Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 29 listopada 2024, 17:15

autor: Anna Garas

Wiedźmin nieopierzony. Recenzja książki Rozdroże kruków Andrzeja Sapkowskiego

Wiedźmin powrócił - a że w Rozdrożu kruków nawet niewykorzystujący pełni swojej mocy Sapkowski wciąż oferuje świat i postacie o kilka długości lepsze od tego, co wyprawiają scenarzyści Netflixa, to miłośnicy Geralta z Rivii powinni być zadowoleni.

Źródło fot. Tomasz Piorunowski, SuperNOWA.
i

Z wiedźmińskiej sagi nie dowiadujemy się za wiele o początkach kariery Geralta; pisarz zadowala się krótką wzmianką w opowiadaniu Głos rozsądku, że pierwszym potworem spotkanym przez wiedźmina na szlaku był człowiek – dezerter, którego Geralt za próbę zgwałcenia dziewczyny zarąbał, za co nie otrzymał żadnej nagrody i nie spotkał się z wdzięcznością. Kilka chwil później rozpoczyna się akcja Rozdroża kruków. Z brawurowo opisanej sceny, w której co stronę następuje zwrot akcji, dowiadujemy się, że Geralt nie tylko nic swoją bohaterską interwencją nie zyskał, ale wręcz znalazł się niebezpiecznie blisko zakończenia i kariery, i życia. W świecie wiedźmina – zupełnie inaczej niż w grach wideo – zabijanie ludzi jest jednak karane śmiercią, zwłaszcza gdy nie ma się możnych protektorów.

Na szczęście młody wiedźmin błyskawicznie takiego zdobywa, gdy z rąk wymiaru sprawiedliwości ratuje go osobnik tak znajomy, iż w pierwszej chwili pomyślałam, że to Geralt z przyszłości. I poniekąd trafnie, bo jest to bohater, od którego Geralt wiele się nauczył.

Tekst nie zawiera poważnych spoilerów, jednak nie mogłam uniknąć wspomnienia o końcówce powieści. Choć nie wchodzę w szczegóły, zachęcam osoby śmiertelnie uczulone na spoilery do przeskoczenia od razu do umieszczonej pod tekstem ramki z opinią Macieja Pawlikowskiego.

Poznajemy zatem drugiego obok Vesemira mentora naszego łowcy potworów. Preston Holt – imię celowo nieklimatyczne i niewiedźmińskie – jest postacią kojarzącą się bardziej z trylogią husycką niż z sagą o wiedźminie, a jego wprowadzenie przez mniej zręcznego pisarza mogłoby być zabiegiem mocno nietrafionym. Nie dość, że występuje tu Geralt młody, nieporadny, niemądry i nieopierzony, to jeszcze zupełnie nowy bohater na każdym kroku go naucza, poucza i sprowadza do parteru; odbiorcy mający w pamięci raczej obraz hiperkompetentnego protagonisty z gier, mogliby poczuć potrzebę wymyślenia hashtagu #not_my_geralt. Na szczęście Sapkowski pozwala Geraltowi dość szybko się usamodzielnić, zaś sam Holt pozostaje raczej postacią, do której czasami wraca – i która w tle, po cichu, napędza główny wątek powieści. Preston Holt ma bowiem Sekret.

Holt ma sekret i zadawniony konflikt z Vesemirem; Holt wie coś o ataku wściekłego motłochu na Kaer Morhen, który niemal unicestwił wiedźmiński Cech Wilka i który w okresie, kiedy dzieje się akcja powieści, wciąż jest sprawą stosunkowo świeżą. Intryga związana z tymi wydarzeniami wynosi Rozdroże kruków poziom wyżej niż Sezon burz, który – choć objętościowo większy – ewidentnie był ledwie zbiorem notatek, scenek i koncepcji spiętych trytytkami, by przypominały spójny tekst.

