Obsidian przykleja „2” do tytułu, ale Grounded 2 to póki co bardziej update niż sequel
Grounded powraca w kontynuacji, która kopiuje nieco zbyt wiele z oryginału. Czy jednak to coś złego? Fani „jedynki” pewnie i tak ją wypróbują, zwłaszcza że pojawi się w Game Passie.

Kilka lat temu studio Obsidian spróbowało dołożyć swoje trzy grosze do tematu survivali. Ich Grounded okazało się ciekawym projektem, w ramach którego graliśmy dzieciakami zmniejszonymi do rozmiaru mrówek i walczyliśmy o przeżycie w parku. Brzmi jak film Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki, prawda? Po trzech latach od pełnej premiery (i pięciu po starcie wczesnego dostępu) przyszła pora na kontynuację, bo przecież wszystkie hity zasługują na część drugą. A przynajmniej tak by się mogło wydawać, bo w tym przypadku nie jestem do końca przekonany.
Skusić się na Grounded 2 już teraz?
- TAK, jeśli posiadasz Game Passa, bo gra do niego zawita;
- TAK, jeśli kochasz Grounded i więcej do szczęścia nie potrzebujesz;
- TAK, jeśli masz znajomych do grania w co-opie;
- NIE, jeśli nie grasz w Early Accessy;
- NIE, jeśli oczekujesz wielkich i gruntownych zmian już teraz;
- NIE, jeśli spodziewasz się rozgrywki w stylu Rust czy DayZ.
Taki trochę Fallout
Grounded 2 to bezpośrednia kontynuacja, która zabiera nas dosłownie do tego samego parku. Akcja ma jednak miejsce dwa lata po wydarzeniach z oryginału. Pokierujemy losami czwórki tych samych, ale starszych już dzieciaków. W tle przewija się tajemnicze piąte dziecko, które odegra istotną rolę w historii. Jeśli ktoś ogrywał Grounded, to przy części drugiej poczuje się jak w domu. W zasadzie można nawet odnieść wrażenie, że jest to ta sama gra z garścią nowości. Piszę o tym już na początku, bo ta myśl towarzyszyła mi przez cały czas mojej przygody.
Fabularnie Grounded 2 przypominał mi taką satyryczno-bajkową wariację na temat serii Fallout. Mamy złą-ale-nie-tym-razem organizację, schron, w którym zaczynamy przygodę oraz swoistego Pip-Boya. Obsidian poszło jednak z duchem czasu i dostosowało kontynuację do starszej już widowni. Dzięki temu w parku poza mrówkami, kleszczami i przeklętymi modliszkami natkniemy się również na bardziej niepokojące rzeczy, jak np. ludzkie zwłoki. Nagle robi się poważnie, ale gra cały czas utrzymuje swój radosny klimat lat 90.
Przyznaję, że pójście w nieco doroślejsze tony (ale nie bez przesady!) wyszło grze na dobre. Równocześnie bez znajomości Grounded ciężko w pełni docenić fabułę w Grounded 2. Chociaż to nie jest aż tak duży problem, bo ta ostatecznie służy jedynie za tło do walki o przetrwanie. Z tego powodu nowe osoby również powinny bawić się tutaj przyjemnie. Jest bowiem coś zachwycającego w obserwowaniu świata z miniaturowej perspektywy. Eksplorując park, niejednokrotnie natrafimy na rozmaite przedmioty codziennego użytku, które tutaj wpłynęły na otoczenie. Upuszczony przez kogoś lód zmienił okolicę w mroźny biom, a przeterminowany hot-dog może służyć za kryjówkę czegoś niebezpiecznego!
Takie trochę ARK
To wszystko jednak mniej lub bardziej znane jest z oryginalnego Grounded. Co więc oferuje Grounded 2 nowego? System „buggies”, będący największą atrakcją nowej odsłony! W jego ramach otrzymujemy wierzchowce, nie tylko ułatwiające podróżowanie po świecie gry, ale również pomagające nam w zabawie. Przykładowo, czerwona wojownicza mrówka (pierwszy wierzchowiec) wesprze nas w walce, zbieraniu surowców, a także pozwoli kontrolować dwie czerwone mrówki robotnicze!
W planach jest więcej wierzchowców o rozmaitych umiejętnościach oraz właściwościach. Do tego grona należy pająk, który pozwoli tworzyć mosty z pajęczyny oraz zaoferuje wspinanie się po sieci. To z kolei znacząco wpłynie na eksplorację w Grounded 2. Ja przetestowałem na razie tylko mrówkę i przyznaję, że jest powiewem świeżości w tym survivalu. Pochwalić muszę również czas zdobycia tego towarzysza – z jednej strony nie potrzebowałem na to wielu godzin, a z drugiej musiałem dosłownie wywalczyć sobie jajko, z którego wyhodowałem wierzchowca!
Przez tę funkcjonalność Grounded 2 zaczęło mi nieco bardziej przypominać ARK: Survival Ascended, które opierało się na oswajaniu dinozaurów. Tutaj system towarzyszy jest bardziej ograniczony, więc nie da się zrobić armii własnych mrówek. Na szczęście, bo moim zdaniem siła tej produkcji leży w jej kooperacyjnym charakterze. Grounded 2 kładzie mocny nacisk na co-op oraz granie ze znajomymi.
Bardziej wymagające wyzwania da się wykonać solo, ale widać, że projektowano je z myślą o kilku graczach. To samo dotyczy systemu mutacji, dzięki któremu nasza postać może się w czymś specjalizować. Z kolei ekwipunek ma bonusy wprost wskazujące na rolę tanka, DPS-a, łucznika oraz maga (!!!) w zespole. Dlatego przed wyruszeniem do parku należy zebrać drużynę.
Takie trochę DLC
Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że w obecnym stanie Grounded 2 jest trochę za małe. Dotychczas zaprezentowane nowości wyglądają bardziej jak większy dodatek do gry niż pełnoprawna kontynuacja. Nie do końca rozumiem powód wydania tego tytułu w takiej formie, skoro w zasadzie gra się w niego identycznie, jak w Grounded. Muszę jednak zaznaczyć, że drobnych zmian jest znacznie więcej. Przykładowo, przeprojektowano interfejs, dodano szwajcarski scyzoryk o nazwie Omni-Tool, który jest wszechstronnym narzędziem, a także usprawniono wiele pomniejszych elementów.
Mapa również będzie większa i to trzykrotnie! „Będzie” jest tu kluczowe, bo obecnie mapa zawiera praktycznie całe oryginalne Grounded, a nowe tereny dostaniemy z czasem. W końcu to Early Access więc nie wszystko dostępne jest od razu. Zmianie uległa także walka, która teraz bardziej koncentruje się na używaniu uników. Niemniej nie uważam, że wypada lepiej względem pierwowzoru. Mam bowiem wrażenie, że na razie celowanie jest wybitnie nieprecyzyjne i hitboxy się nie zgadzają. Niemniej to wczesny dostęp, więc pewnie całość zostanie poprawiona.
Na warsztat poszła również cała progresja, którą znacznie uproszczono i usprawniono. Grounded 2 mówi po kolei, co musimy robić, więc trudno jest się zgubić, chociaż czasami gra nie jest oczywista. W chwili zwątpienia (np. gdy nie wiecie, gdzie zdobyć jakiś materiał) wystarczy wpisać szukaną frazę w Google i jest duża szansa, że odpowiedź związana z Grounded sprawdzi się również w drugiej części. Ja tak miałem, gdy szukałem żołędzi… i to był właśnie ten moment, kiedy naszły mnie największe wątpliwości odnośnie do tego, czym tak właściwie jest omawiana produkcja.
Taka trochę kontynuacja
Grounded 2 to kontynuacja, która na pierwszy rzut oka wydaje się przypudrowanym i bardziej rozbudowanym Grounded. Chociaż i to nie do końca, bo Early Access nie oferuje jeszcze tyle nowej zawartości, aby w pełni usprawiedliwić obecność cyfry „2” w nazwie. Nie ukrywam, że spodziewałem się po tym tytule nieco więcej i na początku byłem mocno zaskoczony – miałem wrażenie grania w to samo. Czy jednak nie tego powinienem oczekiwać po drugiej części?
Zadałem sobie to pytanie i nabrałem sporych wątpliwości. Jako gracz MMO przywykłem, że kontynuacje diametralnie różnią się od pierwowzoru. Wystarczy popatrzeć na Lineage 2 czy Guild Wars 2. Z drugiej strony w grach sieciowych zmiany nie są aż tak diametralne, a czasem nawet niepożądane – za przykład posłuży CS2 czy Smite 2. W grach single player jest podobnie, dlatego znajdziemy kontynuacje różnego typu. Jedne idą śladem oryginału, inne wybierają własną ścieżkę. Patrząc po fanach serii Call of Duty, czy FIFA, czasami niewiele potrzeba, aby uszczęśliwić graczy.
Dlatego nie mam wątpliwości, że społeczność Grounded będzie usatysfakcjonowana kontynuacją. Ta bowiem odrobiła pracę domową, dostarczając dokładnie to, czego można było po niej oczekiwać. Elementy survivalowe się zgadzają, fabuła ma prawo się podobać, a park tętni życiem. Jest więcej tego samego z garścią nowości. Nowe osoby, niezaznajomione z pierwszą odsłoną, również powinny być usatysfakcjonowane, bo bazowa zawartość jest spora, a sama gra po prostu przyjemna.
Poza tym Grounded 2 to naprawdę unikalny tytuł, jeśli chodzi o klimat, a do tego nie mogę się przyczepić. Zresztą, czemu miałbym, skoro oryginał był naprawdę w porządku! Tutaj z kolei twórcy zwyczajnie go skopiowali i dopieścili, a kolejne nowości zostawili na dalsze etapy Early Accessu. Dlatego z realną oceną gry muszę poczekać na pełną premierę.
Takie trochę pierwsze wrażenia
Z czystym sercem nie jestem w stanie polecić Grounded 2 w obecnej fazie rozwoju. To nie tak, że z grą jest coś nie tak, wręcz odwrotnie! Po prostu miałem wrażenie grania w Grounded i nie potrafię usprawiedliwić na tym etapie zakupu takiej samej, mimo że bardziej doszlifowanej produkcji. Szkopuł w tym, że twórcy ze studia Obsidian należą do Microsoftu, więc ich tytuł od początku ląduje w Game Passie. A to z kolei dobra wymówka, by jednak sprawdzić kontynuację.
Mój ostateczny problem z Grounded 2 to próba odpowiedzenia na pytanie „po co ta gra powstała?”. Poza oczywistym „dla pieniędzy” oraz „dla fanów” nie do końca znajduję argumenty. Druga część na razie nie za wiele wnosi i bardziej przypomina płatne DLC. Może włożę kij w mrowisko, ale moim zdaniem obie części aktualnie są zbyt do siebie podobne. Równocześnie wierzę, że z czasem ulegnie to zmianie. Ostatecznie zatem wszystko rozbija się o to, czego ktoś oczekuje po kontynuacji swojego ulubionego tytułu. I po jakim czasie!
W tym wszystkim jestem przekonany, że Grounded 2 sprzeda się naprawdę dobrze i to nie tylko ze względu na Game Passa. Patrząc po sukcesie innych survivali co-opowych jak Valheim czy Palworld, widać zapotrzebowanie na tego typu produkcje. Dlatego nie zdziwię się, jeśli kontynuacja trafi do szerszego grona osób, niż oryginał, bo po prostu zaoferuje więcej. To samo, ale więcej i to wystarczy. Gracze przecież od lat bez problemu w wielu przypadkach „płacą za to samo”. Czy coś w tym złego? Sami siebie musicie zapytać, bo odnoszę wrażenie, że to mocno indywidualna kwestia.
Wcześniejszy dostęp do gry Grounded 2 otrzymaliśmy od jej wydawcy, firmy Xbox Game Studios.