Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Kingdom Come: Deliverance Publicystyka

Publicystyka 8 lipca 2015, 14:58

Testujemy nowe cechy gry Kingdom Come: Deliverance - walkę na miecze i jazdę konną

Po raz kolejny przyglądamy się jednemu z ciekawszych przyszłorocznych projektów. To rarytas dla wszystkich, którzy w dzieciństwie chcieli zostać Zbyszkami z Bogdańca.

CO NOWEGO W KINGDOM COME: DELIVERANCE?
  1. cztery razy większy teren do zwiedzania;
  2. jazda konna;
  3. pojedynki na miecze;
  4. przygotowywanie wywarów i dekoktów.

Ostatnie targi E3 w Los Angeles pozwoliły zapoznać się nieco bliżej z wieloma nadchodzącymi produkcjami, wśród których nie zabrakło dzieła naszych południowych sąsiadów, zatytułowanego Kingdom Come: Deliverance. Ambicją odpowiedzialnej za grę ekipy Warhorse jest przygotowanie na silniku CryEngine pozycji przenoszącej wprost do średniowiecza, a konkretnie do pierwszej dekady XV wieku, gdzie trafimy w sam środek wojny domowej o sukcesję tronu po zmarłym królu. Jako syn kowala dokonamy zemsty na mordercach naszej rodziny, a przy okazji wpłyniemy na bieg historii.

Na Steamie jakiś czas temu pojawiła się druga wersja alfa, która pozwala zapoznać się z kolejnymi atrakcjami szykowanymi przez twórców. Poprzednio, jak pamiętamy, dostępny do zwiedzania teren nie był zbyt obszerny, a aktywność gracza ograniczała się do zaledwie kilku prostych zadań. Pod tym względem nowa alfa prezentuje się znacznie lepiej, umożliwiając między innymi rozwiązanie paru dodatkowych questów, jazdę konną, a przede wszystkim zapoznając nas w końcu z mechaniką starć na miecze.

Dostępna mapa powiększyła się o drugą wioskę, spalone gospodarstwo i obóz wojskowy, w którym możemy przejść trening walki 1 na 1 lub wystartować w zawodach łuczniczych. W kwestii łucznictwa zbyt wiele się nie zmieniło – celowanie bez znacznika wskazującego środek ekranu jest trudne, a niewielka siła bohatera nie pozwala na dłuższe utrzymanie napiętej cięciwy, przez co już po chwili ręce zaczynają mu drżeć na tyle, że trafienie w cel okazuje się praktycznie niemożliwe. Trudno powiedzieć, czy w miarę czynionych postępów w pełnej wersji będziemy operować łukiem coraz lepiej, niemniej obecny stan niezmiernie przypadł mi do gustu. Koniec z zaliczaniem headshota za headshotem.

To nie jest Skyrim, walka na miecze jest znacznie trudniejsza.

Od początku, kiedy tylko projekt ujawniono, gracze byli niezmiernie ciekawi, w jaki sposób zostanie zaimplementowana mechanika potyczek bronią białą. Twórcy zadeklarowali, że przygotują realistyczny system machania mieczami, i przyznam, że sam wiele sobie po tych zapowiedziach obiecywałem. Stając do pojedynku i patrząc w stronę przeciwnika, automatycznie blokujemy na nim widok – przynajmniej do pierwszych gwałtowniejszych ruchów, bo dość łatwo w ferworze walki zgubić cel. Niemniej, patrząc na wroga, musimy zwracać uwagę, którą z pięciu podstawowych postaw przyjmuje. Są dwa ataki od dołu, dwa z boku i jeden znad głowy. Skuteczna obrona stanowi kalkę rozwiązań z wielu slasherów, gdzie permanentny blok co prawda w miarę dobrze chroni przed uderzeniem, ale blokowanie jedynie w odpowiednich momentach, z wyczuciem, pozwala zastosować kontrę. Jednak opis nie oddaje do końca praktycznego zastosowania tych metod i w rzeczywistości sprawiało mi to sporo kłopotów.

Pojedynek budzi emocje wśród gapiów.

Po zablokowaniu widoku na przeciwniku pojawia się pięcioramienna gwiazda, za sprawą której sami widzimy, jaką postawę przyjęliśmy. Gra uczy wykonywania podstawowych ataków, ale pokazuje także kilka kombosów, dzięki którym przeciwnik padnie pokonany nieco wcześniej. Na razie moje odczucia względem walki opisałbym jako dość ambiwalentne. Nie znam się co prawda na średniowiecznych technikach wywijania żelastwem, ale w tej chwili owe zmagania bardziej kojarzą mi się z japońskim kendo. Nie wiem, czy słusznie, niemniej tempo pojedynków jest potwornie wolne i mam nadzieję, że w przyszłości zostanie to w jakiś sposób zmienione.

