Czy do konsol nie ma żadnych dobrych dodatków?. Czy pady dla „pro” graczy mają sens?
Czy do konsol nie ma żadnych dobrych dodatków?
Wydawać by się mogło, że przed premierą PS5 i Xbox Scarlett, rynek powinien być zalany ciekawymi gadżetami do poprzedniej generacji konsol. Krótka analiza pokazuje jednak, że sensownych akcesoriów do PS4 i Xbox One wcale nie ma zbyt dużo.
Niedawna premiera i testy pada Thrustmaster eSwap Pro Controller zainspirowały mnie do sprawdzenia, czy konsole obecnej generacji mają do zaoferowania jeszcze jakieś inne sensowne akcesoria. Sam jestem gadżeciarzem, ale bardzo niewiele dodatków stworzonych z myślą o leciwej już PS4 stanowiło dla mnie „must have”. Czy to znaczy, że obecna generacja konsol jest tak świetnie przemyślana, że nic już więcej im nie potrzeba? Cóż, nie do końca… Ale trzeba przyznać, że PS2, PS3 czy starsze Xboksy też nie oferowały jakichś specjalnie „genialnych” dodatków.

Od razu dodam jeszcze na wstępie, że nie chodzi mi o akcesoria takie joystick do Ace Combat czy jakiś arcade stick dla maniaków Tekkena lub Mortala. Są to bowiem urządzenia dla bardzo wąskiej grupy odbiorców – dla większości graczy stanowią one egzotykę i to dość ekstremalną. Mówiąc o dodatkach do konsoli mam na myśli coś tak uniwersalnego jak podkładka pod komputerową mysz – niby można bez niej żyć, ale odpowiednio dobrana diametralnie zwiększa komfort pracy i zabawy dla każdego.
Po głębszym zastanowieniu (obyło się bez paru głębszych) doszedłem do wniosku, że jedynym naprawdę przydatnym gadżetem do PS4 jest w tej chwili… ładowarka do padów. Baterie w Dualshokach rozładowują się w zabójczym tempie, szczególnie jeśli jesteśmy fanami dłuższych posiedzeń. Zakup drugiego kontrolera był dla mnie i tak obowiązkowy, ze względu na regularne kanapowe sesje w Rocket League, jednak nie zmieniło to wiele w przypadku gry w trybie single: do żonglerki doszedł po prostu kolejny element (pad-kabel-pad-kabel i tak w koło).

Sytuację uratował dopiero gadżet ostateczny: ładowarka na dwa kontrolery do PS4. Najlepiej taka, do której podłączamy kontrolery przy pomocy portu EXT. W praktyce wygląda to tak, że po skończonej grze po prostu odkładam Dualshocka na „stację dokującą” i wiem, że kiedy po raz kolejny walnę się na kanapę, bateria będzie naładowana (o czym zresztą poinformuje mnie wskaźnik na obudowie dostępny w niektórych modelach).
Fajna sprawa, ale jest też alternatywa, o czym uświadomiła mnie zabawa z Thrustmaster eSwap Pro Controller. Ten pad po prostu działa na kablu i nie ma w ogóle baterii, na którą można narzekać. Oczywiście w rzeczywistości brak opcji pozbycia się przewodu jest bodaj największą bolączką kontrolera od francuskiej firmy...