Sapkowski niepodrabialny

Rozdroże kruków nie jest książką długą, niecałe trzysta stron można spokojnie przeczytać w jeden dłuższy wieczór, jako i ja uczyniłam. To trochę wada – nie każcie mi przeliczać ceny na „długość zabawy”, przerabiamy to nieustannie przy grach wideo – bo zwyczajnie chciałoby się więcej i nie mam wątpliwości, że był tam potencjał na więcej. Szkoda, gdyż Sapkowskiego wciąż błyskawicznie i przyjemnie się czyta, jego posługiwanie się językiem nadal potrafi zachwycić, jego fraza i wyczucie melodii są niepodrabialne. Postacie charakteryzuje głównie to, jak się wypowiadają – i co ciekawe, najbardziej jest to wyczuwalne i intrygujące w przypadku samego Geralta. Bo to nie jest jeszcze Geralt z Rivii (choć dowiadujemy się po drodze, czemu i skąd mu się ta Rivia wzięła); wiedźmin powieściowy został już zahartowany w werbalnych bojach z Yennefer i innymi czarodziejkami, które używały erudycji jak ostrza. Ten młody Geralt trudnych słów jeszcze nie zna, długich zdań nie składa, werbalnych potyczek, przynajmniej na początku, nie wygrywa. Wyznam, że przed lekturą miałam obawy, jak dość wiekowy już pisarz podejdzie do kreowania postaci małolata – i niestety, nie obyło się bez zgrzytów, bo nieliczne przypadki wkładania Geraltowi w usta słów „młodzieżowych” wywołują dysonans i cierpnięcie zębów. Nie słyszymy tu wprawdzie, że ktoś jest „skibidi sigma”, ale nawet „obczaić” brzmi fałszywie i niezręcznie w przypadku autora tak doświadczonego. Na szczęście Sapkowski szybko z tego pomysłu rezygnuje i w dalszej części możemy z przyjemnością obserwować, jak Geralt powoli nabiera językowej wprawy.

Pomijając to potknięcie, Rozdroże kruków czyta się znakomicie tak w momentach wartkiej akcji, jak i w chwilach, gdy możemy po prostu chłonąć klimat. Choć nie brakuje tu oczywiście polityki i spisków, kolejne przygody z życia młodego Geralta są jednak bliższe temu, co pamiętam z opowiadań, dotyczą więc głównie prostego wiedźmińskiego fachu i polowań na potwory. Niestety, nie są to już epizody tak tematycznie spójne jak w Ostatnim życzeniu i Mieczu przeznaczenia, nie ma tu za wiele śladu po błyskotliwie zreinterpretowanych baśniach i mitach (jest za to Szekspir!). Wciąż są jednak zgrabnie skonstruowane i trzymają w napięciu. Procentują tu godziny spędzone na researchu i szlifowana latami elokwencja, bo tam, gdzie inny autor zadowoliłby się stwierdzeniem, że rzecz dzieje się w opuszczonej kopalni, Sapkowski nie dość, że ustami swojej postaci nakreśla, jak górnictwo wpływa na stosunki społeczne i politykę w regionie, to jeszcze pozwala nam wyobrazić sobie, jak ta konkretna kopalnia jest zbudowana i dlaczego. Oczywiście jest w tym pewna doza efekciarstwa – czytelnicy pamiętający, jak rozmiłowany był autor w „fintach”, „tercjach” i „sinistrach”, mogą przewrócić oczami na wieść, że Sapkowski zdobył dostęp do włoskich podręczników do szermierki i nie waha się wykorzystać nabytej tak wiedzy, a w korowodzie „molinetto”, „mandritto” i „tramazzone” niektóre sceny walk są już dla zwykłego czytelnika absolutnie, nomen omen, nieczytelne – ale cóż z tego. Autor wciąż konsekwentnie używa języka jako narzędzia do tworzenia postaci i Geralt, bądź co bądź, profesjonalista profesjonalne terminy zna.

Tomasz Piorunowski, SuperNOWA.

Znak czasu

Trochę widać w konstrukcji świata znak czasu, bo gdy w latach dziewięćdziesiątych Sapkowski pisał o początkach kariery zawodowej Geralta, kreślił wizję romantycznej, samotnej wędrówki na szlaku – tu zaś Geralt niemalże zakłada jednoosobową działalność gospodarczą, zawierając umowę z agentem i rozliczając się ryczałtem z poniesionych wydatków. Inne rzeczy z kolei nie zmieniły się od lat dziewięćdziesiątych ani trochę, bo motyw traktowania prawa do aborcji jako elementu rozgrywek politycznych jak był aktualny wtedy, tak jest i teraz. Doceniam, że Sapkowski wykorzystał to spojrzenie w przeszłość Geralta, by przedstawić pewne późniejsze wydarzenia w innym świetle – wątek strzygi świetnie kontrastuje z tym, co pamiętamy z opowiadania Wiedźmin, a poznanie genezy imienia Płotki (czy nawet Płotek) wywołuje uśmiech na twarzy.

