Kolekcjoner oskarża Segę o wykorzystanie policji do niezgodnego z prawem przejęcia konsol Nintendo
Sprzedawca, któremu policja zarekwirowała kolekcję konsol, dowiedział się, że w sprawę zamieszana jest SEGA. Ujawnione działania stawiają firmę w złym świetle.

Jeden z kolekcjonerów w Wielkiej Brytanii wszedł w posiadanie sporej liczby konsol Nintendo z zainstalowanymi prototypowymi grami SEGI. Mężczyzna planował odsprzedać zdobytą kolekcję, a zbiórkę na ten cel prowadziło muzeum Video Game Preservation. Devkitów nie udało się jednak zdobyć, ponieważ pewnego dnia w domu sprzedawcy pojawiła się policja, która go aresztowała i zarekwirowała urządzenia. Kolekcjoner uważa, że cała akcja mogła nie zostać przeprowadzona w pełni zgodnie z prawem (vide Time Extension).
Sprzedawca konsol oskarża SEGĘ o szemrane przejęcie sprzętu
Na początku lipca tego roku muzeum Video Game Preservation próbowało zebrać środki, aby wykupić konsole Nintendo z prototypami gier Sonic Chronicles, Sonic Colors DS, Sonic Generations 3DS oraz Rhythm Thief na konsole Nintendo 3DS i Nintendo DS. Planu nie udało się zrealizować, ponieważ mieszkanie sprzedawcy odwiedziła policja, która zarekwirowała sprzęt.
Sprawa jest o tyle dziwna, że trzy miesiące wcześniej z kolekcjonerem skontaktowała się osoba, której zadaniem było pozbycie się niepotrzebnych przedmiotów ze starego biura SEGI, po relokacji firmy do nowej siedziby. Wśród kanap i lodówek znajdowały się konsole, którymi zainteresował się kolekcjoner i za około 50 000 złotych zdobył handheldy Nintendo z prototypowymi wersjami gier SEGI.
Przez kilka miesięcy nic się nie działo, aż pewnego dnia, w godzinach porannych, w jego domu pojawiła się policja. Aresztowała handlarza i zabrała go na przesłuchanie, podczas którego mężczyzna w pełni współpracował. Jednak reakcja policji na jedno z jego pytań sprawiła, że zaczął coś podejrzewać.
Spytałem, czy SEGA pozbyła się tych dóbr i później tego pożałowała, czy twierdziła, że przedmioty były usunięte z siedziby bez zgody firmy.
Język ciała jednego z oficerów całkowicie się zmienił. Prawie prychnął, jakby był zdziwiony, że coś takiego mogłem zasugerować. W tym momencie utwierdziłem się w przekonaniu, że prawne podstawy działań policji nie były pewne i muszę to zweryfikować.
Podejrzenia napędziły dalsze działania służb, bo dwa dni po zwolnieniu z aresztu przysłano wiadomość, która nakłaniała sprzedawcę do zrzeczenia się praw do konsol, co kolekcjoner uznał za dziwne. W końcu, jeśli konsole byłyby skradzione, to prawo do ich posiadania wciąż miałaby SEGA, ale list zdradzał, że to kolekcjoner był prawnym właścicielem urządzeń.
Dlatego do policji wysyłał wnioski o zachowanie dowodów, które pozostały bez odpowiedzi. Podobnie wysłane listy do SEGI i dyrektora generalnego firmy. W przesłanych wiadomościach kolekcjoner informował o możliwym skandalu i że lepiej porozumieć się zakulisowo. Odpowiedź jednak nie pojawiła się, co doprowadziło handlarza do jednego wniosku:
Obawiam się, że urządzenia nigdy nie były przechowywane przez policję. Nakaz zostały wykorzystany przez SEGĘ jako narzędzie do odzyskania przedmiotów, których firma pozbyła się w niedbały sposób i te wróciły do niej omijając procesy prawne. Podejrzewam, że konsole zostały zniszczone i to wyjaśniałoby ścianę milczenia. Gdyby opinia publiczna dowiedziała się, że SEGA używa policji do zagarnięcia legalnie pozyskanej własności po to, żeby ją potem zniszczyć, to skandal byłby nieunikniony.
Problem jest o tyle duży, że SEGA nigdy nie była oryginalnym właścicielem konsol, bo jest nim producent, czyli Nintendo. Jak podaje Time Extension, gdy wersje deweloperskie konsol są już niepotrzebne, to wydawcy zwracają konsole do producenta, co tym razem nie miało miejsca. Redakcja portalu wysłała wiadomość do SEGI z prośbą o komentarz i cały czas czeka na odpowiedź.