Miał być realizm, a będzie zgrzytanie zębami. Aphelion rozczaruje fanów astronomii
Twórcy dzieł science fiction mają tendencję do osadzania ich na siłę w rzeczywistości. Taki los najwyraźniej spotkał grę Aphelion od twórców Life is Strange, która według mnie tylko by zyskała, gdyby odpięto jej znaczek współpracy z ESA i zmieniono miejsce akcji.

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jeśli chodzi o gry wideo, to każdy gracz ma jakieś swoje skrzywienie. Często nie jedno, lecz kilka. Ja na przykład mam między innymi takie, że jeśli dana produkcja opowiada o eksploracji kosmosu, to z miejsca dostaje moją uwagę. Tak się złożyło, że tegoroczne „nie-E3” przyniosło zapowiedzi dwóch dużych tytułów science fiction, które pozwolą nam opuścić bezpieczną ziemską atmosferę i zanurzyć się w kosmicznej pustce.
Dwie kosmiczne przygody
The Expanse: Osiris Reborn natychmiast dołączył do wyczekiwanego przeze mnie Exodusu (który kupił mnie nie tylko rozgrywką i tematyką przywodzącą na myśl serię Mass Effect, lecz również, a może przede wszystkim, swoim podejściem do zjawiska dylatacji czasu, któremu swego, nomen omen, czasu poświęciłem osobny artykuł). Dzieło studia Owlcat Games zostało osadzone w uniwersum The Expanse, darzonym przeze mnie miłością bezwarunkową. Mam nadzieję, że twórcy znani z klasycznych RPG podołają wyzwaniu i, tak jak kiedyś BioWare, stworzą co najmniej solidne kosmiczne RPG akcji.
Drugim kosmicznym dziełem, o którego istnieniu dowiedzieliśmy się w trakcie czerwcowych pokazów, był Aphelion, czyli nowy projekt ekipy Don’t Nod. Autorzy dwóch pierwszych Life is Strange, Vampyra czy choćby Banishers: Ghosts of New Eden biorą się za bary z tematyką science fiction, korzystając z naprawdę solidnego zaplecza. Już w pierwszych sekundach zwiastuna zapowiadającego tę produkcję dowiadujemy się bowiem, że Aphelion stanowi efekt współpracy francuskiego zespołu z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA).
Można zatem zakładać, że na brak realizmu w Aphelionie raczej nie będziemy narzekać. Jakby Wam to powiedzieć… wygląda na to, że ESA albo była zbyt zajęta innymi przedsięwzięciami (jak choćby misja IGNIS z udziałem drugiego polskiego astronauty w historii – Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego), albo po prostu przymknęła oko na pewne nieścisłości obecne w tej produkcji. Osoby zainteresowane kosmosem mogą jednak zgrzytać zębami, gdy dowiedzą się, jaką naturę mają owe nieścisłości.
Rubieże Układu Słonecznego
Nim przejdę do tego, co mnie gryzie w zapowiedzi dzieła studia Don’t Nod, kronikarski obowiązek nakazuje mi przypomnieć, o czym właściwie będzie ta gra. Otóż Aphelion przeniesie nas w niedaleką przyszłość i opowie o dwójce astronautów – Ariane i Thomasie. W ramach misji Hope 01 ESA wyśle ich na obrzeża Układu Słonecznego z zadaniem zbadania nowo odkrytej, dziewiątej planety zwanej Persefona (ang. Persephone). Na miejscu okaże się, że ten skuty lodem glob skrywa liczne tajemnice i niebezpieczeństwa. Na domiar złego dojdzie do katastrofy, w wyniku której protagoniści zostaną rozdzieleni, a ich wyprawa zmieni się w prawdziwą walkę o przetrwanie.
Z opublikowanych przez twórców materiałów wynika, że samą grę będzie można opisać jako „Tomb Raidera w kosmosie”. Ariane będzie eksplorować powierzchnię Persefony, skakać nad przepaściami, spadać, łapiąc się czego popadnie, skanować otoczenie, spadać, łapiąc się czego popadnie, huśtać się na linie z hakiem i ślizgać po powierzchniach, a także spadać, łapiąc się czego popadnie. Ważną rolę odegra tu również zarządzanie zasobami tlenu i najwyraźniej całkiem często trzeba będzie ratować się przed upadkiem, łapiąc się, czego popadnie.
No dobrze, żarty na bok, bo na pierwszy rzut oka Aphelion zapowiada się na co najmniej poprawnie zrealizowaną przygodową grę akcji. Kto wie, może nawet nie będziemy tu aż tak często spadać, łapiąc się, czego popadnie, jak sugeruje zwiastun. Co zatem poszło nie tak?

