Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 8 lutego 2006, 12:37

autor: Krzysztof Gonciarz

FIFA Street 2 - test przed premierą

Podwórkowe kopanie piłki w otoczeniu Ronaldinho i reszty, czyli EA BIG próbuje zrehabilitować się w oczach fanów futbolu po średnim FIFA Street sprzed roku. Błędy poprzedniczki powracają jednak niczym widmo.

-EA Sports!

-BIIIIG!

Charakterystyczny spot najbardziej wyluzowanego oddziału EA to z każdym rokiem coraz mocniej obudowany zwiastun dobrej zabawy pod hasłem ‘cool’. No bo któż robi bardziej cool gry, niż ta osadzona w Kanadzie załoga? W ich produkcjach cool jest hasłem i pojęciem nadrzędnym, pod którym kreowana jest dopiero cała struktura pomniejszych puzzli, ostatecznie przyjmujących kształt tricky-funky-stylish-jazzy’o gry luźno sportowej. I wtedy jest morowo, git, pewka, siewka, ustawka na miejscówce, joł, blanty, ziom. O ile jednak sztandarowe franczyzy firmy, serie SSX oraz NBA Street trzymają się bardzo mocno i konsekwentnie udowadniają who da boss is, zeszłoroczny skok w bok z piłką nożną wyszedł Bigowcom stosunkowo słabo.

FIFA Street spełniała co prawda wszystkie korporacyjne aksjomaty bycia cool, ale zabrakło w niej iskierki geniuszu oraz uzależniającej gameplay’owej nikotyny. Bombastyczna kampania reklamowa i siła znaków handlowych zrobiły jednak swoje: gra sprzedała się na tyle dobrze, że zdecydowano się na wysmażenie jej sequela. Na około 2 miesiące przed premierą mieliśmy okazję pobawić się betą, której zaawansowanie oceniono mniej więcej na 80%. Podeszliśmy do niej, jak mawia trener Engel, z szacunkiem, ale bez respektu. Przed Wami mały sneak peak tego, co nadejdzie wraz z początkiem wiosny.

It’s tricky, tricky, tricky.

Powiedzieć, że FIFA Street to uliczna, podwórkowa odmiana piłki nożnej byłoby pewną nieścisłością. Zdziwiłby się bowiem ten, który oczekuje tu „symulacji” futbolu w jakiejkolwiek, nawet najbardziej uproszczonej postaci. Zasady, na których rozgrywamy boiskowe potyczki, są bardzo swobodną wariacją na temat „gały”. Piłka jest okrągła, a bramki są dwie – to na pewno. Zdobywanie goli to już jednak inna para kaloszy. Jak w większości produkcji EA BIG, tak i tutaj kluczem do sukcesu są pokręcone kombinacje tricków, standardowo wykraczające poza możliwości real-life zawodników.

Wykonując karkołomne popisy z piłką i na rozmaite sposoby upokarzając przeciwników zarówno zwiększamy naszą jednorazową siłę strzału (zanim go oddamy, należy więc „rozkręcić” swojego gracza paroma trickami), jak i ładujemy Combo Meter. Ten, naładowany, umożliwia nam wykonanie superkombinacji zwanej Game Breaker. Przy wtórze podkreślających napięcie filtrów kolorystycznych na ekranie musimy wtedy szybkim kombosem rozmontować jak największą ilość zawodników przeciwnej drużyny.

Im więcej ich położymy na ziemi efektownymi zwodami, tym więcej bramek uzyskamy za pojedynczy, hipermocny strzał nie-do-obrony. Jeśli pokonamy wszystkich trzech zawodników w polu, zdobycie bramki od razu zakończy mecz nokautem, bez względu na aktualny stan bramkowy. I tak to właśnie wygląda. Gdy zamiast strzelać na bramkę z pozycji sam na sam, zawracamy z powrotem na własną połowę, by jeszcze trochę się pokiwać, Becks przewraca się w, y, łóżku (a Posh Spice pyta z angielską flegmą „What’s the matter, Darling?”).

Warunki zwycięstwa w meczu towarzyskim możemy na szczęście ustalać według własnego uznania, a w rozbudowanym trybie kariery pojawiają się nawet spotkania z wyłączonym Game Breakerem (co diametralnie zmienia charakter rozgrywki). Mnogość opcji konfiguracyjnych zadowala na tyle, że nie nasuwa się na myśl kwestia niewykorzystanych możliwości.

