Antonio Banderas wspomina, co twórca Indiany Jonesa powiedział mu na planie jednej z ostatnich, jego zdaniem, superprodukcji nieużywających CGI.
W 1998 roku Antonio Banderas zagrał główną rolę w Masce Zorro – filmie, który okazał się prawdziwym hitem, zarabiając na świecie 250 mln dolarów. O produkcji głośno było nie tylko ze względu na udział wspomnianego gwiazdora, ale również z uwagi na świetną obsadę. W widowisku podziwiać mogliśmy m.in. Catherine Zeta-Jones czy Anthony’ego Hopkinsa. Jak się okazuje, plan dzieła odwiedził także sam Steven Spielberg, będący producentem wykonawczym. Słów reżysera aktor nigdy nie zapomniał.
Rozmowę z kultowym filmowcem Banderas wspomniał przy okazji niedawnego wywiadu dla Yahoo! Entertainment, zorganizowanego z okazji dwudziestopięciolecia filmu. Jak gwiazdor wyjawił, podczas spotkania Spielberg uświadomił mu, że wkrótce kino bardzo się zmieni. Zapowiedział, że Maska Zorro może być jedną z ostatnich superprodukcji niewykorzystujących CGI.
Kiedy kręciliśmy, Spielberg powiedział mi: „To najprawdopodobniej ostatni western nakręcony w sposób, w jaki kręcono westerny w dawnych czasach, z prawdziwymi scenami, z prawdziwymi końmi. Ostatni, gdzie wszystko jest prawdziwe, prawdziwa walka na miecze, żadnego CGI”.
Powiedział też: „Wszystko się zmieni, i to zmieni się szybko. Dlatego właśnie powinieneś być dumny z tego filmu” – wspomniał Banderas.
Słowom reżysera nie można odmówić prawdziwości, a efekty komputerowe rzeczywiście odgrywają niebagatelną rolę w kinowych hitach czy superprodukcjach Marvela. Wiąż jednak są filmowcy, starający się kręcić niektóre swe dzieła „po staremu”. W tym miejscu należy przypomnieć o Christopherze Nolanie, który zapewniał, że w jego najnowszym dziele – Oppenheimerze – nie znalazło się ani jedno ujęcie wykorzystujące CGI.
Film:Maska Zorro(The Mask of Zorro)
premiera: 1998akcjaprzygodowy
3

Autor: Pamela Jakiel
Redaktorka działu filmowego Gry-Online od kwietnia 2023 roku. Absolwentka filmoznawstwa i MISH Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miłośniczka dzieł Romana Polańskiego, Terrence’a Malicka i Alfreda Hitchcocka. Woli gnozę od grozy, dramaty od komedii, Junga od Freuda. Tęskni za elegancją kina klasycznego i wciąż wraca do Bulwaru Zachodzącego Słońca. W muzeach tropi obrazy symbolistów, a świat przemierza gravelem. Uwielbia jamniki.