„Tato, twój był zdecydowanie najlepszy”. Aktor głosowy z Assassin's Creed 4 i jego syn nie mogą się nachwalić gry sprzed lat
Ożywione dzięki motion capture postacie mają w sobie autentyczność, którą trudno byłoby uzyskać klasycznymi metodami. Zwrócił na to uwagę Ralph Ineson, głos Charlesa Vane’a w Black Flag.

Dobrze dobrany głos i solidny mocap potrafią zachwycić graczy, a w niektórych przypadkach nawet wznieść rozgrywkę na niesamowity poziom. Świetnie ilustruje to przypadek doskonałej roli Neila Newbona w Baldur’s Gate 3 i wszystkie połączone z tym szaleństwa graczy i fanów wokół postaci Astariona, ale nie jest to wyjątek w kontekście gier. Branża obfituje w utalentowanych, charakterystycznych aktorów, którzy także odnieśli sukces (chociaż nie zawsze na taką samą skalę) a produkcje, które zaszczycili swoją obecnością, zajmują szczególne miejsca w sercach graczy.
Dziś skupimy się na osobie Ralpha Inesona - głosie i aktorze stojącym za postacią Charlesa Vane’a w Assassin’s Creed 4. Aktor ma na koncie kilka innych, ważnych ról (Cid w Final Fantasy 16, Galactus w Fantastycznej Czwórce) ale to współpraca przy serii o asasynach jest jednym z jego najbardziej znanych występów w świecie gier. Ostatnio o jego wrażeniach z pracy nad produkcją pisał serwis GamesRadar.

Mocap jest fajniejszy niż gra głosem
Aktor przede wszystkim podkreślił, że każda rola jest inna. Przyznał jednak, że zdecydowanie woli mocap niż sam dubbing – to interesujące doświadczenie, które eksploruje zupełnie inny wymiar gry aktorskiej. Zwrócił też uwagę na miejsce mocapu w grach i wskazał na różnicę pomiędzy tymi produkcjami, które używają motion capture w minimalnym stopniu, a tymi, które korzystają z niego w pełni.
Za punkt odniesienia służy tu oczywiście Assassin’s Creed. Black Flag z jego świetnym aktorstwem wysuwa się tu na prowadzenie, podczas gdy kolejne tytuły z serii wypadają zdaniem aktora coraz gorzej, a winę za to ponosi brak mocapu:
Kiedy porównasz Black Flag z późniejszymi asasynami, to widać, że jest w nich tylko odrobina mocapu – w mimice twarzy bohaterów. Nie ma go jednak w ruchach postaci i to się bardzo rzuca w oczy. Mój syn, który lepiej się orientuje w sprawach motion capture, powiedział mi raz – tato, twój asasyn był zdecydowanie najlepszy. Później tylko się pogorszyło!
- Ralph Ineson (za GamesRadar)
Gra jak interaktywne kino
Aktor wskazuje tu na pewien coraz bardziej widoczny trend w branży, o którym pisaliśmy także przy okazji nadchodzącego Dragon Age: Veilguard. Tytuł zdążył już zebrać sporo słów krytyki, także z powodu drewnianych, nienaturalnych ruchów postaci – objawiły się konkretne oczekiwania graczy i widoczna jest już zmiana standardów jakości w kontekście animacji.
W miarę jak technologia idzie naprzód, wzrastają też wymagania fanów. Mocap jest dziś niemal standardem, a jego brak coraz bardziej rzuca się w oczy. Niektóre dzisiejsze gry to już nie tylko gameplay, ale też coraz bardziej interaktywne „filmy”. Świadczy o tym coraz większa rola aktorstwa w formie motion capture. Technika dodaje bohaterom autentyczności, która jest nieosiągalna dla standardowych metod animacji, a przemysł gier coraz skłania się w stronę rozwiązań, które potrafią angażować gracza jak najlepsze kino.
- Różności