Chociaż Arc Raiders to strzelanka PvPvE, to w rozgrywce solowej łatwiej spotkać przyjaznego gracza, niż kogoś, kto sprzeda ci kulkę za nic. Wkrótce okaże się, czy to nowy trend, czy może kwestia chwili.
O Arc Raiders było głośno na długo przed wyczekiwaną premierą, kiedy okazało się, że inne topowe strzelanki zrobiły Embarkowi nie lada przysługę, przypadkowo promując ich nadchodzący tytuł. Teraz, gdy gra jest dostępna za całkiem przyzwoite pieniądze, a w branży mówi się o komercyjnym sukcesie extraction shootera, warto również zwrócić uwagę na jej inny aspekt. Jest nim dość nieoczywiste, jak na grę PvPvE, nastawienie graczy wskakujących do rozgrywki solo.
No bo kto by się spodziewał, że najlepszym rozwiązaniem spotkań z innymi graczami w Arc Raiders będzie rozmowa i natychmiastowa deklaracja pokojowa? Chyba mało kto, bo od momentu premiery gry sieć pełna jest wypowiedzi graczy, którzy są takim obrotem spraw bardzo pozytywnie zaskoczeni. Dla wielu z wypowiadających się na ten temat graczy to istne spełnienie marzeń i jednoczesne zaprzeczenie dotychczasowych przyzwyczajeń z gier tego gatunku.
Meta solowych rozgrywek jest tak bardzo chillowa i mam nadzieję, że zostanie już taka na zawsze.
Jak rozwinął autor poprzedniego cytatu, w grze jest wystarczająco dużo niebezpieczeństwa wynikającego ze spotkań z innymi graczami, lecz stanowią one zaledwie około 25% wszystkich interakcji. To zadziwiająco mało jak na grę typu PvPvE, ale z jakiegoś powodu gracze właśnie to uważają za jej najlepszą część.
Fakt, że społeczność decyduje się podejmować większość interakcji w przyjazny sposób jest po prostu fantastyczny. To właśnie sprawia, że chce się zagrać jeszcze jedną, kolejną rundę.
I być może rozwiązanie tego zagadkowego obrotu spraw tkwi w rogalikowości omawianej pozycji, a dokładnie możliwości permanentnego rozwoju postaci poprzez drzewko umiejętności. Nadaje to grze więcej sensu i celu - bardziej opłaca się współpracować i wzajemnie sobie radzić w kwestii poszukiwania konkretnego lootu, niż narażać się na potencjalny zgon z rąk innego gracza, bez jakiegokolwiek zysku. A może gracze są po prostu zmęczeni podejmowaniem niepotrzebnego ryzyka w grach?
Cała sytuacja prowadzić może również do rozważań o bardziej naukowo-społecznym charakterze. Zwłaszcza wtedy, gdy zestawimy doświadczenie płynące z gry solowej, z tym, jakie czerpać można z rozgrywki drużynowej.
Jak podaje Vrigil Watkins w wywiadzie dla PC Gamera, czyli jeden z kluczowych pracowników Embark Studios - granie solo a drużynowo to zupełnie coś innego. I bynajmniej nie chodzi tylko o fakt posiadania swoich ziomków w zasięgu ręki. Warte odnotowania są raczej konsekwencje takiego obrotu spraw, a nie same różnice w liczebności drużyny.

Otóż jak wynika z obserwacji zarówno Watkinsa, jak i innych graczy, w Arc Raiders oddziałom dużo łatwiej jest wpaść w psychologiczną pułapkę „My vs Oni”, co prowadzi do znacznie częstszych starć między grupami, niż podczas rozgrywek solowych.
Gracze solowi są zazwyczaj o wiele bardziej towarzyscy, gdy dochodzi do spotkania z innymi graczami, i generalnie częściej unikają konfrontacji. [...] Drużyny, jak sądzę, czują się wzmocnione przez obecność swoich znajomych, więc będą chętniej gonić za wieloma akcjami. Jest o wiele więcej sytuacji typu „strzelaj pierwszy i nie zadawaj zbędnych pytań”.
I w zasadzie nie ma w tym nic złego, większość graczy zdaje się dostrzegać obecną sytuację i po prostu się do niej przystosowują. Co więcej, patrząc na oceny Arc Raiders na Steamie jest to stan bardzo zadowalający. Ciekawe jednak, jak długo będzie to trwało i czy Embark Studios znajdzie sposób, by utrzymać „przyjazną” atmosferę solówek, kiedy każdy będzie miał już maksymalnie wylewelowaną postać.
Steam
0

Autor: Jonasz Gulczyński
Kulturoznawca, który urodził się z padem od PSX-a w ręku. Z GRYOnline.pl współpracuje od października 2024 roku, gdzie głównie zajmuje się nowinkami z branży gier z apetytem na bardziej skomplikowane publikacje. Swoje najmłodsze lata spędzał w Górniczej Dolinie, a obecnie nie stroni od strategii turowych wszelkiej maści. Miłośnik prozy Lovecrafta, a także twórczości Quentina Tarantino i Roberta Eggersa. Prywatnie również fan uniwersum Warhammer Fantasy, w którym spędził niezliczoną liczbę godzin zarówno jako gracz, jak i mistrz gry w papierowym wydaniu.