Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Medal of Honor: Warfighter Publicystyka

Publicystyka 16 sierpnia 2012, 10:57

autor: Amadeusz Cyganek

Testujemy multiplayera w Medal of Honor: Warfighter - bez współpracy ani rusz

Kolejna prezentacja trybu multiplayer w nowym Medal of Honor przynosi porcję świeżych informacji na temat sieciowych zmagań. Wszystko wskazuje na to, że otrzymamy produkcję gdzieś pomiędzy Call of Duty, a Battlefieldem 3.

Jak zapowiada ekipa Danger Close, odpowiedzialna za nadchodzące wielkimi krokami Medal of Honor: Warfighter, zróżnicowany i widowiskowy tryb multiplayer ma być głównym powodem, dla którego gracze zostaną z ich produkcją na długie miesiące. Oczywiście dla rodzimych fanów serii najważniejszą informacją ostatnich miesięcy jest obecność polskiej jednostki w sieciowych zmaganiach, jednakże Greg Goodrich i spółka co rusz atakują nas ciekawymi nowościami i prezentują kolejne fragmenty gameplayu. Nie inaczej było i tym razem.

Wraz z siódemką innych graczy trafiłem do pogrążonej w konflikcie zbrojnym Bośni. Tryb rozgrywki, w którym miałem okazję wziąć udział, to niejako miks znanych wszystkim fanom sieciowej rywalizacji modułów zabawy. Osią konfliktu pomiędzy dwoma czteroosobowymi grupami żołnierzy są flagi rozstawione na polu walki. Całość zmagań została podzielona na dziesięć trzyminutowych rund – w pierwszych pięciu zadaniem jednej z drużyn jest obrona swoich punktów i wyeliminowanie szturmujących wrogów, z kolei w drugiej części zabawy musimy za wszelką cenę postarać się o zabranie flagi z obozu przeciwnika. Przeniesienie znacznika do bazy naszej ekipy oznacza zdobycie dwóch punktów, z kolei skuteczna obrona lub zwycięstwo w statystykach nagradzane są jednym oczkiem.

Walka prowadzona jest w sposób dynamiczny, czemu zdecydowanie sprzyja architektura mapy, na której toczone są działania. Nie brakuje tu ciasnych uliczek i zbombardowanych pomieszczeń, w których łatwo natknąć się na przebiegającego rywala, choć miłośnicy polowania z karabinem snajperskim również mogą wykazać się w wielu miejscach umiejętnością posyłania precyzyjnych headshotów. Twórcy oddali nam do dyspozycji sześć klas – oprócz wspomnianego snajpera pojawili się chociażby uniwersalny szturmowiec, żołnierz ciężkiego wsparcia czy członek sił specjalnych, lubujący się w cichych akcjach i likwidowaniu wrogów z bliskiej odległości. Każdy z wojaków odznacza się nie tylko odrębną charakterystyką prowadzonych działań, ale również indywidualnym zestawem broni czy specjalnymi cudami najnowszej techniki wojskowej – wśród nich znajdziemy chociażby małe samolociki naprowadzające pocisk lub łaziki z zamontowanym na pokładzie ładunkiem wybuchowym.

Zabawa w tym module stanowiła także znakomity pretekst do przedstawienia sporych możliwości, jakie oferuje Fire Team, czyli model sieciowej współpracy pomiędzy dwoma graczami. Mimo iż do walki przystąpiły dwie czteroosobowe ekipy, tak naprawdę na swoje osiągnięcia i wyniki pracowały poszczególne duety. System sowicie nagradza wspólne akcje obydwu żołnierzy – wysoko punktowane są asysty, zwłaszcza z użyciem broni białej, oraz wyeliminowanie przeciwnika, który w ciągu ostatnich kilkunastu sekund zabił naszego kompana. Swoje odzwierciedlenie w statystykach znajdują również sytuacje, w których dzielimy się zapasami amunicji lub udzielamy pomocy medycznej – dodatkowo istnieje także możliwość respawnu w okolicy naszego partnera pod warunkiem, że nie jest on w tym momencie ostrzeliwany. Szeroko zakrojona współpraca przynosi na polu walki sporo korzyści i można mieć uzasadnione nadzieje, że Fire Team okaże się motorem napędowym sieciowej rywalizacji.

Po emocjach związanych z batalią na zbombardowanych ulicach mieliśmy także okazję przenieść się na nieco większy teren – stadion sportowy w Sarajewie stał się bowiem głównym punktem zaopatrzenia jednej z grup żołnierzy. Tym razem w rozgrywce brała udział dwukrotnie większa ilość graczy, a zadaniem ekipy broniącej bazy było zapobiegnięcie zniszczeniu beczek napełnionych paliwem przez wrogą ekipę. Ze względu na rozleglejszy obszar działań wojenna zawierucha również nabrała znacznie większego rozmachu – nad głowami świstały nam ciężkie pociski z RPG, a pod nogi często spadały zarówno granaty wybuchowe, jak i błyskowe. W tym wypadku dbanie nie tylko o swój interes, ale i życie kompana to niesamowicie karkołomna czynność, zwłaszcza że na ekranie dzieje się naprawdę sporo. Wyraźnie widać, że nowy MoH zdecydowanie postawi na wspólną rozgrywkę – eliminacja przeciwników w stylu „sieciowego Rambo” nie przyniesie praktycznie żadnych profitów, a skuteczny atak samotnika na skoncentrowanych w grupie wrogów często ma graniczyć z cudem.

Ogromne wrażenie robi także oprawa graficzna, co raczej nikogo nie dziwi, wszak MoH: Warfighter korzysta z osławionego już silnika Frostbite 2, który napędzał chociażby hitowego Battlefielda 3. Wojenna zawierucha, eksplozje i popadające w ruinę pomieszczenia znakomicie odzwierciedlają charakter walk na gorącym, bałkańskim froncie. Choć wciąż mamy do czynienia z kodem testowym, podczas rozgrywki próżno było szukać większych błędów w mechanice gry czy przekłamań graficznych.

Kolejna prezentacja multiplayera w nadchodzącym Medal of Honor tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że sieciowe potyczki okażą się najmocniejszą kartą przetargową najnowszej produkcji studia Danger Close. Szybkie starcia z wykorzystaniem najnowocześniejszych osiągnięć współczesnych militariów połączone z ciekawie zmodyfikowanymi klasycznymi trybami rozgrywki w praktyce sprawdzają się bardzo dobrze. Cieszy także rozbudowana opcja współpracy pomiędzy graczami, co wygląda na naprawdę udaną próbę zachęcenia do eliminowania przeciwników w kooperacji z innymi żołnierzami. Już pod koniec października okaże się, czy miłośnicy bojów w multiplayerze przyjmą rozwiązania zastosowane w nowym MoH-u z otwartymi ramionami.

Medal of Honor: Warfighter

Medal of Honor: Warfighter