Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

World of Warships Publicystyka

Publicystyka 3 kwietnia 2015, 13:55

autor: Asmodeusz

Testujemy World of Warships – krążownik Aurora w starciu z pancernikiem Yamato

W ostatnich tygodniach mogliśmy przetestować World of Warships – kolejne po World of Tanks i World of Warplanes dzieło Wargaming.net. Czy gra ma szansę na sukces, czy też może wzorem krążownika liniowego HMS Hood pójdzie na dno już po pierwszej salwie.

WORLD OF WARSHIPS W SKRÓCIE:
  • gra drużynowa free-to-play;
  • pojedynki okrętów na morskich „arenach”;
  • dziesiątki jednostek z pierwszej połowy XX wieku;
  • ciekawy system prowadzenia ognia, przypominający rzeczywiste starcia pancerników;
  • możliwość pokierowania Yamato i Aurorą, a w przyszłości Hoodem i Bismarckiem.

Po niewątpliwym sukcesie World of Tanks i porażce World of Warplanes Wargaming.net rozpoczyna ofensywę na morzach i oceanach. Założenia gry są identyczne jak w przypadku poprzednich tytułów: rozgrywając szybkie bitwy drużynowe, zdobywamy doświadczenie oraz walutę, za które odblokowujemy coraz większe i skuteczniejsze okręty. Jednak diabeł tkwi w szczegółach – wszak pancernik Yamato o wyporności 65 tys. ton jest „odrobinę” cięższą maszyną niż ważący 54 tony Tygrys, stąd też i rozgrywka musiała ulec zmianom. W ostatnich tygodniach solidnie testowaliśmy grę, poniżej znajdziecie nasze wrażenia.

Gdzie ta keja…

Po wybraniu okrętu możemy od razu ruszyć do walki. I tutaj pojawia się pierwsza niespodzianka: zanim dojdzie do starcia z innymi uczestnikami zabawy, konieczne jest rozegranie przynajmniej jednej gry przeciwko sztucznej inteligencji w bitwie kooperacyjnej. Tryb ten zarówno służy za samouczek, jak i pozwala na sprawdzenie naszych umiejętności i/lub nowego okrętu. Kilku graczy staje w nim przeciwko grupie botów; po zakończeniu starcia otrzymujemy odrobinę kredytów oraz doświadczenia, jak również zwiększamy poziom przebiegu służby.

Aktualnie dostępnych jest tylko 6 z 20 poziomów przebiegu służby.

Przebieg służby stanowi kolejną nowość w produkcjach Wargaming.net, zaczerpniętą wprost z gier MOBA, a określającą poziom doświadczenia naszego konta. Zwiększamy je, rozgrywając kolejne gry – wraz z jego wzrostem otrzymujemy niewielkie nagrody pieniężne, doświadczenie oraz dostęp do dalszych trybów, dzienne misje (w stylu: wygraj 5 gier, aby zyskać 50 tys. kredytów), jak również możliwość ulepszania okrętów i zatrudniania dowódców (odpowiednika czołgistów z World of Tanks, którzy tym razem dostali własne drzewko umiejętności). Na początku jednak najważniejsze jest zdobycie drugiego poziomu i odblokowanie bitew standardowych, dzięki czemu możemy zmierzyć się z innymi graczami.

Cała naprzód!

Największym zmianom, co jest oczywiste, uległo pole walki, a co za tym idzie – sposób sterowania naszymi stalowymi kolosami. Nawigacja to klasyczny „WSAD” (zwiększenie i zmniejszenie prędkości oraz skręcanie) wzbogacony o klawisze Q i E (automatyczny skręt w lewo lub prawo). Jednakże Wargaming.net dodał drugą, bardzo przydatną opcję – autopilota! Po otwarciu mapy można wytyczyć kurs okrętu i ustalić prędkość, a nasza jednostka postara się dotrzeć do wyznaczonego punktu jak najkrótszą drogą. Jedyne, na co musimy zawczasu zwrócić uwagę, to wyspy, gdyż autopilot z radością osadzi nas na mieliźnie, a wycofanie się i przestawienie na nowy kurs zajmuje dużo czasu oraz czyni nas wrażliwymi na atak – nieruchomy cel jest bardzo łatwy do trafienia.

Drzewko umiejętności dowódcy: możemy m.in. przyspieszyć obrót dział lub usprawnić naprawę modułów.

Po ustaleniu kursu pozostaje wypatrywać przeciwnika (system wykrywania jest podobny do tego z World of Tanks i statki potrafią zniknąć, gdy oddalą się od nas na zbyt dużą odległość), a następnie skierować na niego wszystkie dostępne lufy i rozpocząć ostrzał. Zależnie od klasy i typu okrętu do dyspozycji mamy od dwóch do czternastu (!) baterii dział o kalibrze od 127 mm do potężnych 460 mm, w które wyposażony jest pancernik Yamato. Armaty najczęściej znajdują się na dziobie i rufie, choć w przypadku starszych jednostek, takich jak np. rosyjska Aurora, mogą być rozmieszczone dookoła pokładu. Sterowanie w każdym z powyższych przypadków okazuje się identyczne: myszką wskazujemy cel, a działa powoli podążają za kursorem; gdy są gotowe do oddania strzału, celownik zmienia kolor na zielony, a my możemy posłać kilkaset kilogramów ołowiu w kierunku przeciwnika.

