Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 30 lipca 2008, 10:12

autor: Marek Grochowski

Przegląd nowych przygodówek

Z rzadka kuszą technicznymi fajerwerkami i możliwością ukończenia w trzy godziny, a mimo to urzekają pięknem oraz niezapomnianym klimatem. Kto? Oczywiście – przygodówki, gry nie dla każdego...

Spis treści

Alternativa

Kolejna z propozycji naszych południowych sąsiadów i wzorem Machinarium również tworzona przez doświadczoną firmę (Centauri Production – producenta Tajemnicy Janatris i Memento Mori). Prerenderowane lokacje, nieliniowa fabuła i liczne nawiązania do filmu Piąty Element to tylko niektóre atuty cyberpunkowego świata Alternativy. Twórcy zamierzają opowiedzieć kilka różnych, kontrastujących ze sobą historii i zaprezentować je z punktu widzenia trzech odrębnych postaci. Rozwiążemy mnóstwo logicznych zagadek, natrafimy na fakty historyczne i wiadomości z pogranicza science-fiction, i na każdym kroku będziemy zastanawiać się, czy napotkany rozmówca przypadkiem nas nie okłamuje. Gra zaoferuje dużą swobodę w podejmowaniu decyzji, a to zaowocuje dostępem do kilku – jak by nie patrzeć – alternatywnych zakończeń.

Machinarium, klasyczna przygodówka w najczystszej postaci.

Wymienione przygodówki stanowią zaledwie pojedyncze przykłady dróg, jakimi podążają obecnie deweloperzy, próbujący swoich sił w segmencie adventure. Cieszy jednak wiadomość, że coraz więcej z nowo powstających projektów rozwija się na Starym Kontynencie. Nadużyciem byłoby wprawdzie stwierdzenie, że ten stan rzeczy ma związek z niechęcią europejskich graczy do tytułów obfitujących w hektolitry krwi (na co wskazują choćby ostatnie badania Forbesa), jednak teza o większych niż u Amerykanów ciągotach do logicznych zagadek może już liczyć na spore uzasadnienie. Martwi jedynie niskie zainteresowanie przygodówkami ze strony rodzimych dystrybutorów. Z opisanej dziesiątki tylko A Vampyre Story i Tension mają już swoich wydawców w naszym kraju.

Wybiegając dalej w przyszłość, należałoby zastanowić się nad następnymi sposobami przywrócenia zapomnianemu gatunkowi dawnego blasku. Jeden z pomysłów na rozpętanie przygodówkowego renesansu to wrzucenie graczy do świata MMO, w którym będą mogli wspólnie rozwiązywać łamigłówki, dokładać do fabuły nowe wątki i wspierać się wzajemnie cennymi wskazówkami. Eksperymentu w tej przestrzeni podjęli się już autorzy Mysta Online, przystosowując Uru Live do gry w sieci. Deweloperzy przeliczyli się jednak ze swoimi możliwościami i po wpuszczeniu odbiorców do pustego uniwersum, kompletnie zabrakło im koncepcji na rozwój akcji. Obecnie Cyan Worlds próbuje więc ratować tytuł otwarciem go na zawartość projektowaną przez graczy, co jasno dowodzi, że przerobienie przygodówki na MMO nie jest wcale takie proste. Znacznie bardziej opłacalny wariant wybrali panowie ze studia Telltale Games, którzy z powodzeniem publikują w Internecie nowe epizody Sama & Maxa, a interes idzie im na tyle dobrze, że w przyszłym roku światło dzienne ujrzy trzeci już sezon historii o parze zwierzęcych detektywów.

Inny pomysł, aby zwiększyć sprzedaż przygodówek, to uderzenie w posiadaczy konsol, szczególnie tych z rodziny Nintendo, gdzie dzięki przystępnemu sterowaniu graczom łatwiej jest opanować – rdzennie pecetowy zazwyczaj – interfejs. W kontekście Wii programiści nie mogą być jednak pewni sukcesu, bo konsola została już zdominowana przez produkcje casualowe i niewiele na niej miejsca dla gier tworzonych z myślą o weteranach. Co innego na DS-ie, tu opcja grania w każdym miejscu i o każdej porze brzmi co najmniej zachęcająco.

A jak trafić do graczy niezależnie od posiadanej platformy? Swego czasu ktoś pół żartem, pół serio zaproponował, aby przygodówki były dystrybuowane w księgarniach, bo bliżej im do książek aniżeli shooterów czy zręcznościówek. Z pozoru to jawna dyskryminacja, ale faktycznie, jest w tej opinii ziarnko prawdy, ponieważ oldschoolowe tytuły z interfejsem point & click to, podobnie jak książki, dzieła specyficzne. Z rzadka kuszą technicznymi fajerwerkami i możliwością ukończenia w trzy godziny, a mimo to na swój sposób urzekają pięknem oraz niezapomnianym klimatem. I oby wychodziło ich jak najwięcej, obojętnie gdzie, nawet jeśli czarnowidze wszelkiej maści będą dalej wypisywać im nekrologi.

Marek „Vercetti” Grochowski