Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku - przed premierą
Medal of Honor: Pacific Assault to kolejna gra z popularnej serii gier akcji/FPP, Medal of Honor, osadzonej w realiach II Wojny Światowej. Tym razem gracze uczestniczą w zaciętych amerykańsko-japońskich walkach, które miały miejsce w rejonie Pacyfiku...
Krzysztof Bartnik
Chyba ze świecą w ręku możemy szukać gracza, który nie słyszałby o serii Medal of Honor. Ów cykl rozbudowanych strzelanek pierwszoosobowych został zapoczątkowany jeszcze na konsoli PlayStation, zaś na początku 2002 roku do sklepów trafiła wersja przeznaczona na PC, tj. Medal of Honor: Allied Assault. W świecie gier komputerowych zawrzało – porażała grafika, muzyka, grywalność stała na bardzo wysokim poziomie, a niesamowicie zrealizowana (niczym w „Szeregowcu Ryanie” Spielberga) scena lądowania aliantów na plaży Omaha sprawiła, iż tytuł ten na długo zapadł w pamięci graczy. W przypadku olbrzymiego sukcesu gry oczywistym wydaje się fakt przygotowywania pełnoprawnych rozszerzeń. Pierwszy add-on, o podtytule Spearhead, zawitał w sprzedaży tuż przed końcem 2002 roku, zaś drugi– Breakthrough – na Zachodzie dostępny był we wrześniu 2003. Śmiało można przyznać, że skutecznie przedłużały one „żywotność” oryginalnej produkcji, jednak fani zmagań na frontach II wojny światowej oczekiwali powiewu nowości, a nie odgrzewania dotychczasowych pomysłów. Oliwy do ognia dodał również fakt rynkowego debiutu Call of Duty – wojennego shootera FPS, którego twórcami byli członkowie teamu odpowiedzialnego za Medal of Honor: Allied Assault i który w opinii wielu osób odebrał powyższej pozycji palmę pierwszeństwa. Korporacji Electronic Arts nie pozostało nic innego, jak tylko zakasać rękawy oraz wziąć się do pracy nad sequelem, zatytułowanym Medal of Honor: Pacific Assault.
Akcja nadchodzącej produkcji przeniesie miłośników wymiany ognia na front wojny amerykańsko-japońskiej, która 7 grudnia 1941 roku rozpoczęła się od zmasowanego ataku myśliwców armii cesarskiej na stacjonującą w porcie Pearl Harbor flotyllę wojenną „Wuja Sama”. To właśnie owe wydarzenie będzie pierwszą misją Pacific Assault i - podobnie jak lądowanie w Normandii - ma dostarczyć naprawdę niezapomnianych wrażeń. W tym miejscu należy jednak przytoczyć wydaną w ostatnich dniach listopada na konsole nowej generacji grę MoH: Rising Sun, która „na dzień dobry” witała nas właśnie taką sceną! Hmm, jak to? Powielanie pomysłów? Tak, ale niezupełnie. Rising Sun oraz Pacific Assault tworzyły dwa oddzielne zespoły twórców i o ile misja odwzorowująca atak na Pearl Harbor w tym pierwszym programie jest przednia, o tyle w MoH:PA ma po prostu wgnieść nas w podłogę! Uczciwie trzeba przyznać, że nie ma podstaw, by nie wierzyć pracownikom działu public relations z EA LA (developer) – przecież desant w Normandii także został z powodzeniem wykorzystany w dwóch miejscach: przy okazji konsolowego MoH: Frontline oraz PeCetowego MoH: Allied Assault, a powodów do narzekań nie było.
W kampanii dedykowanej pojedynczemu graczowi poprowadzimy postać rekruta Toma Conlina. Po rozpaczliwej (i nieudanej) obronie statku West Virginia przed samolotami wroga w porcie Pearl Harbor, amerykańskie dowództwo – jako, że przeżyliśmy – przydzieli nam kolejne zadania. Ofensywa na wyspę Guadalcanal, zmagania w Nowej Gwinei, stopniowe zajmowanie wysp okupowanych przez Japończyków, ciężkie walki w dżunglach półwyspu Bataan czy finałowy atak na Tarawę (w sumie 25 rozbudowanych leveli) – tak w skrócie prezentuje się nasza droga do zwycięstwa. Poszczególne zadania będą posiadały cele priorytetowe, jak i drugorzędne.
