Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 8 lipca 2011, 13:25

autor: Jakub Wencel

Metro: Last Light - przed premierą

Kolejna gra z serii Metro dokona zwrotu w kierunku żywiołowych strzelanin. Czy fani pierwowzoru, wielbiący jego pierwszorzędny klimat, mogą się obawiać nieuniknionych zmian?

Wydane w ubiegłym roku Metro 2033 autorstwa ukraińskiego studia 4A Games było przykładem tak często obserwowanego syndromu gry o ogromnym potencjale, ale pełnej, niestety, technicznych niedoskonałości i w efekcie nieco rozczarowującej. Po kontakcie z tym osadzonym w postapokaliptycznej Moskwie FPS-em recenzenci narzekali przede wszystkim na kiepski system walki, dużą liczbę uprzykrzających zabawę błędów i problemy ze sztuczną inteligencją. Przesiąknięta kulturowym ładunkiem Europy Wschodniej gęsta atmosfera świata po zagładzie nuklearnej okazała się jednak na tyle sugestywna, że produkcja zebrała generalnie pozytywne recenzje. Nie dziwi więc – pomimo raczej skromnego sukcesu finansowego – szybka decyzja THQ, wydawcy Metro 2033, o nakłonieniu 4A Games do rozpoczęcia prac nad sequelem. A ten – jak to często z kolejnymi częściami udanych, ale niszowych gier bywa – ma być większy, szybszy, bardziej efektowny i – co najważniejsze – pozbawiony wad poprzednika oraz skierowany do znacznie szerszego grona odbiorców.

Podobnie jak pierwsza część cyklu Metro: Last Light osadzone jest w uniwersum powstałym w wyobraźni rosyjskiego dziennikarza i pisarza Dmitrija Głuchowskiego. Przypomnijmy może, że jest to świat zniszczony wojną nuklearną, a akcja gry dzieje się w ruinach stolicy Rosji. Nieliczni ocalali skryli się w głębokich tunelach słynnego moskiewskiego metra i tam założyli podziemne obozy, będące domem dla nowo powstałych, niewielkich społeczności. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż wizyta na powierzchni – oprócz braku dobrego do oddychania powietrza na nieostrożnych czyhają też agresywne mutanty. Także inni ludzie stanowią zagrożenie i to właśnie konflikt największych frakcji będzie jednym z głównych wątków tej produkcji. Przykładem takiego wrogiego obozu są neonaziści.

Metro: Last Light nie ma być jednak oparte na kolejnej powieści Głuchowskiego. Jest to bezpośrednia kontynuacja gry z 2010 roku, której fabuła została wymyślona przez ludzi z 4A Games. Pisarz stworzył co prawda następną po Metro 2033 książkę zatytułowaną Metro 2034, ale zdaniem deweloperów nie była ona dobrym materiałem na komputerową adaptację. Zamiast innej historii z innymi postaciami dostaniemy więc regularny sequel, w którym powróci główny bohater „jedynki” – Artyom. Jak pamiętamy, miała ona dwa zakończenia i twórcy musieli zdecydować, które okaże się wiążące. Ostatecznie wybrali wariant bardziej pesymistyczny.

Świat gry będzie otwarty, więc – oprócz klaustrofobicznych korytarzy metra – w pełni zakosztujemy też efektownych przestrzeni zniszczonej Moskwy. Sama rozgrywka okaże się jednak całkowicie liniowa – gracz nie będzie mógł na przykład zdecydować o przyłączeniu się do ulubionej frakcji. Środowisko zabawy ma być oddane jednak na tyle pieczołowicie, że z łatwością damy się ponieść iluzji uczestniczenia w brutalnym, postapokaliptycznym konflikcie, jak i całkowicie wsiąkniemy w mroczną rzeczywistość gry. Już Metro 2033 zachwycało oprawą, a kolejna część cyklu ma być wyjątkowo mocnym argumentem za wymianą kart graficznych w pecetach. Wizualnie będzie to po prostu duży krok naprzód, który przyniesie kilka większych i mniejszych innowacji. Jedną z najważniejszych ma być dynamiczny system cieni, przypominający nieco ten z Thief: Deadly Shadows. Umiejętnie manewrując pomiędzy źródłami światła i pozostając w ukryciu, bezszelestnie pozbędziemy się wrogów, co może okazać się konieczne w trakcie wyjątkowo niebezpiecznych misji.

Innym usprawnieniem silnika gry będzie zaawansowana interakcja z otoczeniem i implementacja rozbudowanego silnika fizycznego. Twórcy ochoczo popisywali się tym aspektem Metro: Last Light podczas majowej prezentacji tytułu, kiedy pokazali zgromadzonym dziennikarzom fragment gry, w którym Artyom używa zapalniczki, by spalić pajęczynę, i strzela w gaśnicę, by rozniecić dezorientujący przeciwników ogień. Taka zabawa fizyką ma być na porządku dziennym i ponoć, dopóki nie odkryjemy do końca możliwości, jakie stwarza nam pod tym względem gra (a mają być one naprawdę duże), będziemy mieć problemy z ukończeniem niektórych jej fragmentów.