Doceniam jeszcze bardziej, że Rozdroże kruków bierze się za tematy, które ostatnio próbował zagospodarować Netflix w spin-offach serialowego Wiedźmina, i robi to z energią starego majstra, który kręci głową ze słowami „panie, kto to panu tak spartolił?”. Pamiętacie, jak w Koszmarze wilka wiedźmini z Kaer Morhen byli źli, bo manipulowali świętym prawem popytu i podaży, zatem dotknęła ich każąca ręka wolnego rynku? Pamiętacie, jak zarówno w upadek wiedźminów, jak i samo ich powstanie w Rodowodzie krwi były zaangażowane elfy, Starsza Krew i monolity, bo przecież za wszelką cenę trzeba było stworzyć rozszerzone uniwersum wiedźmina? „No więc nie” – zdaje się mówić Sapkowski – „zupełnie nie, ja Wam powiem, jak to było”. I chwała mu za to, bo jeszcze łatwiej mi teraz oba spin-offy usunąć z pamięci.

Zastanawia mnie z kolei, jak do faktów nakreślonych w Rozdrożu kruków odniesie się CDP RED w kolejnym Wiedźminie (który, jak wiemy, wkroczył już w najbardziej intensywną fazę produkcji). Czy grywalnym bohaterem będzie młody Geralt? Pewnie nie, ale już taki Preston byłby niezłym kandydatem. Miłym ukłonem pisarza w stronę pracy wykonanej przez scenarzystów gier jest posiadanie przez Holta medalionu wiedźmińskiego Cechu Żmii, który przecież pojawił się dopiero w Wiedźminie 2, na szyi Letho z Gulety.

A rozbudują to w DLC?

Niestety – wiadomo, że będzie jakieś „niestety”! – Rozdroże kruków cierpi na tę samą przypadłość, na którą cierpiała wiedźmińska saga i trylogia husycka – pod koniec zaczynają się dziać rzeczy dziwne. Około dwusetnej strony Sapkowski wyciąga, niczym królika z kapelusza, głównego złoczyńcę i jego pomagierów, którzy co prawda łączą się z otwartymi wcześniej wątkami, ale którzy jednak wprowadzeni zostają tak późno i zarysowani tak szczątkowo, że aż oczami wyobraźni widzi się tę scenę, kiedy to redaktor dzwoni z uprzejmym przypomnieniem, że „Panie Andrzeju, ale rękopis to miał być pół roku temu”. No i niestety te ostatnie kilkadziesiąt stron sprawia wrażenie bardziej draftu niż finalnej wersji, bo wydarzenia pędzą w nich na łeb na szyję, a kolejne zwroty akcji następują po sobie tak szybko, że nie mają szans wybrzmieć. Oczywiście akcja wciąż kończy się efektowną klamrą, którą z łatwością rozpoznają czytelnicy znający wiedźmińskie opowiadania, bo nawet spieszący się Sapkowski lubi takie zabawy formą, tym niemniej – szkoda.

Szkoda więc – a czy warto? No pewnie, bo nawet niewykorzystujący pełni swojej mocy Sapkowski wciąż oferuje świat i postacie o kilka długości lepsze od tego, co wyprawiają scenarzyści Netflixa, jeśli więc ma się – jak ja – sentyment do tego świata, to nie ma się co za bardzo zastanawiać. Jednocześnie nie sposób jednak nie zauważyć tego, że to mogło być jeszcze lepsze, tak pod względem jakości tekstu, jak i samego wydania. Trzymając Rozdroże kruków w rękach, nie mam wrażenia, że to najnowsza książka giganta polskiego fantasy, którego nazwisko otwiera tysiące portfeli. Ot, cienka, giętka oprawa z delikatnym tłoczeniem i papier kojarzący się raczej z tanimi edycjami przeznaczonymi do czytania w pociągu czy na lotnisku – co budzi żal, gdy przypomnę sobie, jak bywają wydawane nawet cięte z metra powieści „young adult”. Być może gdzieś tam w planie wydawniczym SuperNowej jest jakieś wydanie kolekcjonerskie; oby, bo byłabym w stanie dopłacić za okładkę, która mi się nie rozpadnie po trzecim czytaniu.

Bo zamierzam przeczytać Rozdroże kruków po raz drugi i trzeci, już na spokojnie. Pewnie wyłapię jeszcze jakieś nawiązania i smaczki, od wplecenia których Sapkowski nie umie się powstrzymać. A przede wszystkim będę znowu w świecie wiedźmina – czyli, jak większość fanów polskiej fantastyki, wrócę do domu.

