Fala hejtu zalała firmę w Google, a CEO Piotr Szczerek, stojący za aferą o czapkę Kamila Majchrzaka, wydał oświadczenie. Przy okazji oberwały też inne biznesy
Czy opłacało się kraść czapkę chłopczykowi po meczu Kamila Majchrzaka? Pan Piotr skutecznie dowiedział się, że to bardzo nieładnie. Teraz jego firma jest bombardowana w sieci z każdej strony.

To, co wydarzyło się na meczu Kamila Majchrzaka, szybko stało się viralem. Kradzież czapki przez dorosłego mężczyznę, który wyrywa ją na oczach rozczarowanego chłopca, zagotowała połowę internetu. Druga połowa zakasała rękawy i błyskawicznie ustaliła tożsamość sprawcy. Okazał się nim Piotr Szczerek, a jego dane szybko przestały być tajemnicą. Sprawa stała się na tyle głośna, że opisywały ją nie tylko amerykańskie czy brytyjskie media, ale nawet w indyjskich portalach pojawiły się wyjaśnienia całej afery (vide: Dexerto).
Szybkie namierzenie „sprawcy” w sieci
Internauci rozpoczęli dochodzenie i w ciągu zaledwie kilku godzin odnaleźli wszelkie ślady obecności Piotra Szczerka w sieci – od jego prywatnego profilu, po ustalenie jaką dokładnie firmą zarządza. Internetowy lincz został przekierowany w kierunku jego przedsiębiorstwa, co doprowadziło do zalania firmy Drog-Bruk falą negatywnych opinii, zarówno w portalu GoWork, jak i w Opiniach Google. Co prawda nie brakuje tam prób tworzenia „rzetelnych opinii”, oskarżających firmę o niekompetencję, ale dominują komentarze związane z całą sytuacją. Zapewne upłynie sporo czasu, zanim średnia ocen firmy przekroczy 2.0.

Takie działania mogą nieść za sobą nieprzyjemne konsekwencje dla samej firmy. Opinie Google stały się jednym z pierwszych miejsc, gdzie część z nas weryfikuje usługi danego przedsiębiorstwa. Powiązanie Drog-Bruk z międzynarodową aferą na pewno nie przysporzy mu ani klientów, ani pozytywnego marketingu. Całe zjawisko pokazuje (po raz kolejny), jak bardzo zmienił się internet w ciągu ostatnich 10 lat. I jak wiele treści oraz śladów zostawiamy po sobie, serfując po przeróżnych stronach czy mediach społecznościowych. Dzisiaj zaledwie w kilka godzin internauci są w stanie znaleźć informacje nie tylko o nas samych, ale również o naszych najbliższych.
Warto także dodać, że błyskawicznie namierzono nie tylko sprawcę, ale także pokrzywdzonego chłopca. Ma on na imię Brock i mieszka w Nowym Jorku. Kamil Majchrzak przekazał mu nie tylko nową czapkę, ale też inne gadżety. Gwiazda tenisa opublikowała na Instagramie moment spotkania z młodym fanem. Sportowiec przy okazji wyjaśnił, że nie miał świadomości, jaka sytuacja rozegrała się tuż obok niego i gdy tylko się o niej dowiedział, postanowił naprawić „swój błąd”.
Fala hejtu wylała się szeroko
Warto jednak pamiętać, że cała afera ma także negatywne skutki. Kilka firm o podobnie brzmiących nazwach również zostało zalanych masą negatywnych komentarzy w Google, pomimo że ich właściciele nie są w żaden sposób związani z całym wydarzeniem. Wystarczy, że w nazwie firmy pojawia się Drog lub Bruk i znajdziemy tam negatywne komentarze lub niskie oceny z ostatnich kilku dni. Większość internautów nawet nie weryfikuje komu dokładnie wystawia opinię, sądząc, że obrywa się „temu winnemu”.
Sam Piotr Szczerek wraz z rodziną, pod naporem fali hejtu, jaka ich spotkała, wycofali się z mediów społecznościowych. Na kanałach społecznościowych firmy, pod wpływem masy negatywnych komentarzy, pojawiło się oświadczenie. Piotr Szczerek przeprasza w nim za incydent na US Open, w którym zabrał czapkę przeznaczoną dla chłopca. Tłumaczy, że w emocjach popełnił błąd, będąc przekonanym, że tenisista podaje pamiątkę w jego kierunku, a bardzo mu zależało, aby przekazać ją swoim synom.
Podkreśla, że czapka została zwrócona, a on sam odcina się od fałszywych oświadczeń pojawiających się w sieci. Traktując to zdarzenie jako bolesną lekcję, zapowiada jeszcze aktywniejsze zaangażowanie w inicjatywy wspierające dzieci i młodzież, aby odbudować zaufanie.
Pytanie tylko czy ludzie kiedykolwiek wybaczą mu taki „występ” w sieci? Pewnie tak, bo jak pokazuje wiele przykładów, w Internecie łatwo jest zarówno zabłysnąć, jak i całkowicie zniknąć. Warto jednak zwrócić uwagę, że cały lincz w niektórych momentach był naprawdę daleko posunięty – od wyśmiewania mężczyzny i nazywania go „januszem biznesu”, po groźby śmierci dla niego oraz jego najbliższych.