Bateria trzyma tygodniami, ale ta cena może skutecznie zniechęcić. Testujemy myszkę Razer DeathAdder V4 Pro
Razer DeathAdder V4 Pro to mysz stworzona dla e-sportowców, oferująca długi czas pracy na baterii, nowe przełączniki i lepsze profilowanie. Za jakość trzeba jednak słono zapłacić, a brak podświetlenia może być minusem. Czy ten „wąż” jest wart swojej ceny?

Razer to marka, która zagościła na moim biurku lata temu. Aby zarobić na swój pierwszy kompletny zestaw tego producenta, specjalnie wyjeżdżałem za granicę do pracy dorywczej. Do dzisiaj pamiętam minę mojego taty, gdy powiedziałem mu, ile zapłaciłem za klawiaturę BlackWidow… I pomimo tego, że od lat nie jestem fanem rozgrywek e-sportowych, Razer zawsze pozytywnie kojarzył mi się z całą kulturą gamingową.
Bez ogródek powiem, że pierwszy DeathAdder to najlepsza myszka, z jakiej korzystałem (i tak, duży wpływ ma na to mój sentyment). Dlatego „zabójcze żmije” w każdej odsłonie gościły na moim biurku w ciągu kolejnych lat. To niezwykle przyjemne, że model oznaczony numerem V4 zawitał do mnie, abym mógł go przetestować. I muszę przyznać, że widzę i czuję spory przeskok względem V3 (która osobiście mi nie podeszła i wolałem V2) oraz zmiany, które sprawiają, że Razer wciąż ma pomysł jak rozwijać swoją najpopularniejszą serię myszek.
Razer DeathAdder V4 Pro w kilku aspektach to poprawa modelu V3. Przede wszystkim ma naprawdę solidną baterię, która pozwala na bardzo długie granie bez konieczności „karmienia” myszki. Spokojnie wystarcza na wiele dni, a nawet tygodni – mój rekord to 18 dni. Średnio z myszki korzystałem 5-6 godzin dziennie (czy to w pracy, czy w grach), więc jak widać, akumulator naprawdę daje radę. Do tego dochodzi dobrze wyprofilowana obudowa oraz zmienione przyciski, które w przyjemny sposób klikają. Niestety jak to zwykle w przypadku „zielonych” za wysoką jakością idzie także cena – a ta skutecznie zniechęci tych graczy, którzy nie lubią wydawać grubych pieniędzy na peryferie komputerowe.

Myszka prezentuje się elegancko i wpasowuje się w obecne trendy gamingowe.Źródło: Fotografia własna.
- Duża pojemność baterii;
- inne oraz lepsze kliknięcie przycisków;
- wyprofilowanie obudowy i dłoń się lepiej układa;
- lekkość, przez co śmiganie jest dużo lepsze;
- zmniejszenie gabarytów, co poprawiło chwyt na myszce.
- Cena skutecznie zniechęci „niedzielnych” graczy;
- brak jakiegokolwiek podświetlenia;
- aplikacja Razera wciąż oferuje milion dodatkowych usług i jest mocno nieczytelna.
Razer DeathAdder V4 Pro – specyfikacja
Poniżej informacyjne dane dotyczące tego modelu zebrane w jednym miejscu.
Parametr | Wartość |
Łączność | Przewodowa, Bezprzewodowa |
Sensor | Optyczny |
Model sensora | Razer Focus Pro 45K Optical Sensor Gen-2 |
Rozdzielczość | 45000 dpi |
Liczba przycisków | 6 |
Rolka przewijania | 1 |
Interfejs | 2,4 GHz, USB |
Zasięg pracy | do 10 m |
Zasilanie | Wbudowany akumulator |
Czas pracy na baterii | Do 150 godzin |
Profil | Praworęczny |
Podświetlenie | Brak |
Dodatkowe informacje | Teflonowe ślizgacze, 8000 Hz Ultrapolling |
Wygoda i wrażenia z użytkowania
Uważam, że Razer posiada w swojej ofercie czołowe myszki na rynku, a kontakt z Razer DeathAdder V4 Pro ponownie udowadnia mi, że ta teza jest prawdziwa. Jakość zastosowanych materiałów, spasowanie elementów czy wyprofilowanie – wszystko sprawia, że „gamingowe węże” od amerykańskiego producenta są świetne. I to w każdym rodzaju gier, bo chociaż są one zaprojektowane do rozgrywek e-sportowych, to jako fan gier strategicznych czy cRPG nie mogę narzekać na żadne niedociągnięcia.
