Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

God of War: Ascension Publicystyka

Publicystyka 4 października 2012, 11:25

autor: Damian Pawlikowski

Graliśmy w God of War: Wstąpienie - bóg slasherów powróci w chwale

Na kogo tym razem uwziął się Kratos? Spartanin już w 2013 roku pokaże wszystkim, że bóg slasherów jest tylko jeden.

Olimp legł w gruzach. Przepełniony pragnieniem zemsty Kratos podczas swej krwawej pielgrzymki obejmującej pięć pełnoprawnych odsłon serii wyrżnął już chyba każdą ważniejszą postać z greckiej mitologii. Informację o kolejnym tytule z bogiem wojny w roli głównej wielu z nas mogło odebrać jako ponury żart – bo niby gdzie miałby się teraz wybrać bladolicy spartiata? Do Rzymu? Jak się okazało, jednak nie wszystkie drogi prowadzą do siedziby Remusa i Romulusa, a historia zamiast przeć naprzód tym razem przeniesie nas do samych początków „kariery” mściwego herosa (tuż sprzed Chains of Olympus). Czy oznacza to, że wskutek niegodziwego podstępu Aresa przyjdzie nam w tutorialu zabić własną rodzinę w efektownym QTE – nie wiadomo. Pewny jest natomiast fakt, że poza osadzoną w przeszłości historią twórcy uraczą nas również trybem dla wielu graczy, który już teraz wygląda na ciekawą wariację na temat znanego z singla schematu.

Na tegorocznym Eurogamer Expo w Londynie studio Santa Monica udostępniło zgromadzonym po raz pierwszy demo kampanii, dając ponadto możliwość wypróbowania gry wieloosobowej, dobrze znanej już z pokazów z targów E3 2012 (z symbolicznymi nagrodami dla najlepszych graczy, co tylko zaogniło brutalną konkurencję). Starzy wyjadacze, którzy niejedną już duszyczkę poszatkowali Ostrzami Chaosu, powinni być zadowoleni z niezmienionej formy rozgrywki, jaką oferuje Wstąpienie. Poza dopieszczeniem szaty graficznej, wyciskającej ostatnie soki z „chlebaka” Sony, oraz nieznacznymi usprawnieniami w rozgrywce nowy Bóg wojny to wciąż ten sam dynamiczny, spektakularny i pełnokrwisty slasher, którego znamy i kochamy od lat. Bazowa formuła pozostała w zasadzie identyczna – przemy dziarsko przed siebie, odpieramy hordy mitycznych napastników, od czasu do czasu rozwiązujemy stosunkowo proste łamigłówki i na koniec posyłamy do Hadesu potężnych bossów w trakcie iście karkołomnych pojedynków. Innymi słowy: nihil novi. Jednak czy w tym wypadku to aby na pewno wada?

Poza standardowymi atakami „szybkimi” i „ciężkimi” oraz ich rozmaitymi kombinacjami z przytrzymaniem klawisza L1 możemy wykańczać wrogów również za pomocą zabranej im wcześniej broni. W ogrywanym przeze mnie demie były to włócznie, którymi Kratos mógł do woli ciskać w odległych przeciwników, oraz swego rodzaju przerośnięty bułat, wprost idealny do bezpośrednich starć. Jak widać, nie samymi Ostrzami Chaosu człowiek kraje, a to olbrzymi plus dla twórców, którzy próbują w ten sposób urozmaicić rozgrywkę. Również i Quick Time Eventy postanowiono lekko przemodelować, dzięki czemu mamy mniej bezmyślnego klikania w przyciski, których symbole pojawiają się na ekranie, a więcej sytuacji wymagających nieustannej uwagi i reagowania na desperackie ataki maltretowanego oponenta. W pamięć zapadła mi przede wszystkim walka z Elephantaurem, któremu nasz bohater zafundował darmową trepanację czaszki. Nie zdołał, niestety, złożyć jej z powrotem do kupy, bowiem już po chwili rzucił się w objęcia mitycznego morskiego potwora Charybdisa, zwiastującego kolejny pełen rozmachu pojedynek – dostępny w całości oczywiście dopiero po wypuszczeniu gry.

