Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 1 kwietnia 2009, 13:45

autor: Maciej Kurowiak

Dziady. Koszmar polonisty – raport o planach polskich wydawców

Spis treści

Dziady

Dziady

Czyż ktokolwiek odważy się wątpić, że z Dziadów Adama Mickiewicza, da się zrobić dobrą grę? My wątpimy, ale treść raportu nie pozostawia złudzeń – ta iście dziadowska produkcja rzeczywiście trafi do sklepików szkolnych i księgarni.

Jako że cykl jest chyba najmroczniejszą pozycją z odratowanej części raportu, jedyną szufladką, gdzie da się go wcisnąć jest przegródka z napisem survival horror. Mesjanizm, słowiańskie obrządki, tradycja powstań to sprawy dla ignorantów z Zachodu niezrozumiałe, więc Dziady trzeba będzie troszkę przyprasować, by uczynić grę jako tako strawną.

Głównym bohaterem będzie niejaki Gustaw, który na samym początku uwolni się z carskiego więzienia. Niebawem trafi do nawiedzonego dworku, pełniącego oczywiście typową rolę opanowanej przez zło rezydencji. Krążąc wśród mrocznych korytarzy będzie musiał walczyć z zombie Moskali, a gdzieniegdzie rozwiązywać idiotycznie proste zagadki. By zachować względną wierność oryginałowi, nasz bohater po zebraniu odpowiedniej ilości pozostawionych po duchach kropek, będzie mógł na krótki czas stać się Konradem, który z łatwością spierze każdego wroga. By nikt nie zapomniał, że gra w adaptację sławnego dramatu, to napotkani bossowie rozwieją jego wątpliwości. Na strychu rezydencji Gustawa napadną Józio i Rózia (w wersji angielskiej Joe i Rose), wobec których będzie potrzebna kombinacja procy i ziaren gorczycy. Spotkamy też Widmo – tu trzeba będzie zmobilizować ptaki oraz pasterkę Zosię czyhającą w środku ogrodu-labiryntu. Angielski tytuł to oczywiście Forefathers’ Eve, choć przewracający się w grobie wieszcz i tak nie będzie mógł wiele wskórać, jeśli zmieni się go na coś bardziej marketingowo atrakcyjnego.

„Waść machasz jak cepem” (kadr z filmu 'Potop' – reż. J. Hoffman)

Potop

Co zawdzięczamy Szwedom oprócz ogromnych salonów meblowych? Potop oczywiście. Wyobrażacie sobie co by było, gdyby w XVII wieku przez Rzeczpospolitą nie przetoczyła się szwedzka nawałnica? Bez owego potopu, nie byłoby Potopu Sienkiewicza, a co za tym idzie nie byłoby Kmicica, bez Kmicica nie rozbłysłaby gwiazda Daniela Olbrychskiego, a bez Daniela nie byłoby Rafała, bez którego nie mógłby powstać film Słodko-gorzki Pasikowskiego, a to byłaby już prawdziwa katastrofa. Jeśli przyjmiemy za prawdę, że cztery filary naszej popkultury to Kmicic, Wołodyjowski, Kloss i Czterej Pancerni, możemy tylko wyobrazić sobie pustkę bez bohaterów sienkiewiczowskiej prozy.

Od Potopu (ba, może nawet od całej Trylogii!) w wersji zerojedynkowej życzymy sobie oczywiście fantastycznych doznań audiowizualnych wielkiego formatu. Wielkie bitwy wymuszają wysoki budżet, a więc producent nie będzie mógł brnąć w gatunki, przy których mogłyby ryzykować klapę. I rzeczywiście – gra ma być krzyżówką nawalanki Powrót Króla z God of War, gdzie Kmicic jako główny bohater sam rozwali dziesiątki nacierających wrogów. Do tego gra ma zawierać rozbudowane poziomy, rozmaite rodzaje szabli, zbroje oraz opcję kooperacji, w której drugi gracz wcieli się naturalnie w Małego Rycerza, pomagającego Kmicicowi pognać hen szwedzkiego najeźdźcę. Główne wątki zostały potraktowane nieco po macoszemu – producent zmienił trochę zakończenie i dodał epicki pojedynek Kmicica z królem Szwecji, Karolem X Gustawem, na murach jasnogórskiej twierdzy, wśród deszczu i piorunów. Ryzykując zaspoilerowanie tak znakomitej produkcji, zdradzimy, że przegrany władca spadnie w mglistą czeluść, choć ciało oczywiście nie zostanie odnalezione, co w domyśle oznaczać może, że upokorzony król wrócił do swego kraju. Dzięki temu oto zabiegowi scenopisarskiemu nietknięta pozostanie historia, a gra dostanie komercyjnego kopa.