Chyba największą rewolucję przeszedł system walki. 4A Games wyraźnie wzięło sobie krytykę do serca i postanowiło znacząco podkręcić dynamikę strzelanin – przyczynić mają się do tego zarówno liczne techniczne poprawki, zwiększające intuicyjność tego aspektu rozgrywki, jak i wzrost siły rażenia niemal wszystkich dostępnych w grze broni. Tym razem, trzymając w ręku ciężki, nagrzany karabin maszynowy, mamy naprawdę poczuć, jak potężnym narzędziem do zabijania dysponujemy. Oczywiście wraz z udoskonaleniem mechanizmów walki zwiększy się również liczba dostępnego oręża. W efekcie gra – przynajmniej pod tym względem – zbliży się raczej do kipiącej akcją strzelaniny, co z początku może odrzucić graczy oczekujących dusznej, gęstej atmosfery zapamiętanej z Metro 2033. Poprzednia odsłona mocno nawiązywała do survival horrorów i choć trudno zaklasyfikować ją do tej grupy, nie da się zaprzeczyć, że potrafiła momentami być na tyle sugestywna, by wywołać ciarki na plecach. Twórcy obiecują, że podobnych wrażeń nie zabraknie i w Metro: Last Light, chociaż jednocześnie nie ukrywają, że tym razem chcą zainteresować swoją produkcją także nieco szerszą grupę odbiorców.

Czy wyjdzie to tytułowi na dobre? Fragment rozgrywki, który 4A Games zdecydowało się pokazać na targach E3, choć rzeczywiście imponował spektakularnością (przywodzącą na myśl raczej kolejne części cyklu Call of Duty niż „jedynkę”), wywołał wśród zgromadzonych dziennikarzy mieszane uczucia. Przypomnijmy może, że pokazywał on efektowny pościg nazistów za głównym bohaterem i jego towarzyszem w pociągu pędzącym po podziemnej sieci torów. Choć twórcy zapewniali wtedy, że jest to tylko krótkie demo, mające przede wszystkim pokazać postęp technologiczny, jakiego udało im się dokonać w stosunku do poprzedniej części (stąd skupienie się na walce i interakcji z otoczeniem), to fakt, że zastanawiają się nad zupełnie nową ekonomią (nieopartą już na nabojach jako walucie), daje do myślenia. Być może rzeczywiście dane nam będzie zużyć ich w Metro: Last Light dużo więcej, a sam charakter zabawy przejdzie znaczącą przemianę.

Jednak nawet jeśli tak się stanie, miłośnicy atmosfery, jaką ukraińskiemu studiu udało się stworzyć w Metro 2033, nie powinni być zawiedzeni. To wciąż postapokalipsa, znacznie odbiegająca od zachodnich klisz - próżno szukać tu przymrużenia oka i popkulturowych zabaw, nie znajdziemy tu też żadnych elementów science fiction czy nawiązań do cyberpunku. To szary, brutalny i przepełniony specyficznym rosyjskim mistycyzmem świat. Pod tym względem Last Light ma powielać najlepsze cechy pierwowzoru, zachowując swoją unikalność i swoistą egzotykę – gdy w większości podobnych dzieł niepodzielnie dominuje wizja globu po wojnie nuklearnej rodem z Mad Maksa, warto docenić odwagę i inwencję twórców, którzy decydują się iść zupełnie inną ścieżką.

Deweloperzy żartują, że depresyjny obraz postapokaliptycznej Moskwy zaczerpnęli z codziennego życia na Ukrainie, ale wydaje się, że cała ekipa 4A Games nie może narzekać na dobre samopoczucie i produktywność w pracy, skoro skromnymi środkami udało im się stworzyć tak dobrą grę jak Metro 2033. Garść informacji na temat sequela pozwala ze spokojem czekać na rezultat ich dalszej pracy – nawet jeśli część zmian idzie w dość przewidywalnym kierunku: „szybciej, więcej, bardziej efektownie”, to na szczęście – miejmy nadzieję – będziemy mogli do tej listy dopisać również i „lepiej”. Metro: Last Light ma szansę być przełomem dla ukraińskiego studia na przebicie się do szerszej, zachodniej publiki, czego warto mu jak najbardziej życzyć – szczególnie że premiera tytułu zaplanowana jest dopiero na wiosnę przyszłego roku, więc zostało jeszcze sporo czasu na finalne szlify.

Jakub „Taven” Wencel

Metro: Last Light

Metro: Last Light