3D, które jest mi zbędne, czyli jak Avatar nie zrewolucjonizował kina
Gdy Avatar szturmował kina, obraz 3D był sensacją, która miała na stałe zagościć w multipleksach. Coś jednak nie wyszło – rewolucja spaliła na panewce.

Pamiętam, jakie za dzieciaka wrażenie robił na mnie sam zwrot „3D”. Z całą klasą byliśmy w kinie na jakimś przyrodniczym filmie i dosłownie myśleliśmy, że lew zaraz nas wszystkich pożre! Nadszedł też Avatar, który w pełni korzystał z dobrodziejstw trójwymiarowego obrazu. Nie był pierwszy, ale okazał się najbardziej dochodowym tego rodzaju przedsięwzięciem (jego dochód przekroczył 2 mld dolarów, a całościowo prawie dobił do 3 mld). Mogło się wydawać, że za dekadę nikt nie będzie pamiętał o 2D, a przynajmniej – że największe hity będziemy oglądać w tej nowej (wtedy) technologii. Poszliśmy w inną stronę, i dobrze.
3D, czyli drożyzna
Nie każdy musi postrzegać kino w taki sposób jak ja – ale przyznaję, że bardziej zwracam uwagę na walory fabularne, stylistykę, a trójwymiar w mojej świadomości zaczął pełnić rolę niepotrzebnego dodatku za parę złotych więcej. Oczywiście rozumiem filmy powstające przy użyciu specjalistycznych kamer, takie jak Avatar, który wręcz oszałamiał piękną Pandorą. Tylko… no właśnie.
Avatar, reż. James Cameron, 20th Century Fox, 2009.
Aby w pełni wykorzystać możliwości 3D, należy stworzyć produkcję pod ten obraz przeznaczoną. Tymczasem trudno sobie wyobrazić, by takie pozycje miały powstawać jedna za drugą, być może nawet spychając scenariusz na boczny tor. To jednak droga inwestycja, a zatem studia rozpoczęły trend konwersji filmów 2D na trójwymiarowy obraz. Uzupełnione o podstawowe efekty tytuły wyświetlane w kinach miały zarabiać więcej, bo przecież seans 3D jest droższy.
W obiegu nawet pojawił się żart. Nie możesz zrobić dobrego filmu? Zrób go w 3D. Kina specjalnie tak ustalały harmonogram pokazów, by tych w 2D było mniej albo ich emisje przypadały na niezbyt dogodną godzinę. Ba, zdarzało się, że oczekiwana pozycja trafiała do repertuaru wyłącznie w trójwymiarowej wersji. Widownia, dopiero co zafascynowana możliwościami technologii pokazanymi przez Avatara, zaczęła uświadamiać sobie, że jest robiona w bambuko. Płaci więcej za obraz gorszej jakości, nieprzystosowany do 3D, które spełnia się jako narzędzie do zwiększenia zysków.
3D, czyli dochody w dół
Avatar trafił do kin w grudniu 2009 roku, co sprawia, że bardziej oddziaływał na wyniki za rok 2010. Wtedy to udział kasowy seansów 3D w całościowych wpływach na terenie USA i Kanady wyniósł 21%. Jak pokazuje poniższy wykres, nie udało się utrzymać tego wzrostu – statystyka ta zaczęła spadać.

Druga odsłona Avatara wyszła w grudniu 2022 roku. James Cameron długo kazał na siebie czekać, a biorąc pod uwagę, że jego film zarobił ponad 2 mld dolarów na całym świecie (z czego około 1,6 mld w USA), liczby pewnie powędrują znów w górę. Sęk w tym, że kino 3D czeka w takim razie na pojedyncze strzały – produkcje zrealizowane po to, by lśnić w tej technologii. Wyjątki, które nie tworzą już stałej, nowej mody.
3D, czyli do d…
Sprawdziłem repertuar multipleksów na najbliższy weekend w Warszawie. Trudno znaleźć w nim seanse 3D – jedyne produkcje, które można obejrzeć w tej technologii, to Marvels, czyli jeden z najgorszych filmów Marvela i ogółem klapa, oraz Pod taflą oceanu. Jak już sugeruje tytuł, druga z wymienionych produkcji ma charakter przyrodniczy.
Pod taflą oceanu zabiera widzów w przestwory oceanów. Oficjalna premiera filmu miała miejsce w 2009 roku (w Polsce w kwietniu). Miałem wtedy 12 lat, Avatar jeszcze się nie pojawił (przypomnę – wleciał tuż przed świętami Bożego Narodzenia), a 3D kojarzyło mi się z doznaniami natury przyrodniczej. To safari wygląda imponująco, proszę pani!

Mam wrażenie, że cofnąłem się w czasie. Ale nie płaczę nad 3D, które wraca co najwyżej jako dodatkowo płatny dodatek przy naprawdę dużych blockbusterach albo wizualnie istotny składnik kolejnego Avatara czy innego specjalnego widowiska. Nie rozpaczam, bo artystycznie, dla opowiadania, trójwymiarowy obraz nie znalazł swojego celu.
Dla mnie 3D w standardowych przypadkach stanowił bajer, który rozpraszał uwagę, podwyższał cenę biletu, wymuszał zakładanie plastikowych okularów i nie dodawał nic do historii. A kino to głównie historie – w mniejszym stopniu park rozrywki, jak to mówił Martin Scorsese, choć jego określenia używam tu w innym znaczeniu, myśląc o wykorzystaniu 3D, nie zaś o filmach Marvela.
Film:Avatar: Istota wody(Avatar: The Way of Water)
premiera: 2022premiera PL: 2022akcjaprzygodowysci-fithriller
Avatar: Istota wody zabiera nas na obcą planetę Pandora, na której żyje rasa Na'vi. Dwanaście lat po wydarzeniach z poprzedniego filmu, po raz kolejny musi ona stawić czoła śmiertelnemu zagrożeniu. Avatar: Istota wody jest wyreżyserowaną przez Jamesa Camerona (Titanic) kontynuacją produkcji science-fiction Avatar z 2009 roku. Akcja tytułu ponownie toczy się na obcej planecie Pandora, zaludnionej przez rasę Na'vi. Pośród niej żyje bohater pierwszej części, Jake Sully. Ma on rodzinę u boku i jest szczęśliwy. Sielankę przerywa jednak pewne zagrożenie z przeszłości. W produkcji wystąpili m.in. Sam Worthington (Jake Sully), Sigourney Weaver (Kiri), Kate Winslet (Ronal), Zoe Saldana (Neytiri), Michelle Yeoh (Dr. Karina Mogue), Stephen Lang (Miles Quaritch), Giovanni Ribisi (Parker Selfridge), Edie Falco (Frances Ardmore) i Joel David Moore (Norm Spellman). Zdjęcia kręcono m.in. w Wellington w Nowej Zelandii.
Film:Avatar
premiera: 2009akcjaprzygodowyfantasysci-fi
Sparaliżowany weteran Jake Sully zostaje wysłany na księżyc Pandorę, gdzie poznaje lokalną społeczność, żyjącą w harmonii z przyrodą – humanoidalną rasę Na’vi. Postanawia jej pomóc. Jednocześnie zaognia się konflikt między nimi a ludźmi przybyłymi z Ziemi w celu pozyskania cennego minerału unobtainium.