Niech ktoś zgasi światło!
Oglądając trailer i przyglądając się zrzutom ekranu, byłem pewien, że Don’t Nod zabierze nas poza nasze najbliższe kosmiczne sąsiedztwo. Z wielkim zdziwieniem odkryłem, że nie dość, iż akcja tej gry będzie toczyć się w Układzie Słonecznym, to jeszcze na jego rubieżach, a co za tym idzie – najpewniej daleko za orbitą Plutona. Co w tym takiego dziwnego? Otóż według twórców, dzień na planecie Persefona wygląda tak:

Niebieskie niebo nie dziwi, bo powiedzmy, że nikt nie broni Persefonie utrzymać atmosfery podobnej do ziemskiej. Problemem jest fakt, że najwyraźniej planeta będzie oświetlona w taki sposób, jakby znajdowała się na orbicie zbliżonej do ziemskiej. Tymczasem zważywszy na odległość, która powinna dzielić ten glob od Słońca, nawet w samo południe padające na nią światło naszej gwiazdy byłoby co najwyżej porównywalne z bardzo pochmurnym dniem lub zmierzchem na Ziemi; o porównaniach do słonecznego dnia na naszej planecie nie byłoby nawet mowy. Dlaczego?
Z uwagi na fakt, że w skali całego Układu Słonecznego podawanie dystansu w kilometrach mija się z celem, używa się tak zwanych jednostek astronomicznych. Jedna jednostka astronomiczna odpowiada odległości dzielącej Ziemię od Słońca. Tak się składa, że już Pluton jest oddalony od Słońca o… blisko 40 jednostek astronomicznych, co oznacza, że znajduje się niemal 40 razy(!) dalej od naszej gwiazdy niż Ziemia.
Jako że w oficjalnych materiałach jest mowa o obrzeżach naszego układu planetarnego, orbita Persefony powinna być jeszcze większa. Sprawiłoby to, że na Persefonie Słońce wyglądałoby po prostu jak jedna z gwiazd (jasna, bo jasna, ale jednak), rzucająca tyle światła, „co kot napłakał”. Poniższa wizualizacja przygotowana przez ChatGPT daje jako takie pojęcie na temat tego, jak wyglądałoby to w praktyce:

Inny problem Persefony
Z uwagi na panujące tam warunki oświetleniowe obrzeża Układu Słonecznego mogą budzić skojarzenia z zaświatami. Nie dziwi zatem fakt, że Plutona postanowiono nazwać na cześć rzymskiego boga śmierci, a jego księżyc ochrzczono mianem Charona – mitycznego przewoźnika transportującego dusze do podziemnego świata. Twórcy postanowili iść tym tropem, toteż dziewiątą planetę Układu Słonecznego nazwali Persefoną, na cześć żony Hadesa.
Zaraz, ale jak to Hadesa? Dlaczego nie Plutona, czyli jego rzymskiego odpowiednika? I na tym polega drugi problem tej planety. Choć niemal wszystkie inne duże globy w Układzie Słonecznym noszą imiona rzymskich bogów, z jakiegoś powodu twórcy zdecydowali się nazwać dziewiąty z nich na cześć greckiego bóstwa. Z jakiego? Domyślam się, że ze względów marketingowych, bo Persefona po prostu brzmi lepiej niż Prozerpina.
Uczciwie muszę jednak przyznać, że trochę się tutaj czepiam. W Układzie Słonecznym mamy już bowiem „greckiego” Urana, a poza tym nie brakuje księżyców i planetoid, których nazwy również zapożyczono z greckiego panteonu (wspomniany już Charon, Europa, Ganimedes, Eris), a nawet z innych mitologii (Haumea, Makemake, Sedna). Można zatem uznać, że nie jest to błąd, lecz jedynie pewne odstępstwo od tradycji.

