Ninja Blade - zapowiedź
Ninja Blade to nieoficjalnie spuścizna po serii Ninja Gaiden. Czy ma szanse dorównać swojej wielkiej poprzedniczce?
Jakub Kralka
Choć historia twierdzi, że wojownicy ninja to gatunek już wymarły, co i rusz można jakiegoś spotkać w teatrze, centrum handlowym, na ulicy, a nawet w Internecie. Programiści studia From Software najwyraźniej przychylają się do tezy, że gdzieś pośród nas (być może głęboko ukryci) nadal żyją przedstawiciele tych legendarnych morderców, czego ucieleśnieniem ma być xboksowy exclusive – Ninja Blade.

Bo chyba nie należy spodziewać się jakiegokolwiek precedensu, jeśli światowym wydawcą tej produkcji jest Microsoft Games Studios? Jak sam tytuł wskazuje, wcielamy się w postać wojownika ninja, oczywiście w stu procentach spełniającego wymogi definicji tego słowa – przyczajonego, cichego skrytobójcy, operującego wymyślnymi rodzajami broni i technikami odbierania życia. Tym, co odróżnia tę grę od większości innych poświęconych japońskim wojownikom, jest fakt, że jej akcja nie rozgrywa się w przeszłości (a szkoda) czy w teraźniejszości. Tym razem przenosimy się prosto do Tokio roku 2015 (a więc końca świata jednak nie będzie). Nasz dzielny bohater o imieniu Ken Ogawa jest członkiem elitarnego zespołu wyselekcjonowanego do zmierzenia się z groźnymi dla całej ludzkości potwornymi pasożytami, zmieniającymi niewinne dziewczynki z kwiatkami w krwiożercze monstra. Żeby dodać całej sytuacji dramatyzmu – ONZ podjęło decyzję o usunięciu zagrażającego światu Tokio z powierzchni Ziemi. Jakoś brakuje mi w tym mistycyzmu, potężnych artefaktów i zaginionego dziadka, ale być może banalna z pozoru fabuła będzie się chociaż ciekawie rozwijać...

A nawet jeśli nie – jak na porządną grę z gatunku action adventure przystało – w Ninja Blade liczyć się ma przede wszystkim akcja. Musicie wiedzieć, że Ken zawsze różnił się od zwykłych ludzi, a dzięki specjalnemu treningowi prowadzonemu przy współpracy z ojcem, nauczył się wykorzystywać swe niesamowite talenty. Dzięki temu w trakcie zabawy możemy skorzystać na przykład z Ninja Vision pozwalającej na szybkie wykrycie słabych punktów naszego przeciwnika, znalezienie sekretnych przejść czy ukrytych przed nami informacji. Drugą zdolnością jest Atak Todomé umożliwiający szybkie zadanie ciosu prosto w serce przeciwnika (czy cokolwiek te kreatury będą w tym miejscu miały). To tylko szczególnie wyróżniane przez twórców umiejętności, bowiem nie wierzę, że oprócz tego nasz ninja nie będzie wykonywał akrobatycznych sztuczek i tańca z mieczem, których nie powstydziliby się sam Prince (ten od Eliki, nie Purple Rain) czy Altair. Już teraz wiemy, że Ken na pewno umie biegać po ścianach, a także walczyć... w trakcie spadania z budynków, więc zapewne dostaniemy coś na kształt bullet time’u. Tu z kolei zapachniało Matrixem, co?
Talenty te wspomagać będzie obfite wyposażenie, zdobywane sukcesywnie podczas rozgrywki. Twórcy obiecują solidny model walki każdym rodzajem oręża, a przy tym konieczność używania rozumu i strategicznego planowania ataków. Dostaniemy między innymi katany, dwuostrzowe miecze, haki i granaty, najprawdopodobniej większość z tych akcesoriów będzie posiadać własne parametry i specjalne moce. W ten sposób wzbogacone zostaną także techniki walki, takie jak ta zarezerwowana dla prawdziwych mistrzów Ninjutsu, która oprócz standardowych obrażeń, wspomagana jest energią elektryczną.

Oprawa graficzna będzie naturalnie utrzymana w mocno futurystycznym stylu (trudno spodziewać się czegoś innego, skoro z każdej strony będą atakować nas obleśne potwory), jednak samo trójwymiarowe Tokio podobno jest idealnym odwzorowaniem rzeczywistego miasta i faktycznie – czuć ten klimat. Oprócz ładnej, płynnej animacji, a także pięknej gry światła i cienia, oprawa wizualna ma nas przede wszystkim zaskoczyć dużą ilością animowanych przerywników. Wedle zapowiedzi mają być one zarówno elementem spajającym całą grę, jak i przede wszystkim porcją świetnych doznań fabularno-estetycznych. Ciekawe, jak takie rozwiązanie wyjdzie w praniu!
W dużym skrócie czeka nas sporo walki bronią białą, masa efektów specjalnych, a wszystko to zmiksowane z elementami nowoczesnego le parkour. Ostatnie tendencje na rynku gier video pokazują, że tego typu doznania spotykają się ze sporym uznaniem ze strony graczy, a mix Assassin’s Creed i Mirror’s Edge z Japonią znajdującą się „w przeddzień apokalipsy” może wypaść bardzo ciekawie.

Niestety, jak to w życiu bywa, zapowiedzi twórców trzeba skonfrontować ze smutną rzeczywistością. Przede wszystkim studiu From Software trafiają się ostatnio dość przeciętne produkcje, których ukoronowaniem było rozczarowujące Armored Core 4. Z drugiej jednak strony zespół został wzbogacony kilkoma uznanymi w branży nazwiskami, zaś sam Ninja Blade na skutek różnych zawirowań wydawniczych i zmian kadrowych to po prostu spuścizna po popularnej, a przy tym bardzo dobrej serii Ninja Gaiden. I choć trudno też przy tej okazji oprzeć się wrażeniu, że Microsoft tymi ninjowskimi aplikacjami próbuje wkupić się w łaski preferujących Playstation 3 Japończyków, pozostaje mocno trzymać kciuki, by gra niezależnie od wydawniczo-producenckiej polityki była dziełem przynajmniej na szkolną „czwórkę”.
Jakub „Kuba” Kralka
NADZIEJE:
- dobry model walki bronią białą;
- skakanie po dachach wielkiego Tokio!
- efekciarstwo na miarę Assassin’s Creed.
OBAWY:
- czy From Software wzniesie się na wyżyny umiejętności?