Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 27 września 2010, 18:07

autor: Marek Grochowski

Assassin's Creed: Brotherhood - Graliśmy w multiplayer!

Byliśmy we Francji, by zagrać w nową odsłonę Assassin's Creeda. W aspekcie multi Brotherhood prezentuje się znakomicie.

Od wskazanego na kompasie celu dzieli Cię jeszcze dwadzieścia metrów. Siedząca na ławce kurtyzana raczej nie spodziewa się, że zaraz padnie ofiarą egzekucji. Jesteś przecież doskonale zakamuflowany – w stroju szlachcica przemierzasz spokojnie zatłoczone targowisko, gdzie kręci się mnóstwo ludzi w karnawałowych maskach. W Sienie jest już późny wieczór, dzięki czemu jeszcze trudniej rozpoznać Cię w tłumie. Powoli zbliżasz się do ofiary. Nawet jeśli wstanie i zacznie uciekać, już Ci się nie wywinie. Jeszcze momencik i kolejna cyfra zapisze się w statystykach. Chwytasz za sztylet, bierzesz zamach i… padasz martwy na ziemię. Brawa dla gracza nr 5, który minął Cię przed dwiema sekundami i znowu bezszelestnie otruł.

W grze można zabić m.in. sztyletem, wachlarzem oraz pistoletem.

Multiplayer to najbardziej oczekiwany element nowego Assassin’s Creed, a zarazem powód, dla którego 80 osób codziennie przychodzi do pracy we francuskim studiu Ubisoftu, podczas gdy na drugim końcu świata blisko trzy razy więcej ludzi szlifuje rozgrywkę single player. Zespół z malowniczego miasteczka Annecy, mimo że mniej liczny od ekipy z Montrealu, pod względem wkładu w Brotherhooda ma się czym pochwalić. Wystarczyły niespełna dwie godziny, byśmy nabrali przeświadczenia, że w aspekcie wieloosobowym gra o skrytobójcach będzie megagrywalna.

W podstawowych założeniach asasynowe multi nie odbiega zbytnio od zasad, jakimi rządzi się singiel – naszym zadaniem jest wtapianie się w tłum, ciche eliminowanie zakontraktowanych celów, a po wszystkim – ponowne zniknięcie wśród przechodniów albo szybka ucieczka przed pościgiem. Różnica polega na tym, że wszystko robimy w interakcji z żywymi przeciwnikami, a ci są znacznie przebieglejsi niż postacie sterowane przez konsolę.

W trybie sieciowym przetestowaliśmy dwa warianty. Pierwszy, zwany Wanted, wiąże się z działaniem na własną rękę: każdy z graczy (maksymalnie ośmiu) otrzymuje zlecenie na zabicie innego uczestnika. Mecz trwa dziesięć minut, a wygrywa ten, kto zgromadzi najwięcej punktów. Druga opcja – Alliance – różni się tym, że potyczka dzieli się na dwie 4-minutowe rundy, a do pomocy mamy partnera, w towarzystwie którego staramy się wyeliminować pozostałe dwuosobowe składy.

Przed uruchomieniem trybu Wanted gracze wybierają spośród dziesięciu podstawowych postaci, w tym kilku kobiecych. Autorzy zapowiadają, że kolejne cztery – jak kowal czy złodziej – będzie można odblokować, awansując na wyższe poziomy doświadczenia, inne – np. oficer i harlequin – dołożone zostaną jako bonus do pre-orderów. Natomiast w przyszłości nowych bohaterów otrzymamy w formie DLC, rozprowadzanego za pośrednictwem serwisu Uplay i sprzedawanego za punkty zarabiane w grach Ubisoftu (np. za niewykorzystaną pulę z ostatniego Splinter Cella).

Druga rzecz po wyborze postaci to przyporządkowanie jej dwóch umiejętności oraz perków. Zdolności (np. sprint albo rzucanie nożami) można stosować w ograniczonym zakresie, perki zaś (jak szybkie wspinanie się po ścianach) działają permanentnie. Wszystkie talenty da się w toku gry ulepszać – przykładowo: jeśli tuż po uruchomieniu boosta do szybkości normalnie trzeba odczekać karną minutę, upgrade pozwoli skrócić ten czas do trzydziestu sekund.