W pudełku, oprócz kabla, dongla oraz samej myszki, znajdziemy kultowe naklejki Razera oraz dodatkowe, antypoślizgowe okładziny do przyklejenia. Przez pierwsze dni korzystałem z myszki bez ich użycia, ale potem stwierdziłem, że jednak wolę czuć pod palcami coś innego niż zimny plastik. To rozwiązanie ma swoich zwolenników i przeciwników – ja początkowo byłem w opozycji, ale po doświadczeniach z DeathAdder V2, gdzie niestety wkładki antypoślizgowe mi się starły, doceniłem możliwość łatwej wymiany tego elementu.
Myszka ma klasyczne wyprofilowanie. Zauważalne jest, że Razer idzie w kierunku „surowej elegancji”, co osobiście mi się nie podoba. Zniknęły zaostrzone końce przycisków na rzecz ich zaokrąglenia. Standardowo, oprócz niezbędnych przycisków, mamy na obudowie dwa dodatkowe klawisze, które możemy zaprogramować według własnego uznania.
Mysz wyposażono w przełączniki optyczne Razer Gen-4, zapewniające wyraźniejsze, bardziej satysfakcjonujące kliknięcia i, według słów producenta, trwałość do 100 milionów naciśnięć. Z czysto pragmatycznego punktu widzenia działają one bardzo dobrze, są precyzyjne i nie miałem problemów z rejestracją kliknięcia na całej ich powierzchni, stosując różne chwyty.
Usunięto także wszelkie podświetlenie, co moim zdaniem jest bardzo dużym błędem – uwielbiałem to delikatne podświetlenie rolki, bo nie tylko ładnie wyglądało, ale wieczorami ułatwiało zlokalizowanie myszki. Teraz jedyne światełko, jakie dostajemy, znajduje się na donglu i informuje nas o wybranym trybie, poziomie naładowania baterii czy statusie połączenia. Ten uroczy, okrągły dodatek ma pod spodem materiał antypoślizgowy, więc nie musimy się obawiać, że będzie się on przesuwał po biurku. Co do responsywności, zarówno w połączeniu kablowym, jak i bezprzewodowym, nie zauważyłem żadnych problemów – myszka reaguje błyskawicznie, bez opóźnień czy kłopotów z połączeniem.
Najważniejsza zaleta – „wąż” długo wytrzymuje na jednym karmieniu
Tak, będzie tutaj sporo porównań do modelu V2, bo „trójka” nie przypadła mi do gustu. Paradoksalnie, lżejsza budowa V4 początkowo mi przeszkadzała, bo lubię „gryzonie”, które są bardziej dociążone. Uwielbiałem mojego DeathAddera V2 za to, że znaleziono w nim idealny balans między lekkością a odpowiednim ciężarem. W przypadku DeathAdder V4 mamy do czynienia z maksymalnym odchudzeniem sprzętu, przez co myszka w moich dłoniach była jakby „zbyt luźna”. Kwestia ta okazała się jednak elementem do przyzwyczajenia. Po kilku dniach zapomniałem o piórkowej wadze sprzętu, a nawet zacząłem ją bardzo doceniać. Zauważyłem także, że nowe profilowanie jest nieco wyższe, przez co myszka lepiej leży w mojej dłoni.
W DeathAdder V4 Pro debiutuje pierwszy optyczny scroll firmy Razer, zaprojektowany specjalnie pod kątem e-sportu. Jest bardziej precyzyjny i trwalszy niż tradycyjne kółka mechaniczne. Według producenta oferuje on trzykrotnie większą żywotność i wyczuwalny, spójny skok nawet przy intensywnej rozgrywce. Cóż mogę powiedzieć? Precyzja jest bardzo odczuwalna, a do tego rolka wydaje z siebie bardzo przyjemny dźwięk. Na razie nie mogę narzekać na jej żywotność, bo w poprzednich modelach występowała paskudna tendencja do „skrzypienia” po jakimś czasie. Tutaj, póki co, tego nie zauważyłem i mam nadzieję, że tak pozostanie.
