autor: Przemysław Zamęcki
Graliśmy w Elite: Dangerous - największego konkurenta Star Citizena - Strona 2
Po wielu latach nieznośnego oczekiwania David Braben dał w końcu wygłodniałym fanom space-simów to, na co czekali: kolejną grę z serii Elite – najlepszej kosmicznej handlówki wszech czasów. My mieliśmy już okazję przetestować jej wersję beta!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Elite: Dangerous - w kosmosie nikt nie usłyszy Twojego marudzenia
Na razie ekonomii Elite nie ma co porównywać do najbardziej rozwiniętej pod tym względem EVE Online ani nawet konkurencyjnej serii X, choć w niej dostępny jest tylko tryb dla jednego gracza. Niemniej, będąc na stacji, możemy zapoznać się z listą dostępnych modułów, przejrzeć nieco lepsze jednostki i próbować nawiązać kontakt z władzami placówki lub przedstawicielami czarnego rynku. Wspomniani wcześniej niewolnicy i przemyt narkotyków powinny być w pełnej wersji dość dochodowym źródłem interesu, przynajmniej na początku.
I choć ekonomia i misje pozostawiają na razie wiele do życzenia (nie ma się co martwić, David Braben zna się na tej robocie jak nikt inny), to cały aspekt symulacyjny związany zarówno z obsługą statku, jak i działaniem przestrzeni kosmicznej, już teraz zostawia całą znaną mi konkurencję lata świetlne za sobą. Włącznie z islandzkim, boskim EVE.
Do obsługi gry w zupełności wystarczy korzystanie z myszki i klawiatury. Jednakże osoby posiadające bardziej zaawansowane kontrolery, mam na myśli przede wszystkim joysticki z przepustnicami, znajdą się w uprzywilejowanej sytuacji. Co prawda, ostatnimi laty urządzenia te zostały wyparte przez wszechobecne pady, ale jeżeli zamierzacie poważnie podejść do Elite, inwestycja w nowy sprzęt nie tylko wpłynie na przyjemność płynącą z rozgrywki, ale także znacznie podniesie poziom immersji. Szczerze mówiąc, nie wiem, na jaki poziom symulacji zostanie wyniesiony Star Citizen, ale już Dangerous przynosi niezapomniane wrażenia. Zawdzięcza to głównie symulowaniu prawdziwego oddziaływania na siebie wszelkich ciał niebieskich. Miliardy układów planetarnych zachowują się dokładnie tak, jak w rzeczywistości. Planety okrążają słońce, księżyce orbitują wokół planet – wszystko wygląda jak w programach Discovery albo na lekcjach fizyki. Każdy obiekt ma swoją masę, która wpływa na obiekty sąsiednie, a nawet na zachowanie statków kosmicznych, które do przyśpieszenia potrzebują najpierw wyrwania się spod wpływu grawitacji. Żeby skorzystać z hipernapędu, nie wystarczy wybrać z menu polecenia „skocz do”. Trzeba autentycznie sterować statkiem, który w czasie skoku może zostać wyrwany z hiperprzestrzeni przez jakieś losowe wydarzenie – możliwość kolizji lub, na przykład, patrol policyjny, który zechce zeskanować naszą ładownię na okoliczność przewożenia zakazanych towarów.
Walka przebiega zupełnie inaczej niż w tradycyjnych kosmicznych strzelaninach. Jest znacznie mniej dynamiczna i nie wygląda jak typowe pojedynki myśliwców rodem z II wojny światowej, gdzie wystarczyło utrzymać się na ogonie przeciwnika i bez przerwy pruć w niego, czym się da. Starcia w Elite są bardziej wysublimowane i wymagają większej uwagi. Okręt dysponuje stałymi zasobami energii, którą trzeba umieć odpowiednio rozdysponować pomiędzy jego modułami: napędem oraz bronią. Chcąc szybciej lecieć, trzeba przerzucić część mocy do silników. Zwiększając ją w systemie, spowodujemy na przykład przyspieszoną regenerację tarczy ochronnej otaczającej jednostkę. Skierowanie jej do dział wydłuży czas, zanim ulegną przegrzaniu, i skróci proces ochładzania. Przez cały czas trzeba mieć na uwadze wiele czynników.

Przezroczysta bańka ukazuje obszar dostępny w becie. Układy przedstawione na screenie są tylko mikroskopijnym wycinkiem galaktyki.
Świetne w Elite jest to, że w czasie walki uszkodzeniu mogą ulec różne części statku, w tym również kabiny. Próżnia wyssie całe powietrze, powodując, że pilot zostanie tylko z kilkuminutowym zapasem tlenu z butli. Ciężko oddychając (wszystkie dźwięki w grze są na całkiem niezłym poziomie), pozostaje zwykle bardzo mało czasu na ucieczkę i znalezienie miejsca, w którym – zanim skończy się tlen – zdołamy naprawić uszkodzenia. Jeżeli jednak zostaniemy zestrzeleni, otrzymamy za darmo kolejną najprostszą jednostkę klasy Sidewinder.