Po 7 latach Epic Games Store wreszcie dodał kolejną potrzebną funkcję, którą Steam ma od dawna
Epic Games Store nieprędko dogoni Steama, ale przynajmniej sklep powoli dodaje brakujące funkcje.

Epic Games Store wzbogacił się o kolejną brakującą funkcję, która ułatwi pobieranie gier zawczasu.
Sklep firmy Tima Sweeneya funkcjonuje od prawie 7 lat, ale umówmy się: wielu graczy nadal kojarzy go głównie jako „tę platformę z darmowymi grami” niż poważną konkurencję dla Steama. Po części to efekt funkcjonalności EGS-a – a raczej braków w tejże w porównaniu z tym, co oferuje nieustannie rozwijany sklep Valve.
Niemniej Epic Games również dokłada starań, by wprowadzić najważniejsze brakujące funkcje. Jedna z nich właśnie trafiła na tę platformę (via PC Gamer): od teraz użytkownicy EGS-a wreszcie mają dostęp do tzw. preloadu, czyli opcji pobierania plików gier przed ich premierą (o ile wydawca umożliwi taką opcję).
Mały krok EGS i masa zmian na Steamie
Być może to drobiazg w porównaniu z renowacją sklepu i wieloma rozbudowanymi funkcjami Steama. Niemniej „preload” może być wybawieniem dla wielu użytkowników w czasach, gdy nawet pomniejsze produkcje mogą wymagać pobrania kilkanastu lub nawet kilkadziesięciu GB danych. Przy słabszym łączu internetowym oznacza to, że bez udostępnienia plików z wyprzedzeniem nabywca może być w stanie zagrać w debiutujący tytuł dopiero kilka dni po premierze.
Nie dziwi więc, że dodanie „preloadu” cieszy graczy – aczkolwiek w równym stopniu bawi to internautów. Platforma, która powstała z zamiarem konkurowania za Steamem i należy do bogatej spółki, potrzebowała ponad pół dekady, by dodać tak podstawową funkcję.
Tymczasem, jak już wspomnieliśmy, Valve przez ten czas wprowadziło o wiele więcej usprawnień. W efekcie można argumentować, że w zakresie funkcjonalności dystans między Steamem i EGS-em nie tylko się nie zmniejszył, ale wręcz wzrósł i „parowa” platforma zostawiła niedoszłego rywala daleko w tyle.
Niemniej cieszy, że Epic Games Store robi choćby i drobne kroki w kierunku zrównania się ze Steamem. Nawet jeśli to o wiele za mało, by EGS przestał być tak „toporny”, by nawet sam Tim Sweeney nie zostawiał na nim suchej nitki.