc zalane pomieszczenia statku, uważając na materialnych (kraby, drapieżne ryby) i niematerialnych (duchy piratów) mieszkańców morza. Podobnie jak w starszej o osiem lat grze Devil’s Crown , podczas zabawy musisz także uważać na zapas powietrza w butli.

Jak już wspomniałem na wstępie, po premierze Pirates! wcale nie nastąpiła eksplozja podobnych tytułów. Przez pewien czas miłośnicy pirackich motywów musieli ich szukać w różnych, niekoniecznie dedykowanych im produkcjach. Szczytem „bezczelności” jest The Kristal (1989) z Cinemaware, przygodówka traktująca o losach Francisa Drake’a (miłośnicy morskich historii wiedzą, kto to). Wszystko fajnie, tylko dlaczego ten, będący bohaterem gry słynny pirat krąży po jakichś pałacach, domach, ogrodach i niewiadomo jeszcze gdzie, napotykając na swojej drodze m.in. obcych? Na usta ciśnie się jedno słowo: kant!

Jak pokonać pirata? Wymazać go gumką! Cóż, nikt nie powiedział, że Peter Pan: A Story Painting Adventure to gra skomplikowana.

Albo inny przykład – gra przygodowa dla dzieci Peter Pan: A Story Painting Adventure (1988). Jeśli jest tu Piotruś Pan, to i musi być też zły kapitan Hook i jego piracka hałastra. I rzeczywiście są, ale interakcja z nimi jest prawie zerowa. Zabawa polega bowiem na odpowiednim używaniu przedmiotów takich jak gumka, ołówek czy pędzelek. Jak się gra? Banalnie. Kiedy nie wiesz jak opuścić planszę – rysujesz sobie ołówkiem drzwi. Jeśli masz przed sobą uzbrojonego pirata – wymazujesz go gumką. Ot, taka mała wprawka dla dzieciaków przed pójściem do przedszkola.

Inna przygodówka o Piotrusiu Panu – Hook (1992)– jest już o wiele ambitniejszą pozycją. Powstała na bazie obrazu filmowego z Robinem Williamsem i Julią Roberts o tym samym tytule, a opowiada o losach Petera Banninga, przeciętnego zjadacza amerykańskiego chleba. Kiedy zły pirat kapitan Hook porywa jego dwójkę dzieci, Peter podąża jego śladami do Neverlandu stając się Piotrusiem Panem. W grze zastosowano zdobywający ówcześnie coraz większą popularność system sterowania point&click. Ponadto Hook jest bodaj pierwszą przygodówką, która wygląda lepiej na PC niż na Amidze (256-kolorowy tryb VGA).

Nie można zakończyć tematu pirackich gier przygodowych bez poświęcenia odrobiny miejsca kultowej serii Monkey Island. Cykl rozpoczął wydany w 1990 roku The Secret of Monkey Island ,opisujący poczynania Guybrusha Threepwooda, młodzieńca a ambicjach stania się piratem. Niestety, początkowe plany bohatera ulegają zmianie, a on sam zamiast piratem zostaje dobrym samarytaninem, spiesząc na pomoc pięknej gubernatorównie. Nie podoba się to hersztowi morskich rozbójników – LeChuckowi, tak więc draka gotowa. Gra ukazała się na maszyny 16-bitowe i osiągnęła ogromny sukces.

Koledzy po fachu Guybrusha (The Secret of Monkey Island) nic, tylko w głowie mają rum i panienki.

Nie namyślając się wiele, w rok po premierze Małpiej Wyspy firma LucasArts wydała jej drugą część pt. Monkey Island 2: LeChuck's Revenge . Ci sami bohaterowie, ta sama cukierkowa grafika, podobna fabularna otoczka (plus dodatkowo motyw z poszukiwaniem skarbu) i znowu spektakularny sukces – oto krótka charakterystyka sequela gry. Natomiast kolejna, trzecia odsłona pirackiej sagi ukazała się w 1997 roku (The Curse of Money Island ) i wyglądała już bardziej multimedialnie – zajmowała dwa cedeki. Ostatnia jak dotąd wydana część – Escape from Money Island (2000) – przeniosła przygody Guybrusha w trzeci wymiar. Droga ta, poniekąd słuszna (trzeba iść za postępem technologicznym), nie przysporzyła grze jednak nowych fanów, a starzy, przyzwyczajeni do oldschoolowej grafiki, nie są trójwymiarem zachwyceni.

Obok czterech części Monkey Island w eterze krąży jeszcze jedna gra, klimatem nawiązująca do pirackich przygodówek z LucasArts. Chodzi o Donkey Island (1994), czeską produkcję będącą parodią słynnej serii. Nawiązań jest całe mnóstwo, począwszy od grafiki, poprzez interfejs i fabułę, a na nazewnictwie kończąc (zamiast Guybrusha jest Gaybush, LeChucka zastępuje LeDuck itp.). Tajemství Oslího Ostrova (taki jest tytuł oryginalny) niestety nie zachowuje klimatu i grywalności pierwowzoru, na którym bazuje, dlatego nie jest znana szerszej publiczności. A i ci, którzy w nią grali, wypowiadają się na jej temat niezbyt pochlebnie.

Wkrótce po premierze Pirates! również w grach ekonomicznych zaczęły się pojawiać czarne flagi z trupimi czaszkami. Najłatwiej (co oczywiste) zamieszczane są pirackie wątki w tytułach traktujących o morskim handlu, gdyż podczas dalekich wypraw zawsze łatwo o przygodę. Jeśli nie zaplanowałeś i nie wydałeś odpowiedniej kwoty na dozbrojenie swojej floty, niejednokrotnie padałeś łupem pirackiego ataku. Z gier ekonomicznych, podchodzących pod powyższy schemat, warto wymienić stareńkie Ports of Call (1987), równie wiekowe Merchant Colony (1991) oraz trochę młodsze High Seas Trader (1995).

Nawet, jak już zostajesz bogaczem w High Seas Trader, musisz część kasy wydać na „antypirackie” zabezpieczenia.

A co z symulatorami życia pirata, czyli pozycjami podążającymi ścieżką wytyczoną przez Pirates! ? Cóż niewiele tego jest. W 1990 roku na PC pojawił się Uncharted Waters z Koei. W grze tej wcielasz się wprawdzie nie w morskiego zbója, lecz XV-wiecznego portugalskiego żeglarza Leona Franco, lecz niektóre pomysły mocno przypominają hit Sida Meiera, np. możliwość rekrutacji załogi, handel łupami, wykonywanie zlecanych misji czy poszukiwanie ukrytych skarbów. Z rzeczy dodatkowych warto wymienić: uprawianie hazardu w portowych knajpach (poker, blackjack), ratowanie księżniczki z rąk piratów, ulepszanie statków i zdobywanie artefaktów (np. instrumentów nawigacyjnych poprawiających żeglowanie). Rzeczą zasadniczo odróżniającą dzieło KOEI od przeboju MicroProse są bitwy morskie – przebiegają w systemie turowym.

Rok po premierze Uncharted Waters posiadacze Amig otrzymali swoją piracką grę – Swords and Galleons . Fabuła stawia przed tobą zadanie uwolnienia Królowej, uwięzionej na Wyspie Czaszki przez złoczyńcę zwanego Varisco, ale oczywiście możesz dać sobie spokój z ratowaniem niewiasty i zająć piractwem. Poza paroma szczegółami, jak np. możliwość zarabiania na przewozie pasażerów, gra garściami czerpie z Pirates! . Zajmujesz się tradycyjnie walką na morzu, handlem bronią i żywnością w portach, najmowaniem załogi oraz wypełnianiem misji.

I jeszcze jeden tytuł pozwalający się wcielić w morskiego zbója – Redhook’s Revenge (1993) na PC. Również tutaj, podobnie jak w hicie Sida Meiera pływasz sobie po wodach Morza Karaibskiego, łupisz napotkane statki i robisz interesy w miastach. W Redhook’s Revenge występuje jednak o wiele więcej towarów i artefaktów niż w Pirates!, a posiadając je otrzymujesz rozmaite bonusy np. woda i żywność pozwalają ci żeglować bez konieczności składania wizyt w portach, mapy dają możność odnalezienia ukrytego skarbu, płótno jest świetnym materiałem do naprawy żagli, a drewno pomaga wzmocnić kadłub okrętu. No i sprawa najważniejsza: o wynikach wielu akcji, w tym walki przesądza rzut wirtualną kostką! To chyba takie małe zapatrzenie autorów na legendarne Monopoly.

Twórcze planowanie i strategiczne myślenie zastąpione przez rzut kostką? Taaak! Idea Monopoly dotknęła również gier pirackich, czego przykładem jest Redhook’s Revenge.

W pierwszych latach po wydaniu Pirates! pojawiło się niewiele tytułów podążających tym samym torem, co produkt MicroProse. Owszem, można wymienić sporo gier z okresu 1987-1993, lecz w większości są to dość luźne nawiązania do tematyki piractwa. Takich porządnych, konkurencyjnych w stosunku do Pirates! produkcji nie znajdziesz, no może poza Uncharted Waters , Swords and Galleons , Redhook’s Revenge i... Pirates! Gold .

Ciąg dalszy nastąpi...

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

Gry pirackie, cz. 3
Gry pirackie, cz. 3

Gry pirackie na konsole kiełkowały w o wiele większych bólach, niż na komputerach domowych. Dopiero w II połowie lat osiemdziesiątych XX wieku drgnęło coś w tej materii i powoli acz nieśmiało zaczęły pojawiać się gry wideo o morskich rozbójnikach.

Gry pirackie, cz. 2
Gry pirackie, cz. 2

Otrząsanie się rynku po wydaniu Pirates! trwało kilka lat, jednak kiedy Pirates! Gold okazał się jedynie podrasowanym graficznie, niczego nowego nie wnoszącym do zabawy remakiem jedynki, producenci ruszyli do boju.