Ale co z tym światłem?
Wróćmy jednak do kwestii niewłaściwego oświetlenia planety Persefona. Istnieje bowiem szansa, że choć gra ma „opierać przedstawienie eksploracji kosmosu na prawdziwej wiedzy naukowej”, która „pozwala na zintegrowanie autentycznych elementów nauki o kosmosie z emocjonalnym rdzeniem”, to jednak twórcom uda się wybrnąć z tego problemu obronną ręką.
W oficjalnym opisie tej produkcji możemy bowiem wyczytać, że pojawi się w niej „dziwne, zakrzywiające rzeczywistość zjawisko”. Podobnie jak w światach fantasy wiele elementów można wytłumaczyć magią, tak w tym przypadku deweloperzy być może będą nas przekonywać, że to właśnie owo enigmatyczne „zjawisko” sprawia, iż Persefona wygląda niczym Ziemia w trakcie jednej z epok lodowcowych, a nie daleka sąsiadka Plutona.
Ciekawe tylko, jaki związek z tym tajemniczym zjawiskiem będzie mieć stwór, którego obecność zasygnalizowano w ostatnich sekundach zwiastuna. Jego ryk zdaje się sugerować gigantyczny rozmiar, co od razu nasuwa pytanie o to, czym taka maszkara się żywi. Lodem? Skałami? A może uprawia fotosyntezę? Czas pokaże, jaką (i czy w ogóle) odpowiedź na to pytanie będą mieć deweloperzy.

Kłopotliwa współpraca z ESA
Wyzłośliwiam się tutaj, a prawda jest taka, że Aphelion wcale nie zapowiada się źle. Możemy otrzymać kawał solidnej, emocjonującej przygody science fiction. Kto wie, może nawet znajdą się gracze, którzy będą ją porównywać chociażby do Interstellar? I raczej mało kto zwróci uwagę na problemy opisane przeze mnie powyżej. By się o tym przekonać, wystarczy przejrzeć komentarze pod zwiastunem, w których nie brakuje przytyków w stronę twórców, ale dotyczących zupełnie innych tematów.
Problem jednak w tym, że moim zdaniem współpraca z Europejską Agencją Kosmiczną do czegoś zobowiązuje. Choć nie oczekuję, że jej owoc powinien od razu być symulatorem, to jednak przydałoby się, by pewne elementarne kwestie były zgodne z rzeczywistością. Tymczasem otrzymaliśmy grę, do której łatka ESA wydaje się przypięta na siłę i która według mnie zyskałaby na jej odpięciu. Tytuł zyskałby również na zmianie miejsca akcji, bo chyba nikt by się nie obraził, gdyby Aphelion przenosił nas do innego układu planetarnego. Ale że miało być realistycznie (w 2060 roku, w którym toczy się akcja gry, raczej nie będziemy dysponować technologią pozwalającą na załogowe misje międzygwiezdne), to wyszło, jak wyszło.
Z drugiej strony nie znamy dokładnego zakresu kooperacji ESA z Don’t Nod. Istnieje szansa, że ograniczała się ona do konsultacji technicznych lub wręcz tylko użyczenia wizerunku agencji. Niemniej jej obecność w materiałach promocyjnych stwarza wrażenie, że mamy do czynienia z tytułem aspirującym do większego realizmu, niż to, co ostatecznie udało się osiągnąć.