Salwa burtowa z Aurory na odległość 9,8 km. Efekt – przeciwnik w płomieniach.

W tym momencie pojawia się największa różnica między World of Warships a World of Tanks. Jako że walkę prowadzimy na dystansie kilku kilometrów, pociski potrzebują czasu na dotarcie do celu: począwszy od 1–3 sekund w walce „kontaktowej” do 10–15 sekund podczas strzelania na maksymalny zasięg. Gdy dodamy do tego fakt, że przeciwnik nieustannie się porusza oraz – co jest bardzo możliwe – wykonuje uniki, stanie się jasne, że trafienie nawet powolnego pancernika może być dość trudne, zaś zatopienie małego, zwinnego niszczyciela, znajdującego się w większej odległości – prawie nierealne. Dodatkowe utrudnienie stanowi bardzo wolny obrót wież artyleryjskich: przeniesienie ognia z jednej burty na drugą potrafi zająć do 30 sekund!

Zabawa przypomina strzelanie artylerią w World of Tanks, lecz jest znacznie trudniejsza i wymaga większej precyzji. Warto tu wspomnieć, że przyciśnięcie klawisza Alt w trybie snajperskim (Shift i ruch kółkiem myszy) podaje odległość do celu oraz czas lotu pocisku. Bardzo przydatna opcja, szczególnie podczas walki na dystanse większe niż 10 km. Dodatkowo w przypadku najpotężniejszych jednostek typu Yamato czy Fuso kierujemy jedynie bateriami największego kalibru; mniejsze działa, mimo że są sterowane przez SI, okazują się całkiem skuteczne w odpieraniu ataków niszczycieli (mała podpowiedź: Ctrl + klik wyznacza cel dla baterii małego kalibru, klawisz P je wyłącza).

Gra potrafi wyglądać naprawdę imponująco.

Ciekawy model zniszczeń

Dostępna amunicja została podzielona na odłamkowo-burzącą (OB) oraz przeciwpancerną (PP); podczas gry nie zauważyłem obecności złotej amunicji ani nawet sugestii, że takowa może się pojawić, choć raczej należy się tego spodziewać. Dobór amunicji ma dużo większe znaczenie niż w grze z czołgami. Pociski PP powodują spore zniszczenia, lecz mogą odbijać się od ciężkiego pancerza pancerników, stąd też najlepiej wykorzystywać je do ostrzeliwania przeciwnika tej samej klasy i poziomu. Atakując znacznie silniejszego wroga (lub też znacznie słabszego, jak np. niszczyciela, gdy sami sterujemy pancernikiem), warto używać amunicji OB, która bardzo szybko niszczy nadbudówkę i może powodować pożary.

Efekt trafienia krytycznego w magazyn amunicyjny. W prawym górnym rogu: nagrody za trafienia, podpalenia itp.

Sam model zniszczeń został znacznie usprawniony w stosunku do tego, który znamy z World of Tanks. Nadal mamy do czynienia z paskami życia, lecz trafienia w konkretne części kadłuba bardzo często uszkadzają poszczególne systemy jednostki (silnik, ster, wieże, magazyny amunicyjne, wyrzutnie torped) lub też powodują pożary czy powolne nabieranie wody. Na szczęście każdy okręt ma do dyspozycji zestaw gaśniczo-naprawczy, którego można użyć raz na kilka minut. Mimo że jest on niezmiernie przydatny, w przypadku otrzymania jednego trafienia krytycznego podczas dłuższej wymiany ognia ilość uszkodzeń akumuluje się na tyle szybko, że zachowanie 100% sprawności okazuje się niemożliwe. Dodatkowo pancerniki mogą raz na jakiś czas odnowić część utraconych punktów życia, stąd też konieczne jest zatopienie każdego rannego kolosa.

Wachlarz torped pędzący do celu. Ten pancernik nie ma najmniejszych szans.

Oprócz artylerii pokładowej niektóre okręty mają do dyspozycji wyrzutnie torped oraz lotnictwo. Torpedy działają tak, jak można się tego spodziewać: wypuszczamy je na wodę (da się je wystrzelić w postaci wachlarza lub zwartej wiązki), odczekujemy kilkanaście do kilkudziesięciu sekund i – jeśli przeciwnik ich nie ominął – oglądamy fajerwerki. Jedna dobrze wymierzona salwa jest w stanie zatopić nawet największe pancerniki, stąd też wypatrywanie niszczycieli i utrzymywanie ich w pewnej odległości stanowi jedno z podstawowych zadań krążowników. W przypadku lotnictwa mamy do dyspozycji samoloty zwiadowcze wykrywające przeciwnika oraz... lotniskowce.