Ostatnim krokiem przed właściwą rozgrywką jest wybór mapy. W tej kwestii autorzy stawiają na włoskie krajobrazy, w związku z czym możemy udać się m.in. do Rzymu, Sieny czy Wenecji, zaliczyć wyprawę do Monteriggioni i San Donato, odwiedzić rodzinną miejscowość Ezio albo zapuścić się w rejony papieskiej posiadłości w Castel Gandolfo. Nie trzeba przy tym wspominać, że levele różnią się rozmiarami oraz architekturą, co wymaga stosowania odmiennej taktyki.

Po załadowaniu poziomu otrzymujemy zlecenie na zabicie innego gracza. Z początku nie wiemy nawet, jak nasz cel wygląda – możemy się tego jedynie domyślać, podążając w kierunku wskazywanym przez kompas i obserwując, czy ktoś w okolicy nie zachowuje się przypadkiem nienaturalnie (np. biega jak opętany, potrąca kupców, skacze po straganach). Kiedy znajdujemy się w pobliżu ofiary, kompas zaczyna pulsować, co znaczy, że cel jest w zasięgu wzroku. Wtedy musimy zabić wybraną postać, mając nadzieję, że to właśnie żywy gracz, a nie niewinny NPC. Najprościej dokonać morderstwa sztyletem, ale biada nam, jeśli zamiast przeciwnika trafimy cywila. Nie dość, że ujawnimy wtedy swoją obecność i zostaniemy rozpoznani przez innych (również tych, którzy polują na nas), to aktualne zlecenie ulegnie zamknięciu i przez kilkanaście sekund będziemy musieli czekać na kolejny kontrakt.

Wroga można oflankować, a następnie brutalnie poderżnąć mu gardło.

Znacznie sprytniejszą formą ataku jest działanie incognito i podparcie się którąś z dostępnych umiejętności. Można np. włączyć templar vision, czyli tryb wizji, w którym ofiary i ścigający nas oponenci zostają podświetleni (odpowiednio na niebiesko i pomarańczowo), a następnie przejść obok przeciwnika i – nie zwalniając kroku – podrzucić mu truciznę. Po kilku sekundach wróg padnie na ziemię, a my – jak gdyby nigdy nic – oddalimy się w poszukiwaniu następnego celu. Za przebiegle zrealizowaną akcję otrzymamy znacznie więcej punktów niż gdybyśmy podbiegli do delikwenta z nożem i dźgnęli go na oczach wszystkich. Z drugiej strony, idąc powoli narażamy się, że zostaniemy w końcu dopadnięci przez pozostałych graczy i stracimy nieco czasu potrzebnego na respawn.

Rozsądnym (i świetnie punktowanym) rozwiązaniem wydaje się w tej sytuacji skoczenie na wroga z dachu, choć nigdy nie mamy pewności, czy ktoś nas wcześniej z niego nie zepchnie. Jeszcze inna taktyka to zrezygnowanie z kamuflażu w tłumie i otwarte bieganie po planszy ze sztyletem w dłoni. Szybciej zaliczamy wtedy kolejne kontrakty, ale za zabójstwa otrzymujemy mniej punktów, ponadto ryzykujemy, że ofiara zacznie uciekać albo w chwili ataku zablokuje cios, przez co nasze zlecenie zakończy się niepowodzeniem.

Rozwiązań taktycznych jest mnóstwo, a fakt, że bez odpalenia umiejętności nigdy nie jesteśmy pewni, czy mijająca nas postać nie jest przypadkiem asasynem, dodaje potyczkom specyficznego smaczku. Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie i nim skończymy cieszyć się efektownym zabójstwem, sami leżymy już spacyfikowani. Przypomina to mieszankę zabawy w berka i chowanego, gdzie każdy może zostać złapany przez każdego. Gra się świetnie i nim się obejrzymy, kolejny mecz dobiega końca.