Rozdroże kruków, Andrzej Sapkowski, wyd. SuperNOWA, Warszawa 2024.

Druga opinia – Maciej Pawlikowski

Przez 11 lat Andrzej Sapkowski patrzył na nas głodnych, przerażonych. I po 11 latach od Sezonu burz, powrócił z Rozdrożem kruków, kolejną książką o przygodach Geralta.

Geralta innego, bo to jeszcze nie jest Geralt z Rivii. Nasz wiedźmin to zaledwie młokos, szczawik i gołowąs, a niekiedy wręcz gówniarz. Wyrusza po raz pierwszy na szlak, aby zabijać potwory – i ludzi, choć różnice między nimi widać tylko na pierwszy rzut oka.

Inny ten nasz Geralt – i nie tylko o wiek tu chodzi. Jeszcze nieskuty łańcuchami przeznaczenia, nieumotywowany ojcowskim uczuciem, nikt nie zdążył mu żadnych dzieci naobiecywać. Mniej elokwentny („no weź”, „obczaj”), za to zdecydowanie bardziej naiwny zderza się brutalnością świata poza murami Kaer Morhen. I jak to zwykle bywa, szybko wpada w sam środek draki. Jeszcze wielka polityka nie zdążyła się o niego upomnieć, ale nie znaczy to, że ta mniejsza, lokalna, nie wyciąga po niego swoich rąk – polityka bowiem ma to już w zwyczaju, że o wszelkiej maści odmieńców, mutantów i wiedźminów upominać się lubi. I Geralt zwyczajnie szybko będzie musiał dorosnąć. A przy okazji objaśni nam kilka wydarzeń, które we wcześniejszych opowiadaniach i sadze były zaledwie wspomniane.

Bałem się, że Sapkowski nie zdoła powtórzyć tego, co zrobił z moją głową 25 lat temu, gdy czytałem opowiadania i sagę po raz pierwszy. A jednak, na wielką Melitele, w końcu wsiąkłem jak to dziecko, które dawno temu czerwieniło się przy lekturze rozsypującego się egzemplarza Miecza przeznaczenia wypożyczonego z miejskiej biblioteki. Rozdroże kruków oceniam jako powieść (bo jest to właśnie powieść, nie opowiadanie) znacznie lepszą niż Sezon burz. Ale... pragnienie powrotu do tamtych chwil, odczuć tamtego dziecka jest we mnie zdecydowanie większe.

Bo skończyłem książkę w dwa wieczory (to zaledwie niecałe 300 stron) i miałem wrażenie, że zjadłem dobry appetizer, więc teraz czekam na pyszne danie główne – na tłustą, wielką powieść, która raz jeszcze przeniesie mnie do tamtego wieczoru sprzed 25 lat i tamtej nocnej lampki. Ale tego spodziewać się raczej za szybko (jeśli w ogóle) nie możemy. No cóż. Mamy, co mamy. Sapkowski niezłym Rozdrożem kruków rozbudził mój potężny głód, ale muszę obejść się smakiem. Kto wie, może to ostatnie, co przeczytaliśmy o Geralcie. Bo wiecie, jak jest: „Va’esse deireádh aep eigean, va’esse eigh faidh’ar”. Coś się kończy, coś się zaczyna. I trzeba z tym jakoś dalej żyć.

Anna Garas

Anna Garas

Ukończyła Kulturoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim, a potem przeniosła się do Krakowa, gdzie na dokładkę skończyła Projektowanie i Badanie Gier Video na Uniwersytecie Jagiellońskim. W GRYOnline.pl szefowała Encyklopedii Gier i filmowej bazie danych Filmomaniaka, od czasu do czasu wspierając newsroomy przy korekcie; obecnie szefowa działu Publicystyki. Po pracy pielęgnuje stale rosnący gąszcz domowych roślin i jednego kota imieniem Zocha. Lubi gry dziwaczne, nietypowe i ponure, choć nie pogardzi cosy gierkami o uroczych zwierzątkach.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Co z twórczości Andrzeja Sapkowskiego oceniasz najwyżej?

Dwa pierwsze zbiory opowiadań o wiedźminie.
50,9%
Pięcioksiąg wiedźmiński.
30,9%
Trylogię husycką.
15,6%
Pozostałe opowieści wiedźmińskie.
0,8%
Żmiję.
0,5%
Opowiadania niewiedźmińskie.
0,5%
Opracowania i eseje.
0,8%
Zobacz inne ankiety