Na planecie rządzonej przez korporację wyzyskującą ludzi poczułem się jak w domu. The Ascent to łakomy kąsek dla abonentów Game Passa
Rzadko zdarza się, by po opuszczeniu oferty abonamentu Game Pass jakaś produkcja jeszcze do niej powróciła. Niemniej są wyjątki od tej reguły, a jednym z nich jest The Ascent, z którym powinni zapoznać się nie tylko miłośnicy pociągania za spust w futurystycznych klimatach.

Niejedno studio deweloperskie chciałoby zaliczyć takie wejście w branżę gier wideo, jak Neon Giant. Ekipa z Uppsali zadebiutowała bowiem na branżowej mapie projektem The Ascent, czyli cyberpunkową produkcją z pogranicza gier RPG oraz twin-stick shooterów, która wchodziła na rynek przy akompaniamencie zachwytów nad jakością jej oprawy graficznej.
The Ascent ukazał się w lipcu 2021 roku na komputerach osobistych, Xboksie One oraz Xboksach Series X/S. Gra od premiery była dostępna w abonamencie Game Pass i choć dwa lata później opuściła ofertę tej usługi, to w lipcu 2025 roku do niej powróciła. Subskrybenci, którzy jeszcze nie mieli okazji się z nią zapoznać, mają więc możliwość nadrobienia zaległości bez sięgania do portfela. Czy warto? Spróbuję Was przekonać, że tak.

Właściwy moment
Choć na The Ascent ostrzyłem sobie zęby już od pierwszej zapowiedzi, to jednak sam zagrałem w ten tytuł dość późno, bo latem 2022 roku. Co ciekawe, błędnie wówczas założyłem, że jego „wylot” z Game Passa zbliżał się wielkimi krokami (przez co może odrobinę za bardzo spieszyłem się z rozgrywką).
Dlaczego tak późno? Cóż, najpierw nie miałem możliwości technicznych (do końca 2021 roku moją główną platformą było PlayStation 4, na które dzieło Neon Giant trafiło z opóźnieniem), a od początku 2022 roku, kiedy to byłem już dumnym posiadaczem Xboksa Series S, brakowało mi czasu. Inna sprawa, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bowiem dzięki temu ominęły mnie zmagania z bugami i innymi bolączkami trapiącymi tę pozycję w okolicach premiery (po znakomitej większości z nich dzisiaj nie ma już śladu).
Początek 2022 roku upłynął dla mnie pod znakiem zakładania własnego sklepu internetowego (po którym też dzisiaj nie ma już śladu), a cały ten proces okazał się na tyle czasochłonny, że zwyczajnie nie byłem w stanie znaleźć wolnej chwili na granie. Kiedy więc w końcu mogłem chwycić za pada, The Ascent natychmiast znalazł się na szczycie mojej „kupki wstydu”. W lipcu natomiast nadarzyła się okazja, by w końcu się z nim zapoznać.
W The Ascent zagrałem więc, mając już zgłębiony trudny temat ZUS-u i innych kosztów prowadzenia działalności w Polsce, a także kosztów związanych z handlowaniem w Internecie. Opowieść o planecie Veles, na której rządy twardej ręki sprawuje tytułowa korporacja wyzyskująca swoich pracowników w istocie będących jej niewolnikami (zwanych prolami) uderzyła mnie więc ze zdwojoną siłą.
Sprawiło to, że rozwój fabuły obracającej się wokół postaci, której zadaniem jest odkrycie okoliczności upadku The Ascent Group i odzyskanie wolności, śledziłem z większym zainteresowaniem, niż powinienem (a może nawet niż chcieliby tego twórcy). Z perspektywy czasu przyznam, że choć nie jest to poziom Disco Elysium i innych bardziej ambitnych produkcji, to jednak opowiedziana tu historia spełnia swoje zadanie, będąc czymś więcej niż tylko wymówką do umożliwienia graczowi regularnego pociągania za spust.
Co za dużo, to niezdrowo
A okazji do walki w The Ascent nie brakuje, gdyż twórcy uczynili z niej trzon rozgrywki. Starcia z przeciwnikami są naprawdę „miodne”, bowiem gra pozwala nam robić użytek z szerokiego wachlarza futurystycznej broni palnej. Oprócz tego do naszej dyspozycji oddano szeroką gamę gadżetów bojowych i ulepszeń cybernetycznych, które dodatkowo zwiększają nasze możliwości na placu boju.
Wszystko to, w połączeniu z możliwością korzystania z osłon (zaś gdy znajdujemy się na otwartym terenie – koniecznością bycia w ciągłym ruchu i unikania wrogiego ostrzału), sprawia, że potyczki w dziele Neon Giant są prawdziwą przyjemnością. A przynajmniej do pewnego momentu.
Walki bowiem jest tu na tyle dużo, że z czasem czysta grywalność ustępuje tu miejsca monotonii. Ta ostatnia zaczyna wkradać się do rozgrywki, gdy po raz tysięczny przychodzi nam stawić czoła hordzie nieprzyjaciół. Problem potęguje fakt, że backtrackingu jest tu całkiem sporo, a „wyczyszczenie” danej lokacji i opuszczenie jej powoduje odrodzenie znajdujących się w niej wrogów (i konieczność walki przy następnej wizycie).
Przyznam szczerze, że pomimo iż sam lubię poczuć się w grze jak w domu (a zwłaszcza wtedy, gdy mam na głowie masę innych spraw), to jednak i mnie nuda w końcu zaczęła dawać się we znaki. Momentami miałem wrażenie, że większą przyjemność z rozgrywki czerpałbym, gdyby twórcy nieco utemperowali zapędy przeciwników i pozwolili mi odrobinę częściej w spokoju podziwiać uroki planety Veles.