Pozytywną rzeczą jest to, że Brotherhood daje tyle samo możliwości w kwestii ataku, co obrony. Jeśli nasz kompas świeci na czerwono, oznacza to, że w pobliżu są łowcy, którzy mają na nas zlecenie. Możemy wówczas czmychnąć za róg i schować się w stogu siana, udawać, że „my to nie my” i mieć nadzieję, że zabity zostanie cywil, spróbować ucieczki (najlepiej z włączonym perkiem, który obniża czas potrzebny do ukrycia się) albo skorzystać z umiejętności defensywnych. Tutaj kłania się opcja chwilowej zamiany modelu postaci na inny albo… błyskawiczne klonowanie bohatera. Gdy dookoła pojawia się nagle dziesięć takich samych osób i wszystkie udają przechodniów, nie sposób odszukać od razu tę właściwą. Jeśli jednak i taka sztuczka nie pomaga, bo z uporem maniaka ściga nas dwóch albo trzech wrogów, w obliczu nadchodzącej śmierci możemy uruchomić zdolność mute, czyli zamrożenie oponentów na parę cennych sekund.

Kurtyzana i mnich to jedne z najciekawszych postaci.

Umiejętności i perki są napędem multiplayera, jednak ich przydatność doceniamy najbardziej w trybie Alliance, gdyż właśnie tam jeden gracz może pomóc dopalaczami nie tylko sobie, ale także kompanowi. Tryb współpracy ma też drugą, bardziej pragmatyczną zaletę: o ile w Wanted jesteśmy nagradzani za zabijanie, ucieczki albo ogłuszanie agresorów (ewentualnie za kombinacje wyżej wymienionych w krótkim czasie), o tyle w opcji Alliance możemy dołożyć do tego także zagrania w co-opie. Z racji tego, że gramy w dwuosobowych zespołach i od początku wiemy, która drużyna ściga nas, a na którą sami polujemy, łatwo dzielimy się obowiązkami. Możemy zrobić tak, że jeden gracz obserwuje miejsce akcji z góry i pomaga drugiemu w misji, oznaczając przeciwników tagami, albo dogadać się, że każdy zdejmie inny cel, ewentualnie uzgodnić zajście ofiary z dwóch stron, nie dając jej szans na wyjście z opresji.

Zabawa w Alliance jest jeszcze lepsza niż w Wanted, bo dzięki naszemu współdziałaniu jeden po drugim uruchamiają się modyfikatory bonusów (tzw. streaks) i do statystyk wpadają potężne ilości punktów za multikille (zabójstwa w odstępie poniżej 10 sekund). Gdy uciekamy przed dwoma wrogami, częściej korzystamy też z wind (a raczej z tobołków zawieszonych na linach), co czyni akcję bardziej dynamiczną. Atmosferę polowania przerywa dopiero dźwięk oznajmiający koniec rundy.

Widząc potencjał, jaki drzemie w multiplayerze, Ubisoft opracował już koncepcję jego rozwoju. Poza umawianiem się na przyjacielskie mecze, gracze będą mogli brać udział w meczach rankingowych, odblokowywać achievementy (łącznie 10) i wyzwania (75 – niektóre z dość osobliwymi nazwami, jak np. „eutanazja”), a wraz z postępami w rozgrywce awansować na kolejne poziomy doświadczenia (maksymalnie do 50 levelu). Śrubowanie statystyk pozwoli rozwijać zdolności bohaterów i zdobywać dla nich nowe stroje. Jeśli zaś cała społeczność Xbox Live wykona wspólnie założone cele – np. przekroczy licznik 10 mln zabójstw, autorzy udostępnią w nagrodę specjalne bonusy: nocne warianty map, postacie i dodatkowe tryby.

Z sieciowym Brotherhoodem spędziliśmy zaledwie jedno przedpołudnie, ale to wystarczyło, by upewnić się, że na nowe Assassin’s Creed warto czekać ze zdwojonym zainteresowaniem. Nie wiemy jeszcze, jak wygląda sprawa z singlem, ale w przypadku multi produkcja Ubisoftu to jedna z najbardziej grywalnych pozycji tego roku. Jeśli więc tylko uda Wam się namówić do zabawy kilku znajomych, strawicie na renesansowych potyczkach dziesiątki, a pewnie i setki godzin.

Marek „Vercetti” Grochowski

Assassin's Creed: Brotherhood

Assassin's Creed: Brotherhood