Tych ostatnich nie trzeba będzie wykonać za wszelką cenę, aczkolwiek dodatkowy wysiłek zaprocentuje niemal od razu. Dla przykładu: w jednym zadaniu pojawi się okazja do wykradnięcia mapy, na której zaznaczone są trasy przemarszu patroli wroga (nie musimy jej mieć, żeby ukończyć scenariusz, ale znacznie ułatwi bezpieczne poruszanie się po dżungli). W innej misji przyjdzie nam zająć się obroną składu paliwa. Jeżeli wróg zniszczy zapasy amunicji (chociaż same cysterny pozostaną nietknięte), to w następnych epizodach gry nasi kompani będą usilnie narzekać na zbyt małą ilość tego towaru.
Właśnie – kompani. Pomimo tego, że czasem będziemy działać w pojedynkę, to zdecydowaną większość zadań pokonamy prowadząc pod swoją komendą cały oddział. Wojacy mają umiejętnie wykorzystywać teren do osłony przed pociskami, likwidować stanowiska obrony przeciwnika czy też osłaniać tyły, podczas gdy gracz przejdzie do ataku. Pomyślne ukończenie scenariusza (czyt. wszyscy przeżyli) pozwoli członkom zespołu na zwiększenie umiejętności bojowych, a także podniesienie ogólnego morale i Twojego prestiżu jako dowódcy. Z kolei porażka czy utrata jakiegokolwiek żołnierza (albo duże obrażenia kilku), mogą doprowadzić do sytuacji, w której wirtualni „bracia broni” będą usilnie odmawiali wykonania otrzymanego rozkazu. Jak widać, frontalny atak może okazać się rozwiązaniem jedynie na krótszą metę – trzeba będzie kombinować i odpowiednio „ważyć” wszystkie decyzje. Z czasem, nasi podkomendni z kompletnych żółtodziobów, przeistoczą się w prawdziwych weteranów pola walki. Wzrośnie ich celność, staną się odporniejsi, a także szybciej będą dostrzegać działania przeciwnika. Warto również zwrócić uwagę na fakt wydawania poleceń. Teraz będziemy mogli to zrobić również za pomocą znaków migowych, czyli tak, żeby jednocześnie nie zdradzić swoich aktualnych pozycji i kompletnie zaskoczyć wroga równoczesnym atakiem z kilku stron.
Poszczególne scenariusze mają posiadać również tzw. „moment bohatera” (hero moment). Będzie on kompletnie niezwiązany z założeniami levelu, jednak jego wykonanie zapewni nam dostęp do specjalnych materiałów (np. jeżeli odnajdziemy i uratujemy pilota, to po zakończeniu rozgrywki zobaczymy historyczny materiał filmowy, związany z walką na Pacyfiku w latach 1941-43).
W pełnej wersji Medal of Honor: Pacific Assault pojawi się szereg autentycznie odwzorowanych typów uzbrojenia czy pojazdów. Na pierwszy rzut pójdą oczywiście najbardziej znane pistolety oraz karabiny (m.in. Thompson oraz lekki karabin maszynowy Johnson). Nad naszymi głowami mają latać rozmaite rodzaje samolotów (vide myśliwce „Zero”), drogę morską pokonamy przy pomocy kutrów bojowych PT, zaś na lądzie będziemy mogli poruszać się opancerzonymi transportowcami Buffalo (z zamontowanym działkiem), czy czołgiem M4, posiadającym zainstalowany miotacz płomieni. Ewentualny brak amunicji nadrobimy posługując się bagnetem doczepionym do broni (chociaż walka wręcz z żołnierzami armii japońskiej do najprzyjemniejszych nie należy...). Na bardziej realistyczne zmieni się system korzystania z zestawów pierwszej pomocy. Teraz żołnierze będą mogli co najwyżej zatamować krwawienie rany, zaś pełną kurację zapewni jedynie drużynowy medyk. Niestety, nie poradzi on sobie z najcięższymi przypadkami obrażeń, dlatego oszczędzanie żołnierzy stanie się najlepszym wyjściem z każdej sytuacji (o stracie medyka lepiej nie pisać, żeby nie zapeszyć).