Nie wiem, czy to kwestia tego, że w trzeciego Boga wojny grałem ponad dwa lata temu i moje wspomnienia nieco już zaśniedziały, ale Wstąpienie wydaje mi się jeszcze bardziej napakowane adrenaliną i dynamicznymi starciami. Furia Kratosa wprost wylewa się z ekranu, a ja, szlachtując zastępy proszących się o łupnia wrogów, miałem ogromną ochotę drzeć się wniebogłosy, niczym Leonidas w pamiętnej scenie ze studnią i perskim posłańcem. Nie oznacza to jednak, że nie trafią się tu także okazjonalne chwile wytchnienia, gdyż jeden z niedługich segmentów w wersji demonstracyjnej skupiał się na wykorzystaniu magicznej siły LifeCycle do odbudowy zniszczonej konstrukcji, dzięki której mogliśmy dostać się na wyższe kondygnacje poziomu. Ot, przyjemny przerywnik przywodzący na myśl zabawę mocą w LEGO Star Wars. Warto też zaznaczyć, że LifeCycle można używać również podczas walki – spowolnieni wrogowie wiszący w powietrzu stają się idealnym celem dla złaknionych krwi ostrzy Kratosa.

Single player w God of War: Ascension wygląda naprawdę apetycznie i aż boli fakt, że ma być nieco krótszy od kampanii z poprzednich odsłon. Na osłodę pozostaje tryb dla wielu graczy, który pozwoli soczyście pochlastać naszych znajomych. Na Eurogamer Expo udostępniono nieco już oklepaną arenę z uwięzionym w tle cyklopem Polyphemusem oraz jeden tryb do wypróbowania, zwany „The Favour of the Gods”. Dwie drużyny walczą w nim o przychylność swoich bogów, którzy z umiłowania brutalnej sieczki doceniają wzajemne zabójstwa oraz zawziętość w walce o terytorium i skrzynie skrywające w swych wnętrzach dodatkowe punkty. Gdy jeden z teamów zdobywa wszystkie trzy rozłożone na mapie „bazy”, bogowie w nagrodę zsyłają Włócznię Olimpu, której przechwycenie wiąże się albo z zakończeniem gry (jeśli pozyska ją ekipa z lepszym wynikiem), albo z bonusem punktowym wyrównującym szanse zwycięstwa (jeśli przejmą ją przegrywający). Niezależnie od tego, kto ostatecznie będzie górą, biedny cyklop i tak zostanie złożony w ofierze – ku uciesze okrutnych bogów i wcale nie lepszych graczy.

Wyznam szczerze, że nie szło mi w trybie wieloosobowym najlepiej. Nie zwalę oczywiście winy na mechanikę rozgrywki, bo ta wydaje się całkiem porządna. Tuż przed meczem mogłem wybrać zbroję, broń oraz magiczną umiejętność, odpowiadającą bogu, który patronuje mojej drużynie. Szkoda tylko, że wybór ów ogranicza się do zaledwie dwóch pozycji z poszczególnych segmentów, przez co osoby lubujące się w gruntownych modyfikacjach swoich postaci będą musiały obejść się smakiem. Gdy już wbiegniemy na arenę, szybko odkrywamy, że sterowanie jest równie wygodne i intuicyjne jak w singlu. Różnica polega jednak na tym, że nie wystarczy na ślepo mashować przyciski, aby ubić wroga. Trzeba pamiętać, że tu i ówdzie rozrzucone są bronie specjalne, zadające oponentom dodatkowe obrażenia, a także pułapki, które można zastawiać na przeciwników i zgarniać niemało punktów za ich gapiostwo (ewentualnie wpakować się w takową samemu i zostać nagrodzonym planszą „You are dead”).

Jak pisałem – zabijanie to jedno, a dodatkowe wynagrodzenie dostajemy także za otwieranie skrzyń i przejmowanie terytoriów. Gdy na planszy pojawia się Włócznia Olimpu, zaczyna się jeszcze większa zabawa, kiedy ośmiu herosów wchodzi sobie na głowy, aby tylko przejąć potężny artefakt i pokonać Polyphemusa. Ogółem multi wygląda całkiem ciekawie i przez pewien czas faktycznie takie jest, jednak wątpię, aby tryb ten stał się powodem, dla którego gracze sięgną po portfele w dniu premiery. Włączyłem, pograłem i bez bólu odszedłem od pada. Za to jako bonus do kampanii powinien sprawdzić się doskonale. A ta, co wiemy nie od dziś, potrafi podnieść ciśnienie jak mało co i nie zapowiada się, aby najnowszy epizod przygód Kratosa miał odejść od tej tradycji. Kogo jeszcze nie zmęczyło nieco wtórne, acz szalenie efektowne ćwiartowanie dziesiątków wrogów, niech czym prędzej zapełnia świnkę skarbonkę, bowiem God of War: Ascension trafi do sklepów 14 marca 2013 roku.

God of War: Wstąpienie

God of War: Wstąpienie