Jason Momoa podekscytowany zmianami w DC; spełni się jego marzenie

DCEU wreszcie ma szansę wstać z kolan i nawiązać rywalizację z skrupulatnie tworzonym Kinowym Uniwersum Marvela. Ma mu w tym pomóc przede wszystkim James Gunn, który został mianowany na stanowisko jednego z szefów DC.

Powiązane:James Gunn przyznał, że zmęczenie superbohaterami istnieje po Avengers: Koniec gry i wyjaśnił dlaczego: „Jeśli film zamieni się w stek bzdur..."

Decyzja włodarzy Warner Bros. o zatrudnieniu byłego reżysera Marvela spotkała się z pozytywnym odbiorem wśród fanów uniwersum. Wydaje się, że nie tylko oni są zadowoleni z wyboru, o czym świadczy wypowiedź Jasona Momoa, odtwórcy głównej roli w Aquamanie.

W ostatnim wywiadzie udzielonym dla Entertainment Tonight aktor wspomina, że jest niezwykle podekscytowany nadchodzącymi zmianami (via Variety).

HBO Max kupisz tutaj

Nie wiadomo, co Jason Momoa mógł mieć na myśli mówiąc, że spełni się jedno z jego marzeń. Być może jest to pomysł na trzecią część Aquamana lub też na nową Ligę sprawiedliwości. Cokolwiek by to nie było, z pewnością przyjdzie nam poczekać jakiś czas na efekty pracy Gunna i Safrana.

Trzeba przyznać, że czekają ich bardzo pracowite miesiące. Biorąc pod uwagę powrót Henry’ego Cavilla, debiut Dwayne’a Johnsona oraz słowa Jasona Momoa, można być pozytywnie nastawionym do zmian, jakie niechybnie czekają DCEU rządzone przez Jamesa Gunna i Petera Safrana.

Czytaj więcej:Złoczyńca Jasona Momoa z Szybkich i wściekłych ma zmienić się w następnym filmie

Marcin "Nicek" Nic

Marcin "Nicek" Nic

Przygodę z pisaniem zaczął na nieistniejącym już Mobilnym Świecie. Następnie tułał się po różnych serwisach technologicznych. Chociaż nie jest typowym graczem, a na jego komputerze znajduje się tylko Football Manager, w końcu wylądował w GRYOnline.pl. Nie ma dnia, w którym nie oglądałby recenzji nowych smartfonów, dlatego początkowo pisał o wszelkiego rodzaju technologii. Z czasem jednak przeniósł swoje zainteresowania bardziej w kierunku kinematografii. Miłośnik NBA, który uważa, że Michael Jordan jest lepszy od LeBrona Jamesa, a koszykówka z lat 90-tych była przyjemniejsza dla oka.