Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 1 kwietnia 2009, 13:45

autor: Maciej Kurowiak

Konrad Wallenrod. Koszmar polonisty – raport o planach polskich wydawców

Spis treści

Konrad Wallenrod

Zarówno Solid Snake, jak i Sam Fisher, dwóch najsławniejszych mistrzów skradania, doskonale wiedzą, że „są dwa sposoby walczenia... trzeba być lisem i lwem”. Takie motto przyświecało też działaniom niejakiego Konrada Wallenroda z poematu Adama Mickiewicza. Pamiętacie zapewne historię o Walterze Alfie, który – by skuteczniej walczyć z Krzyżakami – wstępuje w ich szeregi, dochodząc do stanowiska wielkiego mistrza, a gdy ścieżka kariery dobiega końca, popełnia samobójstwo. Mogłoby się wydawać, że skradanka to gatunek wręcz idealny, by wykorzystać tytuł wielkiego dzieła i sprzedać więcej egzemplarzy zapewne średniej gry. Jednak stworzenie dobrej gry z tego gatunku wymaga piekielnie dużych środków i nakładów pracy, a na dodatek końcowy efekt może rozminąć się z zamierzonym (by nie szukać daleko, wystarczy prześledzić perypetie Splinter Cell: Conviction). Nasi rodzimi twórcy są jednak dużo sprytniejsi, a ich plan jest jeszcze tajniejszy niż sam wystarczająco już tajny raport. Czyż nie lepiej pójść na łatwiznę i zrobić coś w rodzaju mniej wyszukanego klonu Assassin’s Creed? Po co męczyć się ze skomplikowaną inteligencją strażników i zaawansowanymi efektami świetlnymi, jeśli można stworzyć trzy rodzaje powtarzanych w kółko misji. Assassin’s Creed sprzedał się świetnie, więc dlaczego tylko troszkę uboższy klon za 19,99 PLN miałby sprzedawać się gorzej?

Ilość zadań nie przekroczy prawdopodobnie trzech i według planów będą to: wpychanie Krzyżaków na stragany, wyścig po dachach oraz podsłuchiwanie. Wiemy, że zakończenie zostanie zmodyfikowane, gdyż samobójstwo głównego bohatera zamyka drogę do sequela. Najlepiej, jeśli po prostu wyskoczy przez okno i zniknie w nocnej mgle.

„Życie w zakład, gaszka złowię” (kadr z filmu 'Zemsta' – reż. A. Wajda)

Zemsta

Przez lata wydawało się, że komedia Aleksandra Fredry o konflikcie dwóch szlachciców wydaje się być nie do przeniesienia poza deski teatru. Gdy jednak na przestrzeni 50 lat powstały dwa filmy nakręcone na podstawie tego dzieła, można pokusić się o pytanie, czy nie nadszedł już czas na grę? Otóż to. Ten ponadczasowy pomnik wzniesiony ku czci naszych narodowych cech zostanie przeniesiony w całej okazałości do nawalanki pod tym samym tytułem. Oczywiście można zrobić zwykłą grę w stylu Soul Calibur, gdzie Rejent z Cześnikiem będą rąbać się na szable, a gracz będzie mógł sobie odblokować dodatkowe postacie Papkina i Podstoliny, a zarobione punkty wydać na nowe modele wąsów i kontuszy. Można, ale to byłoby zbyt proste.

Nasi twórcy mają lepszy pomysł. Doskonale wiedzą, że gros graczy dysponuje jedynie zestawem klawiaturowo-myszowym, a więc jeśli Zemsta miałaby odnieść sukces finansowy, musi być grywalna także przy takim modelu sterowania, a przy tym uwzględniać możliwości obliczeniowe nawet najbardziej edukacyjnych desktopów i laptopów. Szlak przetarli już twórcy Włatców Móch, rozważnie tworząc grafikę godną najlepszych gier na telefony komórkowe. Dobrze, jeśli Zemsta zachowa też walory edukacyjne i będzie pełnić rolę swego rodzaju bryku, co także zwiększy jej dochodowość. By to wszystko spełnić, nasi rodzimi producenci proponują użyć engine’u walki, który zastosowano w pierwszej części The Secret of Monkey Island, gdzie główny bohater toczył pojedynki na słowa. Wystarczyło wybrać po prostu odpowiednią opcję dialogową i walka wygrywała się sama. Podobnie mogłoby być w adaptacji Zemsty. Oto przykładowy pojedynek Podstoliny z Wacławem.

Podstolina: Jestem wdową, mój Wacławie.

I kontra Wacława: Ja żonaty jestem prawie.

Wersja na komórki mogłaby powstać w jeden dzień, a zawsze znajdą się tacy, którzy wyślą SMS-a za 9 zł + VAT.

Janko Muzykant

Jedyna pozycja (choć aktualnie już poza oficjalną listą lektur obowiązkowych), która na poważnie traktuje o muzyce i młodym zmarnowanym talencie. Janko, choć zmyślony, żyje w świadomości zbiorowej, ale trzeba nie mieć przyzwoitości, by tworzyć na jego temat grę muzyczną. Nic bardziej mylnego. Tajny raport zawiera informacje, że Janko Muzykant ma być prawdziwie polską, jedyną w swoim rodzaju ludową grą muzyczno-patriotyczną. Zamiast gitary, co do której nie ma wątpliwości, że wymyślił ją diabeł, gralibyśmy na skrzypcach, co automatycznie pozwoliłoby na stworzenie specjalnego kontrolera w kształcie skrzypiec. Nastrój ludowy i patriotyczny pogłębiałaby biało-czerwona kolorystyka oraz elementy graficzne, takie jak fruwające orły, klekoczące bociany czy stojące przy drodze topole, a smętny rytm wyznaczałyby wierzba i kołyszące się na wietrze łany złocistych zbóż. Nie zabrakłoby też bardzo lubianego i relaksującego beatu z dziecięcego keyboardu, by oddać klimat najlepszych weselnych przebojów.

Wiadomo też, że rodacy najbardziej lubią muzykę, którą dobrze znają, więc nie obeszłoby się bez znanych kapel straszących całą dobę w popularnych stacjach radiowych. Skąd jednak wziąć na tak wielką i kosztowną produkcję pieniądze? Odpowiedź znaleźliśmy w leżących obok raportu sznurówkach. Po odczytaniu zakodowanego w kipu szyfru naszym oczom ukazał się iście szatański plan: by otrzymać ministerialną dotację, można przecież dodać do repertuaru Rotę i Bogurodzicę. O zgrozo!

Maciej „Shinobix” Kurowiak