Jak gra się templariuszem w Assassin’s Creed: Rogue? Sprawdziliśmy! - Strona 2
Assassin’s Creed: Rogue na pewno nie będzie rewolucyjną odsłoną serii, jednak rozgrywka po stronie templariuszy plus sprawdzone mechanizmy z Black Flag dają nadzieję na całkiem udaną produkcję.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed: Rogue - zmarnowana szansa templariuszy
Walka z innymi łajbami nie sprawiła mi w Rogue najmniejszych trudności. Bogaty arsenał pozwalał na demolowanie przeciwników w stopniu wręcz niewyobrażalnym. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że Morrigan zostało ulepszone do maksimum na potrzeby gamescomowego dema i w pełnej wersji droga do panowania na morzu będzie długa i żmudna, ale i tak walczy się dużo łatwiej niż w „czwórce”. Statek Cormaca jest wyraźnie szybszy i zwrotniejszy od Kawki Kenwaya, a to już mocno zmienia postać rzeczy. Kto grał w Black Flag, z pewnością przyzna mi rację.
Choć Rogue zadebiutuje na rynku po premierze gry Assassin’s Creed: Unity, nie zostanie w żaden sposób usprawnione pod kątem mechaniki rozgrywki. Ubisoft Sofia postanowiło skorzystać z ustalonych już wzorców i nie implementuje żadnych nowych rozwiązań, które zobaczymy w Unity.
Sytuacja zmieniła się także na lądzie. Templariusze wyposażyli swojego nowego kolegę w bardzo przegięte zabawki. Mam tu na myśli różnego rodzaju granaty, które mogą np. wprowadzić w szał całą grupę rywali lub ich uśpić. Cormac potrafi także niszczyć beczki zawierające trujący gaz, a sam unikać działania szkodliwej substancji po założeniu na nos przedpotopowej maski gazowej, czyli chusty. Likwidowanie zwykłych rywali z dystansu to egzekucja – znając dobrze mechanikę gry i wykorzystując braki w sztucznej inteligencji oponentów można siać śmierć i zniszczenie w stopniu dotąd niespotykanym. W przypadku asasynów jest nieco trudniej, bo członkowie zakonu są w stanie korzystać z zabawek podobnych do naszych, ale i oni nie stanowią jakiegoś wielkiego problemu. Możecie wierzyć mi na słowo, bo ubiłem również kilku z nich.

Wywołująca dużo szumu zmiana frakcji wprowadziła ciekawe opcje do oklepanych rozwiązań. Przyzwyczailiśmy się już lata temu, że asasyni wykonują zlecenia zabójstw, wpierw lokalizując ofiarę, a następnie posyłając ją na tamten świat. Templariusz Cormac takich zadań podejmować się nie będzie – w jego interesie leży ratowanie ludzi wyznaczonych przez dawnych kolegów do odstrzału. Tego typu misje rozpoczynamy przechwytując gołębie, którymi asasyni przesyłają sobie informacje o celu ataku. Kiedy uda nam się ten cel odnaleźć, gra daje nam kilkadziesiąt sekund na zlikwidowanie wszystkich potencjalnych agresorów – ukrywają się oni w tłumie pod postacią zwykłych ludzi lub żołnierzy. Uszczuplenie szeregów wroga zmniejsza liczbę zamachowców podczas ostatecznego uderzenia, a więc wpływa bezpośrednio na poziom trudności misji. Wiadomo, łatwiej ochronić bezbronną ofiarę, jeśli kilka osób nie próbuje wbić jej noża w plecy. Generalnie te misje wydają się być ciekawą rozwinięciem mocno wyświechtanych już zadań, które Ubisoft Montreal pchał do kolejnych odcinków sagi niejako z obowiązku.
Rogue sprawia wrażenie gry nieco bardziej poważnej i ponurej niż radosne, kolorowe Black Flag. Marynarze nadal śpiewają szanty (mamy usłyszeć aż dwadzieścia nowych kompozycji!), ale otoczenie, które przyjdzie nam zwiedzać nie zachwyca już feerią barw tak typową dla Karaibów. Skute lodem tereny prezentuje się bardziej posępnie od tego, co widzieliśmy w „trójce”. Zimowe pejzaże urozmaicają zorze polarne, które dodają całej produkcji subtelnego uroku – faktycznie można się poczuć, jakbyśmy byli na dalekiej północy.

Nowa gra Ubisoftu nie sprawia wrażenie drugoligowej zapchajdziury w rodzaju Liberation, widać ewidentnie, że Bułgarzy celują w pełnoprawnego następcę Black Flag. Na graczy czeka cała masa aktywności – są polowania na walenie, różnorodne lokacje wyładowane po brzegi znajdźkami, forty do zniszczenia i proste zadania poboczne. Dostępny teren nie jest tak duży, jak w „czwórce” i na dodatek część obszarów jest na starcie zablokowana krami, ale to akurat nie wydaje się wielkim problemem. Bardziej niepokoi obecność tylko jednego dużego miasta, zwłaszcza, że Nowy Jork w Assassin’s Creed III nie zachwycał. Przywiezione na targi demo Rogue’a skutecznie omijało jednak temat przyszłej amerykańskiej metropolii, dlatego i my musimy w tym miejscu spuścić na nią zasłonę milczenia.