autor: Luc
Testowaliśmy tryb kooperacji w Dying Light - Mirror's Edge, Evolve, a nawet Alan Wake w jednym - Strona 3
Śmiertelny wirus, epidemia zombie i walka o przetrwanie – mimo że widzieliśmy to już setki razy, deweloperzy wciąż niezwykle chętnie sięgają po ten motyw. Czy Dying Light od Techlandu zaoferuje w tym temacie coś nowego?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dying Light - poważniejsze, lepsze i ładniejsze Dead Island
Przez całą drogę towarzyszy nam naturalnie nieustanna walka z wciąż podążającym za nami Hunterem – pomimo kilku udanych akcji z wykorzystaniem ultrafioletu, zdarzyło się nam również nieraz paść pod jego ciosami. Te na szczęście rzadko okazują się śmiertelne – w chwili, w której przynajmniej jeden członek zespołu wciąż żyje, mamy możliwość reanimowania poległych towarzyszy. Niejednokrotnie zdarzyło się jednak, iż sterowana przez wyjątkowo sprawnego gracza bestia była w stanie w parę chwil unicestwić całą drużynę, zmuszając nas tym samym do rozpoczynania wędrówki od nowa i to z mocno oddalonego od celu punktu. Dzięki możliwości błyskawicznego i bardzo satysfakcjonującego pokonywania nadprogramowej trasy, nawet częste zgony nie frustrują i już po chwili zaczynamy je traktować jako część rozgrywki, stwarzającą graczom nowe możliwości.
Po kilkunastu minutach wykonywania akrobacji oraz bronienia się przed atakami Huntera ostatecznie udaje nam się wyeliminować wszystkie siedliska zarazy w okolicy, zaś zza horyzontu z wolna zaczyna wychylać się zbawienne światło słońca. Nadciągający dzień to okazja na spokojniejsze przyjrzenie się rezultatom naszych akcji oraz kontynuowanie podróży w kierunku bazy. Stoczone batalie okazały się całkiem pokaźnym źródłem punktów doświadczenia – zdobywaliśmy je nie tylko za pokonywanie przeciwników, ale również za wykonywanie karkołomnych sztuczek. Umożliwiony w ten sposób rozwój postaci dzieli się na dwa główne drzewka – jedno skupia się na sile, zaś drugie na zręczności. Inwestowanie punktów pozwala odblokować nowe umiejętności oraz pielęgnować te, które już posiadamy. Trzecia, całkowicie odrębna, ścieżka – związana z pomaganiem napotkanym na mapie ludziom – udostępni z kolei graczom kilka dodatkowych gadżetów. O tym, jak całość tego systemu działa w praktyce, nie mieliśmy wprawdzie okazji w ogrywanym fragmencie się przekonać, jednak fakt wprowadzenia progresji w grze tego typu to kolejny element, który powinien przyciągnąć na dłużej.
Kilkadziesiąt minut spędzone z okrojonym Dying Light było doprawdy interesującym doświadczeniem. Choć gra w żaden sposób nie wymyśla gatunku na nowo, łączy kilka najciekawszych pomysłów z innych produkcji w dobrze funkcjonującą i wciągającą całość. Wszystko to okraszone sporą dozą dynamizmu oraz przyjemną dla oka grafiką, czyni z tego tytułu bardzo obiecującą propozycję, mającą szansę tchnąć w produkcje o zombie odrobinę świeżości oraz polotu. Jeżeli twórcom uda się całość obudować angażującą fabułą oraz utrzymać sensowny balans w niesymetrycznym co-opie, Dying Light ma spore szanse stać się kolejną polską grą, o której będzie głośno na całym świecie.