Autorzy zapowiadają, że sztuczna inteligencja komputerowego przeciwnika (AI) będzie stała na wysokim poziomie. Co powiecie na atak samobójczy japońskiego żołnierza, który może „wyrwać” pewne zwycięstwo z rąk gracza? Brzmi ciekawie. Rywale mają atakować w większych grupach, zaś w przypadku początkowego niepowodzenia wycofają się na bezpieczną odległość i przegrupują. W grze pojawi się kilka niestandardowych zachowań walczących (odmowa ataku czy wręcz ucieczka!) – wszystko zależeć będzie od współczynnika morale żołnierzy. Jeżeli np. szybko zlikwidujemy dowódcę nacierającego oddziału, to siła uderzenia drastycznie spadnie. Ów „mechanizm” działa także w drugą stronę – śmierć jakiegokolwiek wojaka z naszej formacji, może spowodować niesubordynację wśród pozostałych, a przez to uniemożliwić pomyślne wykonanie danej misji.
Opcja multiplayer umożliwi graczom zmagania w sieci lokalnej lub Internecie (maksymalnie w potyczce wezmą udział 32 osoby). Wielbiciele rozgrywek wieloosobowych znajdą tutaj dwanaście oddzielnych map, zaś wśród trybów pojawią się m.in. Free for All, Team Deathmatch Mode oraz Team Objective Mode. Część poziomów będzie wymagała idealnej współpracy pomiędzy zawodnikami, z kolei inne zostaną nastawione na dynamiczną wymianę ognia. Więcej szczegółów odnośnie rywalizacji sieciowej poznamy dopiero w momencie premiery programu, bo przecież konkurencja nie śpi.
Oprawa Medal of Honor: Pacific Assault przygotowywana jest w oparciu o zupełnie nowy silnik graficzny. Mnóstwo efektów specjalnych, a także specyficzny teren zmagań jakim jest dżungla, wymusiły na twórcach poświęcenie dużej ilości czasu na dopracowanie każdego szczegółu. Rozmaite kamienie, drzewa, olbrzymie łąki, czy ruiny po zniszczonych budowlach – trzeba przyznać, że EA LA dba o realizm rozgrywki. Zmagania będą toczyły się w różnych warunkach pogodowych (deszcz, mgła, etc.), co powinno utrudnić bądź ułatwić nasze poczynania. Autorzy zadbali również o interakcję z otoczeniem. Jeżeli np. wysadzimy most, na którym stoją wrodzy żołnierze, to razem z resztkami konstrukcji wpadną oni do wody. Osobna wzmianka należy się także modelom postaci. Twarze poszczególnych wojaków mają w pełni oddawać ich aktualny stan emocjonalny (strach, zamyślenie, zadowolenie, niecierpliwość, i wiele innych), zaś wyleczone rany pozostawią na ciałach walczących charakterystyczne blizny. Zastosowanie podobnych efektów ma pomóc czy wręcz umożliwić graczom zżycie się ze swoim oddziałem oraz pokazać, w jakim stopniu wojna potrafi zmienić każdego człowieka.
Uczciwie trzeba przyznać, że Medal of Honor: Pacific Assault zapowiada się na jednego z kandydatów do miana „gry roku 2004”. Zmiana teatru zmagań z Europy na Ocean Spokojny, dorzucenie opcji kierowania oddziałem żołnierzy, gruntownie przebudowany engine czy ciekawy tryb multiplayer – te elementy najprawdopodobniej przesądzą o powodzeniu opisywanego programu na całym świecie. Nawet jeśli całość nie wyznaczy nowego kierunku w kategorii wojennych strzelanek pierwszoosobowych, to z pewnością będzie stanowiła wyraźny postęp. A o tym, czy Medal of Honor: Pacific Assault uda się zdetronizować dotychczasowego lidera gatunku, tj. Call of Duty, przekonamy się już w lutym 2004 roku...
Krzysztof „ComCo” Bartnik