Drugą z wprowadzonych nowości stanowi jazda konna. Choć twórcy zaznaczają, że cały czas pracują nad tym elementem, to już teraz oceniam go bardzo pozytywnie. Koń na razie dysponuje jedynie „dwoma biegami” – lekkim kłusem i galopem – ale ponieważ dostępny obszar wciąż nie jest zbyt duży, w zupełności to wystarcza. W pełnej wersji na pewno znajdzie się też szybka podróż, jednak obecnie komenda ta nie działa. Konik potrafi także przeskakiwać przez przeszkody, a jego przywoływanie jest zupełnie standardowe. Wystarczy gwizdnąć i rumak pojawia się poza polem naszego widzenia.

Mapa w Kingdom Come nie będzie zbyt duża, ale nie przeszkadza to obecności koni.

W nowej alfie możemy też korzystać z wytrychów. Zresztą włamanie się do jednej ze skrzyń okazuje się niemal konieczne, jeśli chcemy poćwiczyć strzelanie z łuku. Mechanika otwierania zamków wydaje się dość prosta i opiera na odpowiednim obracaniu gałek pada lub ruchach myszką. Mimo nieudanych prób wytrych ani razu się nie złamał. Jak będzie w pełnej wersji, dopiero się przekonamy.

Biegając po polach, możemy również zbierać różnorakie zioła. W jednym z leśnych ostępów mieści się chatka zielarki, w której znajduje się palenisko, księga z opisem ziół i ich warzenia, klepsydra oraz kilka dodatkowych składników, jak na przykład woda czy alkohol. Zapytacie zapewne: po co klepsydra? Otóż jest to – zdaje się – pierwsza gra, która do tematu zielarstwa podchodzi w poważniejszy niż zazwyczaj sposób. Nie dość, że posiadane zioła należy wrzucić do gara, to trzeba jeszcze podtrzymywać ogień, dmuchając w niego co jakiś czas miechem, a sam wywar musi bulgotać konkretną ilość czasu. Obserwując klepsydrę, zorientujemy się, kiedy dekokt będzie gotowy.

Strzelanie z łuku to nie w kij dmuchał.

Przyzwyczajeni zostaliśmy, że w zależności od podjętej decyzji wcześniej czy później spotkamy się z różnorakimi jej konsekwencjami. Szczerze powiem, że nie do końca byłem przygotowany na taką niespodziankę w Kingdom Come i kiedy w napadniętym przez Połowców gospodarstwie natknąłem się na umierającego żołnierza i jego kamrata proszącego o środki uśmierzające ból kolegi, przyjąłem to zadanie, po czym beztrosko pomaszerowałem dalej zwiedzać okolicę. Po nocy spędzonej w obozie wojskowym wybrałem się wreszcie do zielarki i przekupiłem ją (w trakcie rozmów z NPC dostępne są różne formy perswazji), by udała się do rannego i go opatrzyła. Natychmiast po tym wydarzeniu pogalopowałem do spalonego gospodarstwa, ale okazało się, że mężczyzna zmarł z powodu zbytniej opieszałości z mojej strony.

Zabawy z wytrychem.

Wizualnie gra wypada znakomicie, jednak doskonale widać, że będzie wymagać żmudnej optymalizacji kodu. Na karcie graficznej GeForce GTX 970 framerate szalał od wartości dwudziestu kilku do ponad trzydziestu klatek na sekundę. Najgorzej bywało podczas prześlicznych wschodów i zachodów słońca. Wiele elementów dostępnego buildu wciąż znajduje się w trakcie opracowywania, stąd nie ma co narzekać na wysyp klonów, braki w synchronizacji ruchu warg i wiele innych drobnych spraw. Tym bardziej że niektóre postacie wciąż były nieme, a fakt, że inne do nas przemawiały (zazwyczaj głosem jednego aktora), stanowi tylko tymczasowe rozwiązanie. W przyszłości wypowiedzi te zostaną zastąpione profesjonalnymi nagraniami.

Wycinek mapy świata.

Kingdom Come: Deliverance zapowiada się na niezwykle solidną pozycję. Do premiery gry prawdopodobnie został co najmniej rok, ale warto przez ten czas przyglądać się zachodzącym w projekcie zmianom. Docelowymi platformami są oczywiście komputery PC oraz konsole PlayStation 4 i Xbox One.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Kingdom Come: Deliverance

Kingdom Come: Deliverance