World of Warships – krążownik Aurora w starciu z pancernikiem Yamato - ilustracja #2World of Warships jest koronnym przykładem na to, że historia lubi zataczać koło. Starsi stażem gracze mogą pamiętać tytuł z pierwszej połowy lat 2000: Navyfield. Była to drużynowa gra taktyczna, w której dowodziliśmy okrętem z okresu drugiej wojny światowej w walkach pomiędzy kilkudziesięcioma graczami, a za zdobyte punkty doświadczenia i złoto odblokowywaliśmy kolejne maszyny z olbrzymiego drzewka technologicznego. Brzmi znajomo? Powinno, gdyż Wargaming.net niejednokrotnie potwierdziło, że to właśnie Navyfield stał się bezpośrednią inspiracją do stworzenia World of Tanks. Tak więc World of Warships jest swojego rodzaju „remasterem” starszego tytułu. Jest to o tyle ciekawe, że Navyfield 2 jest obecnie dostępny na platformie Steam, stąd każdy może porównać obie gry i wybrać lepszy produkt.

Tora, tora, tora!

Gra lotniskowcami znacznie odbiega od tego, co oglądamy podczas zabawy pancernikami, krążownikami czy niszczycielami. Zamiast armat dysponujemy w tym przypadku lotnictwem (myśliwce, samoloty torpedowe i bombowce), zaś sterowanie przypomina to znane z... RTS-ów. Po otwarciu mapy możemy wskazywać poszczególnym eskadrom, gdzie mają się udać i jaki cel atakować. Na szczęście okręty nie są pozostawione same sobie: własne lotniskowce mogą zapewnić nam ochronę, wysyłając swoje myśliwce, zaś wszystkie jednostki wyposażono w działa przeciwlotnicze, które powoli uszczuplają szeregi wroga. Dodatkowo, jeśli uda się nam przedostać w okolice nieprzyjacielskiego lotniskowca, okaże się, że jest on praktycznie bezbronny. Wystarczy posłać w jego kierunku kilka salw, by go zatopić.

Mapa taktyczna pozwala lotniskowcom na sterowanie eskadrami samolotów. Prawie jak w StarCrafcie.

Część graczy przez długi czas uważała, że lotniskowce będą zmorą World of Warships, tak jak artyleria w World of Tanks. W tej chwili ciężko mi jednak to potwierdzić lub temu zaprzeczyć. Aktualnie widać dużą różnicę między dobrymi a słabymi graczami prowadzącymi lotniskowce – ci pierwsi często decydują o losach bitwy, ci drudzy zazwyczaj są balastem. Dodatkowo twórcy wprowadzili odgórny limit liczby lotniskowców, jaka może pojawić się w jednej grze. Kto pamięta czasy, gdy w WoT po jednej stronie regularnie występowało 5 artylerii, od razu zgodzi się, że limit to dobry pomysł.

Czekamy na Potiomkina?

Na sam koniec wypada wspomnieć o różnicach pomiędzy poszczególnymi dostępnymi okrętami. W tej chwili w wersji beta możemy grać tylko Japonią lub Stanami Zjednoczonymi; w niedalekiej przyszłości ma pojawić się Wielka Brytania oraz Związek Radziecki (w tym przypadku jest to podyktowane kwestiami ekonomicznymi, a nie historycznymi, gdyż flota ZSRR nie należała do zbyt okazałych). Jak już wspomniałem, okręty podzielone zostały na ciężkie i powolne pancerniki, średnie krążowniki, małe i zwinne niszczyciele oraz lotniskowce zapewniające wsparcie z powietrza. Łatwo zauważyć, że jednostki te są odpowiednikami poszczególnych klas czołgów z World of Tanks.

Pancerniki posiadają olbrzymią liczbę punktów życia, gruby pancerz i największe działa, lecz są bardzo powolne i wrażliwe na ataki torpedowe. Krążowniki nie mają większych szans w starciach jeden na jednego z pancernikami (za wyjątkiem tych, które wyposażone zostały w wyrzutnie torped), za to spisują się doskonale przeciwko niszczycielom oraz lotniskowcom. Niszczyciele natomiast służą do blokowania cieśnin za pomocą torped, stawiania zasłony dymnej w celu ukrycia własnej floty oraz rajdów na tyły wroga, by wyeliminować lotniskowce. Te ostatnie zapewniają wsparcie przeciwlotnicze oraz nękają atakami większe i wolniejsze jednostki przeciwnika.

Dobór samolotów na lotniskowcu typu Langley.

Czy World of Warships ma szansę odnieść sukces podobny do tego, jaki przypadł w udziale World of Tanks? Wątpię. Niestety, okręty nie są tak atrakcyjne jak czołgi. Niemniej poziom wykonania tytułu okazuje się dość wysoki, w niektórych miejscach nawet przewyższający World of Tanks (gra nie jest tak zasobożerna, a i wygląda ładniej). Jeśli twórcy nie podejmą w międzyczasie dziwnych decyzji (vide World of Warplanes, gdzie tuż po premierze ze znośnej gry zrobiono potworka), jest wielce prawdopodobne, że World of Warships zyska grono wiernych fanów.

World of Warships

World of Warships