Sam tryb kariery to bardzo ciekawa i wciągająca zabawa, podobna do tej z pierwszej części (nawet nazwa taka sama – Rule the Street). Zaczynamy w nim od stworzenia od podstaw swojego własnego zawodnika. Proces rzeźbienia modelu przywodzi na myśl choćby Fight Night Round 2, choć zakres możliwości zdaje się być mniejszy, a sylwetki jakby mniej plastyczne. Zawodzi także skromny wybór dość podobnych do siebie fryzur (gdzie są dredy, tej?). Lepiej jest już w momencie kreowania stylu naszego protagonisty, tzn. dobierania mu zestawu ciuszków i wszelakich szpanerskich ozdobników. Tu zadowoleni będą zarówno wielbiciele klasycznych dresików, jak i bardziej pokombinowanych zestawów – choć ponownie customizacja nie sięga aż tak daleko, jak można by sobie tego życzyć. Z braku laku najlepsze, co udało mi się skroić, to dziwak w żółtym kaszkiecie, fluorescencyjnej, zielonej wiatrówce i tweedowych krótkich spodenkach. Tak, że niby pod Andre 3000 z Outkastu, he.

Konfekcja mięska.

Podwórkowy heros, którego prowadzimy w grze, przechodzi przez kilka kolejnych szczebli kariery, wciąż pozostając jednak reprezentantem futbolowego undergroundu. Nawet rozgrywki na szczeblu międzynarodowym toczą się tu na obdartych klepankach, obudowanych ze wszystkich stron blokami. Na pewnym etapie tworzymy nawet swoją własną arenę, ale podobnie jak pozostałym kreatorom w grze, tak i temu bliżej do składania portretu pamięciowego z gotowych fragmentów twarzy, niż do artystycznego bazgrania na kartce.

Klimat ogólnej brazyliady i łobuzerstwa (nie ma sędziego, więc fauli nikt nie gwiżdże, he, he) wychodzi grze oczywiście na dobre, ale nie jest ona jeszcze na tym etapie aż tak uzależniająca, jak moglibyśmy oczekiwać. Gameplay jest nieco niezbilansowany, ale większość irytujących przeszkadzajek została już wymieniona w dołączonej do bety instrukcji, w dziale „known issues”. Być może uda się wstrzyknąć do rozgrywki nieco adrenaliny, bo mimo bycia cool brakuje jej nieco dynamizmu i iskry, a przede wszystkim wspomnianej na starcie nikotyny.

Różnice w stosunku do pierwszej części nie biją po oczach. System tricków został poddany zauważalnemu retuningowi, w wyniku którego zwiększono ilość kiwek, a zmniejszono automatyzację ich wykonywania, przez co mamy jakby większą kontrolę nad tym co się dzieje. AI wciąż nie jest zbyt rozgarnięte. Graficznie żadnej rewolucji nie obserwujemy, choć znani z rzeczywistości piłkarze nie budzą żadnych zastrzeżeń. Nie jest to żadne przełamywanie barier, ale gry na PS2 i tak przestały ładnieć już jakiś czas temu (kłam temu stwierdzeniu zadaje np. King Kong, ale mowa o pewnej średniej ważonej wszystkich współcześnie wydawanych tytułów).

Muzycznie – standardowo, jak na EA. Kilka gwiazd, trochę wypełniaczy, a przy tym w zasadzie nic, na co warto by rzucić uchem dla samej przyjemności słuchania. Przewodni motyw gry, autorstwa kultowego bądź co bądź duetu Coldcut z udziałem Roots Manuvy jakoś nie zachwyca, podobnie zresztą jak pozostała część reprezentacji „dobrej” muzyki (Roni Size, Pendulum, Flaming Lips). Zaskoczyła mnie nieco obecność kawałka Art Brut. Chyba tylko mnie. Nieistotne.

Własnoręcznie stworzone boisko o wdzięcznej nazwie Bojo.

Mimo wielkiego entuzjazmu, jaki gra budzi w ciągu pierwszych kilku godzin zabawy, z czasem staje się ona coraz bardziej bezbarwna i schematyczna. Na pewno część problemów zostanie w finalnej wersji doprowadzona do porządku, ale perełki pokroju SSX3 na pewno z tej małży nie wyciągniemy. Przewiduję więc okolice 70% dla tej gry. I w sumie chciałbym się pomylić, bo nie ma to jak bieganie po betonowym boisku za okrągłym kawałkiem tworzywa sztucznego z Tajwanu.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

NADZIEJE:

  • pomysł, którego nie przystoi krytykować;
  • Zbigniew Boniek w drużynie Legend;
  • cool.

OBAWY:

  • tak naprawdę nie poprawiono błędów poprzedniczki.
FIFA Street 2

FIFA Street 2