Piękny, futurystyczny świat
Veles bowiem to nic innego, jak jedno wielkie, wielopoziomowe miasto, którego dolne piętra zamieszkują prole, z kolei wyższe należą do coraz bogatszych warstw społecznych. Deweloperzy odrobili zadanie domowe i podeszli do kwestii projektu tej gigametropolii z należytą dbałością o detale, dzięki czemu jej „dno” to brudny, mroczny obszar, do którego dobrowolnie nikt nie chce się zapuszczać, środkowe piętra to rozświetlane neonami uliczki pełne sklepów i barów, zaś na szczycie można znaleźć… nie no, to już musicie sprawdzić sami.
The Ascent z pewnością nie odniósłby takiego sukcesu, gdyby nie jego oprawa graficzna. Tytuł robi doskonały użytek z technologii Unreal Engine 4, przez co nawet dzisiaj, po czterech latach od premiery, może się podobać. Pisząc ten tekst, spoglądam na zrzuty ekranu oraz fragmenty rozgrywki i w oparciu o nie muszą przyznać, że na tle współczesnych produkcji omawiany tytuł w zasadzie nie ma czego się wstydzić. Nadal właściwie wszystko robi tu jak najlepsze wrażenie – od tekstur otoczenia, przez modele i animacje postaci, po odbicia w kałużach wody i efekty cząsteczkowe.

Nie tylko samotna przeprawa
Niewątpliwie zaletą The Ascent jest również zaimplementowany tu multiplayer. Gra pozwala bowiem na przechodzenie kampanii zarówno w pojedynkę, jak i w trybie współpracy dla maksymalnie 4 osób. Z innymi graczami można bawić się przez Internet lub na wspólnym ekranie.
Jak to zwykle bywa, w co-opie pozytywne wrażenia towarzyszące rozgrywce zostają spotęgowane. Jeżeli więc wyżej wspomniana przeze mnie monotonia związana z powtarzalnymi walkami zacznie przeszkadzać Wam w czerpaniu przyjemności z zabawy, polecam znaleźć sobie towarzyszy chętnych do wspólnego odkrycia tajemnicy upadku The Ascent Group.

Co po The Ascent?
Wydaje mi się, że pomimo pewnych wad, The Ascent przypadnie do gustu większości miłośników cyberpunkowych klimatów oraz fanów wartkiej, efektownej akcji (a zwłaszcza w wydaniu rodem z twin-stick shooterów). Jeśli po przejściu gry zapragniecie przedłużyć sobie pobyt na planecie Veles, to powinniście zainteresować się dodatkiem Cyber Heist, wypuszczonym w sierpniu 2022 roku. Jego akcja toczy się po wydarzeniach z „podstawki”, a naszym zadaniem jest w nim infiltracja arkologii należącej do korporacji Malhorst-Gelb Group.
Niejako przy okazji Cyber Heist rozprawia się z jedną z bolączek podstawowej wersji gry, w której próżno szukać broni innej niż palna (pojedynczy wyjątek od tej reguły stanowi uPlus Bat, który udostępniono w ramach jednej z aktualizacji). Twórcy uporali się z tym w rozszerzeniu, w którym znajdziemy również broń białą (pokroju katan czy młotów), co odrobinę urozmaica starcia z nieprzyjaciółmi.
W chwili pisania tych słów Cyber Heist jest ostatnim dziełem studia Neon Giant. W listopadzie 2022 roku ekipa ta przeszła pod skrzydła firmy Krafton. Jak wówczas ujawniono, jej następnym projektem ma być strzelanka FPP z otwartym światem. Niemniej, autorzy i wydawca do dzisiaj nie ujawnili żadnego konkretu na temat tego przedsięwzięcia, toteż na razie trudno się nim ekscytować.