Oczywiście możemy rozwodzić się na temat zastosowanego sensora optycznego oraz innych elementów, ale w przypadku myszek bezprzewodowych jedną z głównych kwestii, jakie mnie interesują, jest czas pracy na baterii. Ten, wynoszący do 150 godzin przy częstotliwości 1000 Hz, zapewnia duży zapas energii podczas długich rozgrywek. W banalny sposób można także naładować myszkę do pełna, odłączając dongla i podłączając „gryzonia” do kabla. W ten sposób nie musimy przerywać zabawy, a „wąż” karmi się energią z naszego komputera.
Dokładny sensor, który jak zwykle „imponuje” wartościami DPI
W sercu urządzenia znajduje się sensor optyczny Razer Focus Pro 45K Gen-2, który oferuje perfekcyjne śledzenie na wszystkich powierzchniach. I faktycznie, czy to drewno, podkładka czy nawet podłoga, myszka nie traciła swoich właściwości. Płynność ruchu jest zapewniona także dzięki zastosowaniu większych ślizgaczy PTFE, które są całkiem odporne na zarysowania.
Rozdzielczość sensora to aż 45 000 DPI przy prędkości 900 IPS i przyspieszeniu 85 G. Czy ktokolwiek korzysta z takiej wartości? Nie poznałem takiej osoby, ale kto wie, może istnieją osoby operujące na tak dużych wartościach. Dla zwykłych śmiertelników mamy na szczęście dedykowane standardowe ustawienia – pod spodem obudowy mamy mały przycisk do zmiany DPI. Domyślnie jest on ustawiony na przełączanie między wartościami 800, 1600, 3200 oraz 6400 DPI. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby zmodyfikować to w aplikacji Razera.
No właśnie, aplikacja… to mój nemezis, pomimo całej sympatii do marki. Razer App oferuje wiele usług – od zarządzania wydajnością sprzętu po ustawienia RGB (te w moim przypadku uwielbiają wariować). Szkoda tylko, że lata mijają, a dla mnie cały interfejs wciąż jest mocno nieczytelny. Muszę przeklikiwać się przez kolejne okienka, aby w końcu dostać się do ustawień samego „gryzonia”. Naprawdę z przyjemnością przyjąłbym jakąś wersję Lite, która pozwalałaby wyłącznie zarządzać posiadanym sprzętem, bez konieczności uruchamiania całej tej aplikacji.
Idealny gadżet do e-sportowych zmagań
Razer DeathAdder V4 Pro to model stworzony pod e-sport i widać to na każdym kroku – od skromnej obudowy po rozwiązania technologiczne. To świetny wybór dla osób, które chcą osiągać jak najlepsze wyniki w FPS-ach i dominować w rozgrywkach sieciowych. Względem poprzednich modeli śmiało możemy mówić o solidnym odświeżeniu, ale nie ma tu mowy o jakimś wielkim przeskoku – no, chyba że jesteście hardkorowymi graczami e-sportowymi. Wówczas na pewno odczujecie jakościowy skok w responsywności urządzenia oraz większej czułości przycisków.
To, co jak zwykle będzie odstraszać niedzielnych graczy i tych z bardziej ekonomicznym podejściem, to cena – za Razer DeathAdder V4 Pro przyjdzie nam zapłacić 769 złotych. W tej cenie można kupić nawet cały zestaw peryferiów do komputera w przyzwoitej jakości. Dlatego nowy „wąż” zapewne trafi w gusta tych osób, które nie lubią oszczędzać na sprzęcie komputerowym, oraz fanów marki. Muszę jednak uczciwie przyznać, że jakość jest tutaj wyczuwalna – pytanie tylko, czy jako potencjalny nabywca uznacie to za argument, aby wydać blisko 800 złotych na myszkę.