Obecnie jesteśmy świadkami nowego wyścigu kosmicznego, prowadzonego głównie przez USA i Chiny. Europa jest w tej rywalizacji daleko w tyle, a jej możliwości są bardzo ograniczone względem konkurencji.
Europa w ostatnich latach stara się nadgonić tematy związane z podbojem kosmosu i istnieją europejskie programy kosmiczne, ale ich skala nie stanowi nawet ułamka tego, co prezentują przodujące na tym polu Stany Zjednoczone czy aspirujące do miana lidera w tym temacie Chiny. Statystyka jest brutalna i wybitnie niekorzystna dla „Starego Kontynentu” – w 2025 roku Stany Zjednoczone odpowiadały za prawie 60% wszystkich startów rakiet kosmicznych (głównie dzięki działalności SpaceX), a Chiny za około 27%. W Europie wskaźnik ten jest znacznie poniżej 5%.
Pomimo dominacji Stanów Zjednoczonych w liczbie wystrzelonych rakiet, Chiny nie odpuszczają i aktywnie rozwijają swój sektor kosmiczny. W 2025 roku jednym z największych osiągnięć Państwa Środka było pomyślne wystrzelenie aż trzech rakiet w ciągu zaledwie 18 godzin. Stanowi to ogromny wyczyn, zważywszy na to, jak wiele energii, środków oraz personelu trzeba zaangażować w takie przedsięwzięcie. Łącznie Chiny wystrzeliły ponad 80 rakiet typu „Long March” (Długi Marsz, co jest nawiązaniem do ważnego wydarzenia w historii współczesnych Chin).
Potencjał chińskiego przemysłu kosmicznego jest doprawdy imponujący – obecnie główny rywal USA posiada odpowiednie zaplecze wyszkolonych ludzi, materiały niezbędne do budowy kolejnych pojazdów oraz możliwość równoległego przeprowadzania startów rakiet z różnych lokalizacji. Nic dziwnego więc, że Stany aktywnie budują swoje relacje partnerskie z firmami prywatnymi, takimi jak SpaceX, dzięki czemu nastąpił tak spory przeskok technologiczny w temacie kosmicznym.
W ostatnich latach Europa powróciła do tematu kosmosu, ale odbywa się to małymi krokami. Lata 2023–2024 zapisały się jako „europejski kryzys rakietowy”, podczas którego UE czasowo utraciła niezależny dostęp do kosmosu. Był to efekt fatalnego splotu zdarzeń: wycofania starej Ariane 5 przy jednoczesnych opóźnieniach nowej Ariane 6, uziemieniu lżejszej Vegi-C oraz utracie rosyjskich rakiet Sojuz. W rezultacie Bruksela była zmuszona wynosić swoje kluczowe satelity, w tym te z systemu Galileo, za pomocą rakiet konkurenta – amerykańskiego SpaceX. Sytuacja ustabilizowała się dopiero w 2025 roku, gdy europejskie porty kosmiczne wznowiły regularne starty własnych maszyn.
Głównymi graczami pozostają ESA (Europejska Agencja Kosmiczna, czyli organ badawczo-rozwojowy) oraz EUSPA (Agencja UE ds. Programu Kosmicznego – zarządzająca eksploatacją systemów takich jak Galileo). Jednym z kluczowych elementów rozwoju jest „odzyskanie autonomii” poprzez inwestycje we własne rakiety (takie jak Ariane 6) oraz obiekty związane z eksploracją kosmosu. Niestety mocnym hamulcem w dalszym rozwoju pozostaje długa ścieżka decyzyjna (wymagana jest jednogłośna zgoda wielu państw na pewne działania) oraz o wiele skromniejszy budżet rozwojowy w porównaniu do USA czy Chin. A to przekłada się na to, że przygotowania do pojedynczej misji kosmicznej potrafią trwać nawet rok. Przy tempie prac oraz decyzyjności mocarstw, europejska gotowość kosmiczna wypada bardzo blado.
Dynamiczny rozwój branży kosmicznej jest możliwy przede wszystkim dlatego, że prywatne podmioty, wcześniej niemające dostępu do kosmosu, teraz stały się jego kluczowym fundamentem. Już teraz sam Elon Musk i jego Starlinki stanowią większość sztucznych satelitów na orbicie, a ekscentryczny miliarder od lat snuje wizję kolonizacji kosmosu. Zmiana podejścia do sektora kosmicznego jest także widoczna w polityce NASA oraz innych organizacji tego typu, które między innymi decydują się na zastąpienie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) prywatnymi inicjatywami.
Rodzi to jednak solidne powody do obaw – w pogoni za zyskiem może dojść do licznych problemów, a nawet tragedii, co w historii ludzkości nie byłoby niczym nowym. Jednym z problemów jest ciągle rosnąca liczba kosmicznych śmieci, które w najgorszym scenariuszu mogą zablokować nam dostęp do przestrzeni kosmicznej.
Dlatego naukowcy apelują o odpowiednie regulacje w tym temacie oraz sposoby, aby kontrolować poczynania korporacji. Wizja dominacji prywatnego sektora w tak kluczowym z perspektywy przyszłości obszarze, jakim jest przestrzeń kosmiczna, mogłaby sprowadzić na ludzkość wiele problemów.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu.
Ustaw GRYOnline.pl jako preferowane źródło wiadomości w Google
Więcej:Jedna z największych zagadek fizyki: czy jesteśmy bliscy odkrycia tajemnicy ciemnej materii?
3

Autor: Mateusz Zelek
Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. W tematyce gier i elektroniki siedzi, odkąd nauczył się czytać. Ogrywa większość gatunków, ale najbardziej docenia strategie ekonomiczne. Spędził także setki godzin w wielu cRPG-ach od Gothica po Skyrima. Nie przekonał się do japońskich jrpg-ów. W recenzowaniu sprzętów kształci się od studiów, ale jego głównym zainteresowaniem są peryferia komputerowe oraz gogle VR. Swoje szlify dziennikarskie nabywał w Ostatniej Tawernie, gdzie odpowiadał za sekcję technologiczną. Współtworzył także takie portale jak Popbookownik, Gra Pod Pada czy ISBtech, gdzie zajmował się relacjami z wydarzeń technologicznych. W końcu trafił do Webedia Poland, gdzie zasilił szeregi redakcji Futurebeat.pl. Prywatnie wielki fanatyk dinozaurów, o których może debatować godzinami. Poważnie, zagadanie Mateusza o tematy mezozoiczne powoduje, że dyskusja będzie się dłużyć niczym 65 mln lat.