Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 24 lutego 2004, 15:07

autor: Borys Zajączkowski

Star Wars: Battlefront - przed premierą

Star Wars: Battlefront to taktyczna gra akcji, inspirowana popularnymi produktami spod znaku Battlefield 1942 i Operation Flashpoint. Developing programu powierzono ludziom, odpowiedzialnym w przeszłości chociażby za Full Spectrum Warrior...

Jedną z oznak starzenia się mózgu jest rozpamiętywanie przezeń przeszłości. Niedawno kolega zwrócił mi uwagę na fakt, że w większości swoich tekstów traktujących o grach staram się nawiązać do czegoś, ustawić opisywaną grę na jakimś tle, w szerszym kontekście. Powiedział mi o tym w formie pretensji, przy okazji zapowiedzi, w której z premedytacją, po trosze z lenistwa, po trosze z niewiedzy, odciąłem się od jakichkolwiek kontekstów. Ale mniejsza o to, gdyż uzmysłowił mi to, że sięgam do przeszłości, a nie to, że raz sobie darowałem. Wraca to do mnie teraz, gdy myślę o „Gwiezdnych wojnach” – nie mogę bowiem nie zauważyć, że większość moich czytelników myśli o nich w kategoriach „Mrocznego widma” i „Wojny klonów”, ja zaś z trudem przypominam sobie ich fabuły, podczas gdy z oryginalnej trylogii sprzed dwudziestu lat mogę odpowiadać na wyrywki. Podobnie rzecz się ma z Lucas Arts – firmą, która egzystuje w mojej świadomości przede wszystkim jako twórca takich hitów jak: „Monkey Island”, „Indiana Jones”, „X-Wing” i dzięki temu nie muszę być na nią obrażony za potknięcia z ostatnich lat. Zresztą Lucas Arts od dłuższego czasu nurza się w przyjemnym choróbsku wszystkich wielkich, których na nie stać – w lenistwie – i kolejne produkcje, kolejne hity powstają jedynie w bliższej lub dalszej współpracy z gwiezdnym wydawcą. Tak było w przypadku KOTOR i „Jedi Academy”, które wyjrzały ze stajni: Bioware oraz Raven Software. Będzie tak również ze „Star Wars: Battlefront”, nad którym pracują Pandemic Studios.

Głośno jest – bo być w takim przypadku musi – o bliskiej właśnie współpracy zespołu developerskiego ze swoim wydawcą, a przede wszystkim właścicielem praw do Gwiezdnych wojen. Współpraca ta zaowocować ma jak najdokładniejszym osadzeniem SWB w realiach odległej galaktyki, dawno, dawno temu. Twórcy gry przyznają się do wnikliwej analizy wszystkich pięciu już powstałych części sagi, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc, w których odbyły się największe bitwy i które tym samym dla powstającej strzelanki są najatrakcyjniejsze. Ich ambicją jest bowiem odtworzenie lub raczej: danie graczom sposobności do odtworzenia wszystkich największych batalii, które wyznaczyły bieg historii Imperium. Stąd jak najwierniej odwzorowane mają zostać takie planety i księżyce jak: Hoth, Ender, Yavin 4, Tatooine, Geonosis czy Naboo. Każdy fan gwiezdnej sagi zauważy, że wymienione miejsca nie tylko znacznie są od siebie oddalone w przestrzeni, lecz również w czasie. Dlatego aby je pomieścić w jednej grze, jej autorzy zmuszeni zostali do umożliwienia graczom wyboru epoki, w której mieć będą ochotę zanurzyć się w odległej galaktyce. Stąd Geonosis czy Naboo pojawią się w pierwszym opisanym przez George’a Lucasa okresie (epizody od I do II), Hoth, Ender oraz Yavin 4 w drugim (epizody od IV do VI), a Tatooine – zgodnie z filmową rzeczywistością – w obu.

Pandemic Studios celują w liczbę 15 znacznie się od siebie różniących środowisk rozsianych po 10 planetach. Owe znacznie się różniące środowiska przekładać się mają na tereny przewidziane do walk piechoty, takich jak malownicze place i ulice Naboo, jak również rozległe obszary (czyli większość dostępnych), po których samo poruszanie się prosić się będzie o zastosowanie sprzętu mechanicznego. Za obrazowanie świata gry odpowiedzialny ma być engine, o którym sami autorzy wyrażają się jako o dziecku solidnym, acz nie przesadnie odkrywczym – koniec końców SWB produkowany jest z myślą nie tylko o pecetach czy o Xboxie, lecz również o starzejącej się już platformie PS2. Aby jednak oczy grających nieco dopieścić zaistnieć ma w grze coś, co kryje się pod tajemniczą nazwą romantycznej kamery, a co przekłada się na lekkie rozmiękczenie finalnego obrazu. Niby drobny efekt, a jednak to głównie dzięki niemu zwykle nie mamy wątpliwości, czy emitowany w telewizji film został nakręcony kamerą telewizyjną czy filmową (wyrazy sympatii względem tej drugiej).

Ale „Star Wars: Battlefront” wzrasta nie tylko w świetle szeroko otwartych w oczekiwaniu oczu graczy, lecz również w rozbłyskach ciepłej bo ciepłej ale ironii – a wszystko przez nie dające się przeoczyć podobieństwo do innego hitu multiplayerowego – „Battlefield 1942”. Z jednej strony podobieństwo to kazało ukuć zamienny tytuł dla SWB – „Lucasfield” – z drugiej strony ciężko sobie obecnie wyobrazić lepszy schemat gry osadzającej graczy na polach wielkich bitew. Zresztą jeśli spojrzeć wstecz na zainteresowania samego George'a Lucasa oraz na źródła trzymających w napięciu gwiezdnych walk z jego trylogii sprzed dwudziestu lat, nawet pełniejsze przezwisko – „Lucasfield 1942” – znajduje uzasadnienie. Wtedy, zanim powołał do służby szwadrony X-wingów czy imperialną piechotę, wiele uwagi poświęcił analizie archiwalnych materiałów z walk z czasów II Wojny Światowej. Jeśli Pandemic Studios zdołają cisnąć graczy w podobnie trzymające w napięciu sytuacje, koło czasu zostanie w sympatyczny sposób zamknięte.

Gracze, których będzie mogło ze sobą rywalizować od 16 (konsole on-line) do 64 (pecety w LAN'ie), będą mogli walczyć w szeregach bądź rebeliantów, bądź wojsk imperialnych, bądź armii klonów, bądź droidów. Po każdej ze stron konfliktu pojawia się po kilka znacznie się od siebie funkcjonalnie różniących formacji, które przekładają się na klasy postaci, w które gracze będą mogli się wcielić. Łącznie ma ich być 24. Poza podstawowymi jednostkami niezbędnymi dla każdej z armii (piechota, zwiadowcy, grenadierzy, snajperzy, piloci czy kierowcy), pojawią się również jednostki o specjalnym przeznaczeniu, różne dla każdej ze stron. Będzie to szpieg rebeliantów zdolny do przebierania się za żołnierza imperium i infiltrowania szeregów wroga; będzie też zwiadowca z republikańskiej armii klonów wyposażony w plecak rakietowy, a tym samym zdolny dostać się w nieosiągalne dla innych miejsca; znajdzie się również oficer wojsk imperialnych mogący wskazywać cele dla bombardowań z orbity – wszystko po to, by ubarwić zmagania, zróżnicować strony konfliktu i dać pole do popisu myśleniu taktycznemu.

Mimo sporej różnorodności klas postaci Pandemic Studios nie zdecydowały się wprowadzić do gry (na pełnych prawach) rycerzy Jedi – oficjalnie z obawy przed zachwianiem równowagi sił. Nie oznacza to jednak, że nie pojawią się w SWB miecze laserowe, gdyż może się zdarzyć, że gracze staną u boku (lub naprzeciw) Jedi, tyle że pozostających w gestii sztucznej inteligencji.

Zapewne opcją najciekawszą i najbardziej przywodzącą na myśl porównania z „Battlefield 1942” jest sposobność korzystania podczas walki z 15 różnych pojazdów i statków. Praktycznie każda z postaci będzie w stanie obsługiwać wieżyczki tudzież dostępne wehikuły, aczkolwiek wykwalifikowany pilot czy kierowca będzie mieć większą szansę chociażby wyjścia cało ze zniszczonej maszyny.

Wyposażenie graczy oraz pozostające do ich dyspozycji maszyny będą naturalnie zależeć od armii, w której szeregach zdecydowali się służyć. Po stronie wojsk imperium pojawią się tak zasłużone konstrukcje jak: AT-ST, AT-AT lub TIE fightery, a rebeliantów wspierać będą m. in. ścigacze i X-wingi. Niektóre z maszyn wymagać będą kilkuosobowej obsługi, by w pełni wykorzystać ich możliwości bojowe. Niestety obecność w grze TIE fighterów czy X-wingów, a nawet gunshipów nie oznacza, że jakakolwiek bitwa będzie się rozgrywać w przestrzeni – ot, będzie możliwość polatać sobie nimi ponad powierzchnią planet wspierając z powietrza piechotę. Samo wyposażenie swojej postaci przed walką gra pozostawiać ma graczom, aczkolwiek jej autorzy przykładają sporą uwagę do tego, by udostępnić jak najpełniejszą, obrazową i czytelną informację o niebezpieczeństwach, przeciwnościach i przeciwnikach, którym gracze będą musieli stawić czoła.

Podstawowym zastosowaniem „Star Wars: Battlefront” będzie oczywiście gra sieciowa, a to oznacza wszelkie podstawowe tryby rywalizacji od deathmatcha, poprzez deathmatch drużynowy po assault, lecz na tym nie koniec. Pojawić się bowiem ma na wpół przygodowy tryb conquest, którego ideą będzie zakrojona na szeroką skalę walka o kolejne planety, czyli zdobywanie dominacji nad nimi w wyniku szeregu stoczonych o nie walk. Co istotne i co miodne drużyna, która zdobędzie na własność planetę zostanie nagrodzona bonusową zdolnością dającą jej dodatkowe możliwości a tym samym przewagę nad przeciwnikami w przyszłych walkach. Tą zdolnością może być dla przykładu odblokowanie szczególnie sprawnej bitewnie postaci gotowej wesprzeć szyki drużyny – w ten sposób w grze pojawić się może sam Lord Vader czy Luke Skywalker.

Krótko rzecz ujmując zapowiada się naprawdę dobra gra, być może hit – aczkolwiek o nowej jakości w grach sieciowych mówić za późno, gdyż „Battlefield 1942” była wcześniej. Pozostaje mieć nadzieję, że Pandemic Studios zdołają zawrzeć w SWB zauważalną część ducha gwiezdnej sagi i że produkcja gry z przeznaczeniem na kilka znacznie różniących się od siebie platform sprzętowych nie sprawi, że na każdej z nich da się odczuć przykrawanie na potrzeby pozostałych.

Shuck

Star Wars: Battlefront (2004)

Star Wars: Battlefront (2004)