Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Assassin's Creed III Publicystyka

Publicystyka 18 sierpnia 2012, 11:21

autor: Szymon Liebert

Walczyliśmy na morzu w Assassin's Creed III!

Bitwy morskie w Assassin's Creed III są bardzo widowiskowe, ale czy kryje się za nimi coś więcej? Sprawdzamy te oraz inne atrakcje, jakie Ubisoft przygotował na targi Gamescom.

Podczas czerwcowych targów E3 mieliśmy okazję zobaczyć, jak prezentują się bitwy morskie w Assassin’s Creed III. Na Gamescomie stanęliśmy za sterem jednego z galeonów i wzięliśmy bezpośredni udział w starciu. Ubisoft oddał w ręce graczy także tryb multiplayer, aby zaprezentować amerykańskie lokacje i nowe pomysły na walkę sieci. Większość z tych rzeczy prezentuje się świetnie i rozbudza nadzieję na to, że dostaniemy najlepszą odsłonę tego niezwykle popularnego cyklu w jego kilkuletniej historii.

Starcia wielkich statków morskich będą stałym elementem kampanii w Assassin’s Creed III, który powróci kilkukrotnie. Na zamkniętym pokazie deweloper pokazał jedną z takich scen, z Connorem, nowym głównym bohaterem, przyjmującym rolę kapitana ochraniającego inną jednostkę (z premedytacją uniknięto tu nawiązań do fabuły). Sprawy szybko przybrały nieciekawy obrót – w okolicy pojawiły się statki przeciwnej frakcji. Rozpoczęła się bitwa, która trwała kilka dobrych minut i wymagała sprawnego manewrowania oraz strzelania. Na końcu Connor przeskoczył na wrogi statek, aby dopaść znajdującego się na nim Templariusza, a potem zdetonować strzałem beczki z prochem znajdujące się pod pokładem.

Podczas gry będziemy mogli ulepszać statki w pewnym zakresie: dokupywać armaty, ulepszając ich pancerz, itd. Same bitwy morskie to podobno aż 10% rozgrywki – parę misji w kampanii oraz kilka pobocznych wyzwań.

Sterujący Connorem deweloper lawirował pomiędzy statkami przeciwnika i posyłał w ich stronę kolejne salwy z armat. Gra wskazuje dyskretnie tor lotu pocisków białym podświetleniem padającym na powierzchnię wzburzonej wody. Pomiędzy atakami trzeba odpowiednio kręcić sterem i wydawać proste rozkazy – na przykład przejścia w tryb defensywny, który pozwala zniwelować część obrażeń. Do tego dochodzi konieczność odpowiedniego doboru amunicji do sytuacji – jeden typ niszczy żagle i unieruchamia wroga, inny podpala lub penetruje kadłub – w sumie pokazano cztery rodzaje pocisków. Ogólnie rzecz biorąc w tej prostej sekwencji kryje się parę istotnych elementów, które sprawiają, że jest ona dość satysfakcjonująca.

Przekonałem się o tym kilkanaście minut później, grając w demo dostępne na halach targowych. Connor ścigał w nim jednostkę wroga, ale nie zamierzał jej niszczyć – przynajmniej nie od razu. Po samym pokładzie prowadzonego statku możemy sobie pobiegać, chociaż nie zauważyłem na nim żadnych dodatkowych atrakcji. Stając za sterem mogłem skręcać w lewo i prawo oraz ustalać dwie prędkości. Zaskoczyło mnie to, że okręt prowadził się bardzo opornie, co nadało scenie odpowiedniego klimatu. Nie jest to oczywiście żaden symulator, ale przynajmniej ma namiastkę realizmu.

Wypłynąłem za śledzoną jednostką na głębokie wody i nagle pojawiły się dwa statki bojowe. Rozpoczęła się walka, w której musiałem unikać kul wroga (wchodząc w tryb defensywny) i wyczuć moment na oddawanie strzałów (w innym przypadku kule trafiały w powietrze lub w wodę). Przez cały czas zmagałem się z falami, które drastycznie wpływały na sytuację. Bitwy morskie nie są dzięki temu za proste i cechują się pewną przypadkowością. Trzeba wyczuć w nich statek i myśleć z wyprzedzeniem. Lub po prostu staranować wroga – ta taktyka okazała się nad wyraz skuteczna. Po wyeliminowaniu przeciwnych jednostek musiałem unieruchomić trzecią (kule z łańcuchami) i dokonać abordażu. Niestety, w tym samym momencie demo zostało brutalnie przerwane.

Bitwy morskie mogą podobać się nie tylko ze względu na sterowanie, czy zachowanie wody, ale też w kwestii wizualnej. Obydwa starcia, jakie widziałem, wyglądały świetnie. Pierwsze toczyło się na oceanie pogrążonym we mgle i dymie – na horyzoncie było widać inne walczące statki, którym zresztą też trzeba było stawić czoła. Druga bitwa rozpoczęła się pomiędzy malowniczymi wysepkami i szybko przeniosła się na otwarte wody. Oglądając takie scenki aż chciałoby się, aby gra rozgrywała się na morzach oraz oceanach i opowiadała o kupcach, piratach, czy podróżnikach.

Duży respekt dla deweloperów należy się za to, że bitwy morskie są ukazane z perspektywy głównego bohatera, a nie na przykład kamery umieszczonej za lub nad statkiem. Pozwala to tworzyć świetne wizualnie sekwencje i oddać różne dramatyczne chwile – wystrzały z armat i moment, kiedy pociski trafią w cel. Podobne wrażenia budzi zderzenie z innymi jednostkami, podczas którego słuchawki niemal wybuchają od trzasków. Zabawa na wodzie okazała się więc naprawdę przyjemnym doświadczeniem, do którego z chęcią wrócę.

Na Gamescomie mieliśmy okazję zobaczyć też w akcji wieloosobowe zmagania. Łączą one dotychczasowy styl rozgrywki serii z typowym dla strzelanin trybem Kontrola. Na zimowej mapie, pośrodku której znajdował się frachtowiec, musieliśmy biegać między trzema punktami i przejmować je, odbijać z rąk wroga lub ochraniać przed atakami. Zabawa polega tu standardowo na prowadzeniu podchodów, monitorowaniu sytuacji i wyszukiwaniu wrogów spośród zwykłych mieszkańców. Żeby urozmaicić rozgrywkę, autorzy szykują parę nowych umiejętności, np. ochraniające tarcze, płynniejsze sterowanie i czytelniejsze monity o zbliżających się przeciwnikach.

Trudno jeszcze powiedzieć, czy Assassin’s Creed III rzeczywiście okaże się rewolucją dla serii. Nie ma za to wątpliwości, że deweloperzy z Ubisoft nadal potrafią wprowadzać w życie swoje ciekawe pomysły. Bitwy morskie to bardzo ciekawy i zaskakujący dodatek – szczególnie w obliczu tego, że sami asasyni nie od początku byli za pan brat z wodą. Z tym większą satysfakcją mogę powiedzieć, że spełniają one swoją rolę i wypadają bardzo dobrze. Multiplayer – jako deser – również zapowiada się ciekawie.

Assassin's Creed